-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
Do jeziora zasnutego mgłą wpływały wszystkie wodospady Shurimy, ale jeden z nich wypływający z niskiego, szerokiego progu był szczególny. Było to bowiem wejście do podziemnej groty, z której wypływało owe źródło. Ze środka świeciło światło.
-
- Woda z Oazy...W samym sercu miasta. Wyleczy każdego, znajdź ją i przynieś mi... Proszę - sapnęła, i opadła na podłogę, krztusząc się krwią. Zwinęła się prawie w kłębek. Z grozy nie pozostało wiele. W jej miejsce wstąpiła żałość. Oto Cassiopeia Du Couteau, błagająca młodą czarodziejkę o litość.
-
Cassiopeia zachichotała. - Daję ci słowo! Przysięgam na parszywe imię rodu Du Couteau, że cię nie skrzywdzę... Ani żadnego z twoich przyjaciół. Wszystko czego teraz potrzebuję, to pomocy. A tylko ty mi jej udzielisz - odpowiedziała. Z jej ust, wykrzywionych w grymasie bólu wydobył się jęk.
-
Cassiopeia nie zdołała się odsunąć. Kiedy kryształowe odłamki na nią spadły, zawyła i spróbowała się odsunąć. Na ciele powstały nowe rany, wężowy ogon zwinął się, napinając mięśnie. Dyszała ciężko. Z jej oczu pociekły łzy. - Zostałam zmuszona. Daj spokój! Mogłam zabić cię już kilka razy, czekałam tu zanim przyszłaś. To przypadek! Jeśli mi nie pomożesz... W czym będziesz ode mnie lepsza? - syknęła.
-
- W takim razie zostanę na warcie. Niech się zraniony jeleń słania, stado już w bór odbiega! Bo jest czas snu i czas czuwania, Na tym ten świat polega! Dobre, powinienem to zapisać... Niemniej, dobrej nocy DeWett. Usadził się na krawędzi iglicy z pistoletem. Nazajutrz Rennard obudził się, kiedy już słońce wstępowało na horyzont. W ustach miał kapcia, kark go bolał. Gdzieś w dole śpiewał ptak, portale buczały wesoło, a Jhin... Cóż, był w tym samym miejscu w którym go Rennard zostawił. Wokół roztaczał się widok na iglice i wysokie szczyty górskie.
-
Wężowa kobieta uniknęła części splotów, ale jęknęła, zahaczając o nie. Wypełzła z rogu pokoju i zbliżyła się do okna. Światło księżyca padało na jej twarz - jednocześnie drapieżną i w dziwny sposób piękną. Nie górowała nad Shiro, a leżała na podłodze, ręką chwytając się za brzuch. Rzuciła Shiro błagalne spojrzenie, choć nie spojrzała jej w oczy. - Widzę, że już nie śpisz. Jestem ranna. Pomóż mi - poprosiła, krztusząc się.
-
Nie zdążyła zbyt długo pospać. Obudził ją dźwięk łusek przesuwających się po kamieniu. Delikatny, ledwie słyszalny. To co wybudziło ją ze snu, było lekkim uderzeniem metalu o posadzkę i syknięciem. Należało uważać, tak jak mówił Nasus. W ciemności, pod ścianą zalśniła para żółtych oczu. Światło księżyca wpadające przez okno ujawniło końcówkę ogona.
-
- Zapewne. Ale... Czekaj. Wziął płótno i przychwycił dwa końce jedną ręką. Potem założył sobie na głowę i zaczął obracać. - Taaak... O, tu nawet jest grota. Niesamowite, niesamowite... Ha, mój drogi przyjacielu... musimy odnaleźć odpowiednią dolinę. Ale proponuję zrobić to rano - oznajmił, zdejmując płótno z głowy. - Za nic nie widzę teraz szczegółów.
-
- A więc awangarda! Choć w naciąganym tego słowa znaczeniu, przyznam. Zobaczmy, co też stary głupiec miał ze sobą... Zwitek... Ha, to nie mapa! Obraz? Płótno. Nie wyglądał mi na miłośnika sztuki. Czy obraz może być mapą? - zapytał. Zapalił zapalniczkę i jej słabym światłem oświetlił rozłożone płótno. Było dziwnie szerokie. - Górskie szczyty, bitwa... Może gdzieś tu jest wskazówka, jak dotrzeć do naszej sceny? Spójrz no, DeWett. Istotnie, obraz przedstawiał bitwę w dolinie zagłębionej między szczytami. Wyglądało na to, że był panoramą - jeden z jego końców dopasowywał się do drugiego. Górskie szczyty nie były opisane, ale namalowano je z perfekcjonistyczną dokładnością - w odróżnieniu od bitwy, która namalowana była dość chaotycznie. Na niebie zaznaczone były trzy punkty - gwiazdy.
