Skocz do zawartości

Ohmowe Ciastko

Brony
  • Zawartość

    1079
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Ohmowe Ciastko

  1. Imię i Nazwisko : nie pamięta, choć mówią na niego Wiking ( ze względu na bujną brodę i długie włosy )

    Wiek : wygląda na trzydziestolatka, choć długa broda i wąsy mogą go postarzać

    Specjalizacje : liny ( zaryzykuję w tą dziedzinę ), złota rączka.

    Ulubiona broń : Pebereta ( P.Beretta )

    Ekwipunek : pebereta, pasująca do niej amunicja, długi płaszcz khaki z kilkoma wewnętrznymi kieszeniami, bicz, scyzoryk, duży nóż z piłką, kilkanaście metrów liny, duży plecak z najpotrzebniejszymi narzędziami ( to, co złota rączka mogłaby tam zmieścić ), trochę jedzenia i pieniędzy, wygodne buty. 

     

    Ciekawi mnie, czy pod tymi linami kryje się coś głębszego, czy też po prostu sprawdzasz, który zrobi sobie Indiana Jones'a. 

    EDIT

    Zapomniałem o motto.

    "Byle do jutra"

  2.  Ciastko widząc, że przeciwnik nie jest zbyt skory do ataku, sam zamierzył się do ataku. Nie potrzebował nawet jego zamyślonej twarzy. Nie miał czasu, by ją dojrzeć.  Widząc odskok przeciwnika, od razu do niego doskoczył.

     Normalnie nie byłoby to możliwe. Nie bez wspomagania mięśni magią lub artefaktu, technologicznego bądź magicznego. Niestety, póki co nie osiągnął stanu, w którym był zdolny wymuszać na mięśniach ruch grożący ich uszkodzeniem.  Ale dzięki wzmocnieniu jego ciało, jak się okazało, zdjęło ograniczniki. To, w połączeniu z metabolizmem magii, sprawiło, że oddaliła się granica wykorzystania pełni jego możliwości. Bo ciężko byłoby dotrzeć do tak dalekich granic.

     Skoro już przeciwnik był czymś zajęty, zdecydował się na jak najszybszy kopniak w pierś Sakitty. Odbierając mu równowagę, umożliwiłby sobie zwycięstwo, wbijając jedną z broni pod jego ramię – takim ruchem pokazałby, że chcąc skończyć walkę, byłby już do tego zdolny.

     

     - Sakitta sam cię wzmocnił. Po przeskanowaniu twojej krwi i przebadaniu tych toksyn wyszło, że jest ona dość czuła na temperatury, w których odbywała się wasza walka. Część zadziałała tak, jak zwykła trucizna niekierowana. A dzięki rytuałowi Go’dbl”daweqpruuuuu zostały one wchłonięte przez grzebień nerwowy, miast przez mózg. Jego uszkodzenie uwolniło ilości adrenaliny, które przyspieszyły działanie twojego organizmu nawet w tych ekstremalnych warunkach. A przez to przyspieszenie organizm był zdolny zwalczyć część sterowaną przez Sakittę.

  3.  Tural podziękował, odbierając pieniądze. Ledwo dosłyszawszy piosenkę, poczuł, że transakcja, nawet mimo otrzymania prawie połowy więcej, niż zaproponował sprzedawca, była z znaczną stratą dla niego. Ale pieniądze się nie liczyły. To, co w mieście pozwalało przeżyć przez kilka tygodni, pozwalało podróżować kilka miesięcy. Ostatnimi laty zwykle taka daleka podróż skończyłaby się śmiercią w głębi głuszy, z gołym ciałem zjedzonym przez dzikie zwierzęta. I właśnie ta sytuacja spowodowała, że jego zakon stracił swe główne zajęcie.

     - Nie, dziękuję. To już wszystko. Żegnam - powiedział Tural, ciągnąc konia za wodzę.

     Szedł w kierunku bramy nie wsiadając na konia. Już sam fakt, że go miał, wyróżniał go z tłumu. Wsiadając na niego, wskazałby, że należy na niego zwrócić uwagę. Wolał tego uniknąć.

