Delikatnie mówiąc nie przepadam za anime. Za namowami znajomych wielokrotnie próbowałam oglądać jakieś tytuły i jeśli ktoś się bardzo postara, to ciągle próbuję, ale nie przypadają mi do gustu, nie wiem dlaczego.
No, ale jest Shingeki no Kyojin. Do tego nawet nikt mnie nie namawiał, po prostu na jakimś meecie ktoś, nie potrafiąc zapamiętać mojego imienia, ochrzcił mnie "Potato Girl", bo przypominałam mu z wyglądu Sashę (z trafnością tej analogii mogłabym się spierać, ale nie o to chodzi). Zapamiętałam ten motyw i któregoś popołudnia obejrzałam - spodziewając się, jak zwykle, skończenia po jednym-dwóch odcinkach. Potem nie pamiętam, co się działo, wiem tylko, że obecnie w każdą niedzielę niecierpliwie czekam na napisy, a seria została jedynym do tej pory anime, które naprawdę mi się spodobało.