Skocz do zawartości

kameleon317

Brony
  • Zawartość

    691
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez kameleon317

  1. Tylko, że twoja postać była daleko od miejsca gdzie aktualnie znajduję się moja. No, ale nie wnikam. --------------------------------------------------- Spojrzałem lodowatym wzrokiem na Zacharego: - 20 lat temu też nie szanowałem kart, lecz po kilku latach z ludźmi twojego sortu, zacząłem je szanować - w mojej dłoni pojawił się as pik - ty też zaczniesz - powiedziałem po czym rzuciłem kartą, która rozcięła skórę na policzku Zacharego - a teraz odejdź i nie wysługuj się innymi - w mojej drugiej ręce pojawiła się nowa talia kart. Uśmiechnąłem się do 505 - oferta dalej aktualna.
  2. - Egzekutorze Pallin. To nie my otworzyliśmy przekaźnik, a rasa którą napotkaliśmy. Z rozkazu Sarena zaatakowaliśmy wrogie jednostki. Ich statki przypominały batariańskie łajby. Jeden statek uciekł, Saren kazał nam go odnaleźć. Odnaleźliśmy tam ich kolonie, którą zajęliśmy. Później przybyła ich flota i musieliśmy uciekać.
  3. 4.0 bez azni jednego zajrzenia do książki. Nie jest źle.

    1. Foley

      Foley

      5.36 bez zaglądania do książki. Może trudno w to uwierzyć, ale mi wystarczy słuchanie na lekcjach ;)

    2. Foley

      Foley

      A jestem od Ciebie starszy ;) (No co?! Po co komu zwycięstwo jeśli nie można się nim chwalić? Biorę przykład z RD :D)