  4.  Thermal szybko w myślach rozważył wszystkie za i przeciw. Słowa Yellowa pozwoliły mu spojrzeć na jego plan z nieco innej strony. I z tej strony jego niedawny pomysł nie jawił się jako dobry. Szczerze powiedziawszy, uważał, że równie wielkie szanse miałby wychodząc z smoka i pieśnią na ustach szarżując na pozycje podmieńców. Ale nadal kusiło go, by spróbować czegokolwiek. Czegokolwiek, co może mieć choćby minimalną szansę powodzenia.

     - A gdybyśmy... Yellow, czy jesteś zdolny wspierać innego kuca w jego czarach. W kontroli wielkiej mocy i operowania nią? Wspomóc mój umysł w czynieniu magii? - zapytał się, lądując w pobliżu jednego z ocalałych wagonów.


  5. Jak už jsem psal, mám velice pozitivní názor na Polsko a prostě jsem chtěl poznat nějaké polské Bronies (kromě jednoho, kterého znám z asku). Navíc se mi polské fórum líbí více, než naše, české.

    I understand it! Not text - when i read this aloud in the mind, i understood it. K, i read you can write only in offtopic or shoutbox... this is polish forum, in more important parts it important do write in language everypony can understand. 

    Did i read it good? You like our polish forum more than your czech? Because google translator translated vice in some kind of tool. I dont think you write there some tool.

    You dont write how old are you and part of czech you live on. Also, you should try introduce yourself in polish - this is polish forum, so try to write something that everypony there can understand. You understand fed words, don't you?

  6. OMG, they have same questions for everyone. No exception.

     

    Could you explain me something? Why did you make account on polish forum? I know - there is part about fanfiction in ENG, but writers write them for fimfiction or other sites. We wasn't target.

    Can you write answer for my question in czech language ( like you wrote, they are simmilar. And czech is very fun for us )? I will try to use english language ( i dont know english well ). If you understant me, it will be ok.

    Let clarify something - i am not racist or something. I am just suprised you make account there without abbility to communicate in polish. On polish forum... i think it is very important thing, can write in polish.

  7.  To, o czym mistrz poprzedniego turnieju, Fisk, napisał na samym końcu posta, ja napiszę już na początku – jak zwykle mam zamiar pisać post na żywo, by pamiętać o wszystkim, co mam zamiar wspomnieć. Nawet jeśli nie ma tego dużo.

     Nie będę komentował sprawy długości turnieju oraz… oraz  tego, o czym zapomnę. Sam nic lepszego nie wymyślę.

     Mur Niesławy aka. czarna lista – dobra idea, jednak spodziewam się, że natychmiastowy ban wieczysty może na jednego czy dwóch zawodników, mniej pewnych swojej weny, odstraszająco. Sądzę, że dobra by była jakaś możliwość zrehabilitowania się. Jeden lub dwa uczciwie pojedynki z postami na czas na ten przykład. Bo jednak istnieją osoby, które czytają wszystkie regulaminy i umowy.

     Po drugie – włączanie się w trakcie pojedynku. Osobiście uważam, że wywalenie osób, które delikatnie mówiąc „zapomniały o przeciwniku”, i wpuszczenie na ich miejsce spóźnialskich podczas pierwszej tury jest dobrym pomysłem ( choć sądzę, że wejdzie maksymalnie jeden spóźnialski – słomiany zapał nie powinien się tak szybko wypalić ).  Jednak w dalszych etapach nie powinno to mieć miejsca – nie godzi się, by ktoś niemrawy wszedł tam, gdzie inni dla zaszczytu dostania się tam musieli kogoś pokonać. Ale mam inny pomysł, taką dziką kartę – niech na miejsce zapominalskiego przeciwnika wejdzie ktoś, kto nie wygrał w poprzednim etapie, został wybrany przez zawodnika i zaakceptowany przez Organizatorów. Dobre dla kogoś, kto znajdzie się w grupie śmierci.

     To rzekłem  ja, Łakomczuch.

  8.  Arceus

     Nic się nie wydarzyło. Kończyna obcego nawet nie pasowała do szczeliny. Wydawało się to dziwne, jednak obcy mają wiele form. A żołnierze pamiętali, że z takimi jak ten zwykle przychodziło im walczyć.

