Skocz do zawartości

Ohmowe Ciastko

Brony
  • Zawartość

    1079
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Ohmowe Ciastko

  1. Tomasz na chwilę zrobił wielkie oczy. To było zaskakujące. Podróżować z takim czymś... po cholerę mu ten prototyp? Czyżby... czyżby miał zamiar sprzedać go komuś innemu? Z pewnością nie dowie się niczego... a może?

    -Dobrze, naleję ci toniku - Wyjął szklankę i nalał nieprzezroczystej cieczy. - Przypomniało mi się, że muszę napisać wiadomość - Podał mu szklankę.

    Szybko wysłał wiadomość do Jonathana.

    -Powiem szczerze, że mnie Pan zaskoczył - poprawił muszkę. - Nie spodziewałem się, że aż tak przywiązał się tak do tego projektu - Złożył ręce na kolanach. Pochylił się w stronę rozmówcy. - Więc tak, zechcę go zobaczyć. Ale na sprawdzenie działania przyjdzie jeszcze czas. A teraz zacznijmy rozmawiać o interesach. Ile Pan chce za swoją własność intelektualną?

                                                                                                                                                       

  2. -Tak. Może od razu przejdę do sedna - Powiedział i upił łyczek wina. - Widziałem umieszczony w internecie przez Pana filmik z Pańską konstrukcją działka elektromagnetycznego. Nie dopatrzyłem się na filmie znamion żadnej przeróbki, choć mój wzrok jest dalece niedoskonały. Ale jako, że okazał się Pan dość blisko mnie, zdecydowałem się skorzystać z możliwości. Chciałbym obejrzeć tą broń. Możemy jechać do Pańskiego domu praktycznie od zaraz. 

  3.  -Dobrze - odpowiedział Jonathan i zabrał dłoń. - Poproszę za mną.

    Ochroniarz skierował się w stronę wyjścia najbliższego samochodowi z swoim pracodawcą. Dla pewności przy każdej nadarzającej się okazji spoglądał w stronę podążającego. Ten na szczęście szedł za nim. Wyszli na zewnątrz i dotarli do czarnej limuzyny z przyciemnianymi szybami. Otworzył drzwi przed kolejnym pasażerem.

     

    Zdjęcie, które znalazł okazało się bardzo dobre i świeże - Halicki wyglądał dokładnie jak na nim. Gdy ten wsiadł, od razu wyciągnął w jego stronę dłoń. Prezentował się nad wyraz dobrze - elegancki, lekki garnitur idealnie pasujący do wnętrza samochodu. Ponadto na podorędziu miał pełen barek, uwieńczony stojącym w kubełku z lodem szampanem oraz whisky stojące obok. Jakieś szczyny, ale podobno w swojej cenie są dobre.

    -Witaj. Nazywam się Thomas Standhaft. Jestem prezesem w firmie, która produkuje komponenty dla segmentu zbrojeniowego oraz RTV i AGD. Od niedawna także sam podejmuję kroki w zaistnieniu w zbrojeniówce. I jako taka osoba teraz z tobą rozmawiam. Ale najpierw się zapytam - chcesz się czegoś napić? Mam kilka win, szampana, whisky, wódkę oraz tonik. Chętny? - Wyjął z barku niepozornie wyglądającą buteleczkę. Był to chyba jedyny czegokolwiek alkohol w tym samochodzie. Bardzo dobre winko, choć słabiutkie nawet w swojej klasie. Nalał do kieliszka i postawił obok siebie, czekając na odpowiedź.

  4.  Lekkomyślność tego człowieka była niewiarygodna. Choć... Jonathan złapał się na tym, iż potrzebuje odpoczynku. Ciągle widział zagrożenie. Każdy był jego wrogiem. Do diaska, ładną sekundę patrzył się w czubek buta, który przed chwilą ugodziła jakaś staruszka laską. Poszukiwał rany. W ograniczonym stopniu taka paranoja była przydatna dla jego pracy - ale bez przesady. Nie, wrócą i dzwoni po kogoś z oddziału czy nie chciałby zarobić ładniejszego hajsu. Sam przez jakiś czas posiedzi w domu, wychodząc tylko do siłowni i baru.

