-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- Niesamowite - skomentował Jhin. Przewodnik wciąż wyglądał na przerażonego, ale jako że potencjalne zagrożenie istniało z obu stron, nie był pewien w którą stronę się przesunąć. - To jest nienaturalne! - syknął. - Powinniśmy stąd odejść, czym prędzej. Ktoś... coś to wywołało. Co jeśli wciąż gdzieś tu jest? - zapytał. - Och, nie prowokuj zbędnego dramatu. Nienaturalny jest twój demoniczny domator i wasza relacja, to jest zwykły portal - żąchnął się cyborg. - Ale nie mogę odmówić racji, że gdzieś musi znajdować się przyczyna tego zakłócenia. Możemy odkryć ją rano.
-
[Gra][Arcybiskup z Canterbury, Pawlex]Dwóch bogów, jeden świat
temat napisał nowy post w Luźna gra ról
Dziewczyna wlokła się za całym orszakiem bez większego entuzjazmu, chociaż wizja posiłku była bardzo zachęcająca. Była niemal pewna, że gdzieś w umyśle Lufiego błąkały się myśli o puszczeniu budynku z dymem. - Kto by pomyślał, że znasz takie słowo - odparła Adra ze spokojem. Wyminęła towarzysza i weszła niespiesznie do środka. -
- Dobra, dzieciaku - sapnęła dziewczyna. Zanim ponownie się odezwała, minęła dłuższa chwila. - Byłam trochę wredna. Znaczy, czasem ci się należało, ale ostatnio to nie. Więc ten... przepraszam. I dzięki za odgonienie tej wielkiej suki... Nie dalibyśmy rady, to było ważne. Taliyah nawaliła, nie ty - stwierdziła, patrząc na nią.
-
- DeWett, byłbyś łaskaw podejść do krawędzi? - zapytał Jhin, a sam podniósł drugi kamień z ziemi i przygotował się do rzutu. W dole, zaledwie kilka metrów niżej również widniała ciemna plama, będąca podobną anomalią, wewnątrz której migotały dwa białe punkty. Kiedy Jhin rzucił kamień, ten wyleciał z drugiej dziury (czy czegokolwiek, czym anomalia była) i rozpędzony, uderzył o szczyt.
-
Kiedy kamień zetknął się z anomalią, rozległ się dźwięk podobny do chlupnięcia wody i podobnie do wody zareagowała też struktura, rozpraszając się w coś na kształt kręgów. Po chwili ciszy rozległo się uderzenie - ten sam kamień wylądował na szczycie iglicy po drugiej stronie. Przewodnik odczołgał się z tamtego miejsca, z przerażeniem wpatrując w niewinny odłamek skalny. Jego ręka mimowolnie powędrowała do serca. Jhin podszedł do kamienia i uniósł go swoją zdrową ręką, ale natychmiast upuścił. - Interesujące. Jest zimny. Mówiąc to, mam na myśli: niezwykle zimny. Jak zamrożony.
-
Taliyah spuściła głowę w poczuciu winy. - Błagam, nie klękaj przed nikim! - syknęła Vi. - To że ma na sobie tonę złota, nie znaczy, że jest lepszy. - Młoda tkaczka jest w pełni świadoma swoich czynów i odpowie za nie przed Trybunałem! Do tego czasu uznaję za słuszne ograniczyć waszą wolność... Jako potencjalnych spiskowców. - Proszę cię, przecież nic byśmy z tego nie miały! Nie jesteśmy tu ani żeby cię zabić, ani żeby zagrozić twojemu miastu. Nie dałoby się bez... - ... Bez zwołania Trybunału Ligi? Nie. Na zbyt wiele zdarzeń i czynów Liga przymykała oko. Najwyższy czas, żeby to zmienić. - Wskazał na wyjście z komnaty, chcąc aby zarówno Vi jak i Shiro ruszyły w tamtą stronę. Na zewnątrz okazało się, że pośrodku kotliny znajduje się dość spore jezioro, którego brzegi zdążyły porosnąć już pierwszymi, barwnymi roślinami. Żołnierze po bokach i z tyłu szli równym krokiem, nie opuszczając ani na sekundę swoich włóczni. Ostatecznie dotarli do niskiego budynku o małych oknach, osadzonym obok jednego z wodospadów. Na tarasie w związku z tym panowała wilgoć i orzeźwiający chłód. Budynek w środku miał pięć pomieszczeń - na ścianach i na sufitach widniały nieco zatarte, ozdobne freski. W jednym z pomieszczeń znajdował się nawet basen i niewielki wodospad, będący zapewne odpływem od naturalnego wodospadu za ścianą. Okna były małe, ale wpadała przez nie wystarczająca ilość światła. Nie było żadnych mebli, ale było kilka różnych, glinianych i ceramicznych waz. Nikt nie zamknął drzwi za Vi i Shiro, nikt nie krępował im rąk. Dwójka Wyniesionych odeszła bez słowa, ale budynek został zabezpieczony przez piaskowych żołnierzy. Vi uderzyła głową o ścianę.
