-
Zawartość
691 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez kameleon317
-
Strzepałem popiół. - Wszystko co za chwilę zrobię jest dla twojego dobra i bezpieczeństwa - powiedziałem standardową formułkę. Co ciekawe, wypowiadam ją tylko w stosunku do kobiet. Zgasiłem papierosa. Nagle złapałem jej rękę i naprostowałem. Następnie błyskawicznie do siebie przytuliłem. Odczekałem chwilę. - Teraz trzeba będzie ją usztywnić - uśmiechnąłem się - mam nadzieję, że nie masz za złe przytulania. W nagłym ataku bólu mogłabyś coś sobie zrobić. A tak nic nikomu się nie stało - usztywniłem rękę - no i przy okazji miałem w ramionach kobietę. Dobrze, że w każdym mieście są bur... - spojrzałem na Vicorie zmieszanym wzrokiem. Ach, to dobre wychowanie. - musisz na nią uważać. Przyjdź do mnie później to zrobię dokładniejszy opatrunek. Znajdę jakieś maści czy co tam - powiedziałem po czym wyjąłem ręcznik z jej ust - możesz go zatrzymać - uśmiechnąłem się.
-
Złośliwe uwagi pani kapitan nie zaskarbią jej zwolenników. Chyba. - Skoro jeden medyk idzie na górę - powiedziałem błyskawicznie chowając karty - ja pójdę na dół - mrugnąłem do 505 po czym ruszyłem schodami w dół. - Najpierw trzeba będzie ją naprostować - powiedziałem podchodząc do Victorii - skoro boisz się strzykawek, polecam to - wyciągnąłem z torby czysty biały ręcznik - osobiście wolę drewniane kneble. Lepiej sprawdzają się na polu walki. Włóż to sobie do ust, a ja ci ją naprostuję. Później dopiero mogę to usztywnić - uśmiechnąłem się - normalnie do prostowania kończyn potrzeba 2 lekarzy, ale nie będziemy go fatygować. Powiedz jak będziesz gotowa - powiedziałem zapalając papierosa.
-
Spojrzałem na Zacharego: - Grozisz najemnikowi z 20 letnim stażem. Myślisz, że zrobisz na mnie wrażenie - spytałem po czym rozdałem karty - o wygraną chodzi tylko w grze o coś. Tu chodzi o przyjemność - to zabrzmiało podejrzanie. I to bardzo.
-
Jeśli kogoś to interesuję to wracam w niedziele wieczorem.
-
Not Draven, Draaaaaaaaaaaven. ----------------------------------------------------------------- - Wyspani - spytał Garuss wchodząc do szałasu. - Za godzinę ruszamy. To na śniadanie - pułkownik rzucił im mięso. - Ludzie mają dużo jedzenia. Na przykład konie - uśmiechnął się - smacznego i widzimy się za chwilę na brzegu - powiedział po czym spokojnie wyszedł.
-
- Wrażliwiec. Normalnie potrafi ukrywać uczucia, ale czasami ma doła - powiedział Gerard. - Zajmuję się nim od 4 lat. De facto od jego narodzin - zamyślił się na chwilę. - Życzę miłej nocy - uśmiechnął się po czym usiadł naprzeciwko szałasu obserwując otoczenie.
-
- Lepiej pójdź spać - powiedział Garuss siadając na brzegu - jutro ruszamy do mojej rodzimej watahy. Wszyscy powinni być wypoczęci i gotowi do drogi - siedział tak wpatrzony w morze - Gerard - krzyknął. Chwiejnym krokiem podszedł do niego wielki sierżant: - Czego Garuss - spytał. - Odprowadź Nasze - spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem - dobranoc - powiedziałem po czym położyłem się i wpatrywałem w morze.
-
- Pułkownik zaraz powinien być - powiedział z uśmiechem do Naszy strzegący szałasu kapral. - Zapewne noc spędzi na brzegu. Bez snu. Jestem jego strażnikiem od dawna. Kiedy ma jakiś problem siada w odosobnieniu i rozmyśla. Czasami płacze. Nie wiem. Radzę po prostu iść spać. Nie będzie chciał rozmawiać - mówił cały czas uśmiechnięty kapral.
-
- No to jesteśmy w dupie. Został widmem. Ale i tak muszą dać nam szansę na obronę.
