Skocz do zawartości

Applejuice

Brony
  • Zawartość

    1987
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Applejuice

  1. - Jasne, babciu - odpowiedziałem z uśmiechem. Jeszcze raz przytuliłem się do niej, przez krotka chwile przypominając sobie to poczucie bezpieczeństwa, które dawały mi te cieple ramiona przez tyle lat. - Też cię kocham... Musiałem jeszcze się uszykować, wiec posłałem babci ostatni ciepły uśmiech i wszedłem do swojego apartamentu, rozglądając się sie dookoła. O grzywę nie musiałem się martwic, sam jeszcze nie prześmierdłem tak bardzo, ale wziąłem jakieś pierwsze z brzegu perfumy. Zarzuciłem tez na siebie swoja ulubiona marynarkę. Postałem kilka chwil przed lustrem, a gdy upłynęło 10 minut poszedłem po Arię.
  2. Foley, może też zdarzyć się tak, że pośród tych codziennych zdarzeń wyniknie jakaś niecodzienność, w końcu tag Slice Of Life nie zawsze występuje samotnie ^^ "waćpan" - TAK, NA TO CZEKAŁAM xD Kontynuujcie, robi się ciekawie.
  3. Ale czasem szkoda wkładać wszystko do jednego worka, moim zdaniem wiele takich fanficów niesie za sobą więcej przesłania niż sens zbijania jabłek. Ale tutaj chyba Dolar jest specjalistą .-.
  4. Skoro ktoś opisuje wojnę jako zwykłą napierdalankę, tragizmu faktycznie w tym nie ma ;p To ja już Verlax nie wiem co ty sądzisz o tagu Slice of Life - to w końcu tag, który nic nie wnosi, czy jednak zawiera w sobie pewne "innowacje"? Definicja nijak ima się do tego co powiedziałeś wcześniej xd
  5. Applejuice

