-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez KougatKnave3
-
- To dobrze... Nie to, że się ciebie wstydzę czy coś... jesteś fajną mamą - powiedziąłem i się położyłem też na ziemi. - Właśnie dlatego nie żałuje w pełni, że trafiłem do więzienia.
-
- Dobrze... wciąż tylko ja, Knife, Bear i ty wiemy o tym, że ty jakby moją matką? - spytałem się. Wiem, bo Orange ma typowe objawy nadopiekuńczości... w dzieciństwie (3 rok odsiadki) nie pozwoliła mi nawet wstać i wołała o lekarza po LEKKIM UKŁUCIU widelcem. Więc jeśli by ktoś się dowiedział o moim powiązaniu z Orange... to by raczej mnie omijał SZEROKIM łukiem.
-
Więc piszę jeśli dam radę, jak nie to dyktuje mamie. "Twilight... Wybacz mi... próbowałem zrobić byś się nie dowiedziała... i nie załamała, ale nie widzę innej możliwości. Wiem, że w Equestrii jesteś poszukiwana (bo jak wejdziesz o szybko cię ubiorą w suknie ślubną dla Blueblooda, bo nie mamy jeszcze ślubu), więc proszę cię byś ty i Leena przybyły do Ponyville. Powiedz Langowi "Kwiaty Wojny Zawitały Do Nas" a on ci powie co ja robie tyle czasu w Ponyville... powiedziałbym w Liście ale boje się, że coś go przechwyci. Lang ci dobierze trase... Z pozdrowieniami i przeprosinami... Feather Book" i wysyłam. - Namyśliłaś się co do zamieszkania u nas? - spytałem się mamy.
-
Westchnąłem... - Przyniesiesz mi papier i coś do pisania z mojej torby? Napisze do Twilight...
-
Westchnąłem... jakby wymuszenie, ale wciąż strasznie głodny. Spoglądam na nią z wdzięcznością i smutkiem... - Nie wiem ile już Wytrzymam.
-
Night opiekuje się dzieckiem, a Twi by się załamała i straciła kontakt ze wszystkim po zobaczeniu Ponyville. Nie mam tutaj jedzenia, a matka mi nie wiele w tym pomogła... - N... nie pomogło... - powiedziałem jakby odwzajemniając uścisk.
-
- Głodny... nie lubie nikogo o to... prosić... - powiedziałem ledwo, gdyż głód jest wysoki. Nie... nawidze... być... podmieńcem...
-
Nie... idę do kuchni i tam siadam i czekam i staram się wytrzymać ten atak głodu... nie... będę... nikogo... błagać... nikt mnie tu aż tak nie lubi... bym się... najadł...
-
Nie... będę... nikogo... prosił... o... jedzenie. Wstaje i patrzę jak się mają inni... to, że jestem podmieńcem, to informacja którą wolałbym przekazać na ostatniej pozycji.
-
Sprawdzam która jest godzina jeśli można. Nie będę nikogo prosił o całusa... wtedy się wyda, że jestem podmieńcem a skazańcy nie są dla nich wspaniałomyślni...
-
Więc zasypiam bo zachodzi na spokojną noc. Głodny... nie będę ciągle prosić mamę o całusy bo przy naszej niewielkiej różnicy wieku (4 lata) pomyślą, że jesteśmy razem...
-
Ilu dokładnie? Tak czy siak sprawdzam co robi mama i Shy...
-
Gotuje się na wypadek walki ale też się chowam. Sprawdzam jakie ma zamiaru.
-
Więc siedzeń i czekam aż coś się wydarzy... Muszę być czujny.
-
Cicho... Nie mam jedzenia na razie. Tak czy siak pilnuje czy nic nam nie zagraża.
-
Wystarczyło powiedzieć "Dziękuje"... nawet tego nie usłyszałem, ale akceptuje to bo teraz pomaga innym. Wytrzymam, bo mama jest teraz zajęta.
-
Wolałbym od Shy... Bo jakby ma w dupie że pomogłem jej z bandytami... Ale cóż... Może aż tak nie zasłużyłem?
-
Więc pilnuje wciąż nie dostając nagrody za uratowanie klaczy w opałach przed 5 zboczeńcami... nawet dziękuje nie powiedziała... sprawdzam co robi mama i Xylyn.
-
Więc siadam i pilnuje spoglądając niekiedy na Fluttershy czy nikt jej nie zaczepia. Może lepiej nie mówić jej o tym, że tu sami więźniowie.
-
Więc idę do mamy bez nagrody za uratowanie a potem zdaje raport. - Przejście jest zapieczętowane... za to znalazłem nam lekarstwa i najważniejsze... dobrego medyka.
-
Więc jeśli nie da rady... nawet jak da radę... to biorę ją na grzbiet tłumacząc się że "Już dużo się nacierpiała". Tak czy siak bez nagrody idę do Restauracji.
-
- Dobrze... rozumiem - powiedziałem. Po sjończonej robocie spoglądam na nią. - Może pójdziesz ze mną i Xylyn? Jesteśmy w restauracji razem z resztą grupy, a mamy dzieci i nikt z nas nie zna się na medycynie tak dobrze jak ty... więc może dołączysz do nas?
-
- Sądząc po tym co widzę, to Applejack świetnie się utrzymuje u siebie w domu. Poza tym, co oni ci robili tutaj? - spytałem się z troską pozwalając się bandażować.
-
- To... nic poważnego... - powiedziałem. Co ja gadam, jest poważne, ale w tej chwili nie ma czasu o tym myśleć. - Wiesz co u pozostałych? Wiem, że Rarity jest w Hoofington, a a Twilight wciąż u mnie w domu w Kraju Wiśni.
-
Obejmuje ją. - Spokojnie. To Angel, znasz go. Pewnie gdzieś się ukrył z górą marchewek i czeka, aż wszystko przycichnie - powiedziałem i trochę się skrzywiłem... moja rana...