  4. Uniosłem ręce po czym powiedziałem: - Pożyczyliśmy - uśmiechnąłem się - od nowo napotkanej rasy, która wybiła kilka setek turian. Z tego co wiem jedynie my uciekliśmy. Szczegóły omówiłbym bez wycelowanych we mnie Mścicieli i przy szklaneczce Lodowej Brandy Serrice - znowu się uśmiechnąłem.
  5. Czekałem, aż ktoś zechce ze mną zagrać. Łysy kolega mówił coś o grze, ale niestety nie do mnie. Po jakimś czasie poczułem na sobie czyjś wzrok. Wzrok naszej kocicy. Powinienem iść na jakąś terapię. Już ojciec ganił mnie za częste odwiedzanie targów i uwalnianiu naszych niewolników. Pójdę się leczyć. Kiedyś. - Chcesz zagrać - spytałem niewolnice - nie widzę zainteresowania, a potrzeba 3 osób.
  6. - No dobra - powiedziałem po czym wyszedłem ze statku na Cytadele. Ciekawe kto nas przywita...
  7. - Ciekawe ilu z SOC przyjdzie nas przywitać - uśmiechnąłem się do Faastera - od razu będziemy musieli odwiedzić naszego radnego. Wtedy on to przekaże reszcie i pójdziemy do Nory Chory. Dobry plan?
  8. - Tacy jak on lądują raczej w Narrenturm. Co do kupowania niewolników. Po prostu zapomniałem, że ludzie twojego pokroju nie przestrzegają prawa. Po co kupić skoro można ukraść. Logika najemników - po wypowiedzeniu tych słów chciałem ruszyć na poszukiwanie rannych, ale za kapitan ruszył Jone. Jeden z medyków musi tu zostać. Myślę, że jako polowy bardziej bym się tam przydał, ale znowu został bym zignorowany. Jak zawsze. Całe życie byłem pomijany. Dobrze, że się przyzwyczaiłem. Usiadłem i wyciągnąłem karty - ktoś gra w tysiąca?
  9. Choć poczułem się zignorowany powiedziałem do Zacharego: - Kupujesz niewolnika, żeby później wysłać go na śmierć. Świetny pomysł - spojrzałem na niewolnice. Ciekawe czy to podpada pod zoofilie. Odwróciłem się w stronę Jacoba. Wychodzi bez kombinezonu i ma wszystko gdzieś. Prawdziwy macho. Jak wszyscy najemnicy. A mogłem iść do wojska, nie użerał bym się teraz z takimi typami.
  10. Załadowałem strzelbę. Przełożyłem moją torbę przez ramię i ruszyłem za Czerwonym. - Przynajmniej coś nowego - uśmiechnąłem się. Chciałem otworzyć drzwi do jednej z kajut, kiedy Victoria spytała gdzie idziemy. Zachary szybko się wtrącił. Później wypowiedział się pan z brakiem czupryny. Obydwaj przeciw naszej kapitan. Pewnie zachowywałbym się tak samo, ale wpajane przez ojca zasady lojalności i honoru odbiły się na mojej moralności. Stary kapitan jej zaufał. Ja też muszę. Bynajmniej na statku najemników nie trzeba salutować - Mieliśmy z Czerwonym sprawdzić czy ktoś jeszcze żyję. Co do broni to nie wiadomo co zamieszkuję tę planetę i co mogło się tu dostać przez dziury w kadłubie. Przezorny zawsze ubezpieczony, pani kapitan - ostatnie słowa miały ją umocnić w przekonaniu, że akceptuję nowego dowódcę.
  11. Spojrzałem się na nich - Nie mamy dużo czasu. Ustalcie co i jak. Musimy ruszać - ponagliłem pozostałych.
  12. - Jestem lekarzem wojskowym - powiedziałem przykładając Zacharemu strzelbę do brzucha - potrafię obsługiwać się każdym rodzajem broni z naciskiem na snajperkę i strzelbę - spojrzałem na wchodzącego niezbyt przyjemnego drania jak to na najemników przystało. Już zaczął się odgrażać - jeden znaleziony - powiedziałem do Czerwonego po czym odsunąłem strzelbę od Zacharego - Chodźmy.
  13. Wyrwałem się z uchwytu. - Chyba zrezygnuję z twojego towarzystwa - powiedziałem z pogardą w głosie - jest ktoś chętny, żeby iść zamiast niego - spytałem pozostałych po czym wziąłem metalowy pręt na którym podparłem się i wstałem. Raczej się tutaj nie przydam. Jestem lekarzem polowym. Zajmuję się szybkimi operacjami na polu bitwy. Bez znieczulenia. Ewentualnie mam za zadanie skręcić kark, aby skończyć czyjeś męki - Wciąż ktoś musi zobaczyć gdzie jesteśmy. Trzeba ugasić pożar, aby w razie wycieku paliwa uniknąć eksplozji.
  14. Usztywniłem sobie kostkę po czym powiedziałem do Zacharego - Zostaw ją. Dalej potrzebuję pomocy przy wstawaniu - wyciągnąłem do niego rękę - na początek pójdziemy zobaczyć kajutę każdego z członków.
  15. - Pójdę z nim. Przypilnuję go i w razie czego pomogę ocalałym - wyciągnąłem rękę w kierunku Zacharego - będziesz musiał mi pomóc iść. Przydała by mi się moja torba, ale oni nie mogą czekać.
  16. - Powinny tam być ze 2. Do tego jedna maska tlenowa. Przyda się komuś, żeby rozejrzeć się w terenie - usiadłem - Trzeba będzie uruchomić nadajnik i skontaktować się z jakąś najbliższą jednostką. Atmosfera powinna być przyjazna dla naszych organizmów. Inaczej już mielibyśmy problem z oddychaniem - uśmiechnąłem się.
  17. Ha. Żyję. ŻYJĘ! Kostka. Skręcona. 1...2...3 - szybkim ruchem nastawiłem sobie kostkę. Kur**. W jedną osobę to naprawdę boli - rozejrzałem się po okolicy. Moja kajuta. Wychyliłem głowę i zobaczyłem Czerwonego i Jone - Wszystko z wami w porządku - spytałem na początek.
  18. Stanąłem za nim i czekałem na odpowiedź wieży.
  19. Z doświadczenia wiedziałem, że lepiej nie tykać jedzenia, które nie pochodziło od Turian albo Quarian. Wróciłem na górę i czekał aż dolecimy na cytadele.
  20. W jaki sposób zniszczyli naszą flotę - spytałem siebie w myślach po czym zacząłem szukać jakiś informacji o tej rasie.
  21. Na swój sposób? Wytłumacz mi ten sposób. Nagle 3 przywódców idzie sobie lasem na terytorium wroga, zaczepia pułkownika i zaczyna z nim gadać o wojnie. Czekałem tylko na trolle w balerinach i foki w garniturach. ------------------------------------------------------------------- Patrzyłem na odlatujące skrzydlate; - Chyba będziecie musieli wybrać nowego przywódce - spojrzałem na Lejle - czemu nie idziesz z nimi. Jeszcze zdążysz. Na pewno będzie ci się lepiej żyło u totalitarnych Wschodnich. Droga wolna - wskazałem łapą na wschód po czym spojrzałem na resztę watahy - przedyskutujcie problem braku dowódcy. Tylko szybko bo musimy ruszać - powiedziałem po czym usiadłem sobie w pewnej odległości.
  22. Pomyślałem o działach po czym zjechałem piętro niżej, aby skalibrować tamtejsze działka.
  23. To dalej nie ma sensu. -------------------------------------------------------------------------------------------- - Wschodni muszą przestać napadać na watahy i nękać nasze samice i młode. Odwlekanie konfliktu nic nie da. Ja jestem zwykłym żołnierzem i w moich oczach jesteście wrogami. To moje zdanie. A teraz - postawiłem krok do przodu - chciałbym przejść.
  24. - Jakie pytanie - spytałem cały czas gotowy do ataku. Wciąż starałem się pokazać wszystkim z tyłu, żeby w razie czego uciekali w prawo do lasu, a później wrócili do tego obozu gdzie byli. Może coś zrozumieją.
  25. Już wyczuwam anulowanie wątków jak za akcji Jacoba... No nie wnikam. ------------------------------------------------------------------------------- Ciekawe. I niemożliwe jednocześnie. Pokazałem tajnym kodem, aby Nasza schowała się za mną. Ale ona ich nie zna. Niewyszkoleni żołnierze. Zapomniałem. Usłyszałem pytanie Corry - każdy z innej watahy. Reprezentanci. Tak ich trzeba nazywać, ponieważ jeden z nich to członek Rady, a nie przywódca - spojrzałem znów na nich - czego 3 tak wysoko postawione wilki mogą chcieć od tej watahy - spytałem reprezentantów.
×
×
  • Utwórz nowe...