-
Zawartość
3975 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
110
Wszystko napisane przez Dolar84
-
Pięć dni do końca terminu, a póki co podesłano nam tylko dwa opowiadania. Liczymy na więcej.
-
Equestria: Total War [PL][Z][Violence][Romance]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Twoje tempo mnie przeraża. I zawstydza. Pora solidnie wziąć się do roboty i tłumaczyć swoje. Sam rozdział - tłumaczenie jak zwykle zacne, strona techniczna też wygląda zdecydowanie lepiej. Tłumaczenie pieśni bardzo chwytliwe. Gratuluję i idę ubić jakiegoś gryfa lub lwa! -
EqueTrip [Z][OSKAR][Epic][Comedy][Human][Adventure][Shipping]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Drogi Endelo, chyba nie czytałeś angielskich opowiadań, gdzie w większości AJ mówi z takim akcentem, że deski można by nim rżnąć. I tam brzmi to doskonale. Niestety u nas wiejska gwara kojarzy się jednoznacznie negatywnie (chociaż zdecydowanie niesłusznie), stąd taki a nie inny odbiór rzeczonej postaci i sposobu jej mówienia. Jeżeli autor jest w stanie dobrze oddać gwarę, to nie widzę powodów, żeby z tego rezygnować. W tym wypadku wyszło to wcale nieźle. -
turniej Arena XVI - Dolar84 vs Zegarmistrz [zakończony]
temat napisał nowy post w I Turniej Magicznych Pojedynków
Wyglądało na to, że ostatni cios wreszcie zadziałał tak jak miał. Edwin wydawał się nieco... niekompletny, ale brak krwi pozwalał przypuszczać, że się z tego wyliże. I to znacznie szybciej niż może mu się wydawać. Nagle wszystko zniknęło i zobaczył zbliżającą się ziemię. Magia nie zareagowała, plecaka nie było, tak jak zbroi. Nic nie było w stanie powstrzymać uderzenia o twardy grunt. Uderzyłem w niego czując łamiące się kości i wiele innych nieprzyjemnych doznań. Potem nastąpiła ciemność. Nie potrwała długo. Tym razem zostałem ofiarą wypadku lotniczego. Potem moje płuca eksplodowały od nadmiaru wody. Następnie poczułem kule wżerające się w moje ciało. I tak dalej, i tak dalej. Minęło kilkanaście "śmierci" zanim udało mi się dojść do wniosku, że to jakaś sztuczka mojego przeciwnika. Iluzja, lub bardzo zaawansowana hipnoza. Jakimś cudem udało mu się sprawić, że przeżywałem śmierć za śmiercią z wszystkimi odczuwalnymi szczegółami. A na dodatek nic nie mogłem na to poradzić. Zaś kwilenie dziecka w tle było... irytujące. Nie pozostawało nic innego jak przeczekać i "przeżyć" kolejne "śmierci". Dla skrócenia czasu zająłem się analizowaniem poszczególnych rodzajów umierania. To z całą pewnością przyda mi się w przyszłości, więc podszedłem do tego z amoralną fascynacją szachisty. Jednak moja cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę... W końcu rzecz się skończyła, a przed oczami pojawiła się kolejna scena. Kiedy rozpłynęła się w niebycie i znalazłem się na Arenie czułem tylko przemożny gniew. Straszliwą i zapiekłą nienawiść. Ten kto stawiał Edwinowi warunki był bezlitosny i okrutny. Należało więc zrobić wszystko, żeby zniweczyć jego wysiłki. A wiedziałem jak mogę tego dokonać. W tej chwili koszty i zmęczenie nie grały roli. Ironią losu był fakt, że Edwin zaatakował mnie, kiedy w moim mniemaniu pojedynek dobiegł już końca. Nie miałem mu tego za złe - było rozewrzeć tępą paszczę i powiedzieć o co chodzi. Nie zrobiłem tego... i może dobrze, że stało się tak, a nie inaczej. Dzięki temu wiedziałem co muszę zrobić i to zrobić natychmiast. Z plecaka przyzwałem kilka ksiąg. Szybkie sprawdzenie upewniło mnie co muszę skonstruować, żeby pomóc Edwinowi. I sobie też - nie będę się przecież bawił w całkowitego altruistę. Podniosłem go z ziemi, jednocześnie przyzywając kilkadziesiąt przedmiotów, które zaczęły tworzyć skomplikowaną strukturę dookoła nas. - Enverte! Zaklęcie budzące (zaczerpniete z kolejnej zabawnej książki o czarodzieju z blizną na czole) doprowadziło mojego przeciwnika do przytomności. Spojrzał na mnie i na to co się tworzyło na Arenie. - Bądź uprzejmy przez najbliższe sekundy mnie nie zabić, a gwarantuję, że tego nie pożałujesz - mruknąłem. - Mogłem nie bawić się w tak rozległą strukturę, ale im jest większa tym mniej mocy potrzeba do aktywacji, a tej niestety nie mam za wiele na zbyciu. Ku mojej uldze Edwin (podtrzymywany lekko przez moją telekinezę, tak na wszelki wypadek) nie wykonał żadnego wrogiego ruchu, a w jego oczach widziałem zainteresowanie tym co tworzyłem. W końcu niemal wszystkie elementy były na miejscu. Sięgnąłem po mój młot, i umieściłem go w centrum czegoś, co wyglądało jakby malował to Picasso na kacu-gigancie. Teraz wystarczyło aktywować zbudowaną strukturę. Złośliwy uśmiech przeciął moją twarz, kiedy wykrzyknąłem frazę startową: - Wszystko przepadło! K...a mać! Błysk. Potwornej jasności błysk wypełnił całe