(zwykła, nie łańcuchowa)
Po godzinie wreszcie znalazłeś nadajnik. Tymczasem mieliście już kilkanaście apteczek, kilka lasek dynamitu i skrzynię granatów. Prowiant już leżał na drzewie.
Szmaragdy pod ich nogami zaczęły drżeć.
- Odłóżcie je - powiedziała Chrysalis, nawet się nie odwracając. - Wiem, że wzięliście kilka z nich. Nie na tym polega rozejm, nieprawdaż?
Kiedy przychodzę do szkoły, atakują mnie przezwiska i śmiechy za najmniejszy drobiazg.
Raz przyniosłam słuchawki z mikrofonem... Durnie zrzucali mi je co minutę.
Dziś nie chciałam się odezwać to nazwali mnie Kur**.
Jest tego więcej, ale nie będę wam tym zawracać głowy.
- O to nie musisz się martwić. Naprawdę byłam w wielu krainach. - zachichotała. Doszliście do granicy Crystal Empire. Poznałeś kryształowe domki, które wyglądały teraz jak jasne wersje Podmieńczych budowli.
- Można tak to ująć.
Chrysalis otoczyła się tarczą, a w jej ślady poszły Podmieńce. Kucyki zaprzestały ataku. Wszyscy patrzyli na siebie nawzajem, obmyślając, kto postawi pierwszy krok.
Pistolet wylądował w oddzielnej skrzyni.
- Dobrze, możecie wejść - powiedział Podmieniec, a Chrysalis weszła do środka, prowadząc grupę. Ściany były czarne, a na podłodze był rozłożony zielony dywan z wszytymi szmaragdami.
Zezowata pegazka podreptała za nimi. Miała złe przeczucia. "Jeśli oni mnie zwyzywaja? Jeśli nie opanuję alter-ego? Jeśli ja...?" Nie dała sobie dokończyć myśli
- Acha. Zaczynamy! - krzyknęła. Kucyki przy rynnie zaczęły do niej wrzucać ładne jabłka, a te brzydkie wyrzucać. Kucyki na bieżni ruszyły, napędzając kamień. Jednorożec obok zbierał cydr do beczek i odkładał je na bok. To samo działo się przy maszynie obok.