Skocz do zawartości

kapi

Brony
  • Zawartość

    895
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez kapi

  1. Dokonałem uściślenia w punkcie 6 a) dotyczącym walki. To, że przysługuje Wam 1 post na turę, nie znaczy, że możecie wykonywać 10000... akcji. W walce obowiązuje zasada 1 post z maks 1 akcją.
  2. Porozmawiałem już Symphony w sprawie wielu akcji w tym poście. Już wszystko załatwione, ale informuję,że Green zdążyła wykonać tylko poniższe czynności: Green podbiegła do rannego towarzysza, zabrała mu apteczkę i starała się opatrzyć ranę, a raczej wyrwę w ciele Grassa. Rana okazała się zbyt wielka i bandaże przepuszczały znaczną większość krwi, a nietrzymane odlepiały się całkowicie. Jednak bohaterska akcja Green nie poszła na marne. Jej opatrunek nie zadziałał, ale ona sama swoimi kopytkami i czym się tylko dało tamowała wypływającą krew dość skutecznie i dopóki to robiła Grassowi nie groziło wykrwawienie się na środku ulicy. Dragon podbiegła i zasłoniła sobą Green. Nie chciała dopuścić do narażenia swoich przyjaciół. Przygotowała się do odpierania ciosów. Magic skoczył heroicznie na strażnika, który spojrzał się na Dragon wystawiając się na cios. Korzystając z okazji zielony ogier wbił tak mocno jak potrafił miecz w przeciwnika. Był jednak osłabiony ranami i długotrwałą walką. Trafił więc w prawą tylną nogę. Przebił jednak pancerz i zadał bolesną ranę Changelingowi. Graphite napiął łuk, jednak widok zdewastowanego ciała Grassa przeraził go i strzała pofrunęła w ścianę domu. Pokemona podleciała do drugiego strażnika, tego, który wydawał się spokojniejszy, gdyż tego zakrwawionego rządnego zemsty potwora bała się okrutnie. Strażnik nie spodziewał się takiego ataku i nie był na niego przygotowany. Pokemona zasłoniła mu kopytkami oczy, a on próbował ją z siebie zrzucić. Melody zeskoczyła ze skrzyń z zamiarem cięcia strażnika odpowiedzialnego za rany Grassa. Ten jednak widział to i w odpowiednim momencie skrzyżował ostrze swojego miecza ze szkłem. Cios został odbity, lecz szyba wytrzymała napór prawdziwej broni i nie pękła, co dawało możliwość dalszej walki. W końcu strażnik złapał Pokemone i wyrzucił w powietrze, jednak to jej nie przeszkadzało, gdyż była pegazem. Udało jej się osiągnąć cel, przez trochę czasu strażnik zajął się nią, a nie towarzyszami. Żołnierz, pałający furią do wszystkiego odczuł poważnie ból w nodze. Postanowił się i za to odpłacić. Jednak Magic stał odpowiednio daleko i zdołał uskoczyć przed zabójczym ostrzem Changelinga. Wpadł on jednak w rządzę krwi i błyskawicznie wyprowadził kolejny atak. Ponieważ Magic był za daleko, uderzył w Dragon, która jednak dzięki przygotowaniu odparła niechlujne cięcie miecza. Dodana mała poprawka do regulaminu, proszę o zapoznanie się z nią. Z góry dziękuję
  3. Wszyscy weszli do ciemnego korytarza. Zamknęli za sobą drzwi. Wtedy zaklęcie Thermala dobiegło końca. Udało mu się utworzyć diamentowy pył na tyle dobrej jakości by wystarczył na trochę paliwa do skrzydeł MT. (rozumiem, że nastąpiło przekazanie, dlatego piszę ten pył w karcie postaci MT). Teraz stanęli przed wyborem iść dalej korytarzem, czy zawrócić się. HappHatter, pamiętam o Tobie tylko co może się dziać przed Canterlot o godzinie 3 w nocy. Wszyscy śpią. Straż nie ma co patrolować w tamtych okolicach. Więc teoretycznie szczęśliwa warta, ale nudno z postacią.
  4. Sonda Atlantisa dotarła do celu i teraz każdy widział co się dokładnie działo. Animal podeszła pod wyjście tunelu i korzystając z zajęcia strażników przez Grima wymknęła się z domu i popędziła do obozowiska - Oczywiście, że Królestwa Equestrii. Jako pomoc wojskowa przysłana z Królestwa Chrysalis mamy obowiązek działać zgodnie z wolą Królewskich mości - Królowej Nocy i Chrysalis, które zawarły wzajemne porozumienie i pakt sojuszniczy.- Powiedział kapitan. Strażnik miał ważniejsze sprawy na głowie, niż użeranie się z jakimś natrętnym ogierem, do którego domu na pewno też dojdzie, a wtedy będzie można się zabawić. Skończył więc rozmowę i wrócił do demolowania mieszkania Animal. Grim widząc, ze nic tu po nim, a jego koleżanka uciekła odwrócił się i zaczął iść w kierunku obozu.