    Black Strawberry

    Zamiast udostępniać coś nieskończonego, lepiej w spokoju to sobie dopracuj i wstaw, jak już będzie zrobione, bo póki co nie mam pojęcia jaki jest sens tego tematu.
  6. Starałem się nie pokazywać po sobie, że to również mnie zaniepokoiło. Spojrzałem na Arię, zastanawiając się, czy wzięła jej słowa na poważnie. - Dostałem podobne bzdury. Nie powinnaś się tym przejmować - powiedziałem i uśmiechnąłem się lekko. - Nie pozwolę, żeby jakaś rozhisteryzowana faneczka tobą pomiatała. Zbliżyłem się do niej i wtuliłem twarz w jej słodko pachnące włosy. - Ze mną jesteś bezpieczna - wyszeptałem. - I jeszcze dzisiaj poproszę Lucre'a o wspólny pokój.
  7. Spojrzałem na babcię i wymruczałem, że będę za chwilę, a potem objąłem Arię ramieniem i wyszedłem z nią na korytarz. Wolałem być ostrożny już od samego początku, bo Aria w wielu takich przypadkach zdenerwowania była po prostu niebezpieczna. - Co się stało? - spytałem.
  8. Pozbierałem to wszystko i pobieżnie przejrzałem - wszystkie wyglądały podobnie. Pani La...? Co to miało być? Jak Aria się o tym dowie, będę trupem. Fakt, były jakoś psychodeliczne, ale musiałem przyznać, że to w pewien sposób mi się podobało. Po jednym koncercie miałem aż tyle fanek, które szalały za mną - chyba nic dziwnego, że to mnie cieszyło. Uśmiechnąłem się do babci. - Listy, nic takiego - odparłem. - Chcesz jeszcze herbaty?
  9. Wiekszego upierdliwstwa nie widzialam. Dzieki, moj dzien w szkole stal sie lepszy
  10. Z babcią z pewnością działo się coś dziwnego. Ciągle nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to przez te cholerne gryfy. A może po prostu nie nadążam za biegiem lat. To, jak babcia czuła się przez ten czas, wiedziała tylko ona... Spojrzałem na ogierka, nieco zdenerwowany tym, że nawet nie zapukał, ale gdy zobaczyłem, jak bardzo jest przestraszony, uśmiechnąłem się do niego ciepło. - Spokojnie, nie zjem cię. Otworzyłem pakunek.
  11. *kop kop* Dużo Rise Against w temacie, Sokę approves. ^ Całkiem przyjemny utwór, choć niezbyt mi podszedł, nie wpadł w ucho, nie wyróżnił się, ogólnie dupy nie urwał, 5/10 xd Post łamiący wewnętrzny regulamin działu- brak opisu swojego utworu. Lecę pędzę. PRZEDSTAWIAM PAŃSTWU UTWÓR BILLY TALENT - DEVIL ON MY SHOULDER.
  12. Przyjęła to z takim spokojem? Jak mogła się uśmiechać? Nie zauważyła, że to było dla mnie ciężkie? Ech, może to i lepiej. Przynajmniej nie będzie się martwić, a teraz po tych wszystkich podróżach powinna odpoczywać. Radziłem sobie bez niej przez tyle czasu, już się uodporniłem na to całe gówno. - Wolałbym nie - mruknąłem, patrząc gdzieś w dół. Cholernie mnie korciło, żeby powiedzieć jej o wszystkim, co o nich myślę, po prostu się wygadać - wszystko to, co trzymałem w sobie przez te dwa lata, gdy jej nie było - ale gdy podjęła nowy temat, uznałem to za całkiem dobre wybrnięcie z tej sytuacji i nieco się opanowałem. Zresztą po co rozdrapywać stare rany... Uśmiechnąłem się na samą myśl o Arii. - Znam ją już od dwunastu lat - powiedziałem. - Ale dopiero od dwóch jesteśmy razem... Chyba domyślasz się, o kim mówię. - Biorąc kolejny łyk herbaty zrobiłem dramatyczną pauzę. - O Arii, rzecz jasna. Kocham ją.
  13. Jest kucem ziemnym. Włosy już białe, umaszczenie szmaragdowe, oczy też xP ______________________________________________________________ Objąłem kubek kopytami i utkwiłem spojrzenie w nieruchomej tafli herbaty. - Wiesz o tym, że rodzice razem z Rose przeprowadzili się do Fillydelphii, prawda? Ciężko było mi podjąć ten temat, bo wtedy, gdy mnie opuścili, babcia także to zrobiła - może nawet nieświadomie, w każdym razie... miałem jej to za złe. Ale nie potrafiłem tego okazać albo powiedzieć wprost, więc postanowiłem przebrnąć przez to najszybciej, jak się dało: - No i gdy zostałem sam, to rodzina Scarleta się mną opiekowała. Przynajmniej miałem gdzie spać i jeść. Tak było do jakiegoś czasu, potem wynajęliśmy z Arią mieszkanie... no - mruknąłem koślawo. - Graliśmy w naszym barze, aż w końcu pojawił się jakiś podejrzany typ - w czerwonym garniturze, jak jakaś mafioza - i powiedział, że nas wypromuje, bo pracuje w wytwórni. Łyknąłem herbaty i gdy odstawiłem kubek, tym razem mogłem spojrzeć na babcię i się uśmiechnąć. - Po roku podpisaliśmy kontrakt - powiedziałem. - A wcześniej spotkałem się z Ardorem i mieliśmy wspólny koncert... to dzięki niemu zaczęło być o nas głośno. I teraz siedzimy tu, czekając, co Lucre wymyśli.
  14. Wypraszam sobie, nikt mi opowiadania nie poprawiał :I
  15. Applejuice