    Spowolnił. Teraz nie musiał być aż tak agresywny. Cel stanął w krótkiej kolejce do automatu. Skupił całą swoją uwagę na liczeniu pieniędzy. Jonathan dzięki temu mógł przestać zachowywać się tak, jakby kazał każdemu patrzeć się dokładnie w jego kierunku.  Gdy cel zaczął wrzucać pieniądze do maszyny stanął dokładnie za nim. Na szczęście nikt inny już nie chciał napoju.

    Jonathan poczekał aż cel weźmie swoją kawę. Gdyby Tomek przekazał mu inne rozkazy... nie , w każdej sytuacji pozwoliłby mu wziąć tą kawę, czy co on tam zamawiał. Ale teraz robił to, bo nie chciał pokazać Tomasza od złej strony.

    Położył dłoń na jego ramieniu. Delikatnie, aczkolwiek stanowczo. Nie obciążając go zbytnio, ale pokazując, że łatwo to się nie wywinie.

    -Pana poproszę za mną - powiedział powoli i wyraźnie. - Mój pracodawca z chęcią z panem porozmawia.

  5. Prawie cały dzień odpoczywał. Ostatnimi czasy większość jego własności robiła coś większego i ciągle był "niezbędny". Tak więc jeździł z miejsca na miejsce. A skończyło się na tym, że podpisał chyba tonę papierów. A i tego nie musiał robić - osoby, które zostawił do zastępowania go, prezesa, też miały dostateczną władzę, by to zrobić. Cholera, nie odkryli nowego źródła energii, że był potrzebny jego podpis! A nawet jeśli, to na mocy umów najczęściej ich patenty stają się nierozerwalnie powiązane z jego firmą.

    Ale jednak coś w ciągu dnia zrobił. Porozmawiał trochę dłużej z doktorem Kędzierskim. Z tej rozmowy wyszło, że chorują na tą samą chorobę - patriotyzm. Za pomocą kilku telefonów rozkazał przetransportowanie sporej ilości maszyn z fabryk całej Europy do tej w Wrocławiu. Kolejnym telefonem załatwił sobie najlepszą ekipę remontową zajmującą się starymi budowlami. Choć to zamówienie ich zaskoczyło. Na szczęście ich właściciel nawet się z niego ucieszył. Jak mówił, nigdy nie miał okazji remontować pohitlerowskich bunkrów.

     

    I na koniec dnia obejrzał coś, co całkowicie mogło zmienić jego pogląd na ten dzień. Jego drobną, cichą pasją była broń. Nie taka normalna.  Ale dla niego niewykrywalne samoloty były normalne. Tak więc oglądał na youtube filmiki ludzi, którzy robili kusze automatyczne lub pistolety z trzech elementów. Jak zasubskrybował kilka kanałów, to oglądał wszystko, co warto. I właściciel jednego kanału skomentował jakiś mały filmik. No, by być uczciwym, to skomentował ich kilkadziesiąt. Ale tylko ten jeden był związany z bronią. A treść tego komentarza brzmiała " Fake. Nice try, photoshop. ".

    Obejrzał go dokładnie  trzy razy, po czym jeszcze raz poklatkowo. Ten człowiek albo nie wiedział, co robi albo zrobił tak, bo to zaplanował. Wszyscy liczyli na jak najmniejsze użycie energii na jeden pocisk. Takie pociski okazywały się za słabe by cokolwiek robić. Ale ten olał straty energii. A nawet je wykorzystał. Rozgrzany pocisk zmienił swój kształt, zmniejszając pole, w jakie uderzał. Gdyby tylko zrobić wersję profesjonalną... aż dziw bierze, że nikt o takim czymś nie pomyślał.

    W ciągu godziny zdobył dokładną lokalizację Michała Halickiego.  Kosztowało go to kilkanaście tysięcy dolarów, ale jeśli będzie miał szczęście, to te pieniądze zwrócą mu się z nawiązką.

    Od razu obudził Jonathana.

    -Bierz jakąś limuzynę i jedziemy na Centralny.

     

    Tomasz siedział w czarnym Bentleyu z przyciemnianymi szybami. W kieszeni trzymał mały rewolwerek, na wypadek słabego dogadywania się z tym mężczyzną. Jakby co, chciał go móc łatwo uspokoić.

     

    Jonathan jeszcze raz obejrzał sobie zdjęcie. Ponownie upewnił się, że wytworzył sobie dobry skrót myślowy. "Zbójnik ". Wyższy, szerszy mężczyzna z brodą. Dzięki tej brodzie z pewnością go nie przeoczy. 

