Przeczytane.
Jeszcze żadne opowiadanie nie zajęło mi tyle czasu ile Czas i Harmonia. Co do niego podchodziłem, to byłem odbijany i tak wyszło, że jego lektura zajęła mi około trzech... miesięcy.
Było to trzeci spośród nominowanych tekstów autorstwa (lub współautorstwa) Nieznanego z którym musiałem się zetrzeć. Creation Isles nie wywarły na mnie zbyt pozytywnego wrażenia. Daedry bardzo mnie ubawiły. Zaś Czas i Harmonia...
Beware the spoilers!
...zawiódł mnie srodze, straszliwie i okrutnie. Podchodziłem do niego pełen nadziei, wysłuchawszy wielu rekomendacji i pochwał. Na dodatek fanfik posiada teg [Epic], a to jednak o czymś świadczy (lub przynajmniej powinno). No i dostałem metaforycznym kopytem w łeb.
Nie powiem, żeby tekst był zupełnie tragiczny, fatalny i w ogóle nie do przeczytania. Fakt - zdarzały się w nim momenty, gdzie można było się zaśmiać, lub z zapałem śledziło się splataną słowami autora historię, a nawet zachwycało klimatem. Niestety trafiło się wiele, naprawdę wiele rzeczy, które skutecznie niwelowały przyjemność płynącą z lektury i to niemal całkowicie. Teraz zgodnie ze swoim zwyczajem przystąpię do wypunktowania niektórych aspektów fanfika, które zwróciły na siebie pozytywną bądź negatywną uwagę:
- Fabuła - przyznaję, iż dowiedziawszy się, że głównym bohaterem jest alicorn, podchodziłem do tekstu bardzo sceptycznie, spodziewając się kolejnego tekstu, w którym bohater będzie totalnie OP, nie do pokonania i ogólnie Gary Stu. Na szczęście nie było tak źle - owszem, Księciunio do słabiaków nie należy, i choć przy niektórych jego popisach marszczyłem z niezadowoleniem brwi gdyż jego popisy przekraczały zrozumienie, to jednak jego potęga została dobrze wytłumaczona. Historia, którą przedstawia nam autor jest wielowątkowa i przez to ciekawa, tym bardziej, że nie dopatrzyłem się w niej większych dziur. Co mnie jedynie drażniło to notki odautorskie, w których czytelnicy raczeni są bezczelnymi spoilerami. Zły autor! Zły! Jednak ogólnie jest na plus.
- Bohater główny - o Tempusie już trochę napisałem wcześniej i w sumie jest to dla mnie postać neutralna. Częste zmiany w jego charakterze i pewna gwałtowność jest uzasadniona pragnieniem pomsty i ogólną historią. Cieszy również fakt, iż po wstaniu z grobu nie był od razu niepokonaną maszyną do robienia wszystkiego idealnie i zdarzało mu się popełniać jeden lub drugi głupi błąd. Mimo to, cały czas unosi się nad nim nieuchronne widmo bycia OP. Jak to się rozwinie? Zobaczymy.
- Bohaterowie poboczni - Twilight - w porządku, całkiem dobrze oddana postać, zastrzeżeń nie mam. Silver Maggot - doskonale wykreowany przydupas głównego herosa - czytanie scen z jego udziałem było prawdziwą przyjemnością. W mojej ocenie najmocniejszy punkt opowiadania. DoCtor - a tego z kolei autorowi nie wybaczę, będę pluł jadem, tupał nogami, wygłaszał groźby karalne i ogólnie czynił zapowiedzi brutalnego i krwawego mordu. Po pierwsze - dlaczego, w imię miłosiernego Cthluhu piszesz go przez "C"??? To tak straszliwie drażniło, iż szlag mnie trafiał, ile razy się na to natykałem. Po drugie - postać była strasznie płytka. Niby Władca Czasu, niby ma TARDIS i śrubokręt, ale sprawia wrażenie wymądrzającego się idioty. Fakt - każdy Doktor jest inny, jednak to przedstawienie... bolało. Został obdarty z tego, co czyniło go tak wspaniałym bohaterem. No ale to Doktor i można go kreować jak autorowi się podoba. To, że mi akurat nie przypadł do smaku, jest wyłącznie kwestią innego wyobrażenia rzeczonej postaci.
- Klimat - tutaj zaczynam lać jad. W niektórych scenach zapowiadało się wprost idealnie - napięcie rosło, czytało się przyjemnie, oczekiwało wręcz na rozwiązanie sytuacji i nagle co? Autor wrzucał jakieś określenie w stylu "facehoof", "trollowanie" lub inne wywodzące się z otchłani internetu. Chcecie wiedzieć co się działo z klimatem? Tak, macie rację! Trafiał go szlag. Całkowicie i nieodwracalnie. Rozumiem użycie tego rodzaju zabiegów od czasu do czasu, ale nie w takiej ilości! Dotychczas uważałem, że mistrzynią niszczenia klimatu w swoich tekstach jest Cahan, jednak przy tym co znajdowało się w Czasie i Harmonii, to ona dopiero kończy podstawówkę z tego przedmiotu. TRAGEDIA! To co mogło być jedną z najpotężniejszych zalet tego opowiadania stało się jedną z rzeczy, które go całkowicie pogrążają. Po prostu szlag trafia podczas lektury.