  5. Karta golema Atlantisa. Wam zrobię karty jak tylko będę mógł. (karta golema była już o wiele wcześniej zrobiona, tylko Atlantis poprosił o udostępnienie jej). Karta bestii golem graczy.docx Karta bestii golem graczy.docx
  6. Z Symphony już w sprawie drugiego postu rozmawiałem i sprawa załatwiona Green otoczyła Grassa magiczną powłoką, jednak nie zdołała go podnieść. Zorientowała się dopiero chwilę później, gdy trochę odbiegła. Wnioskując z akcji Grassa, on pobiegł mimo to za Green, jednak jego kroki były znacznie spowolnione raną na nodze. Magic (w tym przypadku WładcoCiemnościIWszelkiegoZła), jest to zbyt potężna magia i nie mam nawet co rzucać, czy Ci wyjdzie, bo jego trudność wynosiłaby coś ok 100, jeśli usuwa całkowicie z powierzchni ziemi, poza tym byłaby to zdecydowanie magia zaawansowana, a nie podstawowa. Ty z tej pierwszej masz tylko zdolności do dorabiania rogów i skrzydeł, jak kojarzę. Przyjmuję więc, że nie rzucałeś tego zaklęcia i biegniesz z resztą, co odciąży Graphita z obowiązku noszenia Ciebie. Jednak również biegniesz w miarę wolno, choć szybciej od Grassa. Melody nie trafiła i tak jak powiedziała zaczęła uciekać. Wyprzedziła wszystkich. Dragon podbiegła już jako kucyk do Pokemony. Chwyciła ją i rzuciła sobie na grzbiet. Jednak z dodatkowym balastem biegła znacznie wolniej niż wszyscy. Graphite ruszył w kierunku Magica, jednak gdy spostrzegł, że ten biegnie sam pogalopował obok niego. Szybko wyprzedził zielonego ogiera, który nie osiągał szczytów szybkości. Strażnicy dostali teraz wyśmienitą szansę. Nikt ich nie zatrzymał walką, wszyscy popędzili w jedną stronę i każdy był do nich ustawiony tyłem. Kojarzycie pewnie zawsze rzeźnie jaka spotyka uciekającą armię - na to miały nadzieję Changelingi ruszając w pościg, za gnieżdżącymi się na wąskiej przestrzeni uliczki. Szanse na chybienie były minimalne, chyba, że kucyki po prostu będą szybsze. Jednak ta opcja odpadała. Strażnicy byli przyzwyczajeni do długich biegów, a ich ciała były odporne. Mieli również więcej przestrzeni, więc z łatwością dotrzymywali kroku grupie naszych bohaterów. Jedyną, która im uciekała była Melody. Jeden Changeling najwyraźniej nie zdążył się przyzwyczaić do nowych warunków walki i jego cios chybił. Drugi jednak (ten sam, który ranił Green) wnioskować ze skuteczności jego ciosów można, że to jakiś weteran Wojska Królestwa Chrysalis, który został przydzielony do straży miejskiej, zamachnął się, obrał cel - najwolniejszy kucyk, czyli Grass. Wtedy uświadomił sobie, że to przez Niego nie dokonał pełniej zemsty na łuczniczce. To On leczył wszystkich i to bardzo sprawnie. Takie kucyki należy szybko eliminować. Zauważył, że przy ścianie leży kolejna beczka. Spiął się w sobie, wyskoczył odbił się od beczki, rozłożył skrzydła. Grass zauważył cień, który przesłonił mu słońce, obrócił głowę. Tuż nad nim leciał żołnierz, z rządzą mordu w oczach. Z prędkością błyskawicy cofnął rękę z mieczem, by za chwile wykonać potwornie szybkie cięcie w kręgosłup. Medyk, próbował odskoczyć, jednak nie uchronił się od zemsty. Ostrze wystrzeliło do przodu, w czarnej wulkanicznej stali znów zabłyszczało słońce, miecz, który już raz zasmakował krwi kucyka, pożądał więcej. Wbił się z impetem w ciało Grassa, obok kręgosłupa. W górę trysnęła fontanna krwi, oblewając latającego Changelinga oraz napawając go poczuciem triumfu i rozkoszy. Nie dał swej ofierze takiej zwykłej rany, chciał żeby cierpiała jak najmocniej. Schował więc skrzydła spadając i swoim ciężarem dobijając miecz. Grass nie wytrzymał bólu, jaki opanował jego ciało. O ile na początku cierpiał niewymownie, tak jak wtedy, gdy dowiedział się o śmierci przyjaciela, tylko fizycznie, to teraz cały obraz zamglił mu się i stracił kontakt z rzeczywistością. Pomimo zemdlenia nie był to koniec katuszy dla jego ciała. Strażnik nie wyszarpywał klingi, postanowił pokazać na co stać Królewskiego żołnierza. Wykonując dalej płynny ruch z wbicia miecza przeszedł do cięcia w bok. Czubek broni pokazał się od spodu brzucha medyka, po czym zaraz z jego prawego boku, trysnęła kolejna fontanna krwi, majestatycznie błyszcząc w słońcu i oblewając kolejny dom. Changeling po prostu przeciął bok Grassa, od środka. Teraz wzbił się znowu w powietrze i czując, że lekarz się nie podniesie i z zawziętością w oczach gonił z zamiarem kontynuowania rzeźni. Teraz charakterystyczny grymas nie zszedł z jego twarzy. Wpadł w trans, który nie skończy się tylko dorwaniem kilku uciekinierów. Ciało Grassa bezwładnie upadło, pod naporem tak wielkich sił. Z jego boku tryskała wielka struga krwi. Groziło to szybkim wykrwawieniem.