-
- Jeśli to będzie w stanie doprowadzić do przywrócenia ładu i rozdzielenia wymiarów... Należy sprowadzić ciało. Vi wyszczerzyła się z satysfakcją. - To już akurat załatwione. Musimy tylko czekać... I potencjalnie chronić Shurimę przed tym bezcielesnym sukinsynem. Z całym szacunkiem, Nasusie. No i ten, byłoby spoko gdybyście udostępnili przejście do Shurimy. Nie wiem jak je ukrywacie, ale póki Shiro nie została odesłana, nie mogliśmy was znaleźć. Macie jakiś portal, czy coś? To by się bardzo przydało. Na serio, przenoszenie trupa w upale to jest kiepski pomysł, a lodówka to całkiem spora rzecz. - To da się załatwić. Jutro. Zaprowadzę was do innych... kwater. Więzienie nie przystoi. Już nie. - A Taliyah? - Próba zabójstwa zasługuje na karę. Trybunał zostanie zwołany. - Ta. Jasne. Przeskrobałaś, dzieciaku. Tkaczka pokiwała głową z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nowa kwatera którą Shiro dostała na własność była bardziej przestronna. Również miała basen, ale oprócz tego w środku znajdowało się wyposażenie w postaci krzesła i potężnego łoża. - Miej oczy szeroko otwarte, czarodziejko. Jeden z naszych wrogów wciąż może gdzieś tu się ukrywać - ostrzegł szakalogłowy i opuścił pomieszczenie.
-
Wyniesieni zamilkli. Spojrzeli na siebie w ciszy, jakby się nad czymś zastanawiając. - Czy amulet jest z Shurimy? Czy wciąż jest przy ciele? Gdzie jest ciało? - zapytał szakalogłowy.
-
- Daj spokój, jesteś półbogiem. Nie byłbyś w stanie zwyczajnie tam wejść, zabrać go i uleczyć? Przecież macie tę swoją sadzawkę, która potrafi każdego uzdrowić... - Na ciele - wtrącił Wyniesiony. - W Zaświatach przetrzymywany jest ogrom duchów, w tym i duchy tych, którzy niegdyś byli mi bliscy. Ani ja, ani Kustosz nie posiadamy wiedzy, która pozwoliłaby ich uwolnić. - Zawsze jest coś, co trzyma ducha pomiędzy jednym, a drugim światem - dodał Nasus. - To co wypływa do świata żywych jest wymiarem położonym pomiędzy. Jak pustka. Xerath nasłał na nas martwych sługów, którzy niedawno obozowali pod murami Shurimy, niezdecydowani czy wstąpienie do niej jest bezpieczne. Spotkała ich śmierć, a Xerath to wykorzystał. Otworzył wymiar Zaświatów, wypuścił duchy tych, którzy tu zmarli i przywrócił ich do gnijących ciał. Oto jaki jest skutek. Oto co stanie się z waszym Odkrywcą, kiedy do tego dopuścicie. Jest mi przykro.
-
- Co takiego by zyskali? - zapytał zabójca, zajęty wkładaniem rzeczy do torby. - I dlaczego nie mieliby zwyczajnie skorzystać z tradycyjnego, politycznego oskarżenia o coś niewygodnego członka rodu, skutkującego szybką dekapitacją - bądź w wypadku konserwatywnego podejścia do sprawy - zamknięcia w sali tortur?
-
Szarpanina trwała jeszcze przez chwilę. Pistolet Jhina wyróżniał się na tle ciemnej skały i był w jego zasięgu, ale zabójca widocznie nie miał zamiaru z niego korzystać. Walka skończyła się, kiedy Jhin usiadł okrakiem na przewodniku. Jego głowa wystawała poza krawędź iglicy, a zamaskowany zabójca trzymał go za resztki włosów. Druga ręka trzymała nóż. Jeden szybki ruch i krew z poderżniętego gardła pociekła na skalną ścianę. Mężczyzna zdążył krzyknąć po raz ostatni - potem krzyk przemienił się w bulgot, a potem w ciszę. Jhin przeszukał przewodnika i wyjął z zakamarków jego ubrań rzeczy, które uznał za potrzebne. Potem wstał, podniósł ciało i zrzucił je w przepaść. - Masz świetny słuch, przyjacielu.
