Skocz do zawartości

kameleon317

Brony
  • Zawartość

    691
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez kameleon317

  1. kameleon317

    Dorwać Bruskovitcha! [GRA]

    - Rady? Mmmmm... - nekromanta podrapał się po brodzie. - Na pewno nie można się wahać przy zabijaniu homalusów - powiedział. - Nie mają wolnej woli więc w pewien sposób im pomagamy - spojrzał na hybrydy. - Oczywiście tak jak w waszym przypadku można im pomóc, ale wątpię, żebyś my mieli na to czas i środki. Co by tu jeszcze... Potrafię ożywiać ludzi. W przeciwieństwie do mojego mistrza nie wszystkie mają wolną wolę. Nie wspominając o tym, że nie ożywiam całego ciała do stanu sprzed śmierci, a jakby... esencję. Nie wiem jak wam to wytłumaczyć. To trochę skomplikowane - uśmiechnął się najcieplej jak potrafi ktoś kto przebywa dużo czasu wśród trupów i głowy w słoju większość swojego czasu.
  2. kameleon317

    Dorwać Bruskovitcha! [GRA]

    - Homalusy wszystkich ras, łączcie się - powiedział Nad'Lug z uśmiechem. - Ktoś jeszcze do nas dołączy, czy to wszyscy - spytał. ....................................................................................................................................................................... Myltis patrzyła na głowę w słoju. Patrząc na niego czuję, że jestem na równi ze wszystkimi w tym pokoju. Dziwne. Podeszła bliżej, aby przyjrzeć się temu dziwnemu zjawisku. - Czy Ninel idzie... - ugryzła się w język. - Będzie nam towarzyszył w misji? Na pewno jego pomoc byłaby przydatna.
  3. kameleon317

    Dorwać Bruskovitcha! [GRA]

    Myltis zaczęła tupać w miejscu kopytami. Nie jestem pewna czy zadanie tego pytania nie zostanie uznane za jakąś obelgę, ale muszę poznać prawdę. - A... a czy papież lubi duże koniodziewczynki z warkoczykami - spytała wstydliwie Klemensa. Nie było tak źle jak myślałam.
  4. Franz chciał opatrzyć Zero, ale przed szereg wyszła Czwórka. A może Jedynka? Jakiś zjeb to wymyślił. Innej opcji nie ma. Lekarz, nie mając nic lepszego do roboty, usiadł w kącie, wyciągnął karty i zaczął układać pasjansa. Idź na epicką wyprawę aby uratować ludzkość. Układaj karty. W kronice to tego nie umieszczą.
  5. kameleon317

    Dorwać Bruskovitcha! [ZAPISY]