  7. Green napięła strzałę. Jednak nie była w najlepszym stanie. Cały czas lekko kręciło jej się w głowię. Wypuściła strzałę, która jednak zamiast w głowę strażnika wbiła się w tylną część korpusu Grassa. Nawet jego twarda skóra nie przetrzymała uderzenia i tym razem poczuł mocny ból. Graphite, to że trwa walka nie oznacza, że można w jednym poście wykonywać nieskończoność akcji, dlatego aby zachować realizm, ty podczas akcji pozostałych, krzyczysz do Magica oraz podbiegasz i rozmawiasz z Melody, na łuk już czasu nie starczyło, zwłaszcza, że jak kojarzę walczyłeś ostatnio w ręcz, więc musiałbyś jeszcze schować broń i dobyć łuku. Pokemona zerwała się do lotu, ale nie zauważyła szyldu sklepu nad sobą i z całym impetem wleciała w niego. Upadła zamroczona na ziemię, gdy dotknęła kopytkiem głowy poczuła płynącą małym strumieniem krew, a strażnik odleciał z pola widzenia, więc nie mogła użyć magii. Magic próbował ciąć mieczem podmieńca, który wykonał jednak sprytny zwód i wyprowadził szybką kontrę w głowę. Ogier, który w myślach już widział odciętą głowę strażnika, poczuł ból, a z okolic oka trysnęła mu krew, ograniczając mu widoczność. Dragon udało się zaskoczyć Changelinga, lecz jej brak wprawy w walce spowodował chybienie ciosu, który nawet nie zagroził strażnikowi. Melody zamachnęła się z zamiarem uderzenia strażnika, lecz on wytrącił jej broń z ręki szybkim uderzeniem miecza. Lampa upadła na ziemię i się zbiła. Gdy Grass próbował uderzyć strażnika, ten nieoczekiwanie unikając ciosu kogoś innego poruszył się i śrubokręt przeleciał mu tuż za plecami. Korzystając z chwilowego częściowego zaślepienia Magica strażnik przeciął mu lekko klatkę piersiową od strony krwawiących okolic oka. Zielony ogier poczuł przemożne osłabienie. Wiedział, że nie zniesie kolejnego trafionego ciosu, choć jeszcze stał na nogach. Strażnik, który walczył z Grassem odskoczył, znajdując się po tym manewrze z tyłu przeciwnika, który na dodatek był oszołomiony wbiciem strzały w tylną część korpusu, zaatakował i ciął mocno lewą tylną nogę medyka. To uderzenie, dało już radę przeciąć twardą skórę ogiera.
  8. Arcerus, przykro mi, ale niestety tylko Animal ujrzała, że jej dom jest demolowany, Wy (oprócz Grima, który podążył za pegazicą) nic o tym nie wiecie. Zły kąt widzenia, budynek Wam zasłania widok na chatkę Animal. Wyczarowanie sondy powiodło się Atlantisowi, powstała dokładnie taka, jaką chciał stworzyć. Mógł ją kontrolować. Chciałbym uprzedzić, że kontrolowanie większej ilości niż 1 magicznych chowańców/ sond, bądź innych rzeczy może grozić, zemdleniem, chorobą psychiczna a w skrajnych przypadkach śmiercią. Za każdą dodatkową sondę będzie wykonywany oddzielny rzut, tak więc im ich więcej, tym większa szansa, że coś sobie zrobisz.( ryzyko śmierci zaczyna się od 50 chowańców na raz)(ilość chowańców, które można posiadać bez ryzyka określa współczynnik magii zaawansowanej jednorożców, zaokrąglany w górę do dziesiątek i dzielony przez 10). Animal dostała się do schronu. Changelingi widząc Grima zdziwiły się, jednak ich kapitan, szybko oprzytomniał. - Sprawy państwowe! Natychmiast schowaj broń, albo będziemy musieli Cię aresztować.- To mówiąc dowódca dobył miecza, a jego podwładni maczug i innych broni obuchowych.
  9. Wiktor naładował swój muszkiet, a Animal pokicała do domku. Nie napotkała żadnych przeszkód. Jednak, gdy dotarła usłyszała nieznajome głosy. Po chwili powietrze przeszył dźwięk tłuczonego szkła. Animal wyjrzała z cienia i spostrzegła grupę strażników szukających czegoś, bądź po prostu demolujących jej dom bez potrzeby. Wyposażenie wyglądało analogicznie jakie miał wcześniej spotkany patrol.
  10. Alter ego rozpoczęło robienie salta, jednak zbyt mocno się wybiło i cios minął wyznaczony cel o kilka milimetrów. Magicowi wyszła sztuczka i już rozpoczął atak na wystawioną głowę Changelinga, kiedy poczuł lekki ból głowy. Otworzył zamknięte wcześniej do uderzenia oczy i zorientował się ,ze strażnik w ostatniej chwili odtrącił jego głowę, a raczej róg obuchem miecza. Tym razem unieruchomienie Graphita nie zadziałało, więc jego cios także nie trafił, gdyż wbrew oczekiwaniom strażnik o dziwo poruszył się, aby uniknąć ostrza. Dragon z furią uderzyła w miecz Changelinga, z zamiarem wytrącenia mu broni. Jednak nawet ona nie przewidziała potęgi swego uderzenia. Miecz prowadzony przez silną rękę Dragon wbił się w strukturę ostrza wroga łamiąc je na pół. Strażnik poczuł uderzenie i musiał wypuścić, już samą rękojeść z kawałkiem zaostrzonego złamanego metalu na ziemię. Grass podbiegł do Green i szybko zatamował krwawienie klaczy, wyciągnął z apteczki różne leki, miedzy innymi pewną miksturę. Wlał do ust nieprzytomnej Green i w trzy sekundy założył opatrunek, czyli czysty kawałek materiału, zwany bandażem, który przycisnął mocno do kości, tak aby zatamować krwawienie. Obejrzał raz jeszcze, czy coś da się zrobić, po czym uświadomił sobie o posiadaniu strzykawki z adrenaliną w apteczce. Wbił ją i podał dawkę Green. Szybko pozbierał rzeczy i stanął wraz ze śrubokrętem, gotów odeprzeć atak. Chwilę później Green ujrzała zamazany obraz przed oczami. Spostrzegła, że leży w kałuży krwi i szybko podniosła się ze wstrętem. Szumiało jej w głowie, a kąt widzenia wynosił tylko 45 stopni. Jednak powoli ciemność ustępowała. Green nie czuła bólu policzka. Jedyne co jej doskwierało to miejsce wbicia strzykawki z adrenaliną. Jednak odzyskała przytomność, dzięki niewytłumaczalnym zdolnościom medycznym Grassa. Budyń pofrunął, a wraz z nim kopyto Melody, jednak strażnik wykonał nieoczekiwany zwód, chroniąc się przed ciosem i smakołyk wylądował na ziemi, a miska się stłukła. Strażnik, którego miecz został złamany zorientował się w sytuacji i podjął szybką decyzję. Wybił się z ziemi i wzleciał wysoko, po czym z największą prędkością poleciał w kierunku zamku (być może po pomoc). Strażnik, który zranił mocno Green chciał oddać Pokemonie za niedoszłą próbę zabójstwa, jednak furia jeszcze nie opadła i dlatego ciął bezmyślnie, co skończyło się tylko na przeszyciu powietrza. Kolejny żołnierz ciął Grassa, który nie zdążył uskoczyć przed ciosem, jednak jego skóra i ciało zostały wzmocnione i uodporniły się podczas wybuchu maszyny, więc ogier nawet nie poczuł tego małego draśnięcia, które zrobił miecz.