     

     Komputer

     Pocisk rozbił się o barierę i wybuchł. Ta zamigotała, zbladła, lecz zaraz odzyskała swoją pierwotną barwę. Było jednak widać, że jeden z koni zacisnął zęby. Kule z pistoletów maszynowych albo rozpłaszczały się na powłokach, albo rykoszetowały od nich. Ich uderzenia powodowały punktowe rozbłyski, jednak nie sprawiały niczego więcej.  Jednak kucyki kryjące się za nimi zaczęły odpowiadać ogniem. Ich kule przelatywały przez nie. Żołnierze byli pewni, że ich uzbrojenie było niewyobrażalnie przestarzałe – jednostrzałowe karabiny to nie było coś, czym można by ich pokonać. Jednak sytuacja, w której niewyobrażalnie gorzej uzbrojony przeciwnik mógł zrobić więcej, niż oni swoją nowoczesną bronią, nie była komfortowa.

     - A ty nieopierzony ptaku! – ryknął dowódca koni. Jedna z wielu nachodzących na siebie barier otaczających go znikła. Zaraz później z jego kości na czole wyleciała struga światła. Uderzywszy tuż przed rannym żołnierzem, wybuchła z mocą granatu. Jednak jedyne co uderzyło w zwiadowców, to gruby piachu.

     

     Matalos

     – Nie wiem – wyjąkał . – Nie sądziłem, że będzie mnie gonił aż dotąd.

     

     – Obiecuję, że nadam tej sprawie należny jej priorytet. Czy czegoś panowie jeszcze chcą?

  9.  Sakitta wbił w jego szyję kły. Zaraz później coś popłynęło po jego szyi. Gdy już przeciwnik przestał udawać wampira, zrozumiał, co się stało. Sakitta najwidoczniej wbił w jego szyję kły i splunął. Jak to zrobił, nie miał pojęcia. Faktem było to, że kołnierz z lodu na chwilę skrępował ruchy szyi. Na szczęście jeden ruch i skruszony lód opadł na podłoże.

     Sakitta próbował wykonać kolejny atak. Ciastko próbował szybkiego uniku w tył, jednak nie zdołał. Ruch był znacznie płynniejszy i luźniejszy, niż oczekiwał. Spodziewał się, że będzie musiał łapać równowagę na śliskim lodzie – ale dzięki temu rozluźnieniu zdołał poruszyć się idealnie. Czyżby wszedł na wyższy stopień gotowości bojowej? Czyżby to był ten znany z anime, książek i filmów motyw ewolucji? Przeciwnik trudniejszy niż dotychczas główny bohater miał do czynienia, jednak dzięki doświadczeniu i tak jest on zdolny do walki jak równy z równym? Kto wie? Może jednak nie wszystko co na ekranie było kłamstwem.

     Ciastko pewny siebie, dzięki otrzymanemu w jakiś sposób wzmocnieniu, zdecydował się zaryzykować. Próbował swojego szczęścia w podcięciu przeciwnika.

     Świat falował, lecz także spowalniał. Czyżby był głównym bohaterem jakiegoś opowiadania? Pamiętając o teorii wieloświatów, było to możliwe. Było nawet możliwe, że sam miał wpływ na istotę, która teraz kierowała jego ruchami. Tego nikt nie wiedział.

     

     – Naprawdę tak sądziłeś? – zapytał się niedowierzający swoim mikrofonom IBM.

     – Wiem, że po prostu mózg został lekko uszkodzony. Ale cały! Odeszła także część logiki – odpowiedział lekko podirytowany Ciastko. Całą wypowiedź spoglądał w podłogę. Podniósł wzrok. – Zdołałbyś mi zrobić takie manuale sterowanie wydzielaniem adrenaliny? Fajnie było, gdy wszystko zaczęło być takie powolne, a moje mięśnie wyrabiały tysiąc procent normy.

     – Inaczej byś mówił, gdybyś od razu nie mógł wskoczyć do zbiornika z odżywką.

  10. Komputer

       Rozległy się wystrzały. Kilka kuców zostało postrzelonych. Byli do głównie nieopierzeni nowicjusze, więc nawet najlżejsza rana powodowała przymusowe lądowanie, najczęściej poprzedzone spadkiem swobodnym.