    Piętrowy pociąg Intercity wtoczył się na tor przy peronie. Jak się spodziewał, wysiadła z niego masa ludzi. Na swoje nieszczęście poszukiwaną osobę ujrzał bliżej drugiego końca peronu. Nie był on zbytnio spakowany. Kolejne nieszczęście. Osoba z walizką byłaby wiele wolniejsza.

    Tak więc zaczął się przepychać przez tłum w stronę swojego celu.

  6. Poczuł, że ktoś go trąca w ramię. Zaraz po tym wykrztusił powietrze. A to menda! Włączył klimatyzację! Zaraz po tym usłyszał odgłos otwieranego okna. Czyste powietrze poleciało mu na twarz. Odwiązał oczy.

    "Warszawa" brzmiał biały napis na zielonym, odblaskowym tle.  Na ulicy dwupasmowej w każdą stronę ruch był spory, jednak dość mały, by każdy mógł jechać z porządną prędkością. Tomasz odwrócił się w stronę Jonathana. Jak zwykle, ten wybrzuszał mu sufit. Taka jest cena goryla jako ochroniarza. Ale za to ten goryl mógłby przewalić na bok ten leciutki kabriolecik. Małego, starego Fiata przerzucał nawet dla zabawienia gości.

    -Kiedyś ci potrącę za niszczenie samochodów - powiedział, chyba już po raz tysięczny.

    -Spokojnie, wyklepię - odpowiedział tradycyjnymi słowami Jonathan.

    Tak, wyklepie.

     

    Dojechali do domu. Sztandaf przez jeszcze kilka minut dosypiał. Jonathan kierował. Chwilę po wybudzeniu z głębokiego snu Tomka wjechali do lasu, przez który kierowała droga. Tam też zjechali w mniejszą dróżkę. Mijali bramy małych domków, których właściciele żyli w tych okolicach od pokoleń. Brama domu Sztandafa na pierwszy rzut oka się nie wyróżniała. Dopiero spoglądając chwilę dłużej zauważało się silniczki ją otwierające. Domu nie było widać - podjazd kluczył wśród drzew.

    Ale Jonathanowi coś nie pasowało. Jakiś ciężki samochód niedawno tędy jechał - było widać resztki śladów na cienkiej warstewce piasku, której wykonanie zlecił Jonathan. Podzielił się tymi przemyśleniami z Tomaszem.

    Zajechali pod dom. Ich oczom ukazał się starszy model Passata. Drzwi, teoretycznie chronione masą zabezpieczeń elektronicznych i najlepszym możliwym zamkiem, były otwarte.

    -Idziesz? - zapytał się Jonathan, wychodząc.

    -Pogrzało cię? - wysyczał Tomasz. - Idź i sprawdź co się stało! Za to tobie płacę.

    -Nie bądź dziewczynką. Gdyby to był coś skierowanego przeciwko tobie, to nawet byś tego nie zauważył. Ten ktoś na pewno chce z tobą porozmawiać.

    -Nie. Idź i sprawdź.

    -Gdybyś miał zginąć, to już byśmy nie żyli. Tutaj jest co najmniej sto miejsc dla strzelca, głównie na drzewach. Chodź, panienko.

    Powtarzając te argumenty, Jonathan wyciągnął Tomasza z samochodu. Dla pewności dał swojemu pracodawcy zapasowy pistolet. Nie powiedział mu, że nie włożył magazynku, a zdenerwowany Sztandaf tego nie zauważył.

    -Nie masz magazynku - powiedział mężczyzna, którego znaleźli w kuchni, do Tomka.

    Nie wyglądał on za poważnie. Niski, szeroki w brzuchu. Palce miał jak parówki. I właśnie jadł suszoną wołowinę Tomasza.

    Ale ten nawet nie zwrócił na to uwagi. Ważne było, że właśnie ten mężczyzna, jego rówieśnik, pokonał zabezpieczenia, które podobno można było pokonać tylko bombą.

     

    -I ile pan chciałby za pracę dla mnie? - zapytał się Tomasz, szukając haczyka. Jonathan właśnie wnosił tacę pełną kanapeczek oraz dwie szklanki. Jedną z wodą, dla Sztandafa, oraz jedną z sokiem, dla Grzegorza.