wnętrze struktury. Światło było wszędzie, przenikając, niszcząc i odbudowując. Posiadało niemal nieograniczoną moc. Zaklęcie leczące najwyższej mocy, któremu dosłownie nic nie mogło się oprzeć. Potrafiło uratować osobę, którą dosłownie mikrosekundy dzieliły od śmierci. Nie było takiej siły w znanym i nieznanym wszechświecie, która mogłaby przeciwstawić się jego mocy. Dlaczego nie użyłem go w pojedynku? To był jego minus. Jedyny, acz zabójczy w czasie walki. Kiedy się je rzuciło, do końca starcia nie można było wykonywać żadnych agresywnych ruchów, ani rzucać takich zaklęć. Jego moc po prostu je niwelowała. Za to nadawało się idealnie do zacierania wszelkich śladów po przebytych bitwach. Oczywiście, nie miało takiej słabości jak pomniejsze zaklęcia, których skutki znikały z upływem czasu. O nie. Jego skutki były trwałe. Prosty przykład? Jeżeli urwało Ci rękę, to odbudowana pozostanie na swoim miejscu, dopóki znowu jej w jakiś nieprzemyślany sposób nie utracisz. Czar trwał i trwał. Nadałem mu większą moc niż kiedykolwiek, wiedząc, że musi poradzić sobie z naprawdę potężnym "wrogiem". W końcu jednak opadł. Na środku Areny staliśmy z Edwinem twarzą w twarz. Nic nie wskazywało na to, że przed chwilą stoczyliśmy straszliwą walkę. Obaj byliśmy w pełni sił i nie mieliśmy żadnych widocznych (i niewidocznych) ran i zranień. Przyszedł czas na wielki finał. No i na okazanie szacunku takiemu przeciwnikowi. - Edwinie Niemy, pojedynek z Tobą był zaszczytem - powiedziałem kłaniając się w pas. - Nigdy jeszcze nie spotkałem przeciwnika o takich mocach i zdolnościach i oddaję Ci hołd. Wiedząc, co należy zrobić przyklęknąłem na kolano i pochyliłem głowę. - Tym hołdem, tym gestem i tymi słowami uznaję swoją porażkę w magicznym pojedynku - powiedziałem głośno i wyraźnie. - Jeżeli nie zdołałem zwyciężyć, będę chlubił się tym, że przegrałem z Mistrzem Areny. Muszę powiedzieć, że wyraz najczystszego szoku, jaki pojawił się na twarzy Edwina był prawdziwym balsamem dla mojego poczucia złośliwości. W końcu udało mi się gada czymś zaskoczyć. Teraz przyszedł czas na dodatkowe wyrazy uznania, więc szybko przeszedłem do rzeczy. - Moim zwyczajem jest obdarowywanie tych, którzy pokonali mnie w pojedynku. Przyjmij więc ode mnie te podarunki. - powiedziałem i po wstaniu na nogi podałem mu w pełni naładowane przez czar przedmioty. - Stożek Zimna, którym zdewastowałem Twoją roślinność. Tunika Tysiąca Słońc, bo nie każdy potrafi wchłaniać w taki sposób energię. Bursztyn Antymagii, mój największy skarb, który nie raz i nie dwa razy ratował mi życie. Oraz te księgi zawierające przepis na wyborne konfitury oraz instrukcje zastosowania Magii Strukturalnej. Pamiętaj tylko, że jej zasady są niejako... płynne. Wbrew pozorom nic w niej nie jest ustalone raz na zawsze i polecam eksperymentowanie. Myślę, że bez problemu wymyślisz ciekawsze rzeczy, niż te, które mnie udało się stworzyć. A do nich jeszcze dorzucę nieco komponentów. - Wysłałem w niego niewielką niebieską budkę, która zniknęła w Opuszczonym Domu. - Jest większa w środku. - parsknąłem śmiechem. - Posługując się słownictwem z starej gry planszowej w tej chwili masz muła w mule, a ten muł ma w sobie naprawdę dużo potrzebnych do tejże magii komponentów. Wyszczerzyłem się złośliwie na widok dzikich gestów Edwina. Z jakichś powodów, najczęściej powtarzane mogłem bez problemu zrozumieć. Jakieś sugestywne pukanie się w czoło i "gest Kozakiewicza" pokazywany we wszelkich maściach i rodzajach. Jeżeli teraz tak reagował, to byłem naprawdę ciekaw jak zareaguje na ostatnią i największą niespodziankę, co spowodowało wzrost mojego radosnego (i złośliwego) oczekiwania. Jeżeli dobrze go oceniłem, to była duża szansa na to, że go krew zaleje lub inny szlag trafi. Albo się zarumieni na śmierć. Chyba nie był przyzwyczajony do komplementów... - Nie machaj tak tymi odrostami, bo je poprzetrącasz i będziesz miał problem w kolejnym pojedynku - zaśmiałem się i odwróciłem, idąc w stronę wyjścia. Po kilku krokach zatrzymałem się, odwróciłem głowę i rzuciłem przez ramię. - Jeszcze jedna sprawa Zwycięzco. Magia lecznicza, którą Cię potraktowałem to naprawdę niezmierzona potęga, przewyższająca nawet boską. Przynajmniej jej niektóre aspekty. Nie wiem kto ją stworzył, ale w końcu znalazałem dla niej godne zastosowanie. Nie będziesz już słyszał i przeżywał cudzych śmierci. Nigdy. - Tym razem gdyby nie uszy, to uśmiechałbym się dookoła głowy. - Musisz też koniecznie zmienić przydomek Edwinie. Nie jesteś już Niemy...- 36 odpowiedzi
-
- 1
-
- dolar84
- zegarmistrz
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
Jakbyś dodał jeszcze link do opowiadaniam to byłoby idealnie. Czas na poprawę - 2 dni.