  11. Wyszli z miasta bez przeszkód i zatrzymali się we wcześniej wspomnianym miejscu. Usiedli za kępą krzaków, które idealnie chroniły ich przed wzrokiem kucy z miasta, jednak oni przez gałęzie mieli w miarę przyzwoity widok. Changelingi kontynuowały wdzieranie się do coraz to dalszych domów i bicie zwykłych kucy.
  12. -Bardzo dziękuję za te słowa uznania, płynące z ust tak znamienitego maga. Ja nie chcę nic mówić o Tobie, gdyż boję się, aby Cię czymś nie urazić, gdyż nie wiem jak Cię tytułować, lub jak się do Ciebie zwracać, wiedz jednak, że wszystkie dobre rzeczy, które o Tobie słyszałem są szczerą prawdą. Jestem zaszczycony mogąc z Tobą walczyć.- Powiedział w pełni poważnie Kapi. Sytuacja byłaby beznadziejna, gdyby nie kilka spraw, których Zegarmistrz nie przewidział albo nie zauważył, zignorował, bądź celowo nie dopuścił do umysłu, gdyż Kapi wiedział, że walczy z jednym z najlepszych magów w historii, więc raczej jego przeciwnik zdawał sobie w pełni sprawę co robi. Jednak jakby nie patrzeć stało się tak: Kapi z pewnością nie zdążyłby uniknąć kolców, gdyż patrzył na ruchy przeciwnika. Na szczęście po jego stronie była moc galaretki. Tak dobrze przeczytałeś galaretki, ta niepozorna substancja uratowała Kapiemu skórę i tym razem. Gdy kolce wyrosły z ziemi nie od razu osiągnęły maga, który stał na warstwie galaretki. Zanim szpikulce dotarły do celu, przedzierając się przez cytrynową przestrzeń, już w ich stronę pędziły liczne promienie z kryształów obronnych. Gdy wiązki dezintegrujące dotarły do celu, podzieliły kolce na poszczególne cząsteczki magiczne, po czym unicestwiły je. Tak oto zagrożenie przestało istnieć, zanim zdążyło cokolwiek zrobić Kapiemu. Następnie Kapi, całkowicie zgadzał się z tym, że smoki oddychają i potrzebują swojego wnętrza do życia. Dla każdego z tych stworzeń taki atak z pewnością okazałby się śmiertelny, jednak w tym wypadku był jeszcze jeden czynnik. Zargaroth nie był w pełni smokiem. Jak napisałem wcześniej, powstał z połączenia rasy smoczej z magią irracjonalną, biorąc z każdej z tych sił wszystko co najlepsze. Magia potrafi żyć bez płuc, czy innych narządów, magia potrafi zmieniać formę. Gdy tylko Zargaroth poczuł rozrywanie narządów, szybko skoncentrował magię będącą w nim i rozłączył się na dwie części. Stał się wtedy niematerialny, więc Haleb wypadł z niego. Po tym szybko połączył się znowu. Jednak nie było to takie kolorowe, jak można by się spodziewać. Zargaroth przeżył, jednak to że nie umarł nie powodowało, że nie odczuwał bólu, a tym bardziej, że nie słabł od ataków. Jego wnętrze było spustoszone. Smok irracjonalny żył, jednak został chwilowo pozbawiony możliwości skutecznego ataku, musiał zregenerować siły i narządy. Jak wiadomo smoki szybko to robią, jednak uszkodzenia były potężne. Zargaroth przeleciał ciężkimi ruchami bliżej Kapiego, jednak dalej unosił się wysoko nad ziemią. Zatem Zegarmistrz wykonał swój plan, wyłączył z walki, przynajmniej na razie tego przeciwnika. Kolejną sprawą było to, że portal z którego wyszedł Zargaroth nie zamknął się. Z jego wnętrza dobywał się w dalszym ciągu potężny ryk. W pewnym momencie wyłoniła się z niego łapa, później głowa i reszta ciała kolejnego smoka. Ten nie był już tak duży, oraz niezwykły jak Zargaroth, ponieważ nie połączył się z magią. Jednak smok jest smokiem, prawda? Nowy stwór był mniejszy oraz czerwony, choć dalej budził respekt swoją potęgą. Wzleciał w powietrze i zaczął krążyć przy Zargarocie. Kapiego nurtowała jedna sprawa: jak Zegarmistrz widział irracjonalnego smoka, skoro został oświetlony potężnym światłem z jego magicznej kuli, ale pewnie rzucił jakieś zaklęcie, aby przyzwyczaić oczy. Przyszedł czas na uzupełnienie luk w obronie. Kapi wysunął obie ręce przed siebie, rozszerzył je , po czym machnął nimi w dół. W tym momencie z kryształów na słupkach wysunęły się ich lustrzane odbicia z magicznej energii. Zaczęły się kręcić i zapadły się pod ziemię. Mag zatoczył półkole ręką, od prawej do lewej. Nad nim pojawiło się wiele świecących punktów. Jego oczy zapłonęły, po czym wysłały promień, który rozszczepił się i dotarł do każdego z punktów. Kapi zamachnął się obiema rękami, po czym wykonał obrót. Wszystkie punkty uniosły się i rozproszyły wchodząc w ziemię bądź wzlatując w powietrze, po czym zanikły. Kapi następnie wyskoczył w górę, wznosząc prawą rękę. Za wszystkimi działami wyrósł duży, wysoki na 5m zielony kryształ. Do jego czubku zaczęły dochodzić różnokolorowe linie wychodzące z powietrza. Były cienkie i falowały. Dół kryształu zaczął się rozświetlać. Teraz