Skocz do zawartości

Ohmowe Ciastko

Brony
  • Zawartość

    1079
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Ohmowe Ciastko

  1. Sakitta albo zbyt bardzo wierzył w swoją prędkość albo zbytnio bagatelizował umiejętności Ciastka. Niezależnie od tego, co się działo, zrobił głupotę, zachowując się tak nie przyszłościowo. Miast odskoczyć, jak normalny człowiek, w tył i później próbować szczęścia, ten spróbował jednocześnie uniknąć ataku i sam zaatakować. Cóż, ludzki mózg nie był stworzony do robieniu wielu rzeczy naraz. Dlatego należało albo skupić się na ofensywie, defensywie bądź unikach.

    Sakitta próbował dwóch z trzech.

    Ciastka interesowało tylko pokonanie przeciwnika.

    Z minimalnym opóźnieniem także wykonał krok w bok. Impet pędzącej szabli nie zakręcił nim. Stanowił on niedogodność, którą Ciastko poznał i nauczył się z nią "żyć".

    Tym samym pchnięcie w ramię automatycznie zmieniło się w sztych na tors. Ale to nie zatrzymało szabli i zmieniło jej celu. Gdy prawa ręka kierowała ją na spotkanie z przeciwnikiem, zza pleców wyjrzał łamacz mieczy.

    I to jego zęby pożarły wszystkie przewidywania Sakitty.

    Skończyło się na tym, że Ciastko zatrzymał miecz na ciele Sakitty, ledwo przecinając jego ubiór, a rapier był przez drugą broń Ciastka trzymany w powietrzu, tuż nad jego ramieniem.

    -Zawsze w wiekach średnich zwycięstwo należało do tego, który miał pod swoją komendą więcej broni - zauważył lekko nostalgicznie. - Do diaska, ta cała technologia popsuła wojny. Wcześniej wszystko zależało kto miał więcej broni - dziś od tego, czyja broń robi większe bum! - końcówkę już wykrzyczał. Odetchnął głęboko. - Obaj pewnie mamy lata praktyki w używaniu naszych broni. Ale ja mam dwie, a ty jedną - bez niewyobrażalnego szczęścia nie wygrasz - Zrobił krótką przerwę, nie przerywaną nawet powiewem wiatru. Gdyby Sakitta miał więcej wyobraźni, to umieściłby ich w jakimś starym zamczysku bez okien, po którego salach powinien latać wiatr. Wzruszył ramionami na tą myśl, zupełnie niezrozumiale dla innych. - Ponownie wybierz arenę. Powtórz tą albo zrób coś całkowicie innego. Twój wybór. No, chyba, że chcesz ciągnąć tą walkę. Wtedy na trzy odskakujemy do tyłu.

  2. Może trochę spóźnione, ale jeszcze jeden argument, by głosować nawet jeśli żadna partia nam nie pasuje.

     

    Macie głos. Nie bez kozery tak się to właśnie nazywa. Głos, bo wyraża wasze zdanie. W tym przypadku kogo oczekujecie przy władzy. Nie, kogo tam nie chcecie - to nie przejdzie. Są fanboye ( i fangirsl, nie wnikajmy ), którzy będą krytykować wszystko poza swoją partią. Dlaczego oni mają psuć poparcie innym? Głos przeciw jest słabym pomysłem. Może znaleźć się na kartach wyborczych, ale liczone będzie tylko dla samego faktu.

    Ale odbiegłem zbytnio od tematu.

    Macie głos - wyraźcie, czego oczekujecie. Jeśli nie możecie głosować na tego, kogo chcecie - nie od razu Rzym zbudowano. Jeśli uważacie, że prawicowe podejście dobrze zrobi - głosujcie na najbardziej prawicową partię ( która zachowuje rozum w swojej prawicowości ). Może takich jak wy będą tysiące, a ci którzy wejdą zrobią coś dobrego. A przez to prawica urośnie na sile i to właśnie ona będzie dominowała, a wtedy wasza partia będzie opcją na wyborach.