    -Nic. - Na dłuższy czas zapadła cisza. Tomasz wpatrywał się w doktora Kędzierskiego , jakby próbował wyczytać jego myśli z twarzy. Ten w końcu uśmiechnął się pobłażliwie. - Rozumie Herr Standhaft...

    -Proszę mówić Sztandaf. Zmieniłem swoje dane osobowe.

    -Dobrze, panie Sztandaf. Niech spróbuje mnie pan zrozumieć. Ten projekt i wszystko z nim związane zajmuje moje życie od wielu lat. A każdy, komu bym ich nie pokazywał, uważa je za drogie.

    -Jednak przyzna pan, że to jest diabelnie drogie w produkcji masowej.

    -Czyżby i pan?

    -Panie Kędzierski, ale ja jestem chętny. To jest technologia jutra. Może nie jutra, ale przyszłego tygodnia. Jest pan chętny na współpracę ze mną? Na pana warunkach.

    Kędzierski wyciągnął rękę w jego stronę.

    -Zgoda. 

    To produkują tak dobre ceweczki, Halik? W pasujących wymiarach? Bo sądziłem, że je to raczej samemu się nawija.

  7.  Jak to dobrze, że w garażu miał kilka kabrioletów. Przez większą część roku tylko stały i się kurzyły, ale przy takiej pogodzie okazywały się niezastąpione. Szczególnie dla osoby, która jak on nienawidzi powietrza z klimatyzacji. Po prostu nienawidzi.

    A tak czuł wiatr w swoich blond włosach. Humor mu poprawiał także promilowy wzrost wartości jego firmy. Te kilka milionów dolarów piechotą nie chodzi.

    Właśnie stanął na światłach. Do siedziby polskiej fabryki miał kilka kilometrów jazdy obwodnicą, na którą właśnie wjeżdżał. Chyba nawet tutaj nigdy nie był. Ojciec kupił ją na początku swojego prezesowania firmą i tylko zlecał produkcję. Ale ostatnio Tomasz zainwestował w Polskę, w szczególności właśnie w tą fabrykę. Miał zamiar zwiększyć produkcję mikroprocesorów, jednocześnie trochę odciążając zakłady w Niemczech. Cholerne związki zawodowe.

    A na jego szczęście tutaj osoby zatrudnione do szukania pracowników znaleźli wykwalifikowaną siłę roboczą. W tym kilka osób, których prace czytał jeszcze na studiach. Takiej okazji nie chciał przepuścić.

    Srebrna Strzała mignęła obok niego. Skoro Jonathan uznał, że może go wyprzedzić, to mógł być całkowicie pewny swego bezpieczeństwa. Jeśli żaden jełop nie wjedzie mu na czołowe, to Jonathan już chyba setny raz dostanie premię za dobrze wykonywaną pracę.

    Włączył radio. I od razu zmienił stację. Powtórzywszy tą czynność kilkukrotnie włączył płytę. Ciągle ta Ukraina i Ukraina. A zamówień brak! Spodziewałby się kto, że robiąc najlepszą broń przeciwpancerną, przed którą nie sposób się obronić,  zdobędzie monopol. A tutaj armie wolą kupować sprzęt tańszy. Gdyby choć był on naprawdę tańszy! Jego jedna rakieta i czołg to kupa złomu. Cztery takie rakiety kosztują równowartość pięciu tańszych, które to nie zawsze trafiają, jak powinny. Gdyby nie zamówienia z Niemiec, to zbrojeniówka przynosiłaby tylko straty.

    Z tak podniszczonym humorem wjechał na dziedziniec. Jego oczom ukazała się nieestetyczna bryła z betonu i stali, z podoczepianymi klimatyzatorami. Na parkingu widać było Golfy i tym podobne samochody. Kilka skuterów oraz motocykl Jonathana stało bliżej budynku. Ten wyszedł właśnie z pomieszczenia przy największym wejściu.

    -Dałbym premię ochroniarzom - powiedział wyższy, czyli Jonathan. - Od wjazdu na teren kilku sprawdzało każdy mój ruch.

    -Dobra, przypomnij mi o tym.

    Warto płacić za nic. Bo takim nic kupuje się lojalność.

     

    To byli geniusze. Cholerni geniusze! Że tacy ludzie kisili się w małych firmach, nie używając nawet cząstki swych możliwości. Polska to piękny kraj, ale nie umiejący wykorzystywać potencjału. Niestety.

