-
Zawartość
1887 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Nightmare
-
Nagle zza rogu wyskoczyli kolejni dwaj. Obok ciebie zmaterializowała się Lucy. Powiedziała ci telepatycznie, że przeszukiwali dom Faruka.
-
Jeden skoczył za tobą. I się wkurzyłeś. Nie mają prawa atakować cię na terenie Federacji, szczególnie w twoim własnym domu.
-
Problem. Aby ich na siebie ściągnąć musisz tam wejść. Do tego jest ryzyko, że się poślizgniesz na rzeczach, które zdążyli wywalić z szafek.
-
Nie gonią. Przeszukują dom. No i niestety Twilight jest w środku... Powiedzmy, że wszyscy strażnicy mają jedną wadę. Bolesne przesłuchania.
-
Po chwili już strażnicy wbijali do restauracji. Tepnęło cię przed dom. Do środka też wchodziła para strażników.
-
Zapomniałeś, że ślady magii mogą być wykryte przez potężne jednorożce lub alicorny... Więc pozostaje ci wiać lub skompromitować się przed tatą.
-
Idą... Do wejścia restauracji... Lucy przypomniała ci zamordowanych więźniów.
-
Problem... Z rydwanu nie wyszła Celka. Tylko dwoje strażników jednorożców. Trzymali magiczne kajdanki w magii.
-
Coś przeszkodziło. Konkretniej rydwan Celestii lądujący za oknem. Ujujuj...
-
- Dobrze - powiedziała Papillon. oboje usiedli. Tata ma chyba inne zdanie na temat siedzenia tutaj, ale się nie wtrąca.
-
- Niezłe jedzenie - rzucił tata. - Pyszne - poprawiła go mama. Musiał pokiwać głową. Motylek usiadł ci na nosie.
-
Tata poruszył się niespokojnie, ale kolejne spojrzenie Papillon go uspokoiło. Na serio ma nad nim pełną kontrolę...
-
Po chwili patyczek się rozpłynął. Na drugim parapecie spokojnie leżała Lucy. Tatunio mrugnął, ale nic nie dodał od siebie.
-
Zobaczył. Drgnął. - Skąd to masz? - zapytał. Wyglądał na lekko wkurzonego, ale Papillon spojrzała na niego karcąco i złagodniał.
-
- Witaj, Allanie - powiedziała Papillon. Abdul drgnął na te słowa, ale się nie wtrącił. - Dobrze ci idzie prowadzenie tej restauracji - powiedziała. Mały motylek usiadł ci na ramieniu.
-
Po chwili zapukali. Lucy leżała obok w postaci patyka. Na wszelki wypadek.
-
Po zjedzeniu... Szlag... Poprosili... Ujujuj...
-
Podała. Sałatka i jeden sok dla mamy, spaghetti i drugi sok dla taty, a lody jeszcze chwilę muszą w chłodni poleżeć. Bo zamówili by deser był trochę później.
-
Na szczęście Lyra i Faruk nie wbili. Masz zamówienie na spaghetti, sałatkę, lody truskawkowe i dwie szklanki soku z jabłek. Od mamusi i tatusia.
-
Czyli Lucy. Rodzinka zamówiła u niej. Wszystko na razie idzie OK. Jakby się jeszcze Faruk z Lyrą wcisnęli to by było tylko gorzej...
-
Razem usiedli w jakimś stoliku w kącie. Widać, że tatunio ledwo się powstrzymuje od odgonienia motyli, które go obsiadły. No pięknie...
-
Na razie spokój... A tu... SKĄD RYDWAN PAPILLON PRZED RESTAURACJĄ?! SKĄD PAPILLON I TATUŚ WCHODZĄCY DO RESTAURACJI?!
-
Na razie wszystko idzie świetnie. Kasa wpływa, klienci zadowoleni, czas płynie. Nawet mały się spisuje.
-
Paru Ludzi było, ale większość kucy. Lyra i Faruk przyjdą wieczorem. Kelnerki zabrały się do pracy i po chwili już mieliście masę zamówień. Czas zabrać się do pracy.
-
Kilku zobaczyło chyba przez okno Lucy. Od razu zebrał się niezły tłumek. Ale tylko kawalerów, bo żony odciągały mężów od restauracji.