Skocz do zawartości

OjtamOjtam

Brony
  • Zawartość

    246
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    3

Posty napisane przez OjtamOjtam

  1. Heja. Też chciałbym Cię poprosić o zrobienie sygnatury, jeżeli nie masz nic przeciwko  :hBB25:

    Załączam linek do wektora z moim OCkiem 

    https://drive.google.com/file/d/0Bxd8KXITNCthN3hENl9fRXZxdkk/view?usp=sharing

    (chyba, że może być jpeg?)

    Jakieś nutki latające w powietrzu i do tego tańczący źrebaczek, o ten http://i.imgur.com/nWb857r.png.

    Większymi literami imięOCka - Skaj, a mój nick gdzieś upchnij w rogu proszę, żeby się nie rzucał w oczy

    I jeszcze jeśli chodzi o wymiary, to żeby była trochę dłuższa i węższa (podobnie do mojej obecnej sygny)

    Z góry dzięki :cheese:

  2. Utwór jest dokładnie taki jaki napisałeś - prosty i emocjonalny. Przypomina muzykę filmową, Bardzo ładny, ale niczym szczególnym się nie wyróżnia. Daję 6/10.

     

    Teraz proponuję coś w zupełnie innym klimacie, czyli "Three Preludes" Gershwina :3

    http://my-hit.com/george-gershwin-three-preludes-3-arno-bornkamp

    (Jakby któraś z części się nie chciała odtwarzać i w kółko leciała tylko jedna, odświeżcie stronę. Tylko tutaj znalazłem interesujące mnie wykonanie :twiblush:  )

  3. Świetny cover, bardzo mi się podobał :cheese: , czekam na nowe i jeżeli chciałeś sugestie, to mi osobiście się marzy ułyszeć "Your Song" Eltona Johna w twoim wykonaniu ;) Jednak czegoś mi w tym utworze brakło. Czegoś, co by wyróżniało go na tle innych i chyba zgodzię się tutaj z Mordoklapowem.

    Chodzi o to, że ja lubię jak wykonawca bawi się muzyką, eksperymentuje. Tu zagrać trochę ciszej, tam trochę wolniej. Eksponować momenty kulminacyjne. Ale, jak już wspomniałem jest to kwestia gustu. Od lat wykonawcy klasyczni i ich słuchacze kłócą się o to, jak należy zagrać utwór: tak jak to zaplanował kompozytor, czy dodając coś od siebie.

    Moim zdaniem to sztuczna kłótnia, jeżeli ktoś ma jakieś wykształcenie muzyczne. Można dodać bardzo wiele od siebie i jednocześnie nie wyjść poza ramy wyznaczone przez zapis utworu. Na tym właśnie polega piękno muzyki, a szczególnie klasyki, gdzie można bawić się i zagłębiać w te na pozór subtelne zmiany  :twistare:

     

    A co do ogłoszeń


    Szukam kogoś, kto gra na różnych instrumentach do duetu instrumentalnego.

    Jakbyś chciał kiedyś zrobić coś z saksofonem, polecam się  :NjdaT:

    Jest tylko jeden problem - Wrocław to trochę daleko ode mnie (Kraków/Katowice), a nie posiadam żadnego dobrego sprzętu do nagrywania, ani nie potrafię zbyt dobrze obsługiwać tych programów typu Audacity i FL Studio (od dwóch lat sobie obiecuję, że w końcu nad tym siądę i to ogarnę...). Niemniej, jeżeli miałbyś w planach jakiś konkretny większy projekt, mam paru znajomych, którzy mi może umożliwią zarejestrowanie paru ścieżek.

  4. W pełni cię popieram, Marshewa - co do emigracji i w ogóle. Szanuj się, bo ciężki zawód sobie wybrałeś. I trzymam kciuki kopytka za ciebie ;) I mega zazdroszczę, że tak wcześnie już wiesz tak dokładnie, co chcesz robić.

     


    Dlaczego chcesz wyjechać? W Polsce brakuje lekarzy specjalistów, zwłaszcza neurologów. Możesz przecież założyć prywatną klinikę i świetnie na tym zarabiać. chociaż podejrzewam że odstraszają cię stawki w publicznej służbie zdrowia. Mam rację?

    No właśnie, brakuje specjalistów. Tylko, że ministerstwo zdrowia się tym nie przejmuje i szykują się nowe utrudnienia w zdobywaniu miejsc specjalizacyjnych w szpitalach...

    A co do prywatnych klinik, pozwolę sobie zacytować:

     

    "Zanim lekarz w ogóle pomarzy o prywatnym leczeniu musi zrobić specjalizację. Potem szereg kursów, żeby zdobyć certyfikowane uprawnienia. A na koniec pierdziliard zezwoleń urzędowych. Roboty na jakieś 15-20 lat, co najmniej. Naprawdę sądzicie, że każdy lekarz może sobie od tak wynająć lokal, w którym będzie miziać was po brzuchu, interpretować wyniki, leczyć i zgarniać za to kasę?"

     

    Cytat pochodzi z tego artykułu http://dreamscatcher.me/odpierdolcie-sie-od-lekarzy/

    Napisany dość dosadnym językiem, ale z ogólnym przesłaniem się zgadzam.