-
- Jak na razie nie jest zbyt wygadany - skomentował przewodnik. Anomalia wydawała z siebie niski dźwięk. Nie zareagowała, kiedy się zbliżyli. Wciąż falowała tym samym rytmem co wcześniej, ale z bliska zdawało się, że jest ciemniejsza od nocnego nieba. Głębsza, choć nie sposób było określić jej kolorów. - W istocie... buczy, ale nie słyszę w tym słów. Co sądzisz o ochotniku w postaci kamienia wymierzonego w nasz mały, tajemniczy byt? - zapytał Jhin.
-
- Nie widzę przeciwwskazań - odrzekł. - Jeśli masz pomysł, jak wypróbować skłonności owej anomalii... Nie krępuj się. - Jhin wstał i zaprosił Rennarda do działania. Przewodnik odsunął się na przeciwległą krawędź iglicy, zapewne na wszelki wypadek. Jaśniejący punkt zamigotał zachęcająco.
-
- Ta - warknął przewodnik. Nie wiedzieć czemu, był bardzo nie w humorze. Przewodnik prowadził, idąc wąską, kamienistą ścieżką pnącą się w coraz stromiej w górę. W pewnym momencie zanikła zupełnie, a stary mężczyzna ostrożnie szedł między ostrymi skałami, sprawdzając grunt długim kijem. Drzewa rosły już coraz rzadziej i karłowaciały wraz ze wzrostem wysokości. Dzień nie był wyjątkowo słoneczny, a chmury przesłaniały niebo. Już wkrótce liny stały się niezwykle wprost przydatne, bo droga najeżona była skalnymi zapadliskami i urwiskami, które trzeba było przekroczyć. Najlepiej radził sobie przewodnik, przyzwyczajony do dużych wysokości i małej ilości tlenu, ale i Rennard radził sobie ze wspinaczką. Zdecydowanie najgorzej szło cyborgowi, choć i on nie miał większych trudności z wędrówką - świadczyła o tym ciągła (w przeciwieństwie do ioniańskiego przewodnika) chęć do rozmowy. Widać lubił brzmienie własnego głosu. -... Dlatego też światło na scenie jest tak ważne, i... Jiao, czym jest ta... anomalia? - zapytał. Stali teraz na płaskim szczycie szerokiej iglicy skalnej. Zapadał zmierzch, więc było to jedno z bezpieczniejszych miejsc na przenocowanie. Ioniańczyk zapalił już ognisko i przypatrzył się miejscu, które wskazywał Jhin. Miejsce owe było tuż nad krawędzią iglicy - powietrze w jego miejscu falowało i opalizowało, jakby mieszały się tam dwa płyny o różnych gęstościach. W centrum anomalii błyszczał biały punkt świetlny. Przewodnik nie odpowiedział, ale podszedł bliżej do zjawiska, nieufnie je obserwując. Rękę w której dzierżył nóż miał uniesioną, jakby kawałek metalu mógł obronić go przed dziwnym zjawiskiem. - Siedem dni wstecz nad tymi górami pędziła spadająca gwiazda. To nie wróży dobrych rzeczy... Jest ciemno. Stanę na warcie - zaproponował. - Wspaniale. Są takie aborracje w Noxus, kompanie? - zwrócił się do Rennarda.