    Avatary, sygnaturki i nicki

    Mój avatar jest krulewski, godny krulowej. Sygnatura z Erunem, tekst z Shingeke, link do mojego fanfica.
  16. Obracałem w kopytach buteleczkę, nie do końca wiedząc, co o tym myśleć. - Dziękuję - powiedziałem w końcu i uśmiechnąłem się do babci, nie chcąc jej w żaden sposób ranić swoim dziwnym nastawieniem. Chyba będę tego używał tylko w naprawdę ekstremalnych warunkach - jeszcze nie do końca ufałem gryfom. Może właśnie przez te wszystkie dziwactwa babci coś się stało? - Wiesz co, babciu - powiedziałem, zaczynając nalewać wrzątku do dwóch kubków i parzyć herbatę (wcześniej schowałem prezenty od babci do szafki). - Moim zdaniem gryfy nie powinny ingerować w takie sprawy... Westchnąłem cicho i postawiłem herbatę przed babcią, drugą obok niej i zająłem tam miejsce. Powinienem już przywyknąć do tych niestworzonych magicznych przedmiotów, z pewnością babcia spotykała się z czymś jeszcze bardziej niewyobrażalnym. - A jeśli wypiłbym miksturę pegaza, to miałbym dwie pary skrzydeł? - spytałem, nagle tym faktem zaintrygowany, i dodałem z nieco kpiącym uśmieszkiem: - A może przemieniłbym się w zefirka?
  17. - Wyrosły ci skrzydła? - mruknąłem z pogardliwym niedowierzaniem. Odruchowo nawet spojrzałem na swoje. Co za bzdura. Nie potrafiłem jednak zarzuć babci kłamstwa, po prostu moja ciasna rzeczywistość nie powinna pojmować niektórych rzeczy. Szczególnie tych, które przeżywała babcia. No i po co ja chciałem tego słuchać no, teraz mam jeszcze więcej wątpliwości. Albo po prostu jakieś paranoje. Może po prostu nie spodziewałem się spotkać babci, dodatkowo w stanie, który nie wskazywał na jej pełne zdrowie. Przez te trzy lata mimo wszystko cholernie się o nią martwiłem i teraz po prostu wróciła, jak gdyby nigdy nic... Moją uwagę najbardziej przykuły te dziwne fiolki. Wyjąłem jedną i zbadałem zawartość przy świetle słońca. - To bezpieczne? - spytałem całkowicie na poważnie. Pradawne plemię gryfów, jeszcze czego. - A te owoce? Czasem nie trujące? Chyba tego nie jadłaś, co?
  18. Z lekkim zrezygnowaniem wskazałem jej miejsce przy stole. - Usiądź sobie, zrobię herbaty. Chyba niepotrzebnie się martwiłem. Nic dziwnego, że babcia była zmęczona. Powód jej wyjazdów był mniej więcej taki sam, jak nasz cel: wyrwanie się z tamtego przeklętego miasta. Musiała czuć się podobnie źle. Wiele razy nie zwracałem na to uwagi... Westchnąłem, wojując się z czajnikiem. Nie myśl o tym teraz, imbecylu. A jednak mimo wszystko jedna rzecz nie dawała mi spokoju. - Najpierw chciałbym wiedzieć - zacząłem, opierając się o szafkę i czekając, aż woda się zagotuje - gdzieś ty znowu była. Dwa lata to wcale nie tak mało...
  19. - Taaa, sam jeszcze nie do końca w to wierzę... - westchnąłem, szeroko uśmiechnięty. Gdy dostrzegłem, że babcia nie wygląda aż tak dobrze jak zwykle, od razu pomogłem jej zdjąć juki. - Rany, co ty tam trzymasz? - mruknąłem, odkładając ciężkie toboły w kąt. - Nie minęło ci to chomikowanie, co? Nigdy nie podobało mi się to, że tak często nie było jej w domu i gdzieś wędrowała, zostawiając mnie samego bez żadnej wieści. A w jej wieku powinna zajmować się mniej ekstremalnym zajęciem... szydełkowaniem, czymkolwiek, byle nie znikać gdzieś na miesiące i spać w lesie deszczowym na końcu świata. I chyba wreszcie pojawiły się efekty. Przyjrzałem się jej z zatroskaniem, a potem spytałem: - Wszystko w porządku, babciu?
  20. - Babciu... - wyszeptałem ze zdumieniem. Przez wyjątkowo krótką chwilę nie dowierzałem, by zaraz potem roześmiać się głośno i utonąć w jej ciepłych objęciach. - Co ty tu robisz? Nie widziałem babci od dwóch lat, od tego pamiętnego czasu, kiedy całe moje życie stanęło na głowie. Przez te wszystkie wydarzenia o wiele łatwiej przyszło mi zapomnieć o wszystkich, którzy odeszli - tym bardziej o babci, bo to jej szczególnie potrzebowałem akurat w momencie, gdy jej nie było... Wiele razy ją obwiniałem, obwiniałem siebie i cały świat. Ale teraz nie było to istotne. Była teraz. Wreszcie mogłem z nią porozmawiać.
  21. Applejuice