    • +1 1
  5. Bardzo mi się podobało. Słychać, że "czujesz muzykę" i rzeczywiście grasz, a nie tylko wygrywasz nutki  :octavia:

    Jeśli już miałbym się do czegoś przyczepić, to brakowało mi trochę większego zróżnicowania dynamicznego i artykulacyjnego w utworach. Tego typu "melodyjek" na fortepian jest mnóstwo i jeszcze więcej podobnych coverów w sieci, które niczym się nie wyróżniają. Nie wiem, może to miał na myśli twój kolega (bo nie sprecyzowałeś, jakie miał zarzuty). Jestem świadomy, że taka pewna płynność i miękkość wynika z samej natury tych utworów i sposobu, w jaki są napisane, ale to w żaden sposób nie usprawiedliwia takiego "rozmemływania" melodii. Widać, że starasz się zwracać na to uwagę - szczególnie ci to wyszło w pierwszym utworze. A szkoda, bo drugi moim zdaniem ciekawszy :octcry:

     

    Fajnie by było usłyszeć coś skomponowanego przez ciebie od początku, jeśli coś takiego masz. I ćwicz. Wena to suka, wiem, ale jeśli ci to daje satysfakcję, to nie przejmuj się kolegą.

  6. Pierwszy raz spotykam się z takim gatunkiem jak dark jazz. Jak na mój gust trochę za dużo tu ambientu za mało rzeczywistego jazzu. Jakiegoś tematu, który wpadłby w ucho i może chociaż trochę bardziej rozbudowanej partii trąbki. No cóż, domyślam się, że nie o to tutaj chodzi, więc spojrzę na to z innej strony.

    Oczywiście mega doceniam  utwór za klimat, który potrafi przenieść słuchającego w zupełnie inny świat. Kolejną świetną rzeczą jest powolne rozwijanie się motywu i to budowanie napięcia, które narasta z minuty na minutę aż do kulminacji. Tutaj drobny zarzut z mojej strony - zabrakło mi czegoś w rodzaju rozwiązania. Ciężko powiedzieć, ale po przesłuchaniu całości zostaje pewien niedosyt. "Jak to, to wszystko?" - chciałoby się powiedzieć.

     

    Podsumowując, daję z czystym sumieniem 7/10

     

    A do oceny zostawiam Move Forward by F.O.U.R.S. Collective

  7. Nie znanego? Miałem wrażenie, że WoodLore wybił się już jakiś czas temu. Robi świetne kawałki, a jego największym atutem jest chyba barwa głosu. Oczywiście dla mnie osobiście :) Co do tego konkretnego utworu, bardzo mi się spodobał. Pierwszym odruchem dałbym 10/10, ale zmusiłem się do bardziej rzetelnej oceny.

    Po pierwsze ubolewam nad brakiem naturalnych instrumentów. Głównie chodzi o banjo, które najbardziej się wybija. Nie brzmi źle, ale taka sztuczność razi, szczególnie kiedy każda nuta i akord na gitarze rytmicznej brzmią ciągle tak samo. Możliwe też, że gdyby nie to, ten sam krótki riff zapętlony przez cały utwór nie zwracałby tak na siebie uwagi, albo może to kwestia miksu? Nie znam się na tym tak dobrze, jak choćby Vunli. Brakuje mi tu też zdecydowanie perkusji. Czegoś, co przynajmniej momentami bardziej podbiło by rytm, bo słuchając całości odnoszę wrażenie, że przez cały czas buduje się napięcie, które nigdzie nie ma kulminacji ani rozwiązania i tak wszystko leci mniej więcej na jednym poziomie - zostawia to pewien niedosyt.

    Mocne strony to, tak jak wspominałem, genialny wokal WoodLore'a (ta chrypka <3 ), bridge w 3:05 z samym basem, choć na tych samych akordach co reszta utworu i... cała reszta utworu.

     

    No więc tak: wyszło mi, że powinienem dać coś koło 7/10.

    Ale kiepsko się z tym czuję, bo WoodLore zasługuje na więcej, więc dam jednak tą dziesiątkę. Bo to moja ocena i nikt mi nie zabroni ._.

     

    Ode mnie kawałek który stworzył Luna Jax we współpracy właśnie z WoodLorem. Tak a propos talentów wokalnych.

  8. A jeśli można spytać, gdzie studiujesz? Może to zależy od uczelni, bo ja takie pogłoski słyszałem wobec WUM-u. 

    Co do WUMu nie wiem, ale np. słyszałem podobne pogłoski o UJ, a sporo moich znajomych tam studiuje i oni takich rewelacji nie przynoszą. Myślę, że na każdej uczelni znajdzie się trochę kanalii, nie tylko na medycznych... Mnie z kolei zawiało na śląsk i na ŚUM, zwany również Mordorem :v

  9. Nie tylko nie doświadczyłem czegoś takiego ale też o niczym takim nie słyszałem. Nigdy nie ma problemu z notatkami, dzieleniem się pytaniami z zaliczeń czy inną pomocą koleżeńską, czy dawaniem od siebie ściągać  :lie: .