-
Equestria: Total War [PL][Z][Violence][Romance]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Zgadzam się w 100% Eternal. Murphy nie śpi i zawsze coś się musi skopać. A nie urażając Matalosa jeden bohater wycinający w pień całą armię przeciwników jest po prostu nudny. Szczególnie, jeżeli wychodzi z tego bez szwanku. Dlatego właśnie filmy z Segalem są nudne (Przynajmniej większość) Co do ilości Screwball w opowiadaniu to częściowo zgadzam się z Airlickiem. Co prawda bardzo ją polubiłem dzięki tej historii, ale obciąłbym objętość jej rozdziałów tak o 1/3. Co najmniej. -
turniej Arena XVI - Dolar84 vs Zegarmistrz [zakończony]
temat napisał nowy post w I Turniej Magicznych Pojedynków
Zdążyłem osłonić się puklerzem. Nie żeby mi to dużo dało... Powracająca energia oderwała mnie od powierzchni Areny i miotnęła wprost na ścianę. Twardą, kamienną ścianę. Gdyby nie zbroja, już bym nie istniał. Na szczęście osłabiła cios na tyle, że udało mi się zachować przytomność. Szczątkową. Nie miałem w sobie chyba żadnego zdrowego organu, a Edwin jeszcze nie skończył. Z jego dłoni, a dokładnie z trzymanej rękojeści wyskoczyło ch...-wi-co, które miało wyraźny zamiar mnie zjeść. Niekoniecznie w sensie metaforycznym. Trzeba było przeciwdziałać. Natychmiast. Zanim Bestia zdążyła we mnie uderzyć wywołałem z plecaka dwa skrzydła zbudowane ze stale zmieniajacej się materii. Zanim jednak cokolwiek zrobiłem zastosowałem metodę Edwina przeciwko niemu. - Fiat lux! Przed jego oczami rozbłysło gwałtowne światło. Nie tak mocne, żeby uszkodzić mu oczy, ale wystarczające, żeby ukryć moje ruchy przed jego prekognicją. Trzeba było uruchomić środki ostateczne. - Mallus letum equa volatae! Taka drobna sztuczka zwana przeze mnie Młotem Zniszczenia Latającej Kobyły. W powietrzu pojawiła się mieniąca się różnymi barwami klacz. Cudowny okaz klaczy pegaza. Nie była zbudowana z żadnej określonej materii. Nie mogła też atakować mojego przeciwnika. Przynajmniej nie bezpośrednio. Jednak Bestia znajdowała się w granicach jej możliwości. Była mniejsza, to fakt. Ale ciosy jej kopyt i cięcia ostrzy mieniących się na jej skrzydłach zajęły potwora. To była walka z gatunku tych, o jakich powstają najsłynniejsze legendy. Przez kilka sekund stałem oczarowany wpatrując się w zajadłą walkę dwóch nadnaturalnych tworów. Należało jedank zająć się przeciwnikiem. Byłem słaby, a moje ruchy powolne. Użycie jakichkolwiek silnych zaklęć nie wchodziło w grę, dlatego po raz kolejny należało się odnieść do przedmiotów i telekinezy. No i niewielkich osłon. Naprawdę niewielkich. Ot takich, które znikną kiedy znajdą się tuż obok mojego przeciwnika. Przyzwałem i założyłem rękawice. Idelnie pasowały do zbroi i zawierały w sobie dziesięć pocisków. Znaczy, zawierały więcej, ale można było je odpalać raz na kwadrans, inaczej skutki byłyby... opłakane. Teraz nadszedł czas na ich wykorzystanie. W stronę Edwina wyleciało dziesieć otoczonych polem siłowym kulek. Kiedy były blisko niego pole siłowe zniknęło, ujawniając ich zawartość. Każde z nich zawierało dziesięć miligramów antymaterii. W końcu nie chciałem zniszczyć całej Areny. Wycelowałem je w rękę przeciwnika dzierżacą miecz. Przy odrobinie szczęścia trafi go szlag, gdyż jak wiadomo antymateria spotykając się z materią regauje nieco... gwałtownie. Mój przeciwnik zniknął za ścianą eksplozji, a ja już wysyłałem w jego stronę ostatni pocisk. Na wszelki wypadek był spreparowany tak, żeby kierował się wprost na mojego przeciwnika, gdzie by się nie znajdował. Pomysł na niego wziąłem ze starego filmu komediowego. Potężna kula, z zawleczką w kształcie małego krzyża. Święty Granat Ręczny z Antiochii. Wypełniony najsilniejszą substancją wybuchową, nie będącą antymatermią. Niemal trzysta gramów czerownej rtęci. Eksplozja, która rozdarła powietrze była naprawdę głośna i widowiskowa. Fala uderzeniowa ponownie miotnęła mną o ścianę, więc Edwin musiał odczuć ją nieco... mocniej. Cudem udało mi się wyprostować i powolnym krokiem skierować się ku centralnej części Areny.- 36 odpowiedzi
-
- dolar84
- zegarmistrz
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
Nie "agoniczne" a "agonalne" na początku. Ogólnie czyta się przyjemnie i lekko - czekam na więcej.