trzeba było coś zrobić ze znakami na ziemi. Kapi wyciągnął z kieszeni gumkę rozmiaru 2m x 1m x 0.5m. Wysłał w jej stronę magiczny promień nasączając ją magią. Za pomocą lewitacji uniósł ją i wytarł wszystkie litery, cyfry i znaki. Dla pewności wyrwał ziemię, na której się one przed chwilą znajdowały, zwinął ją w kule, po czym, wchłonął ją kryształ. Dziury wypchał galaretką. Kapi uniósł obie ręce jednocześnie do góry i w odległości 10m od niego wyrosły dwa czarne obeliski pokryte zielonymi runami. Mag opuścił obie kończyny i za nim wyrósł kolejny, większy kamień przypominający tamte wyglądem, choć większy. Pomiędzy poszczególnymi runami powstały ledwo widoczne zielone linie falujące w powietrzu, a nad centralnym obeliskiem rozświetliła się magiczna kula energii, która przybierała kształt rombu, obróconego w okół własnej osi. Kapi w dalszym ciągu zbierał siły, gdyż zbudowanie tego wszystkiego kosztowało znaczną część energii, a nie warto wykorzystywać jej na bezsensowne słabe ataki. Na koniec wypił tylko jedną ze swoich mikstur wzmacniających i jedną inną, która była przezroczysta.
  13. Thermal podszedł do drzwi. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Pociągną za klamkę. Drzwi otworzyły się bezszelestnie i z łatwością, jednak to co zobaczył w środku, nie przypominało toalety. W chwili uchylenia wrót, z wnętrza powiał chłód. Przed nim otwierał się korytarz o szerokości 2 m i takiej samej wysokości. Został wydrążony w skale i wyglądał bardziej jak ścieżka kopalni, niż toaleta. Ściany zostały obkute nierówno, a z wnętrza biła ciemność.
  14. - Nie będzie takiej potrzeby.- powiedział kapitan. Spojrzał raz jeszcze na stojące przed nim kucyki, wyjął notatnik, coś tam nabazgrolił. - Jeśli chcecie zostać w tym mieście, to póki co zapraszam do koszar straży miejskiej, mamy teraz ćwiczenia i nie chcemy by ktoś nam przeszkadzał, jeśli chcecie opuścić ten obszar, to proszę bardzo, tylko prosiłbym o pośpiech, bo na prawdę nie chcemy przeszkód. Są to ważne ćwiczenia przygotowujące nas do ważnej misji wagi państwowej, więc jeszcze raz proszę o opuszczenie tych terenów, bądź udanie się do koszar.- Powiedział Changeling, po czym odwrócił się wziął swoich ludzi i odszedł. Ps. Wyczarowanie kuli ognia nie powiodło się.
  15. Thermal lustrując ściany budynku natknął się na coś co przypominało drzwi do toalety, której tak szukał. Były ciężkie do zauważenia, gdyż niczym nie ozdobione i znajdowały się w najdalszej, najbardziej zaciemnionej części karczmy. Obok lady barmana znajdował się korytarz o szerokości ok 2m i ciągnął się do innych sali, albo do pokoi mieszkalnych bądź na piętro. Właśnie tam w były drzwi. Wyglądały dokładnie tak samo jak ściana. Całe z desek szczelnie pozbijanych, przywodzących na myśl poszycie statku, Nie pomalowane. Nic na nich nie było oprócz klamki, która wystawała tylko trochę i była mała. Obok drzwi nie stała żadna lampa, przez co Thermal aż się zdziwił, że dojrzał wrota.
  16. Graphite dobrze wyczuł moment i ugodził strażnika w prawą przednią nogę. Jego nóż z trudem wprawdzie przebił zbroję, ale zranił Changelinga. Green napięła łuk, ale miała problem wcelować w kogoś, kto bezpośrednio ją atakował. Wypuściła strzałę, jednak, ona wbiła się w ścianę budynku, przelatując tuż obok głowy strażnika. Grass zamachnął się swoim śrubokrętem, jednak pomimo precyzyjnego wymierzenia, ogier zapomniał o tym, że cel też może się bronić i tak śrubokręt został odtrącony. Magic po skontaktowaniu się z nową osobą (które zakończyło się sukcesem), ciął strażnika, który jednak wyparował i ten cios. Dragon zamachnęła się z furią na żołnierza. Jej pazury zaświszczały w powietrzu, ale to nie wystarczyło do przełamania obrony wroga. Przeciwnik w prawdzie ledwo, ale się wyparował. Pokemona trafiła Strażnika w głowę, jednak uderzenie okazało się za słabe, aby go przewrócić. Mimo to Changeling zachwiał się mocno, co utrudniło mu atak. Żołnierz walczący z Magiciem ( i teraz kilkoma innymi kucami) znów wyprowadził cios, tylko tym razem dobrze wymierzył. Było to uderzenie szybkie i wprawne, prawie nie do uniknięcia, jednak nie wiadomo do końca jak, ale zielony ogier tak się wywiną i skręcił, że miecz przeleciał tuż obok niego, ścinając mu trochę włosów z grzywy. Sam Magic zdziwił się, ze manewr mu wyszedł, nie mówiąc o strażniku, który chwile wcześniej miał błysk triumfu w oku, a teraz zdziwienie i osłupienie. Strażnik, którego Alter ego prawie przewróciło, próbował wykonać jakieś cięcie, jednak nic nie mógł poradzić na utratę równowagi i po prostu sromotnie