-
Kiedy tylko przekroczyła portal, wylądowała w bibliotece Kustosza. Obok stała Vi, w którą skierowane były złote włócznie - tak jak i w Shiro. Stały pośrodku okrągłej komnaty, otoczone przez rząd żołnierzy w złotych zbrojach. Żołnierze nie byli ludźmi - byli stworzeni z piasku. Na podwyższeniu wychodzącym do reszty pomieszczeń wykutych w skale stał Nasus. Obok Kustosza stał drugi, nieco niższy Wyniesiony w złotej zbroi, złotym hełmem imitującym głowę ptaka i ze złotym kosturem. Był tam też ktoś jeszcze - Taliyah, cała, zdrowa i związana, z chustą uniemożliwiającą mówienie. - O co chodzi? - zapytała Vi spokojnie, chociaż widać było, że w środku aż się gotuje. - Dopuszczono się spisku - odezwał się Wyniesiony odziany w złoto. Miał niski, uroczysty głos. - Niedopuszczalne jest podniesienie ręki przez członka Ligi na innego członka Ligi poza Polami Sprawiedliwości w celu innym niż samoobrona. - Ja nie chcę być złośliwa, ale włócznie twoich żołnierzy są skierowane w nas - zaprotestowała Vi. - W członkinię Ligi i bezbronnego cywila! - Młoda czarodziejka skał dopuściła się przestępstwa. Gościnę Cesarza odpłaciła próbą zabójstwa. Vi zdjęła rękawicę hextechową i położyła dłoń na czole w geście zażenowania. Każdy ruch był uważnie śledzony przez żołnierzy. - Pamiętasz, jak nazwałam cię idiotką, kretynką i inne takie? - zwróciła się do Shiro. - Cofam to. Nie widziałam prawdziwej głupoty.
-
Przez następne dwa, uciążliwe dni między Vi, a Shiro nie padło żadne słowo. Widziały się zresztą tylko w namiocie, przed snem. Kiedy Shiro wstawała, Vi już nie było. Pustynny klimat również zaczął jej się naprzykrzać. Ukojenie od upału nadchodziło tylko wieczorem, po którym z kolei przychodziła niesamowicie zimna noc. Ostatecznie do życia były tylko poranki i właśnie wieczory. Rankiem następnego dnia Shiro wyjątkowo zastała Vi w namiocie, wkładającą na ręce hextechowe rękawice. Kiedy skończyła ten proces, zabrała z prowizorycznego biurka mały zwój. - Chodź - burknęła tylko i wyszła. Na zewnątrz stał już jeden z nomadów, uczestników wyprawy. Vi zatrzymała się i położyła zwój na piasku, a nomad go podpalił. Pergamin zaczął kopcić i dymić, a ów dym układał się w powietrzny pierścień, by wreszcie przeistoczyć się w koło świecące niebieskim światłem. - To portal - wyjaśniła Shiro i ostrożnie do niego weszła.
-
- Co próbowałyście zrobić?! - wykrzyknęła. - Nie robi się czegoś, jeśli się nie wie czym to grozi. Wysłanie was tam to był cholerny błąd. Poza tym, miałyście ją, idiotki, przegonić i wracać! Czy w tym jest coś niezrozumiałego? - zapytała. Po chwili uspokoiła się, oddychając głęboko. - Dobra, słuchaj. To było złe z kilku powodów. Po pierwsze, Burek łata te wszystkie przecieki czy czym to tam jest, więc to co chciałyście zrobić po prostu utrudnia mu pracę, pomijając fakt że mogłyście tam paść. Rozumiesz? Super. To następnym razem zostawiasz robotę komuś kto się na tym zna, albo dowiadujesz się o co chodzi zamiast odwalać coś według własnego pomysłu!
-
Vi zamrugała. - Zaraz, czekaj. Czemu niby ma wyzdrowieć? Co odwaliłyście? Czekaj, niech zgadnę. Rek'sai prawie was zatłukła i przyszedł wielki Burek, który w swojej łaskawości uratował wasze żałosne tyłki. Co wygrałam? - zapytała że znużoną miną.
-
- Dwa dni. Za dwa dni mają się tu pojawić. Nie wcześniej i nie później. Do tego czasu młoda Tkaczka zdąży wyzdrowieć - rzekł. Podszedł do Shiro i pstryknłął ją palcem w czoło. Na chwilę świat zawirował. Podłoga zapadła się... I Shiro wylądowała na piasku, niedaleko białych namiotów, dwa metry obok wielbłądów pijących z kanału. Karawana widać też go znalazła. Pojawienie się dziewczyny zaalarmowało cały obóz i już wkrótce siedziała w sporym namiocie Vi. - Gdzieście się szlajały przez te dwa dni? I gdze jest Taliyah?
-
Nasus wyprostował się. Podszedł do półki z książkami i wziął do ręki jeden z zakurzonych tomów. Zdmuchnął pył. -Jest jedna droga do ożywienia kogoś, kogo zabrała śmierć. Jeśli kiedykolwiek o niej pomyślisz... Ufam, że wiesz jak wyglądają Nieumarły Niszczyciel i Duma Kata z Noxus. Gnijące abominacje pragnące krwi. To dzieje się z tymi, którzy próbują oszukać śmierć. Nie pozwolę, aby to się powtórzyło, bo w Lidze nie ma miejsca na kolejnego Nieumarłego. I póki żyję, nie będzie. Odeślę cię za chwilę do karawany. Powiedz im, że mamy to, czego szukają. I że oczekuję na poważne oferty - poinformował.