    Imie: Nad'Lug Płeć: M Wiek: 31 Rasa: Człowiek Wygląd: Charakter: Pogodny, raczej pozytywnie nastawiony mimo swojej "profesji". Zapatrzony w Ninela i jego idee. Nienawidzi bogatych i szlachty. Historia: Nad urodził się w biednej, chłopskiej rodzinie na terenach Burgundii. Przez większość życia pracował na polu i był wyzyskiwany. Rok temu jednak odnalazł Ninela, który pomógł mu wyzwolić, a później wybić okoliczną szlachtę. Następnie Nad'Lug utworzył państwo chłopów, którzy rządzili sami sobą na terenach Słowian. Bez kościoła, szlachty i wyzysku. Gdzie każdy pracował dla dobra całej społeczności. Na rozkaz swego mistrza przyłączył się do wyprawy przeciwko Bruskovitchowi. Bron: Krótki nóż. No i jakiś śmieszny kijek.
  6. (Pominę to co działo się wcześniej. Nie miałem jak odpisać.) Profesor wszedł na łódkę i zaczął powoli oglądać każdego w poszukiwaniu ran. Chyba łatwiej będzie po prostu zapytać się ogólnie niż patrzeć za każdym z osobna. - Czy ktoś ucierpiał w drodze na statek - spytał na tyle głośno, aby każdy go usłyszał. Przynajmniej taką miał nadzieję.
  7. Franz spojrzał na Rexa. Ściągnął okulary i je przeczyścił. Założył znowu i po chwili znowu je ściągnął. Potrząsnął głowę i się zamyślił. Włożył je na nowo i głośno westchnął. - Widzisz, nie wiem w którym momencie uważasz, że mnie uraziłeś, ale nie jest to takie łatwe - spojrzał mu w oczy, jakby rzucając wyzwanie. - Nie ma sensu przeżywanie historii na którą nie mieliśmy wpływu. Jeśli chodzi o wujka... Każdy ma wolną wolę i robi co chcę ze swoim życiem. - Zabrzmiało tak filozoficznie. No profesor pełną gębą. Podrapał się po głowie i kontynuował - Co do moich relacji z Hayat - wyjrzał przez okno. I co mam mu powiedzieć? Rozwijanie tego tematu nie skończy się najlepiej... - Można je uznać za ojcowskie, ale to zbyt skomplikowane i ciężko byłoby to wytłumaczyć - powiedział. Ignorując dyskusję o numerologii oglądał widoki zza szybą z pustym wyrazem twarzy.
  8. - No i co w tym dziwnego - spytał podnosząc brew. - Z racji tego, że brakuję nam aktualnie wykładowców na uniwersytecie, dostałem katedrę i tytuł w dość młodym wieku. W grupie moich studentów była również Hayat. Zapoznaliśmy się bliżej, kiedy wybuchła na naszym wydziale afera. Zostałem oskarżony o rasizm, dokładniej anonimowe groźby czy inne tego typu rzeczy - uśmiechnął się. - Nie wiem jak o coś takiego można było oskarżyć kogoś takiego ja, ale tak się właśnie stało. Hayat wstawiła się za mną. Oczywiście nie była jedyna, ale chyba rozumiesz, że jeśli ktoś z bliskiego wschodu wstawia się za europejczyka to coś znaczy - spojrzał na Rexa. - Jak się później okazało odpowiedzialnym za rasistowskie praktyki był Polak - zamyślił się na chwilę. - W sumie ten szczegół był nieistotny, ale lepiej opowiedzieć cała historię, prawda - spytał kompletnie ignorując rozmowę prowadzoną w tle.
  9. Lekarz spojrzał na trepa, który chyba próbował zabłysnąć. - Jak zwykło się mówić, to dawka czyni trucizną. Dlatego jak może zdążyłeś zauważyć nie palę co godzinę jak ktoś uzależniony. Robię to rekreacyjnie. Poza tym papierosy pobudzają, co o tej porze jest przydatne. Nie wspominając o tym, że ograniczają szanse zachorowania na Parkinsona. W moim zawodzie warto ustrzec się takiej przypadłości... - uśmiechnął się, oczywiście sztucznie. - Może przeszkadzać na przykład podczas operacji. Dlatego właśnie rzadkie spożywanie dymu tytoniowego nie musi być tragiczne w skutkach dla zdrowia.
  10. - Kurwa... - powiedział pod nosem. - To nie jest dobry dzień dla naukowca - westchnął. Siedząc w wozie wyciągnął papierosa. Nie palił nałogowo. Robił to w momentach do tego odpowiednich. Na przykład, kiedy ktoś budzi mnie w środku nocy... Po chuj? Nie można było pojechać po południu? Jeszcze ta cała konspiracja. Zajebię Hayat jak wrócimy. - westchnął znowu tym razem głośno i skierował swój wzrok na dziewczynę. Palił szybko, a wzrokiem wwiercał się w Irankę. Jestem za miły. Po chwili się uspokoił. Wyjrzał za okno i wyrzucił przepalony filtr. To będzie długa podróż...