    Koniec propagandy. Żałuję, że ominą mnie te wybory. Chciałbym mieć głos. A tak będę musiał czekać do następnych, przez większość czasu z dowodzikiem. Ale skoro wy możecie to zrobić - nie traćcie okazji. Bo jak Rydzyk każe, to moherowe berety pójdą głosować na PiS. A ci nienawidzący PiS znowu zagłosują na PO. Ale ostatnio ich nie było nawet 50% społeczeństwa - gdyby te 15 mln zagłosowało, to dziś mogłoby być całkowicie inaczej. PO ani PiS nie urosłoby w taką siłę. Nie odbierajcie sobie sami broni w walce z tym cyrkiem, jakim ostatnio jest polityka.

    A że to wybory do Europarlamentu. A na co komu logika? Sens pozostaje ten sam - ci ludzie mają wyrażać nasz głos. Niech to będą właściwi ludzie.

    • +1 2
  3. Ja nie mam jeszcze dowodziku, więc nie zagłosuję, ale za to poczynię trochę propagandy.

     

    Nie głosując, tak naprawdę głosujecie na zwycięzców. Choć z pewnością sądzicie " Mam tylko jeden głos " to już w grupie macie tych głosów trochę więcej. Dlatego jeszcze raz pomyślcie która partia, według was, może zrobić najwięcej dobrego i zagłosujcie. Szansa, że wasze głosy coś zmienią jest niewielka, ale kto wie... 

    • +1 4
  4. Oj, ja także ostatnio byłem na tej stronie, gdy po ziemi chodziły jeszcze dinozaury, więc moje wypowiedzi nie będą idealnie sprecyzowane.

    Kiedyś dla zabawy często sprawdzałem rozmaitych bohaterów. I powiem, że kilka razy zdołałem go zagiąć, mówiąc całą prawdę. 

  5. Jak jest wszystko, to i musi być Equuestria. Ba, jest jej nieskończenie wielka ilość - tak samo jak światów, w których kaczki stworzyły cywilizację, która opanowała wszechświat.

    Nie rozumiem, o czym tu rozmawiać. Jeśli ktoś zgadza się z teorią wieloświatów, to Equuestria istnieje. I tyle - raczej szybko pomiędzy nimi nie zaczniemy podróżować, a więc nie pogadamy sobie z nimi.

  6. Już dwa posty i nikt nie wspomniał o Samych Swoich? Ani o Jak rozpętałem drugą wojnę światową?

    Hańba.

    Więc ja mówię - kultowymi komediami są stare polskie. Nie ten nowe, gdzie jedyny uśmiech cisnący na twarz to uśmiech politowania, ale te stare. Z prehistorii - sprzed lat 80.

    • +1 3

  7. wypożyczę Stracie Królów

    Polecam tą opcję.

     

    Przeczytałem Nie ogarniam tego świata. Na to miejsce wypożyczyłem Moja heroina Świadectwo psychiatry. Opis walki psychiatry z narkomanią ( jak widać po tytule, heroiną )

  8. Czytelnik przybył, by powiedzieć ci co myśli o twojej twórczości.

     

    Mechy. Na Teutatesa, tylko dla tych Gundamów zacząłem to czytać. I właśnie najchętniej przeczytałbym Ducha w Maszynie. Może styl jeszcze nie jest godny Martina albo innego Tolkiena, ale za jakiś czas... kto wie, do czego doprowadziłaby praktyka? A jeśli opowiadanie nie spadłoby poziomem, to miałbyś jednego, wiernego czytelnika. Ba, jeśli byś potrzebował, to stanąłbym na pierwszej linii podczas wojny z błędami pod sztandarem oddziału korektorów. Lub pilnowałbym pola bitwy, sprawdzając czy wszystko idzie w dobrą stronę.