-
Przykurczony człowiek spłoszył się na dźwięk głosu Rennarda. Uniósł szybko dłoń. Od ostrza trzymanego w dłoni odbił się świetlny refleks. Dłoń opadła i rozległ się zgrzyt. Mężczyzna jęknął, kiedy metalowa ręka chwyciła go za szyję i pociągnęła w dół. Zaczęła się szarpanina obfitująca w stukot, uderzenia o skały i jęki przewodnika.
-
- Dlaczego chcecie przywrócić Odkrywcę? - zapytał Azir, kierując swoje słowa do Vi. - Zostawiał zaszyfrowane notatki. Odkrył zapiski o miejscu, ktore może być związane z wyciekami z Zaświatów na terenie Valoranu. Nikt w Piltover ani nigdzie indziej nie był w stanie tych notatek rozszyfrować. To nie kwestia nostalgii. To znaczy, to również. Ale nie zwracalibyśmy mu głowy bez ważnej przyczyny - odpowiedziała. Wyniesiony pokiwał głową. - Jeśli wróci, nie będzie sobą. Z jakiegoś względu ten duch jest uwięziony. W jego umyśle zaszły nieodwracalne zmiany.
-
Mężczyzna po raz kolejny nie popisał się elokwencją i tylko wyburczał coś niewyraźnie pod nosem, grzebiąc kijem w żarze ogniska. -Dobrej nocy, panowie - odezwał się Jhin i odwrócił w stronę portalu. Zmęczenie szybko zmogło Rennarda i nawet nocny chłód nie przeszkodził w zaśnięciu. Niestety, nie było mu dane przespać całej nocy. Obudziło go niejasne przeczucie, że coś nie jest tak, jak powinno. Ogień zdążył już zgasnąć, a wszędzie wokół panowała ciemność. Jednostajne buczenie świadczyło o tym, że portale wciąż są w tym samym miejscu. Nie było natomiast przewodnika, w każdym razie nie w miejscu w którym powinien być. Rennard zauważył, że coś - prawdopodobnie Stary mężczyzna - z niewiadomych przyczyn pochyla się nad leżącym artystą-wariatem.
-
- Ja również dziękuję. Winien jestem przeprosiny i zwracam honor. Teraz... Teraz trzeba wracać - zabrzmiał i skierował się ku schodom u podnóży postumentu Słonecznego Dysku. W dolinie czekała pozostała trójka i... Zwłoki. Mnóstwo zmasakrowanych zwłok. Mężczyźni, kobiety i dzieci. Smród krwi roztaczał się nad jeziorem. Kustosz wyglądał chyba najgorzej - atak najprawdopodobniej go załamał. Stał na brzegu jeziora zabarwionego brązową, gęstą krwią. Uniósł łeb i spojrzał na Shiro. - Właśnie dlatego nie wolno przerywać bariery - poinformował. Niedaleko stała Vi, ubabrana od stóp do głów płynami ustronowymi i Taliyah, starająca się za wszelką cenę nie patrzeć na Azira. Atmosferę można było zaliczyć do ponurej. - No, dzieciaku - podsumowała Vi, siląc się na uśmiech. - Zaimponowałaś mi. Byłby to bardzo pozytywny akcent, gdyby nie to, że Shiro zajęta była omijaniem części ciał i plam krwi wsiąkającej w piach.
-
Kiedy opadł już dym, widmo jakim był dawny znajomy Azira wciąż unosiło się nad popiołami i resztkami zwęglonych ciał. Wyglądał, jakby się rozstroił - odłamki skalne podrygiwały, a energia w niekontrolowany sposób wystrzeliwała pojedyncze wiązki. Z jakiegoś powodu wróg wydawał się być całkiem zadowolony. Zarechotał (co brzmiało jak rytmiczne uderzanie kamieniem o kamień) i rozłożył widmowe ręce na boki. Kryształy odbijały się od kamiennych części, bądź pękały w starciu z wiązkami energii. Nie miał oczu, toteż kryształ oślepiający nie wypełnił swojej roli. Azir ponownie posłał w jego stronę żołnierzy. A kiedy cała trójka uderzyła w widmo, oponent zwyczajnie... wybuchł. Wybuchł, posyłając wszędzie wokół skalne odłamki. Wyniesiony zareagował szybko, doskakując do Shiro i tworząc przed sobą tarczowników. Skały grzmotnęły o tarcze, posypał się grad drobnych odłamków. A potem znów zapadła cisza. Cesarz wyprostował się, a żołnierze opadli. W miejscu w którym lewitowało widmo, stały teraz nieregularne kształty - piaskowi żołnierze stopili się pod wpływem wysokiej temperatury wybuchu i przeistoczyli w matowe, brudne szkło. Wróg zniknął, pozostawiając po sobie krajobraz nędzy i rozpaczy. Spopielone ciała na piasku, zniszczone budowle i gryzący dym wsiąkający w ubranie. Wyniesiony westchnął ciężko.