-
- Czy nie powiedziałem właśnie, że żywi i martwi zajmują dwa osobne światy? Śmierć to proces nieodwracalny, nie dla mnie ani dla ciebie. Śmierć to element stale spleciony z życiem. Jedni umierają, by inni mogli żyć. Uklęknął przed Shiro. Teraz ogromną, czarna głowa znajdowała się prawie na jej wysokości. Prawie. - Jesteś tylko pyłkiem. Małym i ulotnym, któremu wydaje się, że jego egzystencja ma jakiekolwiek znaczenie. Na każdego przyjdzie czas. Śmierć istnieje od kiedy istnieje życie. Jak możesz myśleć, że możesz wyrwać jej kogoś z rąk? Nie. Jeśli widziałaś kogoś bliskiego w Przecieku, możesz mu pomóc w niezałatwionych sprawach, ale nie możesz go ożywiać. Nie wiesz, kim będzie osoba, która wróci. I nie masz prawa decydować o stanie zmarłego lub żywego. Czy jesteś usatysfakcjonowana?
-
- Odpowiem na twoje pytania. A ty wyjdziesz i już tu nie wrócisz. Idź za mną - rozkazał i kłapnął zębami. Wyglądało na to, że Nasus nie mówił, a przynajmniej jego głos nie wydobywał się z gardła. Budowa szczęki i języka psowatych nie pozwalała na artykulację wyrazów i tak było również w tym przypadku. Wyniesiony porozumiewał się zatem przez myśli. Szedł przodem, prowadząc Shiro przez kolejne komnaty. Raz zauważyła nawet poskręcane, wysuszone ludzkie zwłoki. Biedak musiał zabłądzić... Albo spotkała go inna nieprzyjemna niespodzianka. Od pewnego momentu korytarze były oświetlone pochodniami. Do głowy przychodziły pomysły i zastosowania dotyczące niebieskiego ognia. Wyniesiony stanął przed ślepym zaułkiem. Kilka niepozornych gestów łapą (czy też ręką - kończyna była stanem pośrednim między jednym, a drugim) i po ścianie zaułka rozlały się niebieskie, geometryczne kształty i hieroglify. Ściana odsunęła się ze zgrzytem i Kustosz wstąpił do środka - tym razem musiał się trochę pochylić przy przechodzeniu przez próg. Kamienna podłoga w drugiej komnacie była całkowicie wolna od piasku. Pokryta płytami z kremowego kamienia i mozaikami w odcieniach czerwieni, brązów i granatów mieniła się pod promieniami słońca. Słońce... Docierało do komnaty przez okulus u szczytu ogromnej kopuły wykutej w piaskowcu, wypełnionej zatartymi freskami i przez otwory pomiędzy okrągłymi kolumnami. Komnata znajdowała się już poza grobowcem, a widok który się z niej roztaczał wychodził na niewielką dolinę otoczoną stromymi skałami. Gdzieś u góry wzrok przykuwał oślepiający blask, ale obiektem który odbijał światło nie było słońce. Ze zbocz spływały kaskady wodospadów, a większość z nich zabudowana była zdobnymi, kamiennymi budynkami. Wszędzie złoto, piaskowiec, bogactwo i mgła. Ściany samej komnaty zaś zabudowane były półkami z niezliczoną ilością starych ksiąg i zwojów. - Duchy które widziałaś to duchy uwięzione pomiędzy wymiarami. Nieszczęście i ból odbierają im rozumy i zmysły. Uczucie niesprawiedliwości zabiera moralność, a znużenie i długotrwałe trwanie między jednym, a drugim światem niweluje wspomnienia. Chciały przedostać się do świata żywych. Ale kogokolwiek tam widziałaś, nie był tym, kim był za życia. To niebezpieczne byty. Czują życie tętniące w żyłach i pragną go, bo jest tym co utraciły i za czym tęsknią. Odpowiedz teraz: co by się stało, gdyby zniszczyć barierę?
-
Wyniesiony szedł przed siebie, ignorując Shiro. Szedł i szedł przez zasypane piachem, opuszczone komnaty aż nagle... zniknął. Przekroczył drzwi, które z początku wydawały się lustrem. Jego powierzchnia rozstąpiła się, falując i drgając, gdy Wyniesiony wchodził do środka. Ale Shiro już nie mogła. Szakalogłowy po chwili znów wyłonił się z dziwnego przejścia, ale był sam. Taliyah musiała zostać w środku. Stanął naprzeciwko Shiro i zmierzył ją swoimi gniewnymi ślepiami, marszcząc czoło i nos. - Uważaj, do kogo i w jaki sposób się zwracasz. Stoję na straży granicy żywych i martwych. Zaświatom zdarza się przeciekać, ale nikt... - tu znów pochylił się nad Shiro. - Powtarzam: nikt nie wraca. A przerwanie bariery dzielącej oba światy niosłoby za sobą tylko nieszczęście.