-
Warna nie będzie, ale ostrzeżenie słowne za offtopic już tak. Każdy następny post, który nie wnosi nic do tematu opowiadania/nie jest pytaniem na jego temat, będzie kasowany bez ostrzeżenia - jeżeli sytuacja będzie się powtarzać, warny nie są wykluczone.
-
Najpiękniejsza z Najpiękniejszych nie pojawi się na tym forum, dopóki sprawuję opiekę nad działem opowiadań. Powód? Była bezczelnym plagiatem My Little Twinkie i jako taka nie ma tu wstępu.
-
Wiesz, jeżeli nie będą takie stwierdzenia występowały nagminnie, co drugą linijkę, to nie widzę specjalnego problemu.
-
Jeżeli ilość bluzg nie będzie przesadzona, to nie widzę problemu. A co do nawiązań do chędożenia... recenzowałem tam już dwa opowiadania z seri Winingverse. Mówi Ci to coś może?
-
Wyraźnie napisałem w poście otwierającym, żeby zapoznać się z regulaminem, do którego podany jest tam link... Możecie mi wyjaśnić, dlaczego go nie czytacie? Niemal żadne z powyższych pytanie nie musiałoby być zadane, jeżeli regulamin zostałby przeczytany, a jest wyjątkowo krótki i jasny. Naprawdę zalecam zapoznanie się z jego zawartością.
-
Flight of the Alicorn [PL][NZ][Romance][Adventure]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Odmienianie Canterlot.... już strugam pal. Tępy na dodatek... Co do samego tłumaczenie, to chętnie je przeczytam jak tylko zapoznam się z oryginałem. Już legion ludzi polecał mi to opowiadanie, więc muszę się w końcu za nie zabrać. -
[Dyskusja] Propozycja nowego eventu - "Wśród szczęku piór".
temat napisał nowy post w Archiwum fanfików
W związku z przytłaczającą przewagą głosów "za", event się odbędzie. W ciągu najbliższych dni dogramy szczegóły i przedstawimy dokładne zasady oraz regulamin. Tymaczsem proszę chętnych o zgłaszanie się w tym temacie. -
turniej Arena XVI - Dolar84 vs Zegarmistrz [zakończony]
temat napisał nowy post w I Turniej Magicznych Pojedynków
Pył wrócił i to jako niedorobiony Shai-Hulud. Ktoś tu się za dużo bajek naoglądał - pomyślałem przypominając sobie bliżej niesprecyzowany wytwór, gdzie metalowe czerwie zżerały robo-japończyków. - zobaczmy więc z czego toto się składa... Wynik skanu zaowocował dreszczem najwyższego obrzydzenia. Pająki. Mnósto pająków. Wszędzie pająki. NIENAWIDZĘ PAJĄKÓW!!! Z trudem powstrzymałem się od skakanie w miejscu i otrzepywania się z ośmionogiego paskudztwa. Tego nie zamierzałem darować. Wychodziło na to, że parszywce są absolutnie wszędzie, łącznie z powietrzem w moich płucach. Tyle dobrego, że nie przeniknęły do plecaka, który był chroniony przed taką ingerencją. Błyskawicznie wyszarpnąłem ze zbroi bursztyn, który razem z młotem i kilkoma innym przedmiotami zniknął w moim plecaku, zostawiajac skwierczące truchła pajączków na warstwie ochronnej. Chciałem schować też puklerz, kiedy zwróciłem uwagę na to co robi Edwin. Wystrzelił jedną strzałę, a teraz leciała druga, która na szczęście wylądowała w pobliżu, a nie wbiła się we mnie. Widząc, że wyciąga trzecią, podjąłem odpowiednio środki zaradcze. W momencie kiedy Edwin puścił cięciwę byłem gotowy i zareagowałem. - Sabulo murus et duro maxima! Na drodze strzały wyrosła ściana piasku o twardości diamentu. Pocisk przebił ją, ale wytracił swój pęd, więc odbicie go nadstawionym punklerzem nie nastręczało żadnego problemu. Odesłałem go do plecaka - szkoda byłoby go tracić. Teraz przyszedł czas na zemstę. Srogą zemstę. Nie chciałem wcześniej używać tego przedmiotu, gdyż jakby nie był nieprzyjemny dla przeciwnika, również mnie to nie ominie. Nie miałem jednak wyboru. Ośmionogie paskudztwa były eskalacją i w tym momencie wszelkie hamulce zostały wyłączone. Definitywnie. Na szczęście zajęły się głównie pancerzem, uważając go za największe zagrożenie. I w normalnych okolicznościach miałyby rację, ale ich użycie oznaczało, że czas spuścić ze smyczy psy wojny. Naturalnie ujmując rzecz metaforycznie. Odpowiednio nastroiłem magię - przetrwać miałem to ja, mój plecak oraz Edwin (choć nie w stanie nienaruszonym). Nic