chybił. Strażnik, który walczył z Green, uświadomił sobie ile ona zrobiła jego kolegom, wezbrała w nim niepohamowana złość, musiał pomścić towarzyszy, pożądał krwawej zemsty. W takich sytuacjach ciało zmienia się w maszynę do zabijania. Wykonał płynny ruch ręką do tyłu, a powietrze złowieszczo zaświszczało. W oczach pojawił się złowrogi płomień, jakby strażnik wiedział ,ze jego cięcie trafi, z ust wyrwał się potężny okrzyk wyrażający nienawiść i obrzydzenie. W tym momencie całe ciało Green struchlało i odmówiło ruchu. Klacz była przerażona tym co ujrzała przed sobą. Changelingi były stworzeniami nie wyrażającymi uczuć, zawsze miały spokojne i kamienne twarze, jednak to co stało przed Green nie przypominało już zwykłego Podmieńca. Jeśli ktoś pomyślałby, że Alter Ego Pokemony jest straszne, to widząc to dostałby zawału. Wtedy strażnik uwolnił całą zgromadzoną furię umiejscawiając ją w jednym ciosie. Nikt z pośród obecnych nie widział tak szybkiego uderzenia. Skierowanie było w lewy bok głowy klaczy. Miecz ruszył z potężnym impetem oraz świstem rozcinanego powietrza i niczym niepohamowany wdarł się w kość. (szczęście w nieszczęściu, że poniżej miejsca, gdzie znajduje się mózg, czyli centralnie w policzek). Changeling szybkim ruchem wyciągnął ostrze. Wszystko zostało wykonane tak dynamicznie, że zamiast dwóch fal krwi, które w normalnych warunkach powinny powstać( jedna w chwili przecięcia skóry, a druga w czasie wyjmowania miecza, przez wyszarpnięcie go), obie złączyły się w jedną. Kość nie została złamana, gdyż miecz był bardzo ostry, po prostu zrobił w niej podłużną, głęboką bruzdę, widoczną gołym okiem, gdyż skóra została wyrwana. Krew wypłynęła obficie zalewając całą okolice. Gdyby zatrzymać czas wyglądałaby jak fale nieposkromionego oceanu wdzierające się na ląd podczas sztormu, tylko, że w powietrzu. Cios był tak silny, że Green nawet nie poczuła bólu i momentalnie zrobiło jej się czarno przed oczami. Ostatnie co zapamiętała, to te okropne spojrzenie strażnika, pełne nienawiści. Energia kinetyczna przekazana jej ciału wystarczyła, aby oderwało się one od ziemi, przeleciało dwa metry, po czym upadło z głuchym dźwiękiem na drogę. Przedmioty, które Green trzymała wyleciały jej z rąk i spadły niedaleko od niej. W okół nieprzytomnej klaczy zaczęła się tworzyć kałuża krwi. Powiększała się z każdą chwilą. Strażnik wtedy zakończył swój ruch, mieczem, zatrzymując go tak gwałtownie, że krew zleciała z niego ochlapując białą ścianę domu. Przez chwilę dało się zaobserwować błysk triumfu i chorego zadowolenia Changelinga w jego oczach, jednak ni minęła sekunda, gdy jego umysł wrócił do normalnego funkcjonowania, a twarz znów nie wyrażała nic. Cała mordercza scena trwała dwie sekundy.
  17. v Pokemona zamachnęła się na strażnika i tym razem uderzyła Changelinga kopytem w głowę. Żołnierz nie przejął się tym zanadto. Magic chwycił za rękę swego rywala, jednak ten zorientował się co się dzieje i wyrwał się z zaklęcia. Graphite ciął z zaskoczenia przeciwnika, który jednak zorientował się w jego zamiarach. Nie dał rady się obronić, ale cios Graphita nie dał rady przebić utwardzanej skóry chroniącej nogi przeciwnika. Dragon zaatakowała ze zdwojoną siłą, jednak ten cios został odbity. Green wystrzeliła kolejną strzałę trafiając prosto w głowę strażnikowi, który walczył z Graphitem i Dragon. Changeling pomimo bólu ustał na nogach i walczył dalej. Grasowi wyszło powiększenie śrubokrętu i zaatakował. Jednak duży śrubokręt był dość powolny i dlatego Changelingowi udało się uchylić przed nim. Strażnik walczący z Magiciem zdenerwował się na niego za sztuczkę, którą chciał zrobić i ciął go w prawą przednią nogę, cios osiągnął cel, przecinając skórę. Żołnież walczący z Pokemoną w odwecie ciął ją potężnie w głowę, jednak przez to źle obrócił miecz i alter ego dostało tylko obuchem. Trzeci strażnik wyswobodził się z zaklęcia i ruszył by pomóc towarzyszom. Zauważył, że najstraszniejsze spustoszenia dokonuje łuk pewnej klaczy. Zaszarżował więc na nią. Ta próbowała uniknąć, jednak nie powiodło się to. Została ugodzona w lewą przednią nogę, znów popłynęła krew. Tymczasem coś poruszyło się pod resztkami beczki, z winem. Była to klacz, która schroniła się w niej na początku walki, potem została podniesiona i wspólnie z beczką uderzyła strażnika, teraz odzyskiwała świadomość. Wstała rozglądając się gdzie się znajduję. Przywitajcie nową uczestniczkę sesji Melody
  18. Strażnicy wyszli, a karczmowe życie wróciło do normy, znów rozpoczął się hazard ( na innym stole), bijatyki i pijaństwo.