    Pamiętam nawet taką miłą sytuację z pierwszego roku, kiedy uwaliłem kolosa z układu nerwowego (najtrudniejszy dla mnie dział anatomii) jako jedyny ze swojej grupy, a na następny dzień parę osób nie pytane zaproponowało mi udostępnienie swoich notatek i materiałów ;3 Nie wiem, może bliżej LEK-u to się zmieni, ale na razie nie mam żadnych przesłanek, żeby tak twierdzić ;) Jednostki chamskie i samolubne z nadwyżką ambicji oczywiście zdarzają się (jak wszędzie) i czasem cały rok przez nie cierpi, ale to tylko jednostki, o których potem wszyscy plotkują :rarity4:

     

    Inna sprawa, że nie wyobrażam sobie, żeby ktoś nie potrafił poznać źle zrobionych notatek o_O Raczej większość osób na naszym kierunku od czasu do czasu zagląda do książek  :NjdaT:

  10. Liczyłem na większą dyskusję, no, ale cóż. Zobaczymy, może jeszcze się temat rozwinie.

     

    Może dlatego, że większość ludzi przychodzi na to forum, jak i inne kucykowe strony, żeby odreagować szarą rzeczywistość i niektórym się może nie chcieć pisać o sobie, gdy można pisać o kucorach  :yay:  Inna sprawa, że mogłeś napisać coś w stylu "podziel się swoimi planami na przyszłość" zamiast "spróbuj zmienić moją opinię o fandomie"  :twistare:

     

    Dobra, jak już tyle osób coś pisze, to też się dołączę. Chcę być lekarzem. Co do planów wyjazdu za granicę, myślałem o tym, szczególnie patrząc na to jak w naszym pięknym kraju traktuje się ludzi próbujących ratować życie innych (mówię tu zarówno o politykach jak i o - niestety - społeczeństwie). Mam jeszcze taki plan, żeby zaciągnąć się do Lekarzy Bez Granic i spędzić jakiś czas nie tylko pomagając tym najbiedniejszym, ale i nabierając doświadczenia.

    Z innej beczki - mama śmieje się, że ze względu na te moje "osiołki" powinienem zostać pediatrą, bo będę miał wspólny język z pacjentami i będą na mnie mówili "Doktor Patataj"  :rainderp:

     

    ...a tak serio to zabijam za pytanie, czy wybrałem już specjalizację  :burned:

     

    P.S. I jeszcze mega szacun dla @OneTwo.

  11. Chyba naprawdę nie mam co robić, skoro tu zaglądam, ale przynajmniej mam nowy pomysł na tapętę na kompa ;3 - od Vunliego

    Na razie mój pulpit wygląda tak:

    MjOJhSZ.jpg

    A tapeta na tablecie (z któej jestem szczególnie zadowolony) tak - z blokadą i bez:

    ye5ddMK.pngRtuyojh.png

    • +1 1
  12. Najpierw piszesz, że skrajni ludzie są takimi samymi fanami jak my, teraz, że nie i, że po prostu też są fanami... zdecyduj się. 

    Okej, to napiszę jeszcze w inny sposób. Zarówno my i oni lubimy to samo. Tak. Ja i ty mamy podobny gust do ludzi, którzy kochają swoje pluszaki i clopają do kolorowych koników narysowanych w wyuzdanych pozach. Chodziło mi o trochę inny kąt myślenia.

  13. Rację masz, ale częściowo. Co jak co, ale fan, który siedzi całymi dniami w domu, ogląda kucyki i pluszaka traktuje jak swoją dziewczynę (a są tacy, co i to robią publicznie) nie jest takim samym fanem jak człowiek, który tylko kucyki ogląda i próbuje żyć normalnie. 

    Bycie fanem, a dużym fanem albo mieć już dosłownie fioła na punkcie kucyków, to różne rzeczy. 

     

    (..)

    A co tu jest do rozwinięcia? 

    To zaś, o czym wspominasz w ostatnim zdaniu - to już się odezwały moje radykalne poglądy. Z resztą nie tylko moje, ok 1/3 fandomu tak myśli, ale mało kto to powie na głos, bo albo siedzą w specjalnych grupach broniaczowych (elity itd.) więc nie muszą się tym przejmować, albo nie grozi im ujawnienie na studiach lub w pracy, że jest broniaczem, albo po prostu nie powie, bo nie wypada. 

    Oczywiście, że bycie fanem, a posiadanie fioła na jakimś punkcie to dwie różne rzeczy, ale chodziło mi o coś innego. Otóż, ci wszyscy ludzie, którzy, obiektywnie rzecz biorąc, robią rzeczy dziwne i może dla większości niesmaczne, TEŻ są fanami serialu "My Little Pony: Friendship is Magic". Lubią to samo tylko... no właśnie inaczej to manifestują, inaczej - bo bardziej - to do nich przemawia/trafia. Zachowywaliby się pewnie podobnie, gdyby byli fanami czegoś innego.

    Można też popatrzeć na to z innej strony. Czy kucyki są aż takie ważne, żeby ta 'bardziej ogarnięta' część fandomu musiała specjalnie zakładać sobie jakieś osobne grupy/kółka wzajemnej adoracji?

     

    Jeśli chodzi o rozwinięcie, to właśnie to zrobiłeś w swoim ostatnim poście. Nieświadomie, ale zawsze :) Dzięki.

     

    Bardzo się nie zgadzam. Z dwóch powodów:

    -W czym lepsze jest kazanie księdza/wykładowcy itd od kazania Celestii, o ile mówią o tym samym?