    Zapisy do Słodziaka

    Wiem że wiesz, duh xd No jak ci to zawadza, to nic z tym nie rób.
  22. Applejuice

    Zapisy do Słodziaka

    Torturowanie psychiczne chyba też zalicza się do grimdarku .-. Ale nie musisz go wkręcać, to taka możliwość zapasowa xd
  23. Applejuice

    Zapisy do Słodziaka

    Imię: Ren Canady Rasa: pegaz Płeć: ogier Wiek: 19 Charakter: Jego tok myślenia wpływa na większość jego zachowań, co za tym idzie, kształtuje jego cechy. Przede wszystkim Ren ukrywa większość swoich uczyć, twierdząc, że nie będzie zaprzątał swoją osobą głowy innym. Uważa, że to czyni go egoistą, dlatego… próbuje być twardy, choć nijak ima się do tego wszystkiego - bo w ten sposób staje się jedynie jeszcze słabszy. Jego psychikę ciężko rozpracować, niektóre rzeczy jednak pozostają proste: gość jest przystojny (może jedynie odrobinkę jest narcyzem z tego powodu), flirt idzie mu całkiem łatwo. Gorzej jak się zakocha, bo jest dosyć naiwny i wtedy wszystko idzie nie po jego myśli. W związku jest delikatny, opiekuńczy i słodki. Wychowywany w buncie do całego świata w pewien sposób jest odporny na jego toksyczność, co nie czyni z niego aż takiej lamy. Po jakimś czasie jego rany się wygoją, musi się po prostu wypłakać i poprzytulać. Jego światopogląd i przeszłość nadała mu cechy kompletnie nie pasujące do jego otoczenia - wbrew pozorom jest również uczciwy i szczery. Dzieciak z poczuciem humoru, lubi wypić i bawić się na melanżu. Ma obsesję na punkcie swojej grzywy. Wygląd (+ Cutie Mark): Jak na ogiera jest średniego wzrostu i chudszy niż powinien. Umaszczenie lśniąco beżowe, na pograniczu barwy mosiądzu. Grzywa, ułożona wysoko w szaloną fryzurę, ma dwa odcienie - ciemnego brązu i czerni, gdzie ten drugi nachodzi na pierwszy jak w płomieniu. Oczy zielone. Cutie Mark - czarna, nieco abstrakcyjna nuta, bo dziwacznie powyginana i „zaszumiona”. Symbolizuje jego talent do ostrzejszej muzyki: grę na gitarze, komponowanie i śpiew, ale o tym ostatnim jeszcze nie wie. Historia: Ren urodził się w Manehattenie, zwanym także „toksycznym miastem”. Obowiązują w nim surowe zasady i standardy, których nikt nie ośmiela się łamać. Nastąpił jednak przełom. Muzyka, która zaczęła powstawać spod kopyt wielkiego ogiera - Ardora Colora - symbolizowała, że nie wszystko idzie zgodnie z planem miasta. Rock, metal, punk, i wiele innych podgatunków… to wszystko mobilizowało innych, poszkodowanych przez toksyczność, do działania. Wśród nich był także młody Ren. Ardor zasłynął wraz ze swoim zespołem Embers i dla niego - dziecka, które już od najmłodszych lat było krzywdzone przez dorosłych - stali się idolami. Miał marzenie - być taki, jak oni. To marzenie stopniowo zanikało, spowijane przez smutną mgłę rzeczywistości. Rodzice Rena, okrutni tyrani, z niewiadomych przyczyn nie traktowali go dobrze, łagodnie rzecz ujmując. A gdy na świat przyszła jego młodsza siostra, Rose, całkowicie stracił dla nich znaczenie. Jedyną osobą, której mógł zaufać i znaleźć oparcie w trudnych chwilach, była jego babcia, Angela. Pomagali mu w tym także jego przyjaciele: Scarlet, Cameron i Aria. Mając podobne problemy wspólnie znaleźli odskocznię - własną muzykę. Wszystko zaczęło się w szesnaste urodziny Rena, gdy Scarlet podarował mu gitarę elektryczną. Od tamtego czasu jego dawno zapomniany talent znów narodził się na nowo. Scarlet grał na basie, Cameron na perkusji, a Aria była wokalistką. Dawali koncerty w niewielkim barze i cieszyli się z