  19. Pokemona rzuciła się na strażnika, tym razem cios został wyprowadzony perfekcyjnie, jednak perfekcja to za mało, żeby strażnik stracił koncentrację i dał się trafić bez próby paru. Najwyraźniej, czy to przez łut szczęścia, czy długoletnie treningi, a może wrodzony talent, ale Changeling odepchnął obuchem miecza głowę Pokemony, tak ze zeszła z odpowiedniego toru. Grass rzucił się na najbliższego strażnika. W ferworze walki nie usłyszał propozycji Green i nie wziął noża. Zaatakował od tyłu strażnika walczącego z Dragon. Zamachnął się i z całej siły przyłożył kolejną bronią z serii tych epickich, czyli kawałkiem metalu od beczki (+1 000 000 do respektu xD[jakby co to był żart]). Uderzenie na pewno było bolesne, jednak nie zrobiło jakiegoś większego wrażenia na strażniku, którego chroniła zbroja. Green znowu przymierzyła się do strzału, nie miała zamiaru powtórzyć błędu, przez który Magic miał teraz w ciele jej strzałę. Pomimo, że Grass zasłaniał jej lekko cel, zdecydowała się pomóc mu i ustrzelić Changelinga. Zaufała swoim umiejętnościom, skupiła się maksymalnie i płynnie naciągnęła cięciwę, po czym posłała morderczy pocisk prosto w głowę strażnika. Ten jakby zatrzymał wszystkie swoje ruchy w miejscu, zachwiał się i upadł na ziemię. Magic zamachnął się, jednak nie był doświadczony w walce mieczem, więc ruchy wykonywał powolnie. Wytrenowany w fechtunku strażnik z łatwością zatem parował jego ciosy. Dragon udało się wyjść z walki, dzięki temu, że jej przeciwnik padł nieprzytomny na ziemię, zaszarżowała na czwartego z Changelingów. Tamten dostrzegł ten manewr i choć w ostatniej chwili odbił jej cios mieczem. (Strażnik już zdążył się podnieść, jakby co) Graphitowi udało się go unieruchomić, jednak cel był za ciężki, a sytuacja zbyt niedogodna, aby udał się manewr podniesienia. Strażnik walczący z Magiciem chybił, drugi leżał nieprzytomnie na ziemi. Pokemona ledwo co uniknęła ciosu zadanego przez trzeciego ze strażników, natomiast czwarty nie mógł się ruszać, gdyż został unieruchomiony.
  20. Sytuacja nie zmieniła się zbytnio na lepszą, po tym co zrobiła Sharon, ale dała kilka ważnych plusów. Po pierwsze Greenyemu wróciły nogi. Następnie zyskał on chwile na regenerację i zastanowienie się. Gdy czas niespodziewanie zaczął płynąć wiedział dokładnie co ma zrobić. Jego mentor zawsze powtarzał mu, że jeśli można należy wykorzystać zaklęcia przeciwnika przeciw niemu. Tak też zamierzał zrobić Greeny. Uniósł kopyto do góry -Elektro konwentus - powiedział, po czym tuż obok niego wyłoniły się z ziemi dwa kryształy. Każdy z nich wyglądał podobnie do tych na wzmacniaczu magii. Były niebieskie, wysokie na 4m i symetryczne. Na samym ich dole przyczepiona była do nich skomplikowana maszyneria z licznymi drutami. Lekko nad czubkami krążył okrąg z niebieskiej poświaty, stopniowo przybierając kształt galaktyki spiralnej. W okół dużych kryształów wyrosły mniejsze, pod kątem 45 stopni do płaszczyzny podłoża, skierowane tak, jak pale chroniące przed szarżą kawalerii. Gdyby ktoś potrafił przeniknąć wzrokiem podłoże zobaczyłby, że od kryształów odchodzą potężne rury, prowadzące do wielkiej pustej kuli. Następnie Greeny zatoczył w powietrzu krąg. Za jego kopytami powstawała pomarańczowa linia. Szybkimi ruchami wypunktował kilka miejsc w tak powstałym okręgu. Każdy zaświecił się na krwisto-czerwono, oprócz jednego - zielonego na środku. Przycisnął wielki przycisk i koło zaczęło się rozświetlać, wiązką, która szła od godziny 12 do dołu, a później wracała do punktu wyjścia. Jednak ładowanie się zaklęcia trochę trwało i dlatego Sharon potrzebna była tarcza. Greeny szybko, korzystając z dziwnego zjawiska (wszystkie zaklęcia wychodziły jak trzeba) posłał promień ochronny na Sharon, który stworzył w okół niej pole siłowe. Powinno ono wystarczyć do momentu uruchomienia zaklęcia. Teraz właśnie uderzył piorun, a za nim następne. Wielkie kryształy ściągały do siebie coraz to liczniejsze wyładowania ładując się energią. Po chwili rozbłysnęły potężnym światłem. W tym momencie koło narysowane w powietrzu rozszerzyło się i uniosło. Punkty zaznaczone przez niego nakładały się teraz na spadające skały. Natomiast zielona kropka pokazywała Sharon. Grenny uniósł się lewitacją w odpowiednie miejsce, lekko powyżej wielkich kryształów. Po chwili dwa potężne promienie energii popłynęły do niego. Najpierw ze szczytów generatora wysunęło się coś na kształt gałązek, które wiły się i splatały ze sobą, potem połączone chwyciły zielonego ogiera za korpus, obwijając się w okół niego. Wtedy popłynęła olbrzymia ilość energii pochodzącej z piorunów. Greeny dodał do tego też swoją własną magię. W kierunku lawiny wystrzelił potężny promień, wyglądem przypominający zielony piorun. Powietrze rozdarło się ogłuszającym dźwiękiem (choć nie było powietrza xD, ach ten kochany świat irracjonalny), kiedy na poszczególne kamienie przechodziła wiązka promieni. Cała lawina rozświetliła się ciemnozielonym światłem. Wszystko to trwało przez chwilę, wielka