Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Architekt leżał w tym samym miejscu, w którym Rennard go zostawił. Tyle tylko, że zmniejszył się o ponad połowę.

    Wciąż był ogromny, ale teraz, leżąc na wygniecionej polanie i wśród całego mnóstwa nieustannie buczących portali wydawał się być dziwnie drobny. Gwiezdny Architekt jedną z łap miał zaciśniętą, a oczy wpatrzone w jeden punkt przed sobą. Rennard czuł, że znów elektryzują mu się włosy i czuł metaliczny posmak przy oddychaniu.

    Elise stanęła w pewnej odległości od smoka i pogładziła się po brodzie, najwyraźniej się nad czymś usilnie zastanawiając.

    - Nie wydaje ci się, że jest dość duży? - zapytała, mówiąc ni to do siebie, ni do Rennarda. - W jaki sposób mam go ukąsić? Musi mieć niezwykle grubą skórę. Jeśli to w ogóle jest skóra.

  2. Adra opuściła ręce. Typowy Lufi...

    - ...Wredny, arogancki i ignorant. Martwiłam się o ciebie. Zawsze się martwię. Bo jesteś dla mnie jak rodzina. I tylko tobie ufam. I za każdym razem kiedy ktoś ci chce coś zrobić, mam ochotę go zamordować - odpowiedziała Adra, patrząc na przyjaciela ze łzami w oczach i kamiennym wyrazem twarzy. - A teraz mam ochotę zamordować ciebie.

  3. - No to nie dramatyzuj, zaraz coś na to zaradzimy, tak? Skoro jeszcze żyjesz, to jest dobrze! Powtórz: "Jeszcze żyję, mogło być gorzej" - odpowiedział. W jego głosie na chwilę zabrzmiał fałszywy ton zdradzający, że jest zdenerwowany. I raną Shiro i wzbierającymi zewsząd ożywieńcami.

    Dzieci i dorośli, musieli umrzeć niedawno. Niektórzy byli opuchnięci, inni zaś tylko bladzi i otępiali, ale wciąż agresywni. Wstawali ze ściółki leśnej i spod cienkich warstw ziemi.

    Jayce chwycił Shiro w pasie i przyciągnął do siebie, odsuwając ją od małego ożywieńca - chłopca o wydętym brzuchu i białych oczach. Miał rozczochrane włosy i odchodzącą skórę.

    Ramienia dziewczyny coś dotknęło. Z początku sądziła, że gałąź - ale nie, obiekt był biały. Kości. Martwa dłoń położona na ramieniu dziewczyny nie czyniła jej krzywdy, a kościotrup o złocistych włosach stał i patrzył.

  4. W jednym momencie wydarzyło się kilka rzeczy.

    Po pierwsze, Shiro poczuła podmuch powietrza i zanim ona i Jayce zdążyli zareagować, poczuła ukłucie w boku. 

    Rozległ się błysk, kiedy broń oficera wypaliła, a stojący obok upiór, który pojawił się znikąd, ale którego rysów twarzy Shiro nie dostrzegła rozsypał się w pył. 

    Poczuła promieniujący, tępy ból w okolicy żebra. W skórze była niewielka ranka, ale Shiro czuła, że jest jej słabo. Jayce znów strzelił i po raz kolejny. 

    - W porządku? - zapytał

  5. Elise przyjrzała się Rennardowi z rzeczowym wyrazem twarzy. Pokiwała głową, dotykając swojego podbródka. 

    - Dostatecznie - określiła. Elise stanęła za młodym zabójcą i położyła dłonie na jego czole - delikatnie pogładziła skórę, doczekała chwilę i szybkim ruchem łokcia wypchnęła go z równowagi. 

    Zamiast upaść na lustro i razem z nim na podłogę, Rennard przeleciał przez ramę i zniknął w tafli. 

    Przez krótki moment wszystko wokół lśniło, do momentu w którym zderzył się z trawą i ziemią.

    Zniknął typowy dla Shadow Isles smród i zimno. Niebo było jasne, a gdzieś w pobliżu buczał portal. Kilka portali. 

    Tuż obok wylądowała Pajęczyca. 

    - Lepiej niż na wyspach. 

     

  6. - Nie. Zapewne zostaliśmy rozdzieleni. W ciągu krótkiej chwili zniknął Doktor, Ezreal i ty, chociaż byli tuż obok. A potem usłyszałem, jak się wydzierasz chociaż i tak było naprawdę kiepsko słychać. Jak przez mgłę - poinformował. 

    Wokół słychać było kroki. Gałęzie trzaskały, skrzypiały liście. Byli otoczeni. 

    Na ramię Shiro padła wielka dłoń Jayce'a. 

    - Trzymaj się blisko. Jeśli teraz się rozdzielimy, to koniec. 

  7. - Obawiam się, że pająki mają w zwyczaju kąsać. Pająki mają w ogóle bardzo interesujące zwyczaje. Jestem pewna, że byłbyś ciekaw niektórych z nich. - Pajęczyca zachichotała i puściła Rennarda, gdy tylko przekroczyli próg ruin. Stanęła przed jednym z luster. Krótką chwilę zajęło jej podziwianie swojego wizerunku, po tym procesie zaś przyłożyła palec do ust, widocznie się nad czymś zastanawiając.

    Ból w ręce i w karku trochę zelżał, zniknęły też mdłości. Zawroty głowy były nieznaczne i wyglądało na to, że Rennard wraca do zdrowia.

    - Opisz mi miejsce, w którym leży nasz wielki nieprzyjaciel.

  8. - O, tak. Zabicie samego Vilemawa to całkiem niezły czyn. Wart rozgłoszenia, jeśli chcesz znać moje zdanie. Ale najpierw obowiązki, potem sława. Trzeba uratować tyłek gwiezdnej jaszczurki, mój kochany Rennardzie. A potem może jeszcze udowodnić dominację, uknuć intrygi i pokazać panu od zbóż gdzie jego miejsce. Uważam zagranie z glizdami za wyjątkowo ohydne. No i ta twoja matka... Nie znosiłam jej, przyznam szczerze - mówiła, prowadząc Rennarda z powrotem do Ruin. Z gniazda Vilemawa wystawały dwa, ogromne odnóża. 

  9. - O, nie. Ty wracasz do zdrowia. Jad krąży w żyłach, ale nie sieje spustoszenia. Usuwa toksynę ze zboża, którą zostałeś zatruty. - Wzięła go pod ramię, uśmiechnęła się, ale zaraz potem uśmiech znikł z twarzy, a oblicze przybrało chmurny nastrój z sugestią grozy.  - Podziękuj, DeWett - Głos Elise brzmiał, jakby przemawiała kilkoma głosami, a każdy z nich odbijał się echem.

×
×
  • Utwórz nowe...