Gaha'aki wciąż przybywały, ale dzięki twardemu pancerzowi i odporności na wszelką magię, nie dawały się tak prędko ubić. Elektryczność nic nie zrobiła stworowi. Ten przegryzł liy jednym ruchem gigantycznych kłów i ruszył dalej do ataku. Zewsząd napływały wieści o morderstwach popełnionych przez Gaha'aki.
Chrysalis patrzyła na wojska próbujące sforsować changeańską tarczę. Ochrona paliła wszystko, co jej dotknęło. Za wyjątkiem Podmieńców. Dziurka wszedł do sali. Chrys przytuliła go.
- Mały, mógłbyś ruczyć tam? - zapytała go królowa. - Z odpowiednią eskortą, oczywiście.
- Dobze - powiedział maluszek i wyleciał przez okno. Na dziedzińcu stanął rydwan o zielonej barwie, mniejsza wersja pojazdu Chrysalis. Po godzinie szybkiego lotu znalazł się przed obliczem Gandzi. Nie kłaniał się, ale jego oczy przyjęły kolor czerwony.
- Cemu atakujecie nas klaj? Nic wam nie zlobiliśmy.