     – Bariery wznieść! – ryknął biały jednoróg. Zaraz kilka kuców charakteryzujących się kostną naroślą na czole zostało otoczonych błyszczącymi na rozmaite kolory kopułami. Dwójka rzuciła się w stronę rannych, inne dwa zatrzymały się w pół drogi. Zaraz ich bariery zapełniły się skrzydlatymi, którzy uniknęli ran w pierwszej serii. A było ich koło dziesięciu.

     – Co wyście za jedni? – krzyknął biały do pionerów.

     

     Poszukiwania czynione przez pionerów nie przynosiły skutków. Choć szukali dokładnie, najdokładniejsza mapa pokazywała cały kontynent z zaznaczonymi głównymi miastami.

     

    Arceus

     Scrin leżał i najwyraźniej nie miał zamiaru wykonać żadnego ruchu. Zniszczenia na jego ciele nie wyglądały przy tym na lekkie. Nawet wiedząc o gigantycznej wytrzymałości tego gatunku, można było przypuszczać, że wycelowana w jego kierunku broń nie może mu już wiele zrobić – bardziej martwym już go nie uczyni.

    Wybaczcie. Na wakacje zrobiłem sobie przerwę, ale coś się boję, że nie będę miał siły dalej prowadzić tej sesji. Ciężko jest zaczynać od wykreowanego w części świata. Mogę próbować jeśli chcecie, ale nie zdziwcie się, jeśli posty będą się robiły jeszcze gorsze ( tak, taka możliwość istnieje. Niestety ).

  11.  Thermal załopotał skrzydłami smoka i obrócił jego łeb. Ktoś wyczarował bańkę wody, może by zgasić pożar płonący poniżej. Bardziej interesowały go pozycje wojska przeciwnika.

      W środku dzielnicy szlacheckiej oddziały wroga właśnie się przegrupowywały. Wśród nich z pewnością było wielu magów bojowych. A wiedział, że Yellow nie wytrzyma dłużej. Choć zbagatelizował to w swojej wypowiedzi, jego głos powiedział błękitnemu jednorożcowi wiele o zmęczeniu towarzysza. Niestety, zbliżał się kres walki w smoku i doskonale o tym wiedział.

     Załopotał ponownie. Twór  świecił na tle nocnego nieba. Złoto-karmazynowe światło było wiele słabsze od łun pożarów, jednak byli widoczni z każdego punktu miasta. Ciekawe, czy oddziały w centrum z trwogą spoglądały w jego kierunku, czy też z zawiścią? A może z nienawiścią i pewnością siebie? Nie wiedział. Choć na początku czary w ślepiach bestii pozwalały mu dojrzeć takie szczegóły z wielkich dystansów, lecz teraz wszystko było słabsze. Już wcześniej zauważył to, ale nie sądził, że z Yellowem było tak źle. Miał nadzieję, że ten po prostu skupia się na tym, co najważniejsze.

     Ale nie teraz był moment na takie rozmyślania. Teraz musiał zdecydować, czy narazić Yellowa i siebie ponownie na niebezpieczeństwo.

     Rzesza magów wroga w centrum. Część na pewno jest zmęczona walką. Tylko drobna część dotychczas nie uczestniczyła w walce. Ale i tak atmosfera walki w mieście musiała odcisnąć na nich swoje piętno.  Jeśli zaatakuje jak dotychczas, może nie zniszczą ich przy pierwszym nalocie. Nie, na to szansa była zbyt mała. Musiał narazić siebie i Yellowa mniej, niż dotychczas. A to oznaczało atak dystansowy. Mógł tylko zaatakować magicznie. Szansa, że Yellow zdoła utrzymać smoka lecącego z czymś ciężkim, co mogliby zrzucić na przeciwników, była według niego zbyt mała. Ale atak magiczny może zostać zablokowany barierą.

     Ale każda bariera ma limity. Niestety, atak z wysokości na pewno zostałby zablokowany. Nawet, gdyby użył całej magii, jaka pozostała w smoku po walce na dworcu, swoją złączoną siłą źli mogliby zatrzymać pocisk.

