-
Zawartość
1887 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Nightmare
-
Niestety, wszystkie stworzenia w zasięgu wzroku uciekały od ciebie. Udało ci się jedynie rozpalić ognisko i odnaleźć dziką jabłonkę.
-
Dookoła nie było żywej (ludzkiej ani kuczej) duszy, jedynie las i kilka zwierzaków.
-
Taaa, ładny spokój. Rozpętujesz wojny i ty to nazywasz spokojem... :/ Jak niby padłeś? Sorry, ale jeśli martwy to fajnie. Nie zapominaj, że ten twój dowódca-głupek nie umie latać, nie żyje przez wieki i nie ma wyższego poziomu inteligencji od innych stworzeń i jego mózg jest wielkości mrówki. -_-
-
Według mapy, którą dziwnym trafem miałeś w torbie, po kilku godzinach znalazłeś się w połowie drogi do Canterlot.
-
(to, że ta twoja wataha nie umie czytać lub pisać, nie znaczy, że elita ma nie umieć -_- I tgo twojego bezsensownego "b-cośtam", to chyba nikt nie rozumie.)
-
Nagle samozwańczy generał Kretyn, jak go nazwała Rosie został przygnieciony do ziemi przez czarny kształt. Postać rzuciła obok niego pozłacany na brzegach pergamin i odleciała na nietoperzych skrzydłach.
-
Malutka, fioletowa owieczka o kryształowej wełnie siedziała w dziurze w ziemi wyglądającej na wykonaną przez psa.
-
Sekundę później zamiast ludzi była gigantyczna chmura kurzu.
-
Kiedy wbiegłeś między drzewa, ludzie pobiegli za tobą. Niestety, las nie był gęsty.
-
Klops. Tuż za tobą, o centymetry od twojej stopy wybuchł granat. Kolejny kilka metrów przed tobą. Ucieczka "po cichu" była raczej głośna.
-
- Taaa, jakbym był głupszy - rzucił z pogardą i odszedł.
-
Niestety, ale wszyscy byli jakby na to przygotowani. W końcu to dziura przestępcza...
-
I ostatnia, jedyna strzykaweczka trafiła w ramię jednego z żołnierzy. Jeden z całej zgrai został trafiony i padł. (^^)
-
Jedyne, co miałeś to wyrzutnia środków nasennych, ale z jedną jedyną strzykawką. Jeden strzał, jedyniutki strzał. Jedno chybienie lub jeden traf. (ładnie przybliżone? ^^ )
-
-_- coś się napaliłeś na to. Oki, nie mam siły się znowu kłócić. Nikt nie odpowiedział. Wszystko było w "normie".
-
- Się wypchaj - rzucił jeden. Pomimo, że wszyscy udawali, że zajmują się swoimi sprawami, wcią niejeden trzymał kopyto na blasterze, czy na innej broni dystansowej. -_- ciężko się z tobą rozmawia. JEDI NIE MAJĄ JAKICHŚ SUPER-DUPER MOCY, KTÓRE POZWALAJĄ ZATRZYMAĆ CZAS!
-
Kilka kolejnych pocisków trafiło w ziemię obok. Celem może i było dotarcie do Canterlot, ale raczej doprowadzenie ludzi do Celestii nie było jego częścią.
-
Wiem, że jest jedi, ale jedi też ma ograniczenia. Nie może go przecież zaatakować kilkudziestu napastników, a on bez draśnięcia i wszyscy po sekundzie martwi. Co do scenariusza, to TAKI SAM możesz znaleźć w jednym odcinku Przynajmniej podobny. Kuce się nie ruszały, nie robił na nich wrażenia miecz, ani wyładowania. Kilku podniosło z ziemi rzuconego przez ciebie ogiera. Parę pegazów wzniosło się w powietrze z blasterami.
-
Czerwony jak ogień namiot można było dojrzeć zewsząd, więc o powrót nie musiałeś się martwić. Gdzieś niedaleko zabeczała owieczka.
-
Koszmarka wyszła spod góry głazów z lekko poobijanym ciałem. Otrzepała się z pyłu i nie zwracając uwagi na cały świat poszła w stronę statku, a gdy tam dotarła, weszła do magazynu i zwinęła się w kłębek pomiędzy beczkami. Miała dosyć wrażeń jak na jeden dzień. (Pomimo pozorów, nie zapomniałam o tym temacie i ciągle tu zaglądałam.)
-
Pół godziny później uciekałeś przed grupą ludzi, a pociski śmigały ci koło uszu. Daleko z tyłu zostały resztki magazynu z bronią.
-
- Nie takiego spokoju - powiedział spokojnie i machnął głową. Dookoła ciebie stało mnóstwo dziwnie wyglądających typów. Nawet jako Sith nie dałbyś rady takiej liczbie.
-
- Zrób to, a nigdy, aż do śmierci nie zaznasz spokoju - jego kamienny głos nie zmieniał tonu.
-
Wciąż same guziki. Nikt nie interesował się niczym oprócz alkoholu.