innnego. Jednym ruchem zrzuciłem zbroję i szarpnąłem za tunikę, która była pod nią ukryta. - Potentia mille Solis! Moc Tysiąca Słońc. Tak się nazywała magia strukturalna wpleciona i doskonale ukryta we włóknach tuniki. Jedna z broni ostatecznych. Straszliwy błysk oślepił wszystko, a zaraz po nim uderzyła fala czystej plazmy. Poczułem się jakby palono mnie żywcem. Poniekąd była to nawet prawda. Każda obca materia, oprócz tej wplecionej w czar po prostu wyparowywała. Moja zbroja, przedmioty, przygotowane niespodzianki no ale przede wszystkim pająki. Nie skwierczały i nie zwijały się w cierpieniu. Po prostu znikały. Zewsząd. Fala dotarła do czerwia, który również zniknął. Utrzymywałem moc tak długo, aż stały czar skanujący wykazał, że na Arenia, nad nią, pod nią czy nawet w niej, lub we mnie i Edwinie nie przetrwał ani jeden pajęczak. Zniszczyłem je wszystkie, co do jednego. Arena oprócz nas była całkowicie pusta. Ale cena była wysoka... Opadłem wyczerpany na kolano, przyzywając z plecaka mikstury lecznicze i składniki potrzebne do tego typu szybkich zaklęć. Również napoje wzmacniające. Chwilę później stałem z powrotem na nogach. Zdecydowanie słabszy, poparzony i pozbawiony ochrony. No ale tą ostatnią rzeczą mogłem się zająć natychmiast. Szybki rzut oka do plecaka ujawnił drugą zbroję, którą natychmiast przyzwałem i używając telekinezy założyłem na siebie. Była inna od poprzedniej i nie miała tylu dodatkowych właściwości. Ot doskonały metal, który miał mnie chronić przed jeszcze większymi uszkodzeniami. Kolejne zaklęcia przywołały z powrotem puklerz, młot i kilkanaście kulek. Z nich miałem zamiar teraz skorzystać. Wysłałem je w kierunku Edwina. Każda z nich zawierałą potężnie skoncentrowany materiał wybuchowy i zapalniki działające w odległości od pół do metra od wprowadzonego celu. Teraz czekałem na jego ruch.- 36 odpowiedzi
-
- dolar84
- zegarmistrz
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
Wirtualna Prawda [Z][Sci-Fi][Shipping][Crossover]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Temat został przeze mnie przypadkowo usunięty, gdyż kiedy był zamieszczony, pojawiło się go kilka ładnych sztuk (zbiegło się z jakimś przycięciem forum) i musiałem z rozpędu wyrzucić o jeden za dużo, za co serdecznie przepraszam. Temat naturalnie zostaje natychmiast przywrócony. -
turniej Arena XVI - Dolar84 vs Zegarmistrz [zakończony]
temat napisał nowy post w I Turniej Magicznych Pojedynków
Tym razem dostał przynajmniej cześcią pocisków i było to widać. Część zniknęła, i nauczony doświadczeniem spodziewałem się ich powrotu, ale gorsze było co innego. Nie spodziewałem się tak szybkiego unicestwienia robota. Na dodatek przeciwnik zniknął w metalu i wypłoszenie go stamtąd będzie... wyzwaniem. Póki co jednek miałem poważniejsze problemy. Górna część miecza zaczeła się pochylać, dowodząc, że określenie "niebo spadające na głowę" nie jest tylko barwną metaforą. Błyskawicznie otoczyłem się dodatkowymi czarami, gdy ta rozpadła się na pył. Zwykły metalowy pył, tylko, że było go wyjątkowo dużo. Należało natychmiast przeciwdziałać, ale na szczęście miałem na to sposoby. Przywołałem z plecaka pokaźny wór, jednocześnie wielokrotnie powielając jego zawartość. Jednak zanim mogłem go użyć, należało uruchomić pewne... środki zaradcze. - Campus antimagneticus! To co z miecza zostało, oraz kula pokryła się delikatnym polem antymagnetycznym. Naturalnie nie dotyczyło to wylatujących z niej kolców. - ZARAZ? KOLCE?. Uff, na szczęście tylko dw... ILE? Szlagszlagszlagszlagszlagszlag... - teraz to dopiero musiałem się uwijać... Gdyby nie mój lorgon, nawet bym ich nie zobaczył przez ten cały pył. - Campus magnetius maximus! Nad otwartą powierzchnią worka rozciągnęło się pole, obdarzające wszystko co z niego wyleci najsilniejszym możliwym polem magnetycznym. Na szczęście pamiętałem, żeby stosownie osłonić również wszelkie metalowe elementy mojego wyposażenia. - Magnes in universum