    -Jak żyję, to jednak 99% ma mocno wybrakowany ten kręgosłup moralny, o którym mówiłeś, że raczej powinno się go w wieku dorosłym mieć kompletnego. :crazytwi:

    1 - Owszem, wartości nie tracą na 'wartości' ( :ajawesome:  ), nawet jeżeli są przekazywane prostym językiem. I rzeczywiście, dobrze jest pamiętać, że w naszej ulubionej bajce też mówią o ważnych rzeczach. Ale mimo wszystko tak jak starszych dzieci matka nie karmi już piersią, tylko przerzuca na stały pokarm adekwatnie do wieku, tak samo człowiek dojrzały powinien jednak dbać o swój rozwój duchowy i inteletualny.  Osoba, która ma z tym problem, tym bardziej nie zwróci uwagi na lekcje Twilight i jej przyjaciół.

    2- Wiesz, wydaje mi się, że to kwestia czegoś poważniejszego niż życiowe lekcje z serialu animowanego (np. wychowania). Możliwe, że dla kogoś kucyki rzeczywiście będą impulsem do przemyślnia swojego życia (jesteśmy bardzo emocjonalnymi ludźmi jako fandom), ale nie traktowałbym tego jak regułę.

  14. Ciężko tu napisać coś nowego. Wszystkich wypowiadających się w tym temacie można podzielić chyba na 4 grupy:

    1. Jestem dumny/a z bycia bronym! Pony4ever!

    2. Moi znajomi/rodzina itd. by mnie zjedli żywcem, gdybym się przyznał/a

    3. O co tyle krzyku? Hobby jak każde inne.

    4. Raczej nie mam z tym problemu, ale jak każdy inteligentny człowiek wszystkie sytuacje rozpatruję indywidualnie (w domyśle - nie chcę być brany/a za pomyleńca, jakich w tym fandomie wielu)

     

    Mi osobiście najbliżej do trójki z małą domieszką czwórki :P Polubiłem posty ludzi, którzy moim zdaniem mądrze mówili, bo nie chcę się za bardzo powtarzać. Odniosę się jeszcze do paru wypowiedzi, które zacytowałem poniżej. Jestem w tym fandomie dość długo i znam więcej jego wad niż największy hejter mógłby wymyślić. Smuci mnie trochę, że przez te wady uosobione w tej Gorszej Części Fandomu (o której każdy mówi, ale nikt do niej nie należy - fandom widmo?) ludzie na serio uważają, że jak ktoś nie jest s*******iną społeczną, to nie pasuje do reszty broniaków (tak, do Ciebie piję, Linds, ale ogólnie mądrze napisałeś, jeszcze do Ciebie wrócę ;)).

    Możliwe, że mam trochę bardziej optymistyczne podejście bo nie przesiaduję w fandomowych grupach na fejsie, nie piszę dużo na forach i nie jestem bywalcem meetów, tylko skupiam się na tym co najlepsze, czyli twórczość fanów...

     

    wolę 100 razy chodzić w koszulkach z kucykami i mówić wszystkim na około że oglądam MLP niż robić z siebie skończonego debila opijając się na przystankach lub gdzieś indziej czy palić papierochy. Tak samo jak SpidIvonMARDER w moim wieku czy późniejszym powinienem mieć dziewczynę, udawać się na jakieś imprezy i chodzić pijanym, czy zbierać na jakieś auto.

    Już ci to ktoś raz napisał, ale skopiowałem sobie Twojego posta, więc oto zwracam ci uwagę jeszcze raz. Twierdzisz, że nie zwracasz uwagi na stereotypy i dalej w swojej wypowiedzi uzasadniasz swoją opinię garścią innych stereotypów. Umm... z całym szacunkiem, ale czuję hipokryzję.

     

    niektórzy po prostu lubią ten serial, tak jak lubią frytki i nie starają się brać nauk płynących z treści na poważnie. Trochę szkoda.

    Dojrzali ludzie (a za takich ma się większość bronych, jak i zapewnie Ty, SPIDI) takie nauki pobierają z innych źródeł, a właściwie to powinni już je mieć, że tak powiem, we krwi. "My Little Pony" to JEST bajka dla dzieci. Możemy doceniać ją też za walor edukacyjny, ale to nie ten poziom.

    Do wszystkich siedmiolatków na forum (podobno mamy ich tutaj gromadkę) - to Was nie dotyczy :)

     

     

    Ogólnie lubię MLP, ale nie uważam tego za dar od boga (niezależnie w którego wierzycie), tylko jako zwykły serial, który przyjemnie się ogląda. Mnie osobiście ten serial nauczył tylko tego, że różne "dziwne" rzeczy też mogą mi się podobać. Co więcej, ja nigdy z Brony'ego się nie uważałem, tylko za fana, od fandomu trzymam się względnie daleko (na forum zaglądam raz na kilka miesięcy na krótko, a wiki, na której działam, nie uważam za fandom). Na żadne meety nie chodzę i nigdy nie pójdę. Tyle ode mnie.