    Ale nie tylko to przeczytałem ( wszystko ).

    Więc teraz przejdę do Pokoju.

    Słabo oceniam to opowiadanie. Nie wyobrażam sobie Megatrona słuchającego openingu MLP. To całkowicie nie pasuje. Ponadto te treści w nawiasach - psuły rytm czytania. Pojawiło się w nim także coś, co nie spodobało mi się w GiM - obrazki. Wolałbym opisywanie. Każdy autor opisuje. Tylko raz widziałem w książce obrazki tego, co się dzieje - ale nie wszystkiego. Najfajniejsze rzeczy zostały dla wyobraźni. Ucz się od profesjonalistów.

    Królewski Strażnik

    Było wiele lepiej, niż sądzisz. Według mnie fajnie zarysowałeś postać, styl z pewnością by się poprawił, fabula zapowiadała się ciekawie... nic, tylko kontynuować. Najpierw usiąść, pomyśleć, a później kontynuować. 

    Polowanie na króla to dla mnie coś nowego ( choć ostatnimi czasy sporo fanficów pomijam ), ale czuć czystym ponyfikacją uniwersum. 

    W opowiadaniu bez nazwy... czuję, że lepiej by się ono czuło w normalnym, ludzkim świecie.

    No i Twórca. Nie dziwię się, że zajęło miejsce na podium. Dobrze napisane, niebagatelny temat dla takich jak ty. 

    Rzekłem.

  9. -Nie przechwalaj się tak. U nas na ten przykład ręczne wyrzutnie zdegenerowanej materii są za słabe, by używać ich do walki.

     

    Czub prostej broni przeciwnika zataczał drobne kółka. Po Sakittcie było widać gotowość do reakcji.

    Byleby jak najdłużej utrzymać ten łamacz mieczy za plecami.

    Był w całkiem dobrej sytuacji. Znał się na tej broni, za plecami miał swoistą tarczę. Sakitta może i miał więcej możliwości ruchu, ale to on mógł przełamać blok przeciwnika - nie na odwrót. Zakładając, że obaj umieją do granic możliwości wykorzystać swe normalne ciała, był na lepszej pozycji. Prawda, mógł zrobić coś głupiego - ale myśląc tak, z pewnością coś takiego by uczynił. Wolał myśleć, że fortuna póki co stoi po jego stronie. Jak za jakiś czas przejdzie na stronę przeciwnika... no cóż, nadal miał lepszą broń i drugą broń.

     

    Nie mógłby zaatakować pierwszy? Ale poprzednio to on zaatakował pierwszy. Czyli co? Inicjatywa ma być po stronie tego, dla którego został utworzony ten świat? Nie tego, co go uczynił? Dobra.

    Szybko zlustrował swoją sytuację. On stał z szablą przed sobą, z lewą ręką schowaną za plecami, z wyraźnie napiętymi w oczekiwaniu mięśniami. Więcej uwagi skupił na Sakittcie. Ten stał lekko pochylony, na ugiętych nogach. Czubem rapiera, skierowanego pod lekkim kątem w dół, zataczał kółka. Lewą dłoń miał otwartą.

    Na co czekasz? Dobra, czego bym oczekiwał w takiej sytuacji? Ataku. Ale jakiego? Pewnie jakiegoś atakującego. Dobra, z tym ułożeniem swojego rapiera mógłby spróbować mi zbić broń w razie ataku.

    Wiedział już, na co postawi.

    Przełożył przez kciuk przez paluch i bez żadnego zamachu uderzył w skierowany w dół rapier Sakitty. Gdy już go zaskoczy uderzeniem, odbije broń i chwilę później zada kolejne uderzenie bez zamachu, tym razem w korpus. Jak zdoła, zakończy walkę tym jednym uderzeniem.

    A jeśli Sakitta zdoła przetrwać to uderzenie, to lewak schowany za plecami czekał tylko, by umazać się w krwi przeciwnika.