volatus! Na to wezwanie z worka zaczęły wylatywać małe magnesy neodymowe. Potężne same z siebie, a po wzmocnieniu polem, nie było takiego metalu, który by im się oparł. Nic dziwnego, że po wyjściu za moją osłonę zaczęły przyciągać pył jak szalone. Dlatego też kilkadziesiąt pierwszych posłałem bezpośrednio w górę z największą możliwą szybkością. Oczyściły moją bezpośrednią okolicę, co pozwoliło mi wysłać inne po nieco bardziej... skomplikowanych trajektoriach. Były małe, były leciutkie, ale była ich masa. Pewnie, mogłem użyć jednego wielkiego, ale wysłanie go w dal kosztowałoby mnie o wiele więcej energii. A że każdy z maluchów mógł po wzmocnieniu przyciągnąć i utrzymać mniej więcej 2000 razy więcej metalu niż sam ważył, to miałem stosowną ich ilość, żeby pozbyć się pyłu i odesłać go naprawdę daleko stąd i to pod różnymi kątami. W wyznaczonej odległości od Areny ekspolodowały, a zanotowane opady metalowego deszczu w wielu miesjach Equestrii z pewnością dostarczą mieszkańcom wiele powodów do dyskusji. Na kolce podziałałem inaczej. Gdy były blisko rzuciłem w ich stronę dwadzieścia większych magnesów. Praktyka pokazała, że nie musiało być ich aż tyle, ale jak to mówią w niektórych krajach "better safe than sorry". Natomiast nie odważyłem się ich wyrzucić poza Arenę. Po raz kolejny sięgnąłe do plecaka i wyciągnąłem z niego kilka sporych butelek pięknego kwasu. Oblane nim kolce błyskawicznie przestały stanowić problem. Teraz należało zająć się mieczem i tu po raz kolejny przyszedł z pomocą kwas. Ten sam, który wcześniej wystrzeliwywałem, a chociaż jego wyrzutnię trafił szlag, to zbiornik był nienaruszony. I pomimo sporego zużycia nadal niemal pełny. Przyszła pora na środki ekstremalne... Zdjąłem pole antymagiczne z tworów Edwina i sporym wysiłkiem wydźwignąłem zbiornik nad Arenę. To były niemal wszystkie moje zapasy, a na ich zgromadzenie zużyłem naprawdę sporo czasu. Niestety wyglądało na to, że trzeba będzie ich użyć natychmiast, więc nie zastanawiając się dłużej skierowałem go na miecze i opuściłem bariery magiczne. Sporo wylałem u podstawy, żeby odciąć go od gruntu. Fakt, miał kilkanaście metrów, ale ten kwas był naprawdę żrący. Kiedy pozbył się części naziemnej, zaczął zżerać ten fragment, który tkwił wbity głęboko w ziemi. Teraz nadeszła pora na metalową konserwę z wkładem mięsnym, czyli kulę, w której krył się Edwin. Rozważyłem kilka opcji... Ogień był kuszący, ale mój przeciwnik pokazał już wcześniej, że lubi czerpać z niego energię. Prąd? Bardzo kuszące, ale nie zdołałbym nim otworzyć rzeczonej "konserwy". Kwasu używać nie chciałem, chociaż wystarczyłoby go i na miecz i na kulę. Z jakiegoś powodu wydawało się to... niewłaściwe. Pozostawiał więc... lód. Co prawda użyłem najsilniejeszego artefaktu, żeby zamrozić jego las, ale nie znaczyło to, że nie posiadam żadnych innych. Przyjąłem sparodiowaną wersję pozy Sub-Zero i wyciągnąłem ręce. - Offa glacie pluvia! Przy pomocy iśćie jarmarcznej telekinezy posłałem w jego kulę tysiące swoich kuleczek, wprost z mojego plecaka. Opadły na jego schronienie i błyskawicznie eksplodowały, zamrażajac kolejne warstwy rzeczonej kuli. Wysyłałem je tak długo, aż mój czar skanujący wykazał, że dalsze mrożenie mogłoby okazać się śmiertlene dla mojego przeciwnika. Do tego nie wolno było dopuścić, zresztą wyglądało na to, że udało się zmrozić cały metal. Nadszedł czas wielkiego "otwarcia". Nakreśliwszy na młocie imię Thora cisnąłem go z całych sił w wielką lodową kulkę. Wypisane imię, wróciło go do moich rąk, kiedy kula rozprysnęła sie na masę lodowych drobinek, a w jej miejscu ukazał sie Edwin...- 36 odpowiedzi
-
- dolar84
- zegarmistrz
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
Panowie, bez offtopu proszę. Kamil ma sporo racji, miało być to wcześniej, jednak musiałem sobie po prostu zrobić przerwę od Winning - takie życie. Teraz jednak uzyskałem podwójną motywację i zajmuję się wyłączenie tym a inne projekty odłożyłem na bok.