    Kucyków? Nie, nie wstydzę się. Bardziej wstydzę się bycia brony. Czasem zadaję sobie pytanie, czy wolę być brony, czy "osobą lubiącą MLP". 
    Czemu? Bo ten fandom jest czasem wręcz chory. Fanatycy (SWEETIEEEE BELLEEE! NIE, RAINNNNBOW DAAAASH!), idioci, czy nawet osoby nietolerancyjne. Szczególnie to ostatnie, co jest po prostu śmieszne. Narzekają, że nikt nie szanuje bronies, a sami nabijają się z innych. Sam kiedyś zostałem zbluzgany, bo dla żartu napisałem na naszym forumowym czacie coś o anime. Nie mam żalu do nikogo, tylko po prostu fandom, który męczy się z tym, że nie jest tolerowany sam powinien tolerować innych. 

    Czytając tego typu wypowiedzi uświadamiam sobie, że każdy ma swoją prywatną definicję słowa 'brony' :)

     
     

    wiele dokłada tutaj spieprzenie umysłowe/psychiczne i społeczne wielu reprezentantów, czy też tematy cloppów... co jak co, ale jestem normalnym człowiekiem i chcę być traktowany jako jeden z nich, a nie być odbieranym za dziwaka, psychola, czy zboczeńca fapiącego do kolorowych koników.

     

    Dlatego moja strategia to nie wychodzenie z tym do ludzi, ale też nie walczenie z tym jak ktoś to wyciągnie na wierzch - ludzie szybciej dadzą spokój i nawet zapomną.

    Wiem, że starasz się nie generalizować. Mimo wszystko trzeba pamiętać, że ci 'spieprzeni' to tacy sami fani jak my. Też się zastanawiałem nad tym, że mogę być odbierany źle przez ludzi ze względu na wiele wad tego fandomu. Dlatego jak najbardziej zgadzam się z tą strategią.

     

     

    Linds, dnia 06 Sty 2015 - 01:06 AM, napisał:

     

    Tekstami typu "Jak oni generalizują/nie potrafią zrozumieć to ich problem" w pewnym sensie sami przyczyniamy się potem do alienacji w gronie społeczeństwa ludzi "normalnych". I o ile można sobie na taką alienację pozwolić w gimbazie, czy w licbazie, tak na studiach jednak, by przetrwać, albo by coś osiągnąć, do czegoś dojść (a ja mam w miarę ambitne plany), to jednak nie można sobie pozwolić na wytknięcie pewnych faktów, bo to komplikuje np. współpracę z pewnymi ludźmi. 

    Niestety, im bardziej stajemy się dorośli, tym życie staje się coraz bardziej polityką.

    I jeszcze taka sprawa, że warto sobie rozróżnić przyjaciół od znajomych i nie mylić znajomych z przyjaciółmi. Znajomy - czyli osoba, którą znasz, a nie ktoś, kto ma ciebie na siłę akceptować. I o ile przyjaciół sobie wyselekcjonujesz, to znajomych nie. 

    W każdym razie, nie oczekuję tego, że ktoś to zrozumie, bo o dziwo w fandomie nigdy nie spotkałem się z osobą, która choć trochę poważnie by się zastanawiała nad tym, jak może być odbierana przez osobę z zewnątrz i nie mam tu na myśli przeciętnego Kowalskiego, tylko ludzi z najbliższego otoczenia - studia, rodzina. 

     

    Bardzo trafnie to wszystko ująłeś. Mógłbyś jeszcze rozwinąć fragment, który pogrubiłem?
     

    Szkoda tylko, że tak potem pojechałeś tymi s******inami społecznymi, ale to temat na osobną dyskusję.

  15. A odkopię sobie temat...

     

    Ma wszystko czego potrzebuje. Jest energia, chórki w tle na refrenie, mięsny przester... Jestem nawet miło zaskoczony, bo myślałem, że Offspring już mnie niczym nie zaskoczy, a tu proszę - wokaliście jednak chce się śpiewać :P Daję z czystym sumieniem 9/10

     

    Od ostatnich paru miesięcy moim ulubiony zespołem jest Streetlight Manifesto. Uwielbiam ich szczególnie za sekcję dętą, która jest duszą tego składu :3

  16. Okej, od czego by tu... Nie za bardzo wiem, co oceniać w tym utworze. Na pewno sprawność autora w korzystaniu z programów do tworzenia muzyki i robienia sampli. Sampli, od których uszy bolą. Serio, to wszystko tłucze się nieznośnie już od pierwszych sekund. Na tym właściwie inwencja twórcy się kończy, bo reszta to po prostu bezmyślne przekalkowanie dzieła Daniela Ingrama w dodatku do bólu uproszczone. A nie, pardon, na początku jest krótki wstęp na czymś gitaropodobnym. Całe 4 takty przed dwoma minutami monotonnego łupania. Hmm... kojarzy mi się to z taką zabawką grającą dla dzieci do trzeciego roku życia. Nawet nie to, że gatunek mi nie podchodzi. Słyszałem utwory fandomowe zrobione podobną 'techniką', których dało się słuchać. 0/10

     

    No dobra... doceniam za humor  :D  3/10

     

    Ok, a teraz coś ode mnie. Nie będzie zbyt dużą przesadą, jak powiem, że kocham twórczość Ponyphonica. W 'Harmony Ascendant' zauroczyłem się już od pierwszego przesłuchania. Jedyny utwór, jaki słyszałem, któy moim zdaniem nadaje się na oficjalny hymn Equestrii. Właściwy kawałek zaczyna się od około 1:45, ale polecam wczuć się w opowiadaną historię i w klimat już od samego początku.