  10. Ale nie dogoni go zbyt szybko. Przynajmniej tak uważał, widząc uciekającego oponenta.

    Biegł dalej. Unikał, co było do unikania. Łapał się tego, co mógł złapać. Przeskakiwał to, co lepiej było przeskoczyć.

    Obaj radzili sobie równie dobrze w tym środowisku. Tylko gdy Jonah był ograniczony przez możliwości swego ciała, ograniczeniem Jana był rozmiar jego ciała.

    Aż ujrzał gęstwinę owoców tak gęstą, że nawet Jonah miał problemy przejść tam nie dotykając niczego. Jan wiedział, że głupotą byłoby myślenie, że mu ta sztuka także się powiedzie.

    Wystawił rękę w górę, ustawił najszerszą wiązkę i wystrzelił.

    Laser, połączony w jedno z ramieniem zbroi, wytworzył wiązkę wysokoenergetycznego światła.

    Włączył poczwórne spowolnienie i odskoczył. Stało się... wszystko. Wybuchy, błyski, śmród oraz wichura. Wszystko to zakołysało drzewem, gdy owoce na linii lasera wybuchły czy co tam one robiły.

     

    Mając do użytku tą drogę nie omieszkał skrócić dzielącego ich dystansu. Tym razem w pionie.

  11. To drzewo... chyba to ono pochłonęło pierścienie. Zniszczyło i pochłonęło. Wskazywała na to różnorodność jego owoców.

     Lecz nie było żadnego, jakiego poszukiwał. Na próbę sprawdził kilka. Tylko tym kilku pozwolił siebie dotknąć.

    I tak objęto go płomieniami, po zbroi popłynęły pioruny, niektóre wybuchały miriadami banieczek, a niektóre były zgniłe.

    Większej ilości wolał nie ryzykować. Szansa na to, że odnajdzie ten dobry była zbyt mała. Gra nie była warta świeczki. Wolał spasować, niż przegrać.

    Czując na piersi obijające się w ciasnocie główne wiertło żałował, że nie będzie miał okazji go wykorzystać. Spodziewał się,  że gdy taka się nadarzy, nawet nie zdąży o nim pomyśleć.

    Jak wiele postawił na tą klątwę. Na to, do czego doprowadzi go ból i wizja śmierci w męczarniach. A teraz się skończyło.

    Wyskoczył, unikając bijącego na prawo i lewo bicza. I właśnie to go prawie zgubiło. Wylądował tam, gdzie oczekiwał go Jonah. Został złapany przez pole grawitacyjne.

    Słabe pole grawitacyjne. Lecz wciąż wystarczająco silne, by go na chwilę unieruchomić.

    Podwoił przyspieszenie. Teraz poruszał się z prędkością ciężko idącego starca. A przynajmniej tak było dla widzów. Bo w swoim czasie on wlókł się, kroczek za kroczkiem. I choć jeden to było mało, to wraz z każdym jednym siła grawitacji malała.

    Wydostał się i od razu zmniejszył siłę. Nie wiedział, ile wytrzyma manipulator czasem. Wolał nie tracić nanobotów na jego naprawę. Choć miał ich dużo, wolał je zachować. Na wszelki wypadek.

    I dalej skupiony na unikaniu wszystkiego, skracał dystans między nimi.

    Ale co gdy już dogoni Jonaha? Co wtedy zrobi?

  12. W tym, co obaj zrobili, Jan na wszystkie sposoby ustępował Jonahowi. Jego czyny były mniej efektowne, mniej stworzył, nie użył żadnej magii do tego.

    Ale pamiętając słowa przeciwnika wiedział, że to on zrobi coś lepszego.

    W momencie gdy Jonah rzucił metalowym owocem, masa leżącego dookoła złomu wystrzeliła w kierunku Jana. Złomu, który stworzył Jonah, niszcząc jego zbroję.

