Epizod pierwszy - Pidgey
Dziewczyna zaśmiała się głośno, po czym zaczęła powolnie maszerować, rozglądając się po krzakach. Wokół porastały rozłożyste świerki i sosny, przeszywane niekiedy brzozami. Alicja zebrała parę kasztanów, czerwonych jagód, i pysznie wyglądających malin z pobliskich krzaków. Ścieżka była brukowana, a niekiedy pojawiały się stare, pewnie już puste, kamienne domy. Zdarzył się nagrobek, czy też wystający korzeń. Czasem pojawił się zaskakująco ciekawy głaz, wiszący Metapod czy śmigający pod nogami Raticate. Bawiące się Growlithe'y, czające się Seedoty czy hopsające Deerlingi. Była jesień, ulubiona pora roku trenerki i jej pokemona. Liście zarzyły się jaskrawymi kolorami, krążąc i muskając twarze młodych wędrowców.
-Droga wybiega zawsze w przód...
Od progu gdzie początek ma... - nuciła dziewczyna, a jej Snivy wtórował jej donośnymi piskami. Na horyzońcie pokazywało się morze, lecz dziewczyna nie przejmowała się jego widokiem. Skręciła niepewnie, po czym złapała się gałęzi drzewa, powoli wspinając się na owe. Po ok. dziesięciu minutach, dumna Alicja hopsała po drzewach niczym Tarzan, łapiąc się rękami iglastych odgałęzień. Nie chcę jej urazić, jako Narreator, ale przyznać trzeba, że gdy zobaczyła swój cel, spadła dwie gałęzie niżej z uciechy, po czym kolejne dwie z przerażenia. Powoli więc wdrapała się na wspomniane, po czym zastygła.
-Pidgeyotto... - uśmiechnęła się do Snivy'ego. - Pewnie jest najwyższą pozycją w stadzie, czy coś. Chyba że... - Niedokończyła, zauważając wlepione w siebie oczy ptasiej rodzinki. - Ups. - Pidgeyotto podniósł się, po czym przybrał pozycje gotową do rzutu. Nie zaatakował jednak, zdumiony ruchem bohaterskiego Pidgeya, który przeleciał mu pod nogami wytrącając z równowagi, po czym pochylił się nad Alicją i jej towarzyszem, z ciekawością się im przyglądając. - Hej, malutki. - Dziewczyna wysunęła rękę, lecz Pidgey lekko ją uszczypnął, wolała więc się nie przybliżać. - Spójrz co tutaj mam. - Wyjęła Pokéball, po czym przysunęła go do stworka, lekko otwierając. Niepostrzymany Pidgeyotto, rzucił się na twarz dziewczyny, strącając ją w krzaki niebieskich jagód. Alicja nie była zniesmaczona, wręcz przeciwnie, uśmiechała się triumfalnie trzymając Pokeball. - Złapany! - Krzyknęła z dumą, po czym wypuściła wróbla z Balla, a ten poderwał się niepewnie, po czym upadł w ręcę trenerki. - Uważaj mały... - Szepnęła, po czym położyła go na drugim ramieniu, przekładając Snivy'ego do plecaka.
Epizod drugi - „Wynajan Kutrów”
Alicja zbliżała się do morza, po czym rozejrzała się. Wiatr rozwiewał jej włosy, a ciepły piasek chrupał niemiłosiernie pod stopami. Dziewczyna szła brzegiem, kierując się śladami płetw, i co parę minut odwracając ku towarzyszach z bananem na twarzy. Na krańcu wydmy, stał nieduży, drewniany domek. Ściany były obrośnięte pleśnią, a schody porozstawiane brzydko i niedokładnie. Na szczycie budowli widniał szyld z napisem - „Wynajan Kutrów (błędy celowe)”. Twarz trenerki zkwaśniała, ale sam duch przygody nie upadł. Powoli skakała po krzywych schodach, czasami chwiejąc się czy łapiąc rękoma. W środku czekał stary pan, w wieku osiemdziesięciu lat, paląc fajkę i pijąc kufel whisky.
-Czego chcesz, dziecko? - Spytał ochrypłym głosem, po czym zwrócił kark w jej stronę.
-Chcę wynająć łódkę. - Człowiek zaśmiał się ochrypłe. - A bierz! - Fuknął. - Ukradli mi ją już tysiąc razy. Wystarczy, że dasz mi jednego swojego pokemona. - Wyciągnął kościstą dłoń. Zagłębiła się w plecaku, po czym wyjęła Pokéballa Caterpie, rzucając go w otworzoną rękę staruszka. - Proszę! Miłego dnia! - Wyparowałam szybko, a mężczyzna głęboko wypuścił dym z fajki. Rzuciłam się na brudny, zniszczony kuter rybacki, zapewne starszy od jego właściciela o dobre dwadzieścia lat. - Przyjaciele! - Zawołała do Dante'go i Davida. - Jedziemy na pełne morze! - Odpowiedziała dumna, po czym uśmiechnęła się szczęśliwie. - Szukać Laprasa...
[WALL OF TEXT]