  17. Przedwczoraj skończyłem czytać "Conversion Bureau: Ten Days" autorstwa Windchasera i tak sobie pomyślałem, że to dobry moment, żeby odświeżyć ten temat.

    http://www.fimfiction.net/story/4156/the-conversion-bureau-ten-days

    Akcja dzieje się w niedalekiej przyszłości, w tym samym uniwersum co "Last Man Standing". Głównym bohaterem fanfika jest Jay, nastoletni chłopak, którego rodzice giną w wypaku w zakładach chemicznych. Jemu i prawie wszystkim jego znajomym ze szkoły (to były duże zakłady - wielka tragedia) zaproponowano podpisanie kontraktu z firmą, w której pracowali ich rodzice, albo natychmiastowy transport do biura adaptacyjnego. Zgadninjcie co wybrali? :P W każdym razie tak zaczyna się akcja.

    Szczerze mówiąc, na początku trochę się bałem, że mam do czynienia z drętwą opowiastką a' la self-insert o zakompleksionym, cichym nastolatku i jego przemianie duchowej podczas konwersji. Na szczęście Windchaser po raz kolejny udowodnił, że jest świetnym pisarzem i potrafi tworzyć ciekawe i trzymające w napięciu historie z dobrze skonstruowanymi bohaterami i dobrze wyważonym balansem pomiędzy fragmentami 'slice of life' i 'adventure'. Nie chcę spoilerować, więc napiszę tylko, że pobyt w biurze nie przebiega w stu procentach wzorowo, bywa momentami trochę niebezpiecznie, a nawet krwawo, a szczególna osobowość Jay'a, o której wspominałem jest ważnym elementem świata przedstawionego (ale nie w ten sam sposób co u Chatoyance. U Windchasera ponifikacja wydaje się wpływać na psychikę w dużo mniejszym stopniu).

    Nie jestem pewien czy fanfik był idealny, bo osobiście mam tak, że jak mi się coś podoba, to automatycznie nie zauważam niektórych błędów i potknięć. A "Conversion Bureau: Ten Days" podobało mi się bardzo i bardzo polecam ;) Dodam jeszcze, że ma świetne zakończenie - moją uwagę zwrócił nie tyle sam ostatni rozdział co ostatni akapit - tak dla jasności.

    Kto jeszcze zna to opowiadanie? Jakie są wasze opinie? A może ktoś ma do polecenia coś jeszcze? Zakładam, że od czasów świetności tego tematu przybyło chociaż trochę fanów uniwersum TCB, a reszta wciąż coś czyta, a nie tylko prowadzi bezowocne dyskusje o wyższości FOLu nad POZem i vice versa :P Ja w każdym razie tak, chociaż nie tyle, ile w czasie kiedy odkrywałem "Lost in the Herd"... W każdym razie planuję coś tu jeszcze popisać oraz wygrzebać recenzję "Last Man Standing", którą pisałem w zeszłym roku.

    P.S. Do postu Zeaulosa powyżej:

    Optymizm nie ma nic wspólnego ze złem czy dobrem. A zło nie jest nam do niczego potrzebne. Zło się dobrem zwycięża ;)

    • +1 1
  18. Popularność Pracy Wspólnej jest zjawiskiem, którego nigdy do końca nie zrozumiem. Szczerze mówiąc nawet nie mam zamiaru próbować. Naprawdę się biję w piersi, że nie zareagowałem, kiedy to było... ahem... publikowane. Po prostu było nam to obojętne, a jak komuś się to chciało czytać, tym lepiej dla nas (a gorzej dla niego :P ). Pod tym względem koniec tematu dla mnie.

    Co do recenzji Cahana, biorę ją na klatę, bo się z nią zgadzam (jeśli traktować PW jako fanfik)...

    ...ale na gacie Celestii, nie oskarżajcie nas o to, że ktoś to nominował do tych fanfikowych oskarów, bo odnoszę wrażenie, że to jest głównym problemem części osób. PW jest na tym forum już koło dwóch lat i dotąd nikt nie miał problemu z umiejscowieniem tematu z linkami do naszych wypocin. Miałem wrażenie że godzimy się na pewną umowność w tej kwestii, no ale widocznie myliłem się ._.

    Ale i tak was wszystkich kocham <3 Szczególnie Entera, ale nie mówcie mu tego :3

    • +1 1
  19. W sumie to nigdy o tym nie myślałem, ale gdy już o tym jest temat... Wydaje mi się, że wcale nie jest popularniejsza niż reszta tak zwanych kucyków z tła, a przynajmniej nie była dopóki nie wystąpiła w odcinku "The Last Roundup", o którym wspomniała Cassidy. Tyle że nie chodzi o sam fakt wystąpienia, ale o gównoburzę wywołaną przez niektórych ludzi, którzy mają za dużo wolnego czasu i lubią oskarżać innych o swoje problemy. Pamiętacie, prawda? Chodzi mi o to, że według nich takie a nie inne przedstawienie Derpusia rani uczucia osób niepełnosprawnych...

