-
Zawartość
1887 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Nightmare
-
Zjadłeś. Po chwili też klacz skończyła i odłożyła wasze talerze do zlewu. Wreszcie najadłeś się do syta. A klacz ewidentnie sobie sama w domu nie radzi.
-
Kiedy wróciłeś byłeś czysty jak od dawna nie byłeś. Jedzenie już stało na stole. Uśmiechnęła się do ciebie przyjaźnie.
-
Spojrzała na ciebie jednym okiem typu "No idź, bo nie chcę się ośmieszyć". Grzebie w półce, a z lodówki wyjęła sałatkę
-
- Może weź prysznic? Trochę mi to zajmie... - powiedziała, kładąc ziemniaki w misce. Przydałoby się.
-
- Nie ma sprawy - rzuciła i zabrała się za zdejmowanie ugotowanych ziemniaków z gazu. Przegotowanych. I to ostro. Nie jest to mistrz garów.
-
- Raczej próbuję - powiedziała. Ogonem odgarnęła papier pod zlew. Może się umyjesz skoro masz okazję?
-
- Ciasny, ale własny - powiedziała. Zrzuciła kartki ze stołu, postawiła na nim dwa kubki i zaparzyła herbaty. Wszędzie. Jest. Papier!
-
Tam po prostu bałagan. Są schody na poddashe przed wejściem, pod nimi komórka z łazienką. Kuchnia jest na lewo, malutka, ale są tam podstawowe urządzenia. Największy jest salon. Stoi tam podwójne łóżko składane jako szafa, kanapa i komoda. Do tego jakieś kartki porozrzucane po podłodze. Klacz poszła do kuchni i zdjęła czajnik z gazu.
-
- Na pewno? - zapytała. Twój brzuch się ślini i rzuca w stronę zapachu. Czajnik zaczął gwiżdżeć.
-
Zanim odeszłeś... Klacz zachichotała. - Może wejdziesz? - zapytała.
-
Uśmiechnęła się. - Naprawdę ci dziękuję, nie wiem, co bym bez niego zrobiła... - powiedziała. Ze środka czuć gotowane ziemniaki. Zaburczało ci w brzuchu.
-
- Już, już - usłyszałeś. Grzebie w zamku kluczami. Po chwili drzwi się otworzyły. Stanęła w nich fioletowa pegazica o zielonych włosach z limetkowym pasemkiem. Prawe oko ma zasłonięte przez grzywę. - Słucham?
-
Parterowy, niewielki, taki, co tylko kuchnia, sypialnia i salon by się zmieściło. Przez okno widać czajnik na gazie. Ktoś grzebie przy zamku.
-
Zauważyłeś, że literkę da się otworzyć. W środku jest wygrawerowany adres i kosmyk zielonych włosów. Znalazł się właściciel.
-
Tylko jak? Teraz większość jest w pracy. Nikogo nie znajdziesz.
-
W śmieciach leży naszyjnik, a światło odbił kryształek. Wygląda jak P z kryształem w środku. Chyba wpadł przez przypadek.
-
Na razie cisza i spokój... Domek z kartonów stoi, wzmocniony deskami. Nagle coś błysnęło w śmietniku.
-
13 bitsów, bo jeszcze butelki na progu leżały. Masz na chlebek i jeszcze ci zostanie.
-
Mruknął coś cicho. Wziął plecak i sobie poszedł. Wyszedł woźny i zaczął zamiatać schody. A zapłata się zwiększy, bo znalazłeś specjalny kapsel warty 2 bitsy.
-
Nie odpowiedział. Plecak się wywrócił, wypadły z niego książki, kredki i... Lalki? Ogierek i lalki?
-
Idzie po prostu smutny. Kto wie gdzie. Za skarby dostaniesz jakieś dziesięć bitsów.
-
Mały zostawił plecak na huśtawce, a gdzieś sam poszedł. Wygląda na smutnego... Zebrałeś tego całkiem sporo.
-
Tylko mały, jasnoniebieski jednorożec z bladozieloną grzywą siedział na huśtawce. Wagary? Przez okna widać uczniów w klasach.
-
Jest kilka owoców zgniłych, nadgryziona kanapka z serem i mysz jedząca spleśniały chleb. Smacznego. Jest kilka owoców zgniłych, nadgryziona kanapka z serem i mysz jedząca spleśniały chleb. Smacznego.
-
Kolejny dzień na ulicy. Kolejny dzień, w którym świat nie wie, że istniejesz. Wygrzebałeś się z prowizorycznego mieszkania z kartonów w mrocznej uliczce. Ze śmietników ostro waliło.