-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez KougatKnave3
-
Idę za nimi gdyż nie zostawię swojej klaczy samej.
-
Uśmiecham się i idę dalej do Ponyvillskiego Szpitala by tamtejsi lekarze zadbali o Twilight.
-
- Całe szczęście. Jak to się wszystko skończy będę musiał trochę podszkolić w magii. Mogę na ciebie liczyć?
-
Zmierzam do Ponyville i odrazu po przyjściu niosę ją do szpitala. Po drodzę mówię. - Twili, znasz jakiegoś lekarza który by cię nie wsypał chrysalis?
-
- Oj nie - telekinezą daje ją na mój grzbiet. - Poniosę cię do PonyVille - powiedziałem. Sam taszczyłem na plecach Rainbow przez paręnaście kilometrów wokół góry więc teraz sobie dam radę.
-
Zakrywam usta kopytem. Na rany daje liście, a potem przywiązuje je źdzbłami trawy. Kiedy będzie wszystko gotowę to mówię. - Gotowę, ale nie obejdzie się bez wizyty u lekarza.
-
Zrywam je by mógłbym mógł przywiązać liście do zakrwawionych miejsc Twilight. Zrywam potrzebną ilość liści i zakrwawione bandarze zastępuje liścmi przyczepionymi zdzbłami trawy.
-
- Trzeba znaleźć coś coś co nam pomoże zatamować krwawienie... chyba że - zaczynam szukać jakiejś długiej trawy, która jest przy okazji wytrzymała by pomieścić parę liści.
-
Przyglądam się bandażom. - Twoje bandaże są do wymiany.
-
- Mi to jakoś nie przeszkadza. Jeśli pomogą się nam zemścić na Serenie, to musimy im zaufać - powiedział Sam.
-
- Zawsze będę przy tobie, czy to duszą czy ciałem, zawszę - powiedziałem całując ją.
-
Dotykam kopyto o jej kopyto i mówię. - Co będzie potem? Po tym jak pokonamy Chrysalis?
-
- Nawet nie wiesz jak się cieszę że to usłyszałem.
-
- Czy gdybym był człowiekiem... dalej byś mnie kochała?
-
Sam nie wiem co mi wtedy przeszkadzało, może to że po śmierci Mily byłem zamkniętą osobą i dopiero zmiana ciała dała mi troszkę odwagi, gdyż wcześniej miałem wątpliwości że się zgodzi głównie dlatego że byłem człowiekiem. Ciekawi mnie... czy by mnie pokochała jako człowieka. - Mam takie pytanie.
-
Mam to w dupie. Jestem sam na sam z Twilight i to się tylko liczy. Chciałbym by ta chwila trwała wiecznie, by nic jej nie przerwało.
-
- W sumie... racja - przytulam ją po czym patrzę w gwiazdy.
-
- Dobry wieczór, skarbie - całuje ją w policzek.
-
"Stell: Robi się ciekawie" "Rogue: Cholera, bałem się to usłyszeć" - Urodziłem się na terenach które kiedyś były wolne, ale teraz stoi tam Appleosa, i z moimi rodzicami utrzymywaliśmy się z produkcji jabłek i sprzedawaliśmy je przejeżdżającym karawanom, które niekiedy gościliśmy na noc. Wszystko było fajnie, ale był jeden problem. W pobliżu, nie wiem dokładnie gdzie, siedzibę mieli "Trojaczki RedHoofs" i wpadała w "odwiedziny" do nas raz w miesiącu a te odwiedziny nie są zbyt miłe. Kiedy miałem rok moi rodzice nie wytrzymali i dzięki pomocy Kapitana wracającego z jakiejś wyprawy, dostaliśmy dom w Canterlocie i tam zamieszkaliśmy, a ja później zacząłem chodzić do szkoły. Miałem przyjaciela i przyjaciółkę byli rodzeństwem, bawiliśmy się całymi dniami, aż pewnego dnia zostali zmuszeni do przeprowadzki do Manehattanu. Miałem wtedy z 8 lat. Po tym jakoś inni zaczęli mnie omijać, więc została mi tylko nauka. Dostałem propozycje wejścia do szkoły dla utalentowanych jednorożców... "Stell: A dzięki mnie..." - ... ale odmówiłem.
-
Ciągle leże i czekam aż się wybudzi.
-
Też zasypiam. Od doby nie spałem więc przyda mi się trochę snu.
-
Uśmiecham się ciepło. Nigdy wcześniej nie byłem tak szczęśliwy, i zrobiłbym wszystko by tak zostało.
-
Odwzajemniam uścisk. - Kocham cię - szepcze cicho do jej ucha.
-
Całuje ją dalej. Nie mam ochoty wracać na ziemie, nie po tym co mnie tutaj spotkało.
-
Odwzajemniam uśmiech a potem całuje ją w usta.