-
Zawartość
4953 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Wizio
-
- Chciałabym to wiedzieć.
-
- Nie rozmawiajmy o tym...
-
- Ta... trochę za bardzo im dopiekałem jak nie były sobą - powiedziałem siadając na kącie łóżka i delikatnie głaskać po grzywie ją.
-
- Nightmare Moon wróciła, porwała was, zaczarowała was. Atakowałyście mnie, a potem tak kilka razy, aż ją wygnałyście. Proste i w skrócie.
-
- Długa historia... ważne jest to, że nic ci nie jest. Nic się dla mnie nie liczy.
-
- Witaj Applejack - powiedziałem z lekkim uśmiechem patrząc na nią. - Jak się spało?
-
- No dobra marudo - uśmiechnęła się patrząc w sufit.
-
Nic tam nie było. Może śmiechy oznaczały nową przygodę? Kto wie?
-
Z Applejack na grzebiecie wszedłem do domku zamykając za sobą drzwi i położyłem ją na swoim łóżku po czym sam ułożyłem się obok niej. Byłem zmęczony, wiec zasnąłem.
-
- Drugi Bic Mac. Małomówny - powiedziała z uśmiechem parskając.
-
- Sporo... za sporo - podsumowała.
-
- Właściwie to... wszystkim co się działo przez te tygodnie.
-
- Dobra je*** to... - pomyślałem wychodząc z naszej "kryjówki"
-
Wziąłem Applejack na grzbiet po czym zszedłem z rydwanu. - Dzięki... - rzuciłem idąc do swojego domu.
-
< Pisałem do cholery, że świeca jest obok wejścia, a ty nawet nie raczyłeś jej zapalić '_' > Sofa była bardzo wygodna i właściwie po chwili już słodko drzemałeś. *** Obudził cię kolejny śmiech, lecz było to już nad ranem, a on nie brzmiał tak strasznie ja wtedy, lecz nadal mógł budzić grozę.
-
Ta się tylko zalotnie uśmiechnęła po czym związała włosy układając je w trochę większy ład i położyła się na kanapie zerkając raz po raz w twoją stronę.
-
Miałem wielką nadzieję, że dojdzie do siebie. Też miałem drobną nadzieję, że nic nie zrobią na moją cześć. Już i tak miałem dość problemów z imprezą Pinkie.
-
Przeszukałeś dom co nie zajęło ci długo i nie znalazłeś nawet śladu po obecności Pinkie. Jednak cały czas czułeś... obco i nieswojo.
-
- Coś nie tak? - powiedziała zdejmując na chwilę gumkę z włosów dając im wolność.
-
Chichot nie miał określonego źródła. Roznosił się echem po twoim domu. W końcu chichot ustał, a zamiast niego pojawił się śmiech... upiorny, straszny i mrożący krew w żyłach śmiech...
-
- To wiem - uśmiechnęła się chytrze w twoją stronę.
-
- I... one... całują się? - zapytała odwracając się do ciebie.
-
- Cóż wychowałam się w dość zamożnej i bogatej rodzinie, która była kupcami. Uczyłam się w dobrych szkoła, zdawałam je i zdobyłam pokaźne wykształcenie, lecz oni kazali mi iść w rodzinną tradycję i handlować. Pewnego dnia gdy matka wyjechała z kolejną dostawą została napadnięta przez bandytów. Najpierw ją wykorzystali jak jakąś tanią zdzirę, a potem zabili. Mi udało się uciec, lecz czułam smutek... Razem z ojcem musiałam sobie radzić, lecz ten wkrótce zachorował i dał mi wolne kopyto. Pozwolił odejść i robić to co chcę i tak uczyniłam. Przenosząc się do Equestrii dołączyłam do bandytów, gdzie była dobrze ci znana pani burmistrz. Jednak banda szybko się rozpadła, a większość z niej została zapuszkowana. Razem z Smoothy postanowiłyśmy założyć osadę, która jest do dziś.
-
- My zebry jesteśmy bardziej przyzwyczajone do klimatów tam panujących. Tak samo jak wy przyzwyczajeni jesteście tu. Jeśli chcesz i masz czas jak i chęci to mogę o sobie opowiedzieć.
-
Wchodząc do domu poczułeś się tak... nieswojo. Czułeś zimno i ciarki, które przechodzą cię po plecach, a wiedziałeś, że twój "Ognisty Kompan" drzemie teraz na swoim grzbiecie. W pewnym momencie usłyszałeś chichot... straszny, mroczny i upiorny chichot. Nawet jeśli było ciemno mogłeś dostrzec zgaszoną obok drzwi świecę.