    ...i tak, zez to też unikatowa cecha, która w jakimś stopniu ją wyróżnia ;)

  20. Już ponad dwa lata mija od czasu, kiedy to przeczytałem... Opowiadanie dalej pozostaje niekwestionowanym namber łan w moim prywatnym rankingu polskich fanfików oraz zdecydowanie jest w pierwszej piątce, wliczając też  te obcojęzyczne. Thar jest jednym z tych autorów, którzy naprawdę potrafią przemówić do czytelnika, a świat wykreowany w jego twórczości zostaje w głowie na dłużej. Razem z Chatoyance jest odpowiedzialny za moje pojmowanie uniwersum TCB, nie wspominając o tym, że dzięki niemu je w ogóle poznałem (tutaj mała korekta Ghatorr - fanfikiem, dzięki któremu pojęcie TCB istnieje w Polsce, jest "Świt" Thara, jeśli już - napisany sporo wcześniej).

     

    Podpisuję się wszystkimi czterema kopytami pod powyższymi postami (oprócz zdania Albericha na temat zakończenia).

     

    Pozwolę sobie tutaj przekopiować to co napisałem o tym fanfiku dwa lata wcześniej w oryginalnym temacie o Biurach Adaptacyjnych na tym forum:

     

    "Historia jest stosunkowo długa i bardzo rozbudowana, ale co naprawdę Ci Tharu wyszło, to ta strona filozoficzna, o której wspominałeś. Bohaterowie po prostu żyli, a każdy z nich był oryginalny. Nawet Majska, do której na początku podchodziłem raczej sceptycznie  :). Co tu dużo mówić - polubiłem te kuce, Diana była urocza ;3 i żal mi Foresta.
    Rzeczywiście w twoim pierwszym opowiadaniu (Dusky był drugi, prawda?) na pierwszym planie była akcja i intryga. Porównując (ze "Świtem"), dochodzę do wniosku, że wszystkie przemyślenia, dyskusje i debaty tylko wychodzą na lepsze, bo samej akcji też na tych 93 stronach nie brakuje  :D

    Po prostu trzyma w napięciu, a przy kawałkach "slice of life" banan automatycznie wypełza na usta. Masz genilane poczucie humoru!"

     

    I niech to służy za ostateczne uzasadnienie mojej opinii, według której temu opowiadaniu należy się przydomek LEGENDARNE, a tym bardziej EPICKIE.

     

    P.S. Jest to temat napisany przez Thara, a pisałem o nim w trzeciej osobie o_O Sorry Thar <3

     

    P.P.S. Sp00n - to jest w pdfie - masz tam w googlach taki przycisk do ściągnięcia :v

    • +1 1
  21. Of kors, ale to wcale nie oznacza, że to się trzyma kupy i że nie można było pomyśleć tego lepiej :)

     

    Btw. czytajcie ze zrozumieniem kuce, nie chodziło mi o to, żeby oceniać teraz tą animację jako całość ._.

     

     


    Ale przecież kuce używały magii. Co chwilę coś wybuchało, pojawiało się czy teleportowało. Moim zdaniem wręcz zbyt dużo tego było, przez co animacja stała się bardzo chaotyczna. Siła woli? A czym innym był główny czar Sombry (po którym alicornom "zapalały" się oczy). Przecież to właśnie było starcie typowo umysłowe, które faktycznie zdecydowało o porażce Celestii w całej walce. W ten sam sposób Luna faktycznie pokonała Sombrę, kiedy próba opanowania Luny skończyła się wyzwoleniem Nightmare Moon. 

    Nie mówiłem, że nie używały. Chodziło mi o to, że w związku z tą magią walka na broń białą wydaje się niepotrzebna. Tak zabiera trochę miejsca na piedestale temu, co powinno być najważniejsze moim zdaniem.

     

     

     


    Samą walkę fizyczną w Fall of the Crystal Empire też osobiście postrzegam w trochę tolkienowskich stylu, gdzie bezpośrednie starcie wręcz i tak jest tylko swego rodzaju "uwidocznieniem" mentalnego starcia między bohaterami.

    To mi nie wpadło do głowy stricte w tym sensie, ale masz rację, pasowałoby. I podoba mi się takie spojrzenie na sprawę!

     

     


    Zauważ jednak, że całe MLP jest jedną wielką kalką. Np. kuce używają filiżanek z uszkiem, pomimo że nigdy żaden z nich nie mógł go chwycić. Dlatego też, kopiowanie ludzkich wynalazków przez fanów jest po prostu zgodne ze stylem użytym przez Hasbro. Zresztą użycie ludzkich broni też pochodzi of Hasbro, wszak straż w Canterlot chętnie nosi zwykłe włócznie.

    Znowu masz rację, ale Hasbro też zdarzają się fabluarne wpadki :P Nawet abstrachując od tego, fajnie by było zobaczyć jakieś inne rozwiązania w dziełach stworzonych przez fanów, które przecież niekoniecznie muszą być w 100% wierne kanonowi (i chwała im za to). Mam nadzieję, że nie wyjdę tutaj na malkontenta ._.