elektryczna pajęczyna ułożyła się pomiędzy odłamkami skalnymi, rozgrzewając je i zmieniając w ciecz. Na koniec Sharon została przeniesiona przez piorun obok zielonego ogiera. Wtedy w Greenyego uderzyło tornado, niszcząc kryształy. Specjalnie przeniósł Sharon trochę dalej, żeby uchronić ją przed tym, co mogło się stać. Zielony ogier dalej był podpięty do niszczonych kryształów, mogło to dać różne przerażające efekty. Część energii w nich zawarta dostała się do tornada, sprawiając, że zaczęło ciskać błyskawice. Greeny nie miał zbyt wiele czasu, zanim nastąpi wybuch. Pośpiesznie zaczął malować w powietrzu runę. Każde pociągnięcie dłoni było lekkie, każde tworzyło cienką, falującą i zwiewną linie. Narysowanie tego zajęło kilka sekund, żeby zużyć jak najwięcej energii, zanim reaktor wybuchnie mag naładował runę wszystkim, co jeszcze mieściło się w kryształach. Tak powstał potężny znak magiczny, kontroli powietrza. Rozpłynął się on w tornadzie. Po chwili całe zrobiło się niebieskie, na jego powierzchni powstały różne magiczne znaki. Greeny wystawił rękę, dostawił do niej drugą i jakby zaparł się próbując zatrzymać tornado. Masy powietrza poczęły zwalniać i rozpraszać się. Gdy ruch całkowicie ustał, mag zebrał całe zatrzymane powietrze i zmieszał z cieczą powstałą z kamieni. Znów rozpędził gaz, żeby skały ostygły i uformował je w humanoidalny kształt. Po chwili z masy powstał golem, wyglądający jak unoszące się w powietrzu kamienie. Jego twarz, była surowa, a rysy nieprzyjemne. Nie był pod kontrolą Greenyego, jednak mag umyślnie go stworzył, wiedząc, że również będzie chciał zgromadzić jak największą moc, a ponieważ nie było tu już żadnego powietrza, będzie musiał zawalczyć o dominację z Arenausem. Tak też się stało golem nie widział zagrożenia, ani korzyści z atakowania kucyków, za to dostrzegał je w osobie (a raczej tworze) Arenausa. Ruszył więc z pędem wichru w jego stronę. Wysunął obie ręce i wystrzelił czymś na kształt macek. Rozpoczął proces odsysania powietrza raz zagarniętego przez Żywioł. Wyglądało to komicznie, gdyż golem był nieporównywalnie mniejszy od wielkiego tornada, ale robił mu krzywdę. Arenaus na nim teraz skupił swoją uwagę. O to właśnie chodziło Greenyemu. Zyskał trochę czasu. Teraz mógł wykonać przygotowania, do dość wymagającego zaklęcia. Wykonał skomplikowane ruchy rękoma, w powietrzu nakreśliło się kilka linii zygzakowatych czerwonego koloru. Następnie tupnął w ziemię. Za nogą poszły owe linie, rozrywając grunt. Co ok. 10m następował wybuch, który powodował rozstąpienie się ziemi. Każdy był coraz mocniejszy. W dalszych oprócz dymu i oszałamiającej eksplozji było widać wytryskującą lawę. Coraz większe odstępy robiły się pomiędzy poszczególnymi wybuchami. W końcu fala doszła pod tornado. Wtedy to Greeny puścił magiczny promień w dziurę po wybuchu pod jego nogami. Potężny strumień czerwonej energii wdarł się i rozdarł grunt pomiędzy lejami po wybuchach. Dotarł pod Arenausa w chwili gdy nastąpił największa eksplozja. Z głębin ziemi wystrzelił strumień gorących skał, zwany wcześniej magmą, a teraz lawą, pojawiło się oślepiająca światłość i rozeszła się fala uderzeniowa, która zmiotła z powierzchni ziemi golema, uderzyła w podnóża gór, krusząc skały oraz powodując lawiny w pobliżu miejsca eksplozji. Za pierwszą falą rozeszła się druga, a porem trzecia, powodując podobne zniszczenia. Nad punktem, w którym stał Arenaus unosił się teraz grzybek atomowy. Ziemia od Greenyego, aż do tamtego miejsca rozerwana była nieregularnie aż do płaszczu ziemi. Przez chwile wydawało się, że Arenaus został pokonany, jednak zaraz, nad lejem uformowało się ponownie tornado. Było trochę mniejsze niż poprzednie. Paliło się. Strategia ze stopniowym wypalaniem powietrza sprawdzała się, ale była powolna. Arenaus teraz się rozwścieczył. Rozwiał się i przeleciał tak, że znalazł się tuż przy kucykach. Poczuli bardzo silny zimny wiatr ciągnący do potwora i błysk w jego magicznym oku. Jego ręka wystrzeliła serię olbrzymich kul powietrza (które na dodatek płonęło). Jedn uderzyła tuż obok Greenyego wbijając się w ziemię i krusząc skały. Następne mogły już być celne.
  21. - To jednak nie dowodzi, że Wy jesteście podróżnymi, za których się podajecie.- zauważył strażnik spokojnym głosem.
  22. - Nie mamy czasu na zamiany, dajcie te kamienie szlachetne.- rzucił strażnik - Ty jednak (znowu chodziło mu o MT) nie myśl sobie, że Ci się upiekło, masz dodatkową grzywnę!- Strażnik podszedł do niego, zauważył sakiewkę z klejnotami, szybko wyciągnął kopyto i wyszarpnął ją. Sprawdził ile jest kamieni w środku. - Tyle powinno wystarczyć.- rzucił krótko, po czym zabierając również 10 monet odwrócił się z zamiarem wyjścia.
  23. - Dawać resztę monet, albo pójdziecie do więzienia, a Ty (tu zwrócił się do MT), dane osobowe, idziesz z nami do koszar, za próbę przekupstwa!- O ile pierwsze zdanie wypowiedział chłodno, to drugie już wykrzyczał z siebie prosto w twarz MT, opluwając go przy tym.
×
×
  • Utwórz nowe...