-
Szakalogłowy zatrzymał się tak nagle, że na niego wpadła, odbiła się i wylądowała na piasku. Pochylił się nad nią tak, że ogromny, czarny pysk znalazł się niepokojąco blisko twarzy Shiro. - Nie radzę nadużywać mojej cierpliwości. Wyjście znajdziesz dwie komnaty dalej. Wyprostował się i nie wyjaśniając absolutnie niczego obrał poprzedni kierunek.
-
Wielka, pazurzasta łapa chwyciła kołnierz nieprzytomnej i Kustosz podniósł ją, jakby nic nie ważyła. Skierował kroki ku wyjściu z komnaty i bez oglądania się na Shiro po prostu z niej wyszedł razem z nieprzytomną towarzyszką dziewczyny. Po duchach i po barierze nie pozostał nawet najdrobniejszy ślad - wkrótce i gryzący dym się rozwiał.
-
Stanął na skraju komnaty, przypatrując się całemu zamieszaniu. Faktycznie, Wyniesiony mógł mieć nawet trzy metry. A nawet jeśli nie, przewyższał wzrostem przeciętnego człowieka. Złota zbroja zakrywająca ciemnoszarą, niemal czarną skórę wydawała się być niezwykle ciężka i optycznie jeszcze bardziej powiększała właściciela. łeb szakala skierowany był właśnie ku kryształowi, który Shiro próbowała zniszczyć. Skierował głownię halabardy ku owemu kryształowi, w którym uwięzione były duchy. Z błękitnego kamienia w głowni wystrzeliła wiązka niebieskiego światła. Rozległ się huk, światło na chwilę oślepiło Shiro. Kiedy odzyskała wzrok, nie było już kryształu - piach w tamtym miejscu spowity był w zielonym, duszącym dymie. Kustosz pustyni ciężko podszedł do Shiro i nieprzytomnej Taliyah. Spojrzał na jedną i na drugą, krzywiąc pysk. - Odsuń się - zahuczał.
-
Dziewczyna nie odpowiadała, prawdopodobnie przez to, że była nieprzytomna. Kamienne bransolety na jej rękach opadły na piasek, a z jej ust zaczęła wydobywać się krwawa piana. Oddalające się kroki na piasku zmieniły kierunek. Ktokolwiek był w świątyni poza Shiro i Taliyah, właśnie się do nich zbliżał. I to szybciej niż poprzednio. Tymczasem kryształ zaczynał pękać, wydając z siebie dźwięk tłuczonego szkła.
-
Ściana ani drgnęła, jakby nie była stworzona z kryształu. Taliyah leżała za to pod ścianą bezwładnie. Przez odrzut musiała mocno w nią uderzyć i jak widać całkiem skutecznie - spod włosów wyciekała strużka krwi, a dziewczyna miała zamknięte oczy. Rozległy się ciężkie, powolne kroki - ktokolwiek odnowił zasłonę, właśnie odchodził.
-
Pozostała cieniusieńka powłoka i nagle Shiro zamiast śliskiej i chłodnej błony pod swoim palcami poczuła skórę dłoni. Również chłodną, ale jak najbardziej materialną. W błonie powstała dziura. I wtedy wszystkie duchy spojrzały w punkt za plecami Shiro i Taliyah, a na ich twarzach wymalował się strach. Na część komnaty zatopioną pod błoniastym wyciekiem zaświatów nałożona została świecąca, fioletowa pieczęć. Zalśniła i wystrzeliła w górę, odpychając dziewczyny do tyłu, a duchy spychając wgłąb komnaty. Powłoka zaczęła się odbudowywać, piasek zawirował, zatrzęsła się ziemia. Ziarna na chwilę przesłoniły widok Shiro, a kiedy już finalnie opadły, nie było błony. Był ogromny, zielony kryształ, przez który nie było widać nic.
-
[Gra][Arcybiskup z Canterbury, Pawlex]Dwóch bogów, jeden świat
temat napisał nowy post w Luźna gra ról
Dziewczyna przedstawiająca się na co dzień jako Adra spojrzała pytająco na towarzysza, a potem omiotła wzrokiem rozmówców. - Wprost konamy z pragnienia i głodu - odparła.