     Musiał sprawić, że nawet nie pomyśleliby o postawieniu tarcz. Ale to było nie możliwe. Nie, póki byli w grupie. Dlatego musiał zrobić coś, przez co postawienie tarczy wydałoby się im zbędne. Coś głupiego w ich mniemaniu. A co mogło być głupszego od ataku frontalnego?

     Ale wcześniej musiał się przygotować. Tylko jak? Mógłby wykorzystać dogasające płomienie pożaru dworca. Nie, to zajęłoby zbyt wiele czasu. Co prawda Yellow mógłby wtedy odpocząć, ale oddziały wroga mogłyby rozejść się po murach.  Znowu potrzebował dużej ilości materiałów wybuchowych.

     Bogini, ale bolała go głowa. Ciągle myślał... ale w porównianiu z Yellowem, on był świeży i wypoczęty.  Musiał odetchnąć.  Ale nie było na to czasu. Musiał działać!

     Zatrute koszary! Przecież tam powinny być całe beczki prochu! Gdyby zdołał zebrać całą energię ich wybuchu i później oddać ją w jednym ataku… z pewnością to musiałoby zniszczyć całą nadzieję przeciwników.

     Wiedział już, jaki będzie ostatni atak. Zaszarżuje, prosząc Yellowa o ostatni wysiłek. Idąc tym tropem, najlepiej będzie, jeśli żółty jednorożec skupi się na tworzeniu tylko wycinka tarczy. Atakując centralnie z góry, uniemożliwi atak z innej strony. Zleci w dół i uderzy ostatnim czarem. Dobrze by było, gdyby później nikt ich nie atakował. Chyba jakaś bomba ciśnieniowo-termiczna byłaby najlepsza. Fala uderzeniowa na chwilę uniemożliwi przeciwnikom kontratak, dając im czas na ucieczkę. Jeśli wykona odpowiednią tarczę, to nawet umożliwi im ucieczkę.

     A przedtem wzmocni czar energią wybuchu w zatrutych koszarach. Tylko, że wtedy będzie zmuszony samodzielnie przemienić wybuch w magię. Przemiany energii to jego specjalność.

     Podzielił się planem z Yellowem. Chciał wiedzieć, czy żółty jednorożec pisze się na to niebezpieczeństwo. 

  12. Naprawdę niedoceniał swojego przeciwnika. Sądził, że jeśli nie wygrał ostatnim ruchem, to przynajmniej przygotował pole pod ostateczny atak. A tu Sakitta okazał się znacznie szybszy, niż zwykle. Tylko co go zwykle ograniczało? Dlaczego ciągle nie utrzymywał tej prędkości ruchu, co przed chwilą, łapiąc go w sytuację pozornie bez wyjścia.

     Bo inaczej jak podkręceniem swojej szybkości nie można było wytłumaczyć połamania twardego sopla lodu i złapania nim rąk przeciwnika. Magii która wzmacniała ciało tak, że operator bez używania jej mógł korzystać z takiej możliwości, nigdy wcześniej nie spotkał.

     Ale Sakitta, miast wykorzystać możliwość i spróbować jednym atakiem zakończyć całą walkę, zdecydował się zrobić z niej widowisko. Głupi błąd, godny nowicjusza, nie doświadczonego wojownika. A Ciastko nie chciał robić widowiska. Chciał zwyciężyć. Dlatego nie myślał dać Sakiccie szansę na naprawę swojego ruchu. O nie, on chciał wykorzystać obecną sytuację najbardziej, jak tylko mógł.

     Ręce miał uwięzione, głowa była nieprzydatna w tej sytuacji. Ale póki jakaś kończyna zostawała wolna, prawdziwy przeciwnik nigdy nie opuszczał gardy. A Sakitta, próbując przybliżyć swe szczęki do szyi Ciastka, musiał spuścić z wzroku jego nogi. Skąd miał wiedzieć, że Ciastko lata spędził zdejmując z siebie ograniczenia zwykłego ciała. Zostało tylko to, na co nie pozwalała wytrzymałość tkanki.