- Użyty język - Tutaj również należą się baty, pas a nawet szpicruta. Takiego mieszania różnych stylów nie widziałem od dawna i zdecydowanie nie wyszło to fanfikowi na dobre. Kiedy widziałem, jak Tempus rzuca jednym czy drugim nowoczesnych słówkiem, które wydaje się znać praktycznie od zawsze, to krew się we mnie burzyła, a granaty w kieszeniach same się odbezpieczały. Kiedy w jednym akapicie widzi się rozmowę prowadzoną w stylu, nazwijmy to, klasycznym, by po chwili stawała się zdecydowanie nowoczesna, to naprawdę wrażenie jest fatalne. Odrobina konsekwencji naprawdę jest przydatna. TRAGEDIA!
- Stylistyka - I po raz kolejny jestem zmuszony krzyczeć. Jest bardzo, ale to bardzo niedobrze. W wielu miejscach znajdowałem słowa, które, owszem, pasowały do zdania, jednak należałoby je najpierw poprawnie odmienić. To naprawdę uprzyjemnia lekturę i pozwala czytelnikom oszczędzić wielu nerwów. Niestety był to błąd, który występował naprawdę powszechnie. Przykre, ale prawdziwe. W niektórych miejscach można również zauważyć problemy z szykiem, będące kolejnym powodem do irytacji.
- Styl i nawiązania - wydaje mi się, że (szczególnie przypisami) autor usiłował w pewien sposób naśladować styl, którym do niedawna radował nas sir Terry Pratchett. Samo w sobie jest to godne podziwu, jednak póki co nie bardzo to wyszło. A raczej - wychodzi momentami, ale przez większość czasu wymaga jeszcze solidnych nakładów pracy, by coś z tego się ulęgło. Zanim przejdę do kolejnego aspektu czyli nawiązań muszę jeszcze powarczeć na epickość - kiedy czytałem ostatni rozdział pierwszego tomu, to miałem nieodpartą chęć wyłączenia go w diabły, wycofania się z oskarów i rzucenia tego wszystkiego w kąt. Takiej ilości nadętego patosu nie widziałem nawet w opowiadaniach Verlaxa, a to już jest coś, zważywszy na to, że on potrafi powiedzieć "cześć" w sposób patetyczno-epicki. Zdecydowany minus. Przeskakuję jednak do wspomnianych wcześniej nawiązań. Powiedziałbym, że jest ich zdecydowanie za dużo. Przyznaję, iż przypominało mi to pod pewnym względem Creation Isles, z tym, że o ile tam mieliśmy zbytnie wysycenie absurdem, to tutaj jego rolę przejęły nawiązania. Jest ich po prostu za dużo, i choć w wielu momentach są wprost przezabawne (Hell rządzi!), to ogólnie tak naprawdę męczyły i to strasznie. Dodatkowo z przykrością muszę zauważyć, iż niektóre sceny lub bohaterowie były po prostu chamskimi zrzynkami. Most w podziemiach czy sponifikowany Rincewind to najbardziej rzucające się w oczy przykłady. Nie wiem czy w scenach portalowo-skyrimowych również to występuje, ponieważ nie jestem zupełnie oblatany w tych uniwersach, jednak mam nieprzyjemne uczucie, iż też trafiłyby się tam takie niechlubne przykłady. Na szczęście nie było ich za wiele, jednak i tak wyrażam swoją głęboką dezaprobatę i warczę gniewnie plując jadem. A wystarczyłoby dodać tag [Crossover]...
- Steampunk - Tutaj też się zirytowałem. Kiedy dowiedziałem się, iż będzie coś takiego jak Instytut Steampunkowy to cieszyłem się jak głupi bateryjką. Wyobraźcie sobie mój straszliwy zawód, kiedy nie znalazłem steampunku w steampunku. No może wyłamuje się z tego Steam Clock, jednak cały Instytut... to bolało. Pani autorze! Gdzie tryby, trybiki i zębatki? Gdzież wszechobecna para? Gdzie steampunk? Srogi zawód...
- Opisy - Tu było czasami dobrze, a czasami źle. A chociaż ta druga opcja występuje rzadziej (na całe szczęście) to jednak mocno rzuca się w oczy. O czym dokładnie mówię? O miejscami przesadnie dokładnych wyjaśnieniach dotyczących jakiegoś czaru czy inne pierdoły, które choć potrafiły wnieść wiele do fabuły, to były napisane w taki sposób, że człowiek odruchowo sięgał po "Nad Niemnem" by rozerwać się jakąś dobrą powieścią sensacyjną.
To byłoby w sumie wszystko z takich pospiesznych przemyśleń. Usiłowałem ugryźć tego fanfika na poważnie. Próbowałem podejść do niego jak do lekkiej komedii. Wypróbowałem sposoby pośrednie - nic nie pomogło. Jest to w mojej opinii tekst, który ma potężny potencjał, jednak mnogość wad i błędów sprawia, iż zamiast oceny bardzo dobrej mogę przyznać co najwyżej dostateczną a miejscami wręcz mierną. Wymienione zalety nie są w stanie zrównoważyć tego, co w opowiadaniu jest zrobione kiepsko. Uważam, że nie zasługuje na tag [Epic]... jeszcze. Jak wspominałem jest w nim potężny potencjał, który autor może wykorzystać, tym bardziej, że fabuła naprawdę wyszła. Jednak póki co, nie mogę z czystym sumieniem polecać tego tekstu, jako jednego z fundamentów polskiej fanfikcji. Czego bardzo żałuję.
Dolar84 Jadowity