    Wsiadł do samochodu, tym razem od strony pasażera. Jonathan zajął miejsce kierowcy, od razu przesuwając fotel w tył. Ale w najdalszej pozycji i tak musiał się zginać, by nie walić łokciem w drzwi po lewej stronie. Na szczęście to był kabriolet - tylko w Bentleyu ten nie musiał pochylać głowy przed przesunięciem fotela, by nie uderzyć w sufit.

    -Do Warszawy. Wskoczymy w garnitury i na spotkanie z ostatnim - powiedział, wiążąc krawat na oczach. Kolejne dwie godziny miał zamiar odsypiać noc.

  8. 1.      Imię i nazwisko: Thomas Standhaft ( zmienione na Tomasz Sztandaf )
    2.      Rasa: Aryjsko - Słowiańska
    3.      Zawód: Miliarder, prezes.
    5.      Wiek: 33 lata
    6.      Płeć: Mężczyzna
    7.      Krótka historia: Syn niemieckiej pary. Ojciec z dziada pradziada bogaty. Jego przodkowie zaczynali od rzemiosła, w XX wieku zajęli się komputerami. W końcu stali się największymi w Europie producentami mikroprocesorów, głównie do zastosowań nieprogramowalnych ( program stały ), używanymi głównie przez europejskie firmy zbrojeniowe ( oraz od niedawna przez AGD i RTV ) . Babka od strony matki polka.
    Przez lata wychowywany przez niańki, dopiero koło dziesiątych urodzin babka odnalazła srebra rodowe, przez co ponownie wpadła w łaski rodziny. Od tego czasu wychowywany przez nią. To ona przez lata umacniała w nim jego polskość, która do tego momentu była, bo była. Ot, jesteś w 1/4 polakiem. Wakacje zaczął spędzać w kraju przodków, uczyć się języka.  Mile go zaskoczyła. Nie bez znaczenia był tu fakt, iż w Niemczech każdy znał jego rodzinę. A w Polsce to było kolejne niemieckie nazwisko. Dla rówieśników był tylko dobrym niemcem - takim, który stara się być jak polak.
    Ukończył studia mechatroniczne ( bo podobno były najtrudniejsze, na jakie mógł pójść ), liznął balistyki. Po wypadku rodziców, po którym ojciec zdecydował się wycofać z prowadzenia firmy oddał mu ją, wierząc, że  sobie poradzi. Poradził. W kilka lat zwiększył wartość firmy oraz zdobył prawie 70% akcji firmy.
    Przed kilkoma laty zainwestował w Białoruską firmę produkującą czołgi i broń przeciwpancerną. Zdobywając specjalistów od broni przeciwpancernej oraz pancernej stworzył coś, co powinno być idealne. Ponadto wszystko było diablo drogie, więc tylko Niemcy złożyły spore zamówienie na broń przeciwpancerną. Broni pancernej kupują pojedyncze sztuki, a to z racji na cenę, dwukrotnie wyższą od innych modeli.
    8.      Wygląd (Opis / zdjęcie): Blondyn o niebieskich oczach. Owalna twarz z mocno zarysowanymi kośćmi, małym nosem. Jasna, trochę oliwkowa cera. Koło 1,80 m, dość krępy. Żadnych znaków szczególnych.
    9.      Cechy charakteru: Arogancki polak. Dumny z swego pochodzenia, liczy tylko na siebie i dla siebie. Uparty. Lubi być ważny.
    10.    Zdolności:Umie obsługiwać większość rodzajów broni palnej, od  samopałów do haubic przeciwpancernych. Ponadto, większość modeli wraz zapasem amunicji może mieć na jeden telefon do znajomego.
    Mądry człowiek.
    Wiele znajomości.
    11.     Pochodzenie: Niemiec, w 1/4 Polak, na czym się skupia.
    13.     Kilkanaście supersamochodów, domy w Niemczech oraz Polsce, kilka firm ( głównie elektronika i ta balistyka ), dwa  miliardy dolarów na czysto w bankach. Zwykle w dwa kroki za nim idzie Jonathan, a jego to raczej nie chcielibyście spotkać nawet na placu wypełnionym ludźmi.

    Zaakceptowane przez MG.

  9. Na Teutatesa, opisałeś TTGL jak kolejnego, szmatławego shounena!

     

    Super-tengen-toppa-gurren-lagann.jpg

    W spoilerze obrazek największego mecha w anime. A umiejętność, z której skorzysta, jest jeszcze większa.