-
- Pytałem o rodzimych watahach. Wiem wszystko o waszej nowej watasze. Jestem ze służb specjalnych. Informacja to moja broń. Do tego Garuss nie jest członkiem waszej watahy. To kłóciło by się z jego planami. A są one dość ciekawe - uśmiechnąłem się - jeśli rzeczywiście dołączył by do was - zamyślił się - musiało by mu na was zależeć. Cały czas gadał tylko o tym. Jeśli odejdzie od swojej watahy... No nic. Wadera to samica. Tylko bardziej - sierżant się zatrzymał - wysublimowanie. A więc, skąd jesteście. Nasza ze wschodnich. Brak ogona to dość brutalna kara dla samicy. Sierra ma dość spore kły. Górscy barbarzyńcy. Za to ty kapralu. Berserkerze. Jesteś duży, ale słabo umięśniony. Walczyłem z Berserkerami - zamyślił się - jak widzicie wywiad działa świetnie. Ja jestem również Wilkiem Morskim. Jak Garuss - zatrzymał się - Jesteśmy na miejscu - powiedział podchodząc do wody. - Tu na prawo - wskazał miejsce przy którym stało 5 strażników. Dość porządnie zbudowany szałas. Może nie tak jak marszałka, ale wystarczający by spędzić w nim noc - miłej nocy. Jeśli macie jakieś pytania, pełnię wartę po drugiej stronie.
-
- Pokonałbyś sam 5 samców, którzy mają ochotę na wyr... - spojrzał na samice po czym odchrząknął - stosunek z samicami, których bronisz? Jeśli mówisz prawdę - spojrzał na niego - może rzeczywiście należą ci się te 2 belki, a nawet więcej. Pułkownik Garuss zażyczył sobie miejsce nad morzem. Nasza wataha jest przywiązana do morza. My wygnani i upokorzeni powrócimy tam skąd pochodzimy i odzyskamy naszą ziemię i honor. Kapralu, a ty? Jakie hasło rozpoznawcze ma twoja wataha? I skąd pochodzą nasze drogie wadery?
-
Idąc obozem słyszeliście sprośne żarty i komentarze samców. Po jakiś 10 minutach drogę zagrodziło wam 3 szeregowych, kapral i sierżant: - Samicę pójdą z nami, żołnierzu - powiedział sierżant. Szeregowcy okrążyli was razem z kapralem. Sierżant nie chciał czekać. Rzucił się na Corrę, ale w locie coś go zatrzymało: - Chcesz uderzyć w kaprala sił specjalnych psie - powiedział ktoś stojący za sierżantem bardzo niskim głosem - awansowanego w boju. Do tego zabrać samicę należące do pułkownika Garussa - spytał się cały czas trzymając sierżanta pazurami - nie sądzę - rzucił sierżantem w szeregowych za waszymi plecami - nie chcę zobaczyć waszych parszywych pysków już nigdy więcej. Nie doszli napastnicy wybełkotali coś w rodzaju przeprosin i prośby pozdrowienia pułkownika po czym uciekli z miejsca zdarzenia. - Sierżant sił specjalnych, Gerard - uśmiechnął się. Był potężnie zbudowanym samcem. Był wielki jak niedźwiedź - wiem, że wyglądam bardziej jak piechociarz, ale to tylko złudzenie. Mam nadzieję, że nie pomyliłem was z samicami marszałka. Jedyne 23 samice w obozie. Wszystkie marszałka. Musicie być Garussa skoro oni chcieli się wami "zaopiekować". I ty kapralu. Niby awansowany w boju, ale nie jesteś ranny. Ciekawe - znowu się uśmiechnął - no nic. Chodźcie za mną - powiedział po czym ruszył w kierunku morza.
-
Po przejściu labiryntu korytarzy z wieloma rozwidleniami w końcu oczom Garussa ukazało się wyjście. Poczekał na resztę,a później stanął przed wyjściem i zaczął mówić: - My wygnani i upokorzeni powrócimy tam skąd pochodzimy i odzyskamy naszą ziemię i honor. Zgłebiając tajemniki szamaństwa i walki zemścimy się - powypowiedzeniu tych słów zza rogu wyłonił się przystojny wilk w sile wieku i powiedział: - Witam cię Garussie, Wilku Morski, potomku Malzahara - podali sobie łapy. Wilk spojrzał na 2 samice i samca za jego plecami - jestem Glyph. Porucznik straży przybocznej marszałka Hodora. Mam was do niego zaprowadzić - powiedział oficjalnym tonem. - Spocznij - odpowiedział Garuss po czym spojrzał w cień - ty. Pójdź pod wodospad i czekaj tam na resztę tej watahy. - Tak jest - z cienia wyłonij się niewielki wilk i pobiegł w kierunku wejścia do jaskini. Garuss spojrzał na tych, których przyprowadził - trzymajcie się razem i idźcie do wyznaczonego dla mnie miejsca. Nie zwracajcie uwagi na zaczepki żołnierzy. Mimo, że to obóz oddziałów specjalnych to jednak tylko żołnierze. Szczególnie jeśli przez obóz przejdą 2 samice bez ochrony - zamyśliłem się. Co by tu zrobić... - Corra. Nieoficjalnie mianuję cię kapralem - powiedziałem po czym zraniłem się w łapę na, której miałem wypisany stopień wojskowy i kwią narysowałem 2 kreski na jego łapię - teraz.jesteś kapralem. Nie powinni cię zaatakować. Tak się awansuję podczas walki. Pójdźcie w głąb obozu i znajdzcie sierżanta Gerarda. On pokażę wam gdzie będziecie spać. Ja muszę spotkać się z marszałkiem. Na razie - powiedziałem po czym ruszyłem w kierunku obozu razem z Glyphem.