-
Prześniony koszmar: Ingrata Patria [NZ][Violence][Dark][Alternate universe]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Całość mogę skomentować tylko i wyłącznie jednym słowem - WIĘCEJ!!! Wciągnęło mnie jak bagno - nawet nie wiem kiedy pochłonąłem całość. Coś wspaniałego. -
turniej Arena XVI - Dolar84 vs Zegarmistrz [zakończony]
temat napisał nowy post w I Turniej Magicznych Pojedynków
- KU...A!!!! - mój wrzask rozległ się nad cała Areną, kiedy młot uderzył w próżnię. Przewidział gad! Teraz się naprawdę wkurzyłem. Nie zważając na latające dokoła kawały meteorytu skierowałem się w dół, prosto na mojego przeciwnika. Stał przylepiony do swojego miecza, a jakże. Metalowego. Czas było wykorzystać wytwory czystej myśli technicznej, wspartej pewną ilością magii. Nie przerywając lotu wywołałem z plecaka dziwnie wyglądającą rurę, któej wąż znikał w głębi plecaka. Na myślowe polecenie zaczęły z niej wylatywać kule. Setki kul, a każda wielkości piłki lekarskiej i pełna najpotężniejszego i najsilniej stężonego kwasu, jaki udało mi się poznać. Nie wiem co mnie podkusiło, żeby użyć właśnie tego, ale błogosławiłem swoje szczęście, gdy od strony Edwina wyleciała na mnie ściana metalowego paskudztwa. Poteżna ściana. Latało toto na wszelkie strony i nieco mnie sponiewierało, ale przynajmniej kwas oczyścił mi bezpośrednią drogę, a nie przestawałem strzelać. Byłem zdecydowany użyć większości zasobów, byle zniszczyć ten cholerny miecz, który z pewnością nie był mi do nieczego potrzebny, a kłopoty mógł sprowadzić. Widziałem jak poszeczególne kule rozpryskują się wszędzie dookoła Edwina, trawiąc coraz więcej metalu. Wyszczerzyłem zęby w straszliwym grymasie i jeszcze przyspieszyłem opadanie. Na szczęście. Nagle wszędzie dookoła mnie, metal zamienił się w płynną masę. To nie wróżyło dobrze, dlatego natychmiast rzuciłem stosowne zaklęcia. - Scutum glaciae! - Scutum aer! - Scutum terra! - Scutum iginis! Zdążyłem. W chwili, kiedy ostatnia tarcza zamknęła się wokół mnie, to co mnie otaczało eksplodowało, posłając mnie w ziemię z prędkością zbliżoną do tej osiągnanej przez światło na sterydach. Huk z jakim wyrżnąłem o ziemię mógł być porównywany do grzmotu eskplozji, którą słyszałem i widziałem nad sobą. Wyglądało to na całkiem przyjemny wybuch a'la Hiroszima. A to oznaczało promieniowanie... No nie, na to pozwalać nie będziemy. Rzuciłem w powietrze kilka wyjętych z kieszeni grudek - Radiotio miscere! No i problem promieniowania miałem z głowy. Gorzej, że fala uderzeniowa próbowała wydusić mi powietrze z płuc, ale to było chwilowe problemy i szybko się z nich otrząsnąłem. Moje tarcze jeszcze trzymały (oprócz lodowej), a ognista wręcz jaśniała - wybuch ją pięknie podładował. Nie zmieniło to faktu, że znowu dostałem wciry i to solidne. Czas na zemstę! - Servus bellator! - krzyknąłem przywołując z plecaka sporą ilość metalu. Własnego. Huki i trzaski połączyły się w dwukrotnie wyższego ode mnie humanoidalnego robota. Wszelkie kółka zębate były na swoim miejscu a szybki ruch ręki skierował go w stronę mojego przeciwnika. A bić to on potrafił, oj potrafił... tak samo jak poruszać się z zadziwiającą szybkością. Żeby było śmieszniej krył w sobie bursztyn, bardzo podobny do tego z mojej zbroi. Dawało mu to całkowity immunitet na jakąkolwiek formę magii, a zrobiony był z tak potężnych stopów, że uszkodzenie i pokonanie go było... wyzwaniem. Żeby dodatkowo rozproszyć uwagę Edwina ponowiłem motyw kamuflujący z użyciem kul jaskrawego (dla niego) światła, ale tym razem nie popełniłem jednego błędu. Wiedząc o jego prekognicji, stworzyłem je na sobie i zacząłem biec równocześnie z nimi. Teraz nie mógł stwierdzić, które pojawiły się później, tym bardziej, że nagle z kilku z nich zaczęły bić w niego magiczne pociski. Mnóstwo magicznych pocisków. Z innych wyleciały lodowe kolce, kule lub promienie. Z jeszcze kolejnych różne niemagiczne narzędzia masowej zagłądy kierowały się w kierunku mojego przeciwnika. W jednej ukryłem nawet działko wielolufowe, które zaczęło wypluwać w jego stronę prawdziwą chmurę ołowiu. A z czterach, w tym tej której byłem wyleciały zwykłe, standardowe i diablo niebezpieczne kule ogniste. Poświęciłem na to masę przedmiotów, ale tym razem musiał czymś dostać. A wszystkie kule, jak na komendę zaczeły się do niego zbliżać. Szybko zbliżać...- 36 odpowiedzi