    Tak, te drobne rzeczy w tle to galaktyki.

     

    Jeśli kogokolwiek kręci epicka opowieść o dorastaniu, poświęceniu oraz stracie, która motywuje do działania, to to anime jest dla niego. Na początku z humorem, z czasem staje się poważniejsze. A epickie teksty padają raz za razem. Jeśli kogoś nie odstraszają mechy, to niech obejrzy choć pierwszy odcinek. Jeśli nie może ich przełknąć, to niech spróbuje - może TTGL odwróci jego gusta. 

    Anime jak najbardziej warte obejrzenia.

    • +1 1
  10. Beż żartów, on mnie naprawdę nie docenia! Co on sądzi? Że nigdy nie walczyłem z leworęcznym?  Taka postawa z kimś mu się kojarzyła. Tylko z kim? Do diaska, nie pamiętał za dobrze. Faktem kluczowym dla takiego stanu rzeczy było to, że spotkał ją na początku swoich przygód w innych światach. A było ich już całkiem sporo. Próbował sobie przypomnieć, kto podobnie do Sakitty walczył stylem, który zakładał wymianę ciosów tylko z jednym przeciwnikiem. Pomijał tutaj osoby, które miecz lub inną broń białą miały po raz pierwszy w dłoniach. Więc kto taki nie rozumiał, iż dwóch przeciwników może zaatakować w tym samym momencie?

    Achaja! Ta wyuzdana szermierka! Aż dziw, że ktoś taki zajął wysokie stanowisko u siebie. Ale kim ona była? Imperatorką? Jaki tytuł posiadła? Tego na pewno sobie nie przypomni. Aż dziw bierze, że szermierka, z którą walczył jak z równą, nie poradziła sobie z dwoma bandziorami. Gdyby nie jego pomoc, to ten zza pleców wbiłby jej ten nóż.

    Lewa, nie lewa, jeśli jego szermierki nie wspomaga żadna magia, a takowa tutaj na pewno by nie działała, nie było szermierza zdolnego obiema dłońmi walczyć na tym samym poziomie. Albo Sakitta do teraz ograniczał się, albo zrobił totalną głupotę. Jeśli to drugie, to... a spodziewał się, że walka na prawdę będzie emocjonująca.

    Jeszcze brakowało, by zdołał przełamać sopel lodu uderzeniem miecza.

    A sztych okazał się doskonały, by to sprawdzić. Bez zamachy, z kciukiem przełożonym przez paluch, uderzył w dół, chcąc odbić sopel w dół. Co później, to się zobaczy. Sakitta mógł uciec w tył, wtedy niczego nie zrobi. Spróbować soplem uderzyć w nogę, wytrącając go z równowagi. Upadając, zaatakuje lewakiem. A jeśli planem Sakitty był atak kończyną, to tym lewakiem mu ją podziurawi.

  11. Jan doskonale widział Jonaha, podróżującego wewnątrz drzewa. Chyba po raz pierwszy w tym pojedynku to właśnie przeciwnika, a nie jego, zgubiła pycha. Ale czy ten mógł wiedzieć, że tchnienie wojownika przyszłości było na wszystkim dookoła? I na drzewie, i jagodach, i owocach. Wciąż dostatecznie wiele, by dać mu widok na cały las. A to było tylko jedno drzewo.

    Ale to nie zmieniało faktu, iż gdy Jonah rośnie w siłę, to on nie może przywołać żadnej mocy lub żadnego artefaktu. I paradoksalnie, dzięki temu jego moc stawała się coraz większa. Nie czysta moc - potencjalna. Ale uwolnienie jej to był moment. Na razie jednak wolał walczyć z ograniczoną mocą. Bo ile to już razy widział, jak ograniczenia umożliwiają wojownikowi rozwinięcie skrzydeł? Tysiące! Wiedza, że przeciwnik jest potężniejszy nie raz i nie dwa sprawiała, że walczyło się na sto procent, każdym ułamkiem swoich możliwości.

    Więc kierował się w górę, unikając lub tnąc cienkim laserem gałęzie. Omijał spadające owoce i widząc, że całe drzewo jest przeciwko niemu, co było niewątpliwą zasługą Jonaha, ważył każdy krok, by ten mógł jak najmniej zrobić. 