  11. - Franz-Ferdinand Mannelig, lekarz - przedstawił się i wstał. - Nie zostaliśmy wybici. Wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że to my jesteśmy specjalistami w "wybijaniu" - Szczególnie wschodnich sąsiadów. - Zna Pan może jakieś bliźnięta - spytał z uśmiechem doktor.
  12. - Mrocznie - Franz zaczął. - Pokazać to możesz Zero prosto w twarz - powiedział do Rexa ściągnął z siebie kitel. - Strzelałem do zombie - zawiesił się na chwilę. - Niezbyt ciekawe zajęcie - stwierdził. - Poza tym nie idę z wami jako żołnierz, a lekarz - spojrzał na mężczyznę jakby zaczął go badać, a mimo to na twarzy Manneliga było widać coraz więcej pytań. - Czy uśmiercanie ludzi, aby oszczędzić im cierpienia to celowe zabójstwo - opuścił wzrok na swoje ręce. Przyglądał im się przez jakiś czas i powiedział. - Chyba nie, prawda - spytał nerwowo z uśmiechem na ustach.
  13. Lekarz zatrzymał się w połowie kroku. Odwrócił głowę i zaczął się cofać. Zatrzymał się po kolei przy każdym z obecnych w pokoju. Przyjrzał się wszystkim uważnie i zaczął grzebać w swojej torbie. - Znam kilka sposobów, żeby lepiej się bawić. Przy sobie mam spirytus i morfine - spojrzał na resztę. - Mam jeszcze karty i rewolwer dla lubiących hazard - opróżnił wszystkie komory oprócz jednej, zakręcił bębnem, przyłożył sobie do głowy i nacisnał spust. - Jak to mawiają pięciu na sześciu lekarzy stwierdza, że ta gra jest bezpieczna - uśmiechnął się i odłożył broń na bok. Mógł wystrzelić. Przynajmniej nie musiał bym się tu nudzić.
  14. - Ahhhh. No co mogę wam powiedzieć. Kolejny okaz do opisania - powiedział Mannelig z uśmiechem po czym wyciągnął notes i zaczął spisywać wcześniej wspomnianą notatkę. Na początku to miał być żart, ale po reakcji tego trepa... Sprawa do rozważenia. - No my się znamy - powiedział spacerując po pokoju. - Ze zwierz... To znaczy z Zero i Cztery poznamy się chyba jutro. - Tak nazwaliśmy chomiki w laboratorium. Numerowaliśmy je. Może powiem to na głos? Całkiem niezły ża... Nieeeee. A ten o obozach? No tych co Twoi przodkowie zakładali. Nieeee. Niby dobry, ale kontrowersyjny. Poza tym ten temat po czymś takim byłby policzony. Hehe. Polic... Franz wyrwał się z rozmyślań. - Z uwagi na ten fakt poczekalbym do ich powrotu. Po co mamy przedstawiać i poznawać się w różnym czasie? Lepiej zróbmy to raz, a dobrze.
  15. Franz obserwował tę scenkę ze zdziwieniem. Zapomniałem, że to nie jest grupa naukowców i raczej intelektualnie się tu nie rozwinę. Westchnął i poszedł odebrać swoje nowe ubrania. Nie były wyszukane, ale za młodu chodził w gorszych. Wrócił do pokoju i rozejrzał się za wolnym łóżkiem. Po chwili namysłu wybrał najlepsze, jego zdaniem miejsce i rzucił tam swój bagaż. Wciąż stojąc obok zajętego łóżka, zaczął się denerwować. No ok. I co teraz? Mój organizm nie jest zmęczony więc sen odpada. Czytanie w towarzystwie również. Klub? Eeeee... No niekoniecznie. Czemu relacje z ludźmi są takie tru... Odwrócił się w stronę Hayat gdy spytała o opinie na temat terrorystów. No tak. Może jednak będzie z kim gadac? Już chciał wchodzić w ciekawą dyskusje i rozmyślania, gdy do pokoju wszedł żołnierz i prosto z mostu odpowiedział na pytanie. I zepsuł całą zabawę. Jak tak można? - No to świetny sposób. A jak walczą o kobiety to wydają odgłosy godowe - spytał z niesmakiem lekarz. Zwierzęta. - Chyba zacznę robić notatki, które później przekażę moim kolegom zoologom.