-
Kryształowe pnącza zawiązały się wokół kobiety-węża, zamykając ją w ciasnej pułapce. - Kiedyś stąd wyjdę, skarbie - syknęła, kierując słowa ku Shiro. - Wtedy lepiej dla ciebie, abyś miała oczy szeroko otwarte. Azir doskoczył do jednego ze swych żołnierzy, unikając błękitnej kuli energii. Na jedno machnięcie szponiastą dłonią masy piasku opadły, odsłaniając widok. Kilkadziesiąt metrów od nich, nad ziemią, unosiło się... coś. Dziwna, bezkształtna istota z czystej energii, otoczona fragmentami kamieni i łańcuchów. Byt wydawał z siebie zgrzytnięcia i elektryczne syki. Energia drała, falowała i od czasu do czasu wystrzeliwała przypadkowo w ziemię i w powietrze. - Nie cieszysz się, widząc starego druha? - Głos miał grzmiący, ciężki jak ołów i ponury. Miało się wrażenie, że kiedy duch przemawia, trzęsie się ziemia. Cesarz nie odpowiedział, ale posłał w kierunku martwego maga dwóch żołnierzy. Włócznie roztrzaskały kamień, ale istota nawet się nie odsunęła. Była wiązką czystej energii. - Przybywam z darem. Zaludnię twoje marne, piaskowe pustkowie. Nie cieszysz się, Azirze? Spójrz tylko na nich... Z początku Shiro myślała, że z piachu wyrastają pnącza. Potem okazało się, że w istocie były to dłonie. Spod pyłu wyłaniały się ludzkie sylwetki - nienaturalnie powykrzywiane, wychudłe, niektóre opuchnięte i powolne. Z pustych oczodołów świeciło zielone światło. Azir zamarł. - Ludzie, którzy obozowali pod murami... - ... Teraz mogą zasiedlić twoje ziemie! Martwi i posłuszni, jak twoi żołnierze! Sami do mnie przyszli, a teraz są mi posłuszni! Wyniesiony w złotej zbroi uniósł swój kostur. Słoneczny Dysk błysnął i ponownie zatrzęsła się ziemia. Wielki obiekt poruszył się i wystrzeliła z niego złota wiązka. Z początku wąska, im bliżej ziemi była, tym szersza się stawała. Shiro poczuła uderzenie gorąca na twarzy. Znikąd zmaterializowali się przed nią złoci tarczownicy, a potem rozległ się ogłuszający huk. Po pierwsze, pękła klatka z kryształów która trzymała kobietę-węża. Po drugie, energia Dysku zderzyła się z ziemią, wybuchając i niszcząc wszystko, co tylko znalazło się w jej zasięgu. Najpierw huk, potem cisza, gorąco bijące od ziemi i smród spalenizny - zwłaszcza spalonego mięsa i włosów.
-
Pierwszy atak trafił ją w ramię i ostrzegł Wyniesionego przed kobietą-wężem. Syknęła i zamachnęła się ręką, ale zamiast w ramię Azira, trafiła w naramiennik. Rozległ się zgrzyt metalu o metal. Wokół Wyniesionego zaczęła krążyć tarcza Shiro. Pnącza tylko ją drasnęły, ale równie szybko jak ona sama pomknął w jej stronę żołnierz, a złota włócznia przebiła bok oponentki, kiedy ta próbowała go uniknąć. Rozległ się wrzask, a kiedy krople jej krwi zetknęły się z ziemią, zasyczały i zaczęły dymić. - Nie wolno ci spojrzeć w jej oczy! - huknął Wyniesiony. Leżąca na ziemi kobieta syknęła i ze złością spojrzała na Shiro. - Azirze, widzę że znalazłeś sobie sojuszników! Ja także mogę być sojuszniczką! Wiesz dobrze, że zmuszono mnie do tego ataku! - krzyknęła, trzymając się za zraniony bok. - Łżesz. - Kolejna włócznia powędrowała ku rannej oponentce, ale ta zdążyła się jej wywinąć. Jej oczy powędrowały w punkt za Azirem. - Skąd możesz wiedzieć? Przecież nie masz pojęcia, co działo się pod twoją nieobecność! - kontynuowała rozmowę. W Wyniesionego mknęła niebieska kula energii.
