-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
Cisza. - Mam złą wiadomość, DeWett. Twój skrót nadłożył ci już dwie godziny drogi. I pewnie bym cię pomęczyła, ty mały draniu, ale nie będę ukrywać że twój otyły cel i mnie irytuje. Ciągle tylko wstrząsy i wstrząsy... - Elise zaskoczyła zgrabnie ze swojego tronu i podeszła do leżącego na posadzce zabójcy. - To twój szczęśliwy dzień, parszywcu - powiedziała pieszczotliwie. - Wierzę nie tylko w twój profesjonalizm, ale i to, że zrobisz to wyjątkowo wykwintnie. Tyle, że na rynku już Selvo nie znajdziesz. - Elise przecięła nici krępujące Rennarda. - Korytarzem prosto i w lewo. Znajdziesz schody, dalej już sobie poradzisz.
-
- Skoro się boisz, to trzeba było nie ruszać dupska z bezpiecznego Piltover! Czego ty się spodziewałaś? Że wynajmiesz konika, i pojedziesz wesoło ratować swoją blond księżniczkę? JA SIĘ SPINAM? STRACIŁYŚMY DWUNASTU LUDZI, W TYM DOKTORKA! UMARLI, ROZUMIESZ? W tym momencie Vi straciła kontrolę nad emocjami, a jej złość sięgnęła poziomu krytycznego. Shiro nagle znalazła się dwa metry dalej, na tyłku, z mroczkami przed oczami. Nerwy jeszcze nie zarejestrowały bólu. - Przepadli. A Ty traktujesz to jako świetną zabawę, bo przecież jedziemy ratować boskiego Ezreala. Co tam trupy, chrzanić małego doktorka. Ważne że Ezuś będzie żył! Przecież tylko to się liczy! I frajer do ratowania mojego tyłka. Nie będę twoim frajerem, Shiro - warknęła. Odwróciła się i nie czekając na odpowiedź dziewczyny, ruszyła przed siebie gniewnym krokiem, nie zważając na skargi popychanych pieszych.
-
- I niby ty się z nich wyplątałaś?! - Vi zatrzymała się na środku uliczki, a Shiro niemal na nią wpadła. - Ekscytujące? Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale... JESTEŚ TY W OGÓLE POWAŻNA? Dla ciebie to przygoda, ta? Łiiii, patrzcie, jestem Destino, co za super przeżycie, wpadam cholernej Fortune w łapy, ale hej, nie szkodzi, mam ludzi od ratowania mi tyłka. DOROŚNIJ! Vi ruszyła dalej, przy okazji potrącając przypadkowego przechodnia hextechową rękawicą.
-
Wiercił się i wiercił, dopóki natarczywy, chroboczący dźwięk nie dał mu wyraźnie znać, że coś idzie. Coś ze zbyt dużą ilością nóg i chitynowym pancerzem. Coś w liczbie mnogiej. A już najgorzej było, kiedy poczuł delikatne dotknięcie na swojej twarzy... Paskudztwo. Pająk. Dużo pająków. Gdyby Rennard słuchał plotek, nabrałby podejrzeń czyi słudzy po niego przyszli. Ale zanim zdołał się nad tym zastanowić, któryś z wielonożnych sukinsynów go ukąsił. I zapadła ciemność. Kiedy się obudził, do jego zmaltretowanej świadomości dotarł najpierw blady odcień zieleni. Potem kształty zaczęły się wyostrzać, ale uczucie podobne do ostrego kaca widocznie nie miało zamiaru go opuścić. Był gdzieś w podziemiach, to pewne. Komnata była kamienna, gdzieniegdzie znajdowały się baseny z zastałą wodą, a wszystko porastały - jakżeby inaczej - pajęczyny. I to potworne chrobotanie chitynowych nóżek... - DeWett. A to ci dopiero. Co też skłoniło cię do wejścia do kanałów, nieszczęsny pętaku? Jeśli dobrze pamiętam, a pamięć mam świetną, twój ród woli przemieszczać się raczej nad, niż pod. I zwykle się tym szczyciliście - odezwał się damski, zmysłowy głos. Odbił się echem od ścian komnaty, a pierwszym co zobaczył Rennard były świecące, czerwone ślepia.