  16. - Witam - powiedział krótko i spojrzał na Hayat. Pomyśleć, że zapisałem się tu, żeby jej pomóc. Jestem zdecydowanie zbyt troskliwy. Skierował swój wzrok na na szefa tej eskapady. - Zero... - Franz zaczął powoli chodzić po pokoju z jednego końca na drugi. - Do tego terrorysta. Nie powinieneś mieć maski? No i organizacji jakiś czarnych rycerzy - spytał i poprawił okulary. O czym ja gadam? - No nieważne. Pytania ogólne? Tak. Pytania ogólne. Kiedy wyruszamy? Czy podstawowe szkolenie wystarczy, aby wziąć udział w tej operacji? Przeszedłem tylko takowe. No i gdzie można dostać jakieś inne ubrania - wskazał na swój kitel. - W tym raczej nie będę biegał - uśmiechnął się i zatrzymał w miejscu. Mam nadzieję, że mój szybki sposób mówienia nie przeszkodzi mu w zrozumieniu pytań.
  17. Imię, pseudonim i nazwisko: Franz-Ferdinand Mannelig Wiek: 23 Płeć: M Wygląd: Ekwipunek: Rewolwer i MP5. Zestaw chirurgiczny, zestaw małego medyka(nazwijcie to jak chcecie). Nóż kukri. Charakter:Przyjazny, miły, pomocny, do rany przyłóż. No taki spoko ziomek. Powód dołączenia do grupy: Chęć pomocy swojej dobrej znajomej w badaniach i ogólna pomoc medyczna. Poza tym oczywiście odzyskanie Ziemi.
  18. Genn, po otrzymaniu listu, był zaskoczony. - Ktoś potrzebuję mojej pomocy? Wojna? Ja jestem w stanie na nowo rozpalić płomień nadziei? - Spojrzał jeszcze raz na list. - Co mi szkodzi? Może rzeczywiście mogę pomóc. Co nie zmienia faktu, że muszę zaopatrzyć się w zapasy i dobrze przygotować. - Nie zdążył ruszyć ponownie, a już wyczuł zapach konia z jeźdźcem. Wiedział, że to nie może być przypadek. Po chwili podjechał do niego mężczyzna w czerwonej szacie i powiedział, że przysłał go brat Felicjusz. - Nie spodziewałem się tak szybkiego kontaktu z waszej strony - powiedział wilkołak patrząc z dołu na jeźdźca. - Mam z tobą ruszyć? Tak od razu?
  19. Imię i nazwisko/ksywka/przezwisko: Genn Kliper Rasa i płeć: Wilkołak, Mężczyzna Wiek: 102 Wygląd: Siwe włosy, krótko ostrzyżone, dobrze zbudowany jak na swój wiek. Patrząc na jego twarz można odnieść wrażenie, że Genn jest wiecznie zirytowany co kontrastuje z jego przyjazną naturą. Twarz pełna zmarszczek i blizn, w szczególności jedna przechodząca przez lewe oko. Chodzi w skórzanych ubraniach zrobionych ręcznie. W postaci wilkołaka: szaro grzywy z żółtymi oczami z wieloma bliznami. Charakter: Miły i przyjazny. Wybuchowy i nieobliczalny. szczególnie w przypadku zagrożenia życia. Uważa, że cel uświęca środki. Zgorzkniały ze specyficznym poczuciem humoru. Wieczny pesymista. Wyposażenie/ekwipunek/co masz przy sobie: Dwa krótkie noże. Torba z ziołami i medykamentami. Skórzane ubrania i podstawowe narzędzia chirurgiczne. Dlaczego odpowiadasz na list: Chęć odkupienia swoich win. Krótka Historia: Genn przyszedł na świat w zwykłym ludzkim domu. Niestety w wieku 3 lat stracił rodziców w trakcie wojny, a on sam trafił do sierocińca. Rok później został adoptowany przez elfią parę i żył razem z nimi do osiągnięcia dorosłości. Dzięki temu zna język elfów. Po rozstaniu się z rodzicami ruszył w poszukiwaniu przygód. W trakcie jednej z nich spotkał wilkołaka Krediego. Kredi zbierał awanturników, aby stworzyć z nich swoją armię wilkołaków. Genn dał się namówić skuszony wizją bogactw i sławy. Został przeklęty i stał się jednym z oficerów armii wilkołaka. Później przez wiele lat atakował i wymordowywał wioski i wampirów z rozkazu Krediego. Jego najcięższa walka miała miejsce podczas ataku na kryjówkę wampirów. Podczas niej zyskał swoją bliznę pod okiem. Uciekł, mimo licznych ran, ale wielu jego kompanów nie uszło z życiem i mimo 20 lat w armii, po ataku na kryjówkę, zrezygnował ze służby u Krediego. Genn postanowił skończyć ze swoją przeszłością i zamieszkał w lesie niedaleko wioski elfów i uczył się technik leczniczych od starego elfa, aby później przejąć jego obowiązki. W podeszłym już wieku przejął pieczę nad mieszkańcami okolicznych wiosek i leczy ich po dziś dzień. Coś o sobie: Zna język elfów. Jest zawodowym lekarzem. Nie ufa wampirom. Lubi alkohol i jest uzależniony od ziół, które pali w starej drewnianej fajce.
  20. kameleon317