-
- Trochę się pozmieniało w SOC. Karmią was chociaż - spytałem z uśmiechem po czym wszedłem do celi - jeszcze dzisiaj chciałbym usłyszeć nagranie i zeznania świadków.
-
- Nie mamy innego wyjścia - powiedziałem po czym ruszyłem za Pallinem.
-
Spojrzałem na nich. Szczególnie na samice. Mokre samice. Myślę jak gówniarz. - Zmoczenie się było konieczne. Jeśli ktoś by nas śledził po zapachu. Ta baza jest strasznie strzeżona. Wyślę tu strażnika, żeby zaprowadził spóźnialskich - powiedziałem po czym otrzepałem się z wody i ruszyłem jaskinią przed siebie.
-
- Dobrze wiedzieć, że Saren to kłamca. Wciąż chciałbym usłyszeć to nagranie przed wsadzeniem mnie do celi. Do tego przesłuchanie ocalałych świadków. I takie tam - uśmiechnąłem się do Pallina. Zgniję w więzieniu. Saren ma za wysoką pozycje.
-
Corra nie wyglądał na zadowolonego z mojej decyzji. Patrząc na stan watahy przestaną istnieć i zostaną wcieleni do innej. 3 osobowa wataha plus ja. Przekonam ich jakoś, żeby ich zostawili. Nawet zostanę tym szamanem. Wybieranie przywódcy w 3 osoby może być ciekawe. I jednostronne. Po jakiejś godzinie biegu skręciłem w zarośla i wskoczyłem do wodospadu. Poczekałem tam na innych.
-
Jako, że spodziewałem się czegoś gorszego film spodobał mi się bardziej niż powinien. Obejrzałbym jeszcze raz tylko w lepszej jakości. Końcowa akcja kiedy Sunset zmienia się w sukkuba(?) była trochę przesadzona. Dałem 7.
- 109 odpowiedzi
-
- equestria girls
- film
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
- Nad czym tak rozmyślasz - spytałem tasując karty - gramy w dwie osoby - powiedziałem po czym rozdałem po 4 kupki kart. Dwie po 2 karty i resztę dla graczy - mam nadzieję, że wiesz jak się gra - uśmiechnąłem się.
-
- Nic się nie zmieniło - powiedziałem - problem w tym, że mój ojciec nie może zostać waszym przywódcą. Jest generałem armii południe. Nie wywiązałby się z obowiązku. Znając życie zostanę waszym nowym szamanem - spojrzałem na zebranych. Trochę ich mało - jako, że decyzja nie została podjęta, tymczasowym przywódca watahy zostaję Corra - spojrzałem na Nasze i nowego przywódce - wybrałem samca, ponieważ przywódca może być obiektem ataków. I tak watahą rządzi żona przywódcy - odwróciłem się do Naszy z uśmiechem - nic nie sugeruję. Oficjalne wybranie dowódcy musimy przesunąć. A teraz ruszajmy - krzyknąłem i zacząłem biec.
-
- Pod jakim zarzutem i na jakiej podstawie - spytałem spokojnie - nie dam się aresztować bez odpowiednich dowodów przeciwko mnie i moim towarzyszom.
-
Spojrzałem na nich: - Dzięki za wsparcie, ale i tak wami dowodzę. Macie wybrać przywódce watahy. Nightmare już nią nie jest. Dlatego potrzebny jest nowy. Ja nie należę do tej watahy - na razie - więc przywódcą nie zostanę.
-
Kameleon podszedł do tematu i spytał pozostałych: - Palimy czy pakujemy do trumny i pod ziemię? Ja jestem za tym pierwszym. W przypadku drugiego jest za dużo żegnania i tak dalej. Ewentualnie można przynieść respirator i próbować go ratować. Wcześniej był w stanie śmierci klinicznej. Może jeszcze można go odratować?
-
- Mój oddział? Byłem pod dowództwem Sarena. Zostałem dowódcą dopiero po otwarciu przekaźnika. Nawet jeśli byłbym dowódcą od początku do końca to i tak zrobili to obcy. Nie wiem dlaczego Saren skłamał. No nic. jeszcze jakieś wesołe nowiny - spojrzałem na Pallina.