Luna wciąż patrzyła się w ziemię.
- Wy tam zamierzacie siedzieć, czy wyjdziecie w końcu?! - wrzasnęła z góry Lucy. Szybko ten czas leci... Już połowa dnia...
Wlazła w ciebie. Przez parę sekund czułeś ostry ból, jakby kilkanaście noży wbijało ci się w mózg. Potem wszystko ustało. I zachciało ci się capowatych tematów...
- Będzie gotowe za jakąś godzinkę do uruchomienia! - wrzasnęła z góry. Do tego czasu można Nightmare Moon gdzieś zamknąć. Luna usiadła sobie na trawce.
Luna powoli uspokajała oddech. Właśnie, Papillon... Ostatnio coś jej nie widać. Dusza wyślizgnęła ci się i zaczęła pełznąć po twoim kopycie i usadowiła się na twoim ramieniu. Nawet niezły zwierzak.
Przeszczep duszy jest bolesny, więc gdy wyrwałeś jej Nightmare Moon, krzyknęła. Patrzyła na ciebie w szoku, dysząc. Nightmare Moon była śliską duszą w twoich kopytach. Lucy zaraz przyjdzie.
Lunie nic nie pomagało. Ani koce, ani okłady, ani zaklęcia. Całą noc stosowaliście z Lucy różne techniki leczenia. Luna wciąż jęczała i była rozpalona.
I zasnąłeś od razu. Śniła ci się Luna, albo raczej jej tył. Mózg chyba podsyła ci aluzje. Gdy się obudziłeś, był wieczór dnia następnego. Nieźle pospałeś.
Lucy jest uwięziona pod szafką. RADE już aktywny. Luna już nie jest sparaliżowana, tylko ogłuszona. Jest obładowana wszystkim, co ma zatrzymywać magię.