-
- Czy wypali, to się jeszcze okaże - fuknęła Vi, widać niezbyt skora do żartów i w wybitnie złym humorze. - Ta, jest ode mnie. A co? Miss Fortune spojrzała na Shiro i uśmiechnęła się jadowicie. - Nic. Załatwić wam transport? - zapytała niewinnie. Różowowłosa spojrzała na nią z wytrzeszczonymi oczami. - A czyj łeb za to chcesz? - W odpowiedzi Fortune zachichotała, jakby usłyszała naprawdę dobry żart. - Mam przypuszczenia, kto stoi za zamachem na wasze życie. A, a, a! Nie powiem ci tego, póki nie ustalę kto, głuptasku. Załatwię wam pokoje i statek jutro z rana. Idźcie sobie gdzieś pospacerować, no już, sio. Vi wyszła, wytargując za sobą Shiro. - Masz szczęście, dzieciaku, że zrobiłaś sobie tu koleżankę.
-
Rennard miał zły dzień. Raz jeden zdecydował się na podróż kanałami pod miastem. 'Będzie świetna zabawa, Dziarski'. 'Poznasz klimacik podziemnego Noxus Prime'. 'Zupełnie inne doznania niż łażenie po dachach, czy zwyczajne wleczenie się ulicami'. No więc nie. Miał dotrzeć na rynek, poczekać aż rozpocznie się egzekucja jakiegoś kompletnie nieistotnego typa i zamordować jakiegoś bogacza, który wyjątkowo naprzykrzał się swoimi inwestycjami Wielkiemu Taktykowi. Stwierdził, że nie lubi kiedy cudze wieże przesłaniają mu widok z okna. To miał być koniec Petro Selvo, wybitnie irytującego noxiańskiego biznesmena. Czy będzie, to się okaże. Bo Rennard zabłądził w kanałach. Wlókł się już przez nie ponad godzinę. Co gorsza, nie widział już nawet kanałów. Wszedł do jakichś lochów, katakumb, czy bogowie wiedzą czego jeszcze. Klimat był, i owszem. Tyle że nie do końca taki, jakiego Rennard się spodziewał. W pewnym momencie nadepnął na coś lepkiego. I jeszcze bardziej lepkiego. Właściwie, tak bardzo lepkiego że po kilku krokach nie mógł oderwać stóp od podłoża. Potem nie mógł oderwać także dłoni, a to z kolei wskazywało na ogromną pajęczynę o ogromnie wytrzymałych niciach.
-
- A kogo one obchodzą, złociutka? - Miss Fortune wstała z krzesła, poprawiła swój elegancki płaszcz i już miała ruszać ku wyjściu, kiedy nagle... - FORTUNE! Ściany przybytku aż się zatrzęsły, a z framugi posypały się drzazgi, kiedy drzwi odskoczyły pod naciskiem hextechowej rękawicy. Vi wparowała do środka, a jej wejście było trochę mniej efektowne przez to, że musiała się przecisnąć razem z rękawicami. Wyglądała dość koszmarnie. Prawe oko miała opuchnięte i sine, twarz podrapaną, a swój kombinezon w kilku miejscach potargany. Wyglądała na zdrowo wkurzoną. - FORTUNE, ZATOPIŁAŚ MI ŁÓDŹ! DAWAJ TĘ MAPĘ, TO MOŻE POZWOLĘ CI ODEJŚĆ STĄD ŻYWCEM, TY FAŁSZYWA ZDZIRO! Kapitan skrzywiła się i zacisnęła usta, patrząc na oficer nieprzychylnym wzrokiem. - Nie drzyj się. Spłoszysz mi chłopców. Dlaczego miałabym zatopić twój durny, podwodny statek przed dokonaniem interesu? Vi zamarła. Jej mina wciąż zdradzała determinację, ale mechaniczna dłoń z oskarżycielsko wymierzonym w Sarę Fortune palcem zatrzymała się w pół ruchu. - Teraz przeproś, to dostaniesz mapę. Teraz oficer wyglądała, jakby ją ktoś spoliczkował. - Jak nie ty... to kto? Rządzisz tą cholerną, zapyziałą dziurą! Jak możesz nie mieć kontroli nad tym, co dzieje się na twoich wodach?! - Tym razem ci odpuszczę, ze względu na Ligę i na stres który przeżyłaś, kochanie. Ale muszę usłyszeć przeprosiny. - Przeaszam - wymamrotała Vi. I dostała mapę. - Ta tutaj jest od ciebie? Vi dopiero teraz spojrzała na Shiro.
-
Kapitan Fortune zgrzytnęła zębami. Podeszła do Shiro, chwyciła ją za szczękę i podciągnęła jej głowę w górę, aby nawiązać nieco gwałtownie kontakt wzrokowy. - Nie jesteś tu na wczasach. Jesteś więźniem. Zbyt wiele to fakt, że jeszcze żyjesz. Jeden z drabów puścił rękę Shiro, żeby mogła zdjąć kolczyki i oddać je kelnerce.