    Nanoboty podziałały tak, jak chciał - przeanalizowały resztki zbroi i swoją inteligencją zbiorczą tworząc jak najlepszą konstrukcję, wykorzystującą wszystko, co nadawało się do użycia.

    Od razu gdy jakiś kawałek dolatywał, zostawał łapany przez cienkie macki utworzone przez nanoboty, rozkładany na elementy składowe i wchłaniany. I tak było z wszystkim.

    Szybkość tego etapu ukazał fakt, iż Jan zdążył jeszcze wykonać unik, mając na grzbiecie prawie idealną zbroję. Straciła trochę na wytrzymałości, ale w zamian zyskała na sile ognia.

    Lekkim uchyleniem się uniknął prowizorycznego pocisku. Co prawda mógłby próbować go wchłonąć dla wzmocnienia zbroi, jednak jak już się przekonał, to nie był dobry pomysł nawet kiedy myślał, że oczyszczał moc. Teraz to byłoby głupotą.

    -Poświęciłeś taką moc by tylko móc dalej walczyć - powiedział, uśmiechając się pod hełmem, z wzrokiem skierowanym dokładnie na Jonaha.

    I zaczął biec dokładnie na niego. Tym razem dało się go zauważyć - zbroja nie działała już tak silnie, jak wcześniej. Jednak jej źródło zasilania było nadal całe - mógł używać tego dwukrotnego przyspieszenia ciągle. Zauważył, że może sterować przyspieszeniem. Wcześniej tego nie mógł.

    Robiło się ciekawie.

    Pilnując wszystkiego co się działo dookoła, dobiegł do drzewa i wyskoczył. Jego mięśnie, choć nie wspomagane żadną magią, wciąż były godne maga wzmocnień. I choć nie doskoczył do samego czubka, jak mógłby zrobić na początku pojedynku, po kilku modyfikacjach, to jednak sięgnął rękoma jednej z grubszych gałęzi i w ciągu chwili wskoczył na nią. Po czym powtórzył to wszystko, kierując się ku Jonahowi.

    Ciekawiło go jakiej to magii on zaraz użyje, by go pokonać.

    Mogłoby się wydawać, że zachowywał się jak kretyn. Tylko taki biegnie do przeciwnika, który może mu odebrać wszystko w ciągu chwili.

    Ale bariera Skąpstwa przełamana raz, zagarnęła cały wybuch dla siebie. Skąpiec jak trzeba, zmienia to co dostanie w to co chce. A Skąpstwo, w ostatniej chwili, przelał na zbroję.

    Skąpiec dba o siebie.

    Czyli był odporny na jedną z mocy Jonaha, a drugą ten zniszczył sam.

    Mag nie mogący używać mocy przeciwko magowi, który nie ma jak użyć mocy bezpośrednio na oponencie. A przynajmniej sądził, że w takiej sytuacji jest Jonah. Jak było naprawdę to tylko on wiedział.

  13. Thermal usłyszał pytanie Yellowa. Zmierzył ogiera wzrokiem, całkowicie zamyślony.

    Bezpieczniej będzie jeśli dołączą do bitwy. Magowie będą już trochę zmęczeni, będzie im łatwiej.

    Ale tak więcej czarów rzucą w kuce.

    Będzie miał okazję poniszczyć. Wolał jednak, by Yellow wybrał - to on był tym mądrzejszym.

    -Marny ze mnie taktyk - zauważył. - Sam pojawiłbym się na początku. Jednak wolę zrobić jak ty uważasz. 

  14. Polemizował bym z faktem " anime idealne na każdej płaszczyźnie " - są serie lepsze w niektórych dziedzinach.

    Ale i tak jest to diabelnie wysoki poziom. Jeśli ktoś lubi magię, walki itp, to będzie się czuł jak w domu. Nawet fascynaci wampirów znajdą coś dla siebie. Oraz wielkich potworów z wieloma mackami. Anime dla wszystkich.

×
×
  • Utwórz nowe...