     Szczęka Sakitty została zaatakowana ponownie, tym razem stopą. I jak niedawno, znowu został uderzony od dołu, by wylecieć ku górze. Ale choć tylko na to kopnięcie widownia zwróciła uwagę, Ciastko w tym momencie zrobił wiele więcej. Korzystając z sytuacji, uwolnił swoje ręce. Było to niezbędne dla uniknięcia głowy Sakitty. Niestety, nie obyło się bez ran. Czubek sopla poszarpał trochę miejsce, w którym wbił się w lewą rękę. Na szczęście wbił się płytko. Z rany nie poleciała nawet kropla krwi - zamarzła ona natychmiastowo. Za to prawą, szczęśliwie umiejscawiając sople, zdołał odłamać jego czubek. 

  13. @Kapi

    Michael-Bay.jpgMichael Bay approved this post.


     Płomienie. Płomienie i śmierć - tylko to widział Thermal. Płonące pociągi, płonący dworzec... i płonące podmieńce. I każdy kolejny pokonany przeciwnik  zwiększał ogień. Jego ciało stawało się pożywką dla pożogi, a jego śmierć rozdmuchiwała płomienie w sercu błękitnego jednorożca. Czuł euforię, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczył. Upajał się strachem, jaki zasiewał w podmieńcach. Każde niepewne spojrzenie za siebie podczas ich ucieczki - wszystko, na co się narażał wchodząc do smoka, te wszystkie możliwe czary, jakie mogłyby go trafić, teraz nie miały znaczenia - warto było zaryzykować tylko dla tej chwili.

     Szum w głowie, miękkie nogi. Podniecenie rosło z każdym pokonanym przeciwnikiem. Ale tutaj już nie mógł liczyć na więcej przeciwników. Musiał szybko udać się gdzieś indziej. Załopotał skrzydłami i w tumanach kurzu, iskrach i dymie, wzbił się w powietrze.

  14.  Czy aby tego nie należało robić z włócznią? - pomyślał, widząc przygotowania przeciwnika. I tylko przez to unik w tył, który wykonał, nie był odruchowy - a więc natychmiastowy.  Lecz ostatecznie zamiast silnego kopnięcia przyjął na twarz lekkie kopnięcie. Nie było tak źle.

     Ale, skoro przeciwnik zdecydował się spuścić go z wzroku na choć chwilę, należy to wykorzystać. Szczególnie, że na słuchu nie można było tu polegać - wiatr zagłuszał większość ich ruchów.  Lekko rozkołysany - wszak ułamek sekundy wcześniej przyjął na twarz kopnięcie - wykonał krok za obracającym się Sakittą. Widział delikatną sztywność, z jaką zaczął ten obrót.  Nie umiał wykorzystywać czegoś takiego w zwykłej walce. A na ćwiczeniach rzadko próbuje się robić jakieś wymyślne kąty. Ćwierć obrotu, półobrót i tak dalej. A jeśli przesunie się o połowę połowy połówki  obrotu?

     I się nie pomylił. Sakitta chciał zrobić obrót i zrobił obrót. A, że sopel był wymierzony w jego ciało dopiero po zmianie kierunku, uniemożliwiając wykorzystanie całego ciała do ostatecznego ataku - nie jego wina, że ciągle Sakitta niedoceniał jego umiejętności.  

     Ale skoro przeciwnik już był w niezbyt pasującej mu sytuacji, należało tą przewagę spróbować pogłębić. Ciastko niezbyt wiedział co będzie chciał wykonać Sakitta zaraz po zakończeniu obrotu, więc pół kroczku w tył uczyniło go pewniejszym swojej szansy na unik. Teraz mógł już wykonać długi krok - Sakitta nie tak całkiem blisko wbił swój szpikulec, na którym się kręcił. I ten długi krok wykonał, zbliżając się do szpikulca. Było to trochę głupie - kończąc go, sam nadziałby się na sopel . Ale od czego są ręce, z których można korzystać? Lewa ręka powędrowała ku dołowi, a prawa została wystawiona w bok razem z wystawieniem nogi. I gdy już zaczął przesuwać ciało do przodu, lewa ręka powędrowała ku górze -  w ruchu, podczas którego lewak miał podbić sopel - a szabla w prawej ręce cięła szeroko. Ale cięcie i tak miało się zakończyć tuż przy ciele. Chciał pokonać Sakittę, a nie go zabić.

