Usłyszałam wrzaski, dobiegające z przebieralni, po przeciwnej stronie. Mój rywal najprawdopodobnie był wściekły, lecz nie widomo mi było z jakiego powodu. Wreszcie krzyki ucichły, a na przeciwko mnie stanął Hilianus, a raczej Ziguerro. Szybko podniosłam się, otrzepałam strój i czekałam na ruch przeciwnika. Na początku uniósł ręcę w stronę tłumu i zaczął witać się z publicznością, ale nie za bardzo mu to wyszło. Kiedy ja zgrabnie uskoczyłam od wystrzeliwującej wody on został ochlapany do suchej nitki. Ja już posiadałam doświadczenie z tymi słupami wody, a także miałam nadzieję, że tym razem nie będzie drzeć się w niebogłosy, i jak z moimi myślami, tylko westchnął głęboko i wykonał czar osuszający. Znowu zaczął swoją przemowę tym razem trochę ciszej i mniej pewniej, bacznie przyglądając się wodzie. Po skończonym powitaniu, zamyślił się, a następnie za pomocą magii, pociągnął moją spódniczkę w dół i wytworzył większe podciśnienie w tondzie mojego szczęśliwego kapelusika. Odruchowo chwyciłam początek spadającego ubrania starając się podnieść z powrotem na swoje miejsce. Ze zdwojoną siłą udało mi się, ale wtedy Ziguerro w swoich dłoniach wyczarował trzy kamienie, które jak dzikie zaczły krążyć wokół mnie, tworząc przy okazji dość mały wir. Na szybko wyciągnęłam z torby igłę wraz z nitką zauważając, że jedna z sfer przyczepiła się do niej. Zabezpieczając się przed bólem na około 10 minut, przebiłam igłą spódniczkę, a następnie brzuch, w ten sposób mi nie odleci. Robiłam to nie starannie, ale jednak było. Nakrycie głowy na dobre poleciało, ale teraz nie szczęście jest najważniejsze w tej chwili. Dopiero teraz zaczęły działać jego magiczne kamyszki. Jeden z nich zaczął wydawać straszne dźwięki, a mając na myśli straszny mówiłam głośny. No cóż... Trzeba będzie temu jakoś zaradzić. Przez ten odgłos trudno było mi się skoncentrować, na obojętnie jakiej rzeczy. Jedyne co przychodziło mi do głowy, to mini iskierki, mieszkające w mojej torbie, nazywane przeze mnie Sparklsy. Takie mini słodkie ja. Ale co one mogły by zrobić w tej sytuacji? Zostało jeszcze 7 i pół minuty, by zaklęcie przestało działać, przypomniała mi magia. Trzeba było się spieszyć. Wyciągnęłam pudełko milionów iskierek i wypuściłam je. One wiedzą co mają robić. Chwyciły się za ręce, nogi i ścisnęły się do maksymalnej możliwości otaczajac źródło dające hałas. Kiedy stworzyły okrąg wokół sfery dźwięk ucichł, a błyszcząca kuleczka ze Sparklsów, zaczęła się trząść, aż w końcu to, co było w środku wybuchło, za pomocą swojej własnej broni. Nie miałam pojęcia, jak to się stało, gdyż zaklęcie było niematerialne, ale magia potrafi działać cuda. Byłam tak podekscytowana czynami tych małych światełek, że niezauważyłam, a raczej nie poczułam wstrętnego zapachu spalonej elektroniki. Chyba tym razem iskierki nie pomogą. Gorąco podziękowałam Sparklsom za pomoc i schowałam je do słoiczka. Dużego słoiczka, dla miliona światełek. 4 minuty do końca działania, zakomunikowano mi. Więc do ręki wzięłam, nie co jak perfum mojej mamy o zapachu mango i marakuji. Bardzo spodobało mi się to opakowanie w kształcie rozpołowionego owocu i chyba tylko z tego powodu go zabrałam. Otworzyłam go i wsypałam troszeczkę magii do pojemniczka. Potrząsnęłam i gotowe. Tym razem poszło o wiele szybciej. Wystarczyło spryskać ze trzy razy na ohydny smród, a magia zawarta w płynie rozprzestrzeniła się, powoli zabijając zapach. Trzecia sfera... Wyglądała nie groźnie, ale pozory mylą. Stworzyłam lekki wietrzyk, która zepchnęła to z mojej torby, następnie podtrzymując wodę, wykopałam dołek do którego wsadziłam magię. Przez ten cały proces nie zauważyłam jak przeciwnik się przygotowuje. Trochę się zmienił, a dokładniej bardziej się naładował mocą i energią. Wtedy przypomniałam sobie o spódniczce. Spojrzałam na zegarek 30 sekund do końca procesu. Pstryknęłam i nitki zniknęły, nie zostawiając żadnego śladu.
- Czas na mój ruch - rzekłam i przygotowując się do wybranego już zaklęcia. Z mojej torebki wyciągnęłam ołówek i zaczęłam rysować w powietrzu. Za każdym moim ruchem pojawiała się czarna kreska, ledwie widoczna na tle publiczności. Po kilku ruchach można było się domyślić, co to takiego jest. A dokładniej niewinny kwiatek z niewielkim otworem na środku. Napełniłam go mocą i wykonałam kilka ruchów, niezrozumiałych dla innych. Kiedy zrobiłam ostatni manwr, a dokładniej wprawiłam go w ruch, rysunkowy kwiat zaczął wymiatać na wszystkie strony. Dopiero po chwili z małej dziurki wystrzeliła woda, lecz nie byle jaka. Do wody dodałam magię, która zamrażała to co dotknęła. Nie pomyślałam tylko o jednym - o mnie. Schyliłam się by uniknąć strumienia, następnie oddalając się wyszeptałam zaklęcie. Poczekałam kilka sekund, powoli zamieniając się... W ducha!