  12. -Słabeusz z dobrym pancerzem bojowym ma spore szanse wygrać z mistrzem sztuk walki - odpowiedział Ciastko, przed przekroczeniem portalu. - Przeciwnik naprawdę musi być słabym, by móc go pokonać gołymi rękoma.

    Sakitta przekroczył. Ciastko uśmiechnął się i wypchnął z płuc całe powietrze.

    Westchnął przy tym cicho. Czyżby jego przeciwnik pomyślał o jego słabościach, za podstawę biorąc jego siedzibę? Jeśli tak, to popełnił lekki błąd.

    Przekroczył portal. Jak się spodziewał, zimno spróbowało wywrócić mu płuca na drugą stronę. Ha! Nie z nim takie rzeczy. Wypełnił organ czystym, mroźnym powietrzem. Jego ciało przeszedł dreszcz, spowodowany wiatrem.

    Na jego twarzy pojawił się szczery, szeroki uśmiech. Widać było, że szykuje się na przechwałkę. I w miarę, jak Sakitta mówił, Ciastko wypijał parującą zawartość kubka, który pojawił się w jego dłoni.

    Sakitta kończył, a Ciastko skończył napój. Ale to nie był koniec. Sakitta kontynuował, a Ciastko zjadł kubek, utworzony z dobrego, suchego i twardego jak metal ciasta. Ucho zostawił na koniec - palce mu bladły, tracąc czucie. Ale to nie był dla niego problem.

    -Wiesz, że stoisz przed osobą, która podbijała rekordy wytrzymywania na mrozie na wielu światach? - Nie mógł wytrzymać, by się nie pochwalić. - Wchodzenie na góry za ubranie mając tylko majtki to dla mnie nic wielkiego. A to bez magii!

    Takim zachowaniem na pewno nie zdobywa punktów. On, władca piekła, lubiący zimno? Kto to widział. A nie mógł im wytłumaczyć, że zamieszkanie w piekle miało na celu zmniejszenie posiłków i zdobycie odporności na ciepło.

    A napój, który wypił, posiadał największą gęstość kilokalorii, jaka istniała w wszechuniwersum. Dzięki niebywałej odporności na ciepło podtrzymanie odporności na mróz było błachostką.

    -Z chęcią poznam tego Naserva. Ale teraz obowiązki!

    Spokojnym, ostrożnym krokiem skierował się w stronę Sakitty. Jeśli ten sądził, że zdoła zmusić go do poślizgnięcia, to grubo się mylił. Ale dzięki otoczeniu lodem patrząc lekko w dół, widział także sople nad sobą. 

  13. Czyżby to był:

    licz? Nekromanta który tak się napalił na nieumarlstwo, że sam zapragnął być jednym z takich. Przesyła swą duszę do filakterium, którego to unicestwienia wymaga pokonanie licza. Zgadłem?

  14. Różnica między tymi procesorami jest, nie można tego ukryć. Jednak po ci ją znać? Skoro chodzi tylko o gry, to i5 będzie równie dobre co i7. Prawda, najlepsze maszyny mają na pokładach topowe i7 - ale wtedy kosztują tyle, co złoto podobnej masy. Dla zwykłego, szarego gracza oczekującego od komputera wyświetlania płynnego i ładnego obrazu najlepsze jest dobre i5. Nie grzeje się ( zwykle ), jest wydajne, nie kosztuje kroci. 

  15. Część pierwsza... zaiste, jesteś potworem. Tak mało tekstu, który, jak dla mnie, jest taki świetny.

    No dobra, aż takich silnych uczuć nie miałem. Ale nie zmienia to faktu, że po tej części pierwszej czekam na drugą, piątą i dziesiątą. Świat przedstawiony całkowicie nowy, na ten moment dość tajemniczy. Poskąpiłeś opisów, ale może to i dobrze? Zaskocz nas. Bohaterów jak na razie poznaliśmy dwójkę, dość do siebie przywiązanych. Jest nawet jakaś ich historia. Dobra. Tak samo jak ich przedstawienie. Są wyraziści i żywi. W szczegóły odnośnie mniej popularnych tematów się nie wdawałeś, nie rozwijając ich ponad potrzebę.

    Czekam, jak rozwinie się historia tej dwójki. No i na kolejnych bohaterów.

    • +1 1
×
×
  • Utwórz nowe...