    [Zapisy]Symbol Pokoju

    Imię: Kliper Nazwisko: Roger Ksywka Bohatera: Archanioł Wiek: 26 Płeć: Mężczyzna Moc: Przejmowanie kontroli nad ciałem wybranej osoby. Zazwyczaj używa tej mocy do leczenia innych ludzi, ale może jej też użyć do zabicia lub torturowania. Rzadko przejmuje nad kimś pełną kontrolę. Im bliżej jest celu to łatwiej i szybciej może przejąć władzę. Podczas leczenia/kierowania etc. nie może się ruszyć, ale nie traci kontaktu z otoczeniem. Wygląd: Niewysoki, chudy brunet o przyjaznych rysach twarzy i niebieskich oczach. Podczas walki wygląda jak Tyrael z Diablo(czemu nie?). Dodatkowe Informacje: W zbroi potrafi latać? Cała ta postać to absurd. Nie wiem co tu robię. Naprawdę mi się nudzi.
  21. Kliper rozejrzał się wokół. No, wiedzieli jak zrobić na nas wrażenie. Miejmy nadzieję, że reszta wygląda tak samo, a nawet lepiej. W szczególności kwatery. Spojrzał na mężczyznę, który zaprosił ich na "rozmowę". Zabrzmiało poważnie. Zbyt poważnie... Albo to po prostu jakiś moje urojenia. Zbyt wiele czasu spędziłem z dala od ludzi. Westchnął i ruszył do pomieszczenia wskazanego przez strażnika. Napiłbym się.
  22. Opiekunka chyba chciała się uspokoić tymi słowami. Aż tak źle wyglądamy? Właśnie. Trzeba się przyjrzeć reszcie. Kliper spojrzał na nowo wybranych strażników. Później na siebie. Później znowu na nich. I na siebie. Chyba jestem najstarszy... mimo to wyglądam najmłodziej. Nawet to, że przechlałem kilka lat i wciąż palę nic nie pomogło. I jak tu mnie traktować poważnie. Ehhh...
  23. Wypuszczenie kolejnego kwiatu przerwało Kliperowi czyszczenie fajki. Schował ją szybko i zaczął śledzić wzrokiem ruch pomarańczowego punkciku. Po chwili kwiat wylądował w jego dłoniach. Kliper rozejrzał się wokół. Wszystkie oczy były skierowane w jego kierunku. To moje 5 minut, aby zabłysnąć. Może potrzymam ich trochę w takim stanie. Postoję dłużej, aby dobrze zapamiętać tę chwilę. I ich komiczne miny. Stał cały czas z wyciągniętymi rękoma. Gdy upewnił się, że wystarczy stania w miejscu ruszył pewnym krokiem w stronę Kapłanki z uśmiechem na ustach. Gorzej gdyby ta chwila zamiast pamiętną okazała się tragiczną. Jeśli zginę i nic nikomu nie udowodnię... Nie, nie, nie. Uda mi się i będę tak dobry jak ojciec. A nawet lepszy.
  24. Dobra. Jest jeszcze szansa. Nikt z mojego klanu nie został wybrany. Jeśli naprawdę mnie wybiorą... To stracę wiarę w to nasze drzewo. Na pewno znajdzie kogoś lepszego... Zaciągnął się dymem i zaczął czyścić fajkę w oczekiwaniu na wybranie ostatniego kandydata, wciąż mając cichą nadzieję, że to on nim będzie.
  25. Do pomarańczowo głów, na samym końcu zbiorowiska, zakradł się Kliper i odpalił fajkę. - Znowu spóźniony - powiedział pod nosem. Spojrzał po innych. Widział, że nie są zadowoleni z jego towarzystwa. W sumie im się nie dziwił. Starał się cokolwiek zobaczyć, ale z tej odległości widział tylko niewyraźną sylwetkę opiekunki. To może być moja szansa. Może uda mi się wreszcie coś osiągnąć. Albo wręcz przeciwnie. Życie jest takie ciężkie. Dlaczego? Westchnął i zaciągnął się dymem w oczekiwaniu na decyzję Drzewa.
×
×
  • Utwórz nowe...