     

    Słyszeliście o czymś takim jak "The No-Prize"? To coś w rodzaju nagrody, którą od 1964 Marvel przyznaje swoim czytelnikom, którzy zauważą błędy w ciągłości fabularnej w ich komiksach i jednocześnie wymyślą zgrabne i kreatywne wyjaśnienie pozwalające "wytłumaczyć" te nieścisłości. Genialnym przykładem czegoś takiego jest opowiadanie Chtoyance "Around the Bend", które tłumaczy wiele sprzeczności pomiędzy 1 a 2 sezonem "My Little Pony" :) Do czego zmierzam? Taka walka na miecze między Luną a Sombrą choć na pierwszy rzut oka dziwna, może mieć jakieś wyjaśnienie (nad którym fajnie pomyśleć).

     

     


    Poza tym, jakie inne uzbrojenie do starć na bliski dystans da się wymyślić? Ludzkość była bardzo kreatywna w tej kwestii i zabijała się na chyba wszystkie możliwe sposoby. Jedyne o czym mógłbym pomyśleć, to usunięcie typowych rękojeści, które nie są potrzebne jeśli broń trzyma się przy użyciu magii. Z tym, że kuce ziemne też muszą mieć jakąś możliwość podniesienia broni, choć raczej nie w celach bojowych, walka z mieczem w zębach nie jest chyba zbyt wygodna.

    Mówisz, że nie da się wymyślić niczego innego, bo nigdy nie miałeś kopyt :P Na przykład kuce ziemne, o których wspominasz też mogłyby potrzebować trochę innej broni, bo jak zauważasz, mogą ją trzymać w pysku. Tylko taka rękojeść mogłaby na przykład być tak skonstruowana, żeby klinga nie sterczała z boku podczas wygodnego uchwytu, ale aby pewnie trzymając takie ostrze w zębach można było jednocześnie być zwróconym w stronę przeciwnika. Możnaby też pomyśleć o jakiejś osłonie na pysk.

     


    Późniejsze spaczenie Luny zostało fajnie wytłumaczone, ale tytuł sugeruje, że to nie miał być główny punkt fabuły.


    Można było pokazać trochę co było dalej, czy ta "klątwa" doprowadziła Lunę do stania się NNM szybko, czy zajęło to dużo czasu itd.

    A właśnie, bo wszyscy zdają się wiązać bezpośrednio fabułę tego wideo z powstaniem Nightmare Moon, skoro już o tym mowa... Wydawało mi się, że Sombra raczej odniósł się do mrocznej strony Luny, którą ona wtedy jeszcze potrafiła kontrolować, a nie wypuścił na wolność jej wewnętrzne demony o_O Widzę tu raczej połączone fakty, a nie przyczynę i skutek. Jakie są ten konkretne przesłanki, że to właśnie sprawka klątwy Sombry?

  22. ...czy też inną broń białą jak na przykład kosa Sombry i... pika(?) Celestii. 

     

    Piszę ten temat, bo wspomniana rzecz strasznie mi psuła ogólne wrażenie z tej skądinąnd pięknej animacji. Nie chodzi o wykonanie, ale o samą ideę. Dlaczego bohaterowie toczyli te wszystkie epickie pojedynki zamiast po prostu użyć magii? Nie tylko banalnej telekinezy, żeby efektownie pomachać ostrzami, ale prawdziwej potężnej magii, którą przecież takie istoty jak alicorny czy Sombra muszą posiadać? Żeby efektowniej wyglądało?

     

    No rzeczywiście było epicko, ale myślę, że mogłoby być nawet bardziej, gdyby główną bronią w walce były zaklęcia i siła woli (chociaż w końcu się to i tak do tego sprowadziło). Rąbanie ostrzami możnaby było już zostawić na przykład kucykom z gwardii księżniczek, a nie zniżać je same do tego poziomu. Pomijam fakt, że na Sombrze nawet przebicie go na wylot nie robiło wrażenia, więc gdzie logika?

     

    Jedyne sensowne wytłumaczenie jakie widzę to taktyka polegająca na maksymalnym rozproszeniu przeciwnika, żeby nie był w stanie się skupić i przywołać jakiegoś potężniejszego zaklęcia. Może macie jakieś inne pomysły? :)

     

    To w zasadzie mój główny zarzut. Zresztą można to odnieść też do wielu dzieł fandomu, kiedy na siłę kalkuje się świat ludzi do kopytnej wersji, zamiast uświadomić sobie, że u nich mogłoby to wyglądać zupełnie inaczej. Na przykład właśnie jak mogłaby wyglądać broń i sposób walki kogoś kto nie ma i nigdy nie miał rąk, zamiast tego porusza się na czterech kopytach, względnie skrzydłach i dysponuje magiczną mocą? Jakie ograniczenia i jakie właściwości daje choćby zwykła budowa anatomiczna kuca? I tak dalej, i tak dalej...

     

    P.S. Sama animacja od Silly Filly Studios mi się bardzo podoba, żeby nikt mnie źle nie zrozumiał. Po prostu chciałem podzielić się swoim spostrzeżeniem i - jak będę miał szczęście - wywołać dyskusję, albo usłyszeć jakiś ciekawy pomysł ;)

     

    P.P.S.

    Linek do animacji dla tych, którzy nie wchodzą na EQD ani FGE, albo po prostu chcą sobie odświeżyć

     

     

    • +1 1
×
×
  • Utwórz nowe...