-
Lot deską okazał się być przedsięwzięciem karkołomnym ze względu na wiązki energii i ograniczoną piaskiem widoczność. Musiała przerwać kilkanaście metrów od Wyniesionego, bo wokół niego było najwięcej wirującego piasku i piaskowych żołnierzy. Ponieważ czerpał energię z ograniczonej teraz aktywności Dysku, żółte światło wskazało Shiro, gdzie się znajduje. Ale oprócz wyniesionego była tam jeszcze jedna postać - coś zręcznego, co poruszało się z niewiarygodną wprost szybkością. Dziewczyna trafiła do wnętrza burzy piaskowej, które podobne było do oka cyklonu. Widoczność w środku była nieograniczona. Azir razem ze swoimi piaskowymi żołnierzami zmagał się z dziwnym tworem - połączeniem kobiety i węża. W przeciwieństwie do Cesarza, ta widać bawiła się wprost świetnie, co chwilę znikając w chmurze pyłu, to znów się z niej wyłaniając. W wirze walki ani jedno ani drugie nie zauważyło Shiro, ale Shiro zauważyła, jak hybryda pełznie po ziemi w kierunku Azira, ukryta w piachu, odgina się w tył i skacze w jego kierunku, mierząc szponami w nieosłonięte zbroją ramię Wyniesionego.
-
- Nic co tworzy piękno nie jest agresywne, drogi DeWett'cie. Piękno jest chłodną kalkulacją. W tym przypadku bardzo chłodną - odpowiedział Jhin przekonującym tonem, układając głowę na płóciennej torbie. Przewodnik nie czuł się najwyraźniej przekonany, nieufnie spoglądając w drugi portal. Potem podniósł się i odsunął od krawędzi. Usiadł przy ognisku, grzejąc dłonie. - To nienaturalne - wyburczał pod nosem, nadąsany.
-
Zatrzęsła się ziemia, kiedy jeden z niebieskich pocisków uderzył w ścianę budynku, osmalając kamień. - Komuś zebrało się na nocny atak. Wychodzimy! - zarządziła Vi, rozentuzjazmowana perspektywą stłuczenia kogoś. Na zewnątrz działo się dosyć sporo - błękitne pociski z energii spadały w wielu punktach miasta, niszcząc budowle i popieląc pierwsze rośliny. Największa ich ilość skupiała się jednak na uderzaniu o ogromną, złotą tarczę górującą nad miastem - Słoneczny Dysk. W powietrzu czuć było zapach ozonu, a włosy Shiro elektryzowały się od wyładowań elektrycznych. Zerwał się wiatr, tworząc potężną burzę piaskową. Tony pyłu zmierzały ku lśniącemu żółtym światłem punktowi pod Dyskiem. W ciemności i przez piach nie było widać zbyt wiele, ale u brzegów jeziora toczyła się walka, o której świadczyły pojedyncze rozbłyski niebieskiego światła, warkot (prawdopodobnie Nasusa) i ryk czegoś wyjątkowo wściekłego. - Nie ma Taliyah. Musimy się rozdzielić. Muszę lecieć ją uwolnić. Pewnie chodzi im o Dysk, trzeba go ochronić. Wiesz, co masz robić? - zapytała Vi.
-
- No i dobra, chociaż nie wiem co innego teraz nam pozostaje - stwierdziła. Osunęła się na podłogę i westchnęła ciężko. Do końca dnia, przez długie godziny nie stało się nic. Tylko jednostajny szum wodospadu i wiatr wpadający przez okna. Vi skorzystała z basenu w chwili przerwy między gniewnym chodzeniem w kółko. Po raz kolejny noc przyniosła zagrożenia. Zaczęło się od huku i grzmotu. Vi zerwała się z ziemi i czym prędzej założyła hextechowe rękawice. Wyjrzała przez okno. Niebo rozświetlały błękitne punkty, niebezpiecznie zbliżające się ku Shurimie. Spod budynku zniknęli żołnierze - zarówno Shiro jak i Vi nikt nie strzegł. Były wolne.