-
- dolar84
- zegarmistrz
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
turniej Arena XVI - Dolar84 vs Zegarmistrz [zakończony]
temat napisał nowy post w I Turniej Magicznych Pojedynków
No i po chmurkach... Nie przewidziałem czegoś tak prostego jak odepchnięcie ich energią. Na dodatek wyglądało na to, że ktoś tu postanowił pobawić się w Armaggedon. Miałem praktycznie dwa wyjścia. No niech będzie, że trzy. Pierwsza, czyli oberwanie lecącym mieczem i poprawka z kosmicznej skały była zdecydowanie... mało atrakcyjna. Drugą była obrona przed wyżej wymienionymi niespodziankami. Rzecz odważna i do zrobienia, ale kosztowne i niosące za sobą ryzyko poważnego osłabienia. Opcja numer trzy była najelpsza. W skrócie można określić ją stwierdzeniem: "Lepsza rozwaga, niżli odwaga". I ją właśnie postanowiłem zastosować. Błyskawicznie przystąpiłem do rzeczy, Wiedząc, że nie mam za dużo czasu. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było zaklęcie wsparte przez niewielki pryzmat. - Genus clandestinus! To sprytne zaklęcie całkowicie zamaskowało moją sygnaturę magiczną. Na wypadek, gdyby lecąca śmierć była do niej przystosowana. Przed wykonaniem kolejnego ruchu rzuciłem sobie pod nogi niewielkie pudełko, które zaczęło emanować moją właściwą energią, a sam przystąpiłem do dalszej części planu. Przyzwałem większość leżacych na Arenie przedmiotów do "kieszonkowego Wszechświata" i wyjąłem odpowiedni zwój. Sypnąłem w niego dużą porcją diamentowo-szklanego pyłu i mruknąłem: - Persona veho multiplex! Łańcuch teleportacji przeniósł mnie najpierw na "niekryty" skraj Areny, a następnie wysoko ponad lecącą zagładę. Na szczęście, meteor był nieco mniejszy od Areny, byłem więc względnie bezpieczny. Obserwowałem opadając jak najpierw jedno a potem drugi narzędzie masowej zagłady dewastuje powierzchnię Areny. Potężna fala uderzeniowa szarpnęła mną, a kilka odprysków skały zabębniło o moja osobę - nie było to miłe doświadczenie i postanowiłem, że nadszedł czas, żeby zrobić Edwinowi poważne ZIAZI! Bardzo poważne. Ostatni z telportów przeniósł mnie na odległość niecałego metra od Edwina (a wcześniejszy skan, upewnił mnie, że nie jest iluzją), który wyglądał... nieszczególnie. Postanowiłem więc jeszcze mu dowalić, ale najpierw... - Volatus! Piórko, które wyjąłem chwile wcześniej rozpadło się, obdarzając mnie zdolnością lotu, Teraz sięgnąłem i chwyciłem w swoje ręce młot bojowy. Poteżny i ciężki. Przeciwnik nadal widział jedynie kulę ciemności unoszącej się wokół niego. Wziąłem zamach i wyprowadziłem potężny cios. Na ułamki sekund przed uderzeniem z całej siły ryknąłem. - Malleus Maleficarum! Co prawda mój przeciwnik, nie był czarownicą, ale to nie zmieniało skuteczności działania zaklęcia. Młot pokrył się grubą i solidną warstwą energii niszczącej magię. Można się było na to uodpornić (jak sam zrobiłem przed pojedynkiem), ale wymagało to czasu, znajomości broni, no i fizycznego kontaktu. Prawda - jeżeli nie zdarzy się cud, to Edwin dosłownie za ułamki sekund będzie spełniał dwa ostatnie wymagania, chociaż nie w taki sposób, jaki przewidują wszelkie magiczne zwoje i podręczniki, uczące jak wykorzystać ten czar...- 36 odpowiedzi
-
- dolar84
- zegarmistrz
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
Oczywiście, że tłumaczę, ale jednocześnie realizuję kilka innych projektów (na przykład DeadDerpyverse, czyli alternatywną linię czasową WInning). 7 rozdział jest ukończony w jakichś 30%. Przez kolejnej 8-10 godzin mam zamiar przetłumaczyć kolejne 3000-5000 słów, więc osiągnie jakieś 80-90%.
-
Equestria: Total War [PL][Z][Violence][Romance]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
W takim tempie powinieneś szukać już kolejnego opowiadania do przetłumaczenia Co do samego tekstu - jak zwykle świetna robota. -
Seria DeadDerpyverse [PL][NZ][Sad][Dark][Slice of Life][Seria]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Jakoś tak wyszło, że przetłumaczyłem dzisiaj kolejne opowiadanie z tej serii. Zapraszam co czytania "Saying Goodbye".