  15.  Bardzo żadko można dostać coś, nie dając czegoś w zamian. Ta zasada panowała praktycznie wszędzie. Nie można było włączać się do walki pewnym, że wyjdzie się z niej bez żadnej szkody.

     Ale gdy nos był bardzo łatwy do naprawy, to urażonej dumy nie dało się naprawić ot tak. Ciastko zaryzykował, ale wszystko poszło po jego myśli. A jeśli Sakitta sądził, że właśnie za darmo rozkwasił mu nos, to grubo się mylił. Ciastko spróbował zmniejszyć odległość przy zniżeniu postawy i Sakitta mu na to pozwolił.  Dodatkowo przeciwnik był tak pewny siebie, że zaczął się kręcić, z pewnością chcąc wyprowadzić jakiś silny cios. Ciastko zauważył, że próbuje ciąć soplem.

     Naprawdę? Kto używa pałki z piruetem?

     Nie miał pojęcia, co zrodziło się w głowie Sakitty, ale nie miał zamiaru zacząć dawać mu forów - wiedział, że walczy z doświadczonym przeciwnikiem. A jeśli ten na chwilę zapomniał o fakcie, że broń w dłoni ma tylko ostry czub... było się nie być skupionym na walce.

     I gdy Sakitta właśnie był skierowany całkowicie w jego stronę, gdy poczuł dotyk lodu na ciele, zaatakował. Nie nogą, by tylko stracić równowagę. Nie szablą, której nawet nie mógłby wykorzystać. Nie lewakiem, którego nie miał pojęcia jak mógłby użyć, nie narażając ręki na złamanie soplem. Musiał zaatakować z głową i to zrobił. Miejscem, gdzie czoło przechodzi w ciemię, uderzył w podbródek przeciwnika. Na potrzeby tego ciosu wyprostował plecy i nogi. A wszystko to, by Sakitta poczuł go. Poczuł i wywrócił się. A nawet jeśli nie wywrócił, to mało kto był zdolny, by po takim ciosie przejść w dalszy ruch bez żadnej próby odzyskania równowagi. To było fizycznie niemożliwe bez telekinezy. 

  16.  Thermal pomagając w dolnym mieście zbierał także informacje. Patrzył, co się dzieje. Gdzie mógł pomagać, tam pomagał. Ale coraz ciężej szło mu znajdowanie oddziałów, które mogłyby skorzystać z jego pomocy. Zgodnie z jego wiedzą, zostało tylko jedno miejsce, w którym jego pomoc byłaby nieoceniona - brama. Jeśli tylko zdołałby na kilka sekund skupić się na tworzeniu jakiegoś czaru, z pewnością zdołałby ją uszkodzić. Ale nie powinien tego robić. Wiedział, że nadal są w pełni sprawne oddziały wroga. Nie mógł pozwolić sobie na kilka sekund bezczynności.

     Ale mógł sobie pozwolić na kilka sekund żywienia się płomieniami. A wtedy... a wtedy wystarczyłaby chwila, by wykorzystać tą energię do destrukcji. Lecz to później. Teraz musiał oczyścić dworzec z tych robaków.

     A jak dworzec, to i przydałoby się zniszczyć pociągi. Widział, jak z tych podmieńce prowadzą ostrzał do kucyków. I nawet wiedział, co z nimi zrobić. Na szczęście jego magia była idealna do tego.

     Zanurkował. Kończyny smoka były jego kończynami, jednak żałował, że nie mógł czuć wiatru w grzywie. Lecz nie można mieć wszystkiego, pocieszał się. Ponadto, dzięki temu mógł rozgrzać pazury do temperatury godnej magmy. Kierował się na pociąg najbliższy dworcowi. I pędząc w dół niczym pocisk, gdy wszystkie potwory zauważyły jego obecność, kazał im pełnię trwogi, jaką miał czynić konstrukt. Rozłożył szeroko skrzydła, próbując wytracić trochę prędkości. Lecz najwięcej prędkości stracił, rozrywając dach pociągu. Brakowało tylko ryku. Podmieńce zostały liźnięte jęzorami ognia, wydobywającymi się z gardła smoka.

×
×
  • Utwórz nowe...