takiej spokojnej rutyny. Ren zdobył swój znaczek, gdy miał trzynaście lat - dosyć późno, jak na resztę jego rówieśników. Stało się to podczas charytatywnego koncertu Embers w Manehattenie. Ren spotkał się z samym Ardorem Colorem - co graniczyło z cudem w tamtych warunkach - i gdy przejechał kopytem po strunach jego gitary, na jego boku pojawiła się czarna nuta. Rutyna jednak znów została przerwana przez brutalną rzeczywistość. W rodzinie Rena zaczęły dziać się złe rzeczy, co poskutkowało tym, że jego rodzice wraz z młodszą siostrą opuścili go, gdy miał siedemnaście lat. To był dla Rena ogromny cios, szczególnie, że został kompletnie sam - jego babcia była podróżniczką i także wyjechała. Wtedy jednak pojawiła się Aria. Ren ukrywał to od dawna, ale był w niej zakochany już od najmłodszych lat. Dobrą stroną tego złego było to, że ona także… i jakoś tak się złożyło, że od tamtego pamiętnego dnia są razem. Rutyna powróciła, choć tym razem miała odwrotny skutek - zaczęła męczyć dopiero co raczkujący zespół Blast, nie dając im możliwości żadnego rozwoju. Choć starali się jak mogli, by się wypromować, zawsze kończyło się to klęską. Żyli w toksycznym mieście i takie przedsięwzięcia były po prostu niemożliwe. Wydarzyło się jednak coś dziwnego. Podczas jednych z cotygodniowych występów w barze pojawił się nowy słuchacz - ogier w ekscentrycznym, czerwonym garniturze, który po występie rozpoczął z nimi rozmowę. Podał się za pracownika wytwórni muzycznej w Manehattenie, twierdząc, że ich koncert zrobił na nich ogromne wrażenie i że potrafiłby im pomóc. Był jednak jeden problem - Lucre oczekiwał zgody rodziców na ich współpracę. A ponieważ nie byli pełnoletni, nie mogli z tym nic zrobić. Minął rok, a oni stali w miejscu i czekali. W dniu osiemnastych urodzin Rena los sprawił mu przyjemny prezent - Embers znów przyjeżdżali do Manehattenu, by dać koncert. Wybrali się na niego wspólnie… i właśnie wtedy wszystko się zaczęło. Ren znów spotkał się z Ardorem. Wszystko było zainicjowane przez Lucre’a. Supergwiazda - bóg małego światka Rena - obiecał pomóc Blast wejść na szczyt. Zaprosił ich na wspólny koncert w Ponyville. Ich wspólne marzenie wreszcie się spełniło. W Ponyville dali swój pierwszy, prawdziwy koncert na wielkiej scenie, co sprawiło, że szybko zaczęło być o nich głośno. Podpisali kontrakt z wytwórnią muzyczną Lucre’a, Ekhartem (wszyscy bowiem byli już pełnoletni). Prawdziwe życie właśnie się rozpoczęło. Obecnie przebywają w hotelu w Canterlot, który służy za ich „kwaterę główną” i czekają na dalsze instrukcje od Ekhartu. Cel: zasłynąć na wielkiej scenie - być ikoną Equestrii, podobnie jak Embers - dalej tworzyć muzykę i spełniać swoje marzenie; ustatkować się z Arią. Tagi: slice of life, romans, dramat, grimdark mejbi? :3 Dodatkowe: zdecydowanie jego najbardziej oddanym towarzyszem jest Scarlet - w końcu nazywa go swoim bratem. Inteligentny gość, o wiele bardziej inteligentny od Rena (a także bardziej przystojny), silny (psychicznie, w sumie fizycznie też), czasami lekki z niego przygłup, bo laski na niego lecą, a czasami także zimny i bezwzględny. Mimo wszystko to dobra z niego firma. Aria często jest złośliwa, irytują ją wszyscy i wszystko, jednak wbrew pozorom ma naprawdę wrażliwe serce. Cameron jest nieco nieśmiały i niewinny, ale to cwaniak i król melanżu.
  24. Applejuice

    Problem z pisaniem postów

    Weszłaś w tryb BBcode. Kliknij na kwadracik w lewym górnym rogu
×
×
  • Utwórz nowe...