avatar mode: on
Chrysalis przechadzała się po ogrodach w towarzystwie Dziurki. Już dawno zakopała wspomnienie jego śmierci. Teraz liczyło się to, że żył, że był obok niej. Nagle podbiegł do niej strażnik i coś wyszeptał na ucho.
- Wybacz mi, mały, muszę iść. - przytuliła go jeszcze raz i nakazała strażnikowi odprowadzić go do jej komnaty. Sama ruszyła w stronę centrum stolicy. Tak jak mówił strażnik, na środku ulicy szalał niebieski stworek z dużym rogiem na czole i gigantycznymi skrzydłami. Rozrzucał wszędzie małe tęcze i burzowe chmury. Wydawał się świetnie bawić.
- Albo natychmiast przestaniesz, albo ja cię do tego zmuszę! - krzyknęła Chrysalis. Stworzenie zatrzymało się, ale wystrzeliło jeszcze kilka tęczy i chmur, a następnie rozłożyło skrzydła i odleciało. Chmury zniknęły po kilku minutach, ale widać było szkody. Chrysalis zawołała strażnika i kazała mu, aby część armii zajęła się naprawami. Następnie teleportowała się do zamku.
Tymczasem Rawind odleciał w stronę kapsuły i uruchomił ja ponownie, a następnie, korzystając z kilku chmur, odleciał w stronę, z której przyleciał.