-
Pokiwała głową. - Więc oddasz kolczyki. Ale nie wypuszczę cię, dopóki nikt nie potwierdzi tego, co mi powiedziałaś. Więc póki co, czeka cię cela - odpowiedziała kobieta i po raz kolejny napiła się herbaty.
-
- Ach. Vi i Heimerdinger. To jest mapa, której szukasz - oznajmiła, prezentując zwitek. - A ja ci jej nie dam, póki nie zobaczę tutaj oficer Vi bądź doktora Heimerdingera. Nie mam dowodu na to, że nie jesteś zwykłą oszustką, a póki co tylko z tej strony mi się pokazałaś, kochana - odpowiedziała, biorąc łyk herbaty.
-
- A w jaki sposób? - zapytała Sarah. Od niechcenia wyjęła zza płaszcza zwitek pergaminu, stary i pożółkły i zaczęła się mu przyglądać. - Oczywiście, jest mi przykro, że twój okręt został zniszczony na moich wodach... Kto wchodził w skład twojej grupy?
-
Po raz pierwszy Miss Fortune zaszczyciła dziewczynę spojrzeniem. I nie było to szczególnie łaskawe spojrzenie. - Dziękuję za szczerość. Ale nie wiem, czy mogę udzielić ci pomocy. Szczęście nie sprzyja głupcom - stwierdziła. - Czy mam w ogóle powody, dla których powinnam puścić cię wolno, nie mówiąc już o pomocy? Nie łączą mnie z Ezrealem żadne stosunki. I nie był taki znowu wielki. Był niewiele wyższy ode mnie, a ja nie należę do wysokich.
-
- A ja chętnie usłyszę, dlaczego chciałaś mnie okraść i co tu robisz. Stąd nie jesteś, to jasne jak słońce. Och, i zawrzyj w wyjaśnieniu czym są walenie wokół ciebie, jeśli łaska - powiedziała. Zdjęcie kolczyków okazało się być niemożliwe przez drabów trzymających w uścisku ręce Shiro.
-
- Łapać ją! - krzyknęła Fortune, siadając wygodnie na jednym z krzeseł i nie wkładając zbytniego wysiłku w samo łapanie dziewczyny. Co prawda Linda próbowała wskazywać dziewczynie, że istotnie nie jest to dobry pomysł, ale tłum zareagował dość szybko, łapiąc Shiro. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta, której profesja rzucała się w oczy wywlekło ją na środek sali. Została przechwycona przez dwóch zbirów towarzyszących kapitan Fortune, którzy chwycili ją za ręce. Cała trójka wyszła, więc w środku został tylko pirat zwijający się na podłodze przez kryształy Shiro, Sarah Fortune siedząca na krześle, jej dwóch drabów, kelnerka i obsługa gdzieś na zapleczu. Kelnerka podała kobiecie filiżankę herbaty, która nie pasowała ani do knajpy, ani do Kapitan, która nie zaszczyciła Shiro spojrzeniem. - Niedoczekanie twoje. Do Ligi to ty moja droga się nie nadajesz. Przynajmniej na razie.
-
Pirat krzyknął, a więzy opadły. Panował jeszcze rozgardiasz, bo część klientów nie opuściła jeszcze knajpy. Kapitan Fortunę spojrzała w stronę wijącego się na ziemi pirata i ruszyła w stronę Shiro. Na nieszczęście, drzwi na zaplecze zostały zamknięte. Jedyną opcją było wybicie sobie drogi na wolność, albo próba ucieczki razem z tłumem, w którym dziewczyna zauważyła zdziwioną twarz Lindy.
-
- Kapitanie! - krzyknęła spłoszona kelnerka. Podbiegła do Kapitan Sary Fortune, jakby miała zaraz paść przed nią na kolana. - Ta smarkula tam przyszła i jako zapłatę dała mi fałszywy klejnot, który potem wyparował. Przyłapano tu oszustkę! - poskarżyła się. Kapitan rzuciła dziewczynie krótkie spojrzenie. Jakby była zupełnie niewarta nawet rzucenia na nią okiem. - Sprawa złodzieja to jedno, Sally. Dlaczego, pytam, zaczęto rujnować mój lokal? Ktoś może udzielić mi odpowiedzi? - W ciszy rozległo się stukanie obcasów o kamienną posadzkę. Sieci zaczęły puszczać. Musiała robić to na tyle dyskretnie, aby nikt tego nie dostrzegł. Sytuację pogarszał fakt, że dziewczyna stała na stole. - Może pan? - zapytała kobieta, podchodząc do jednego z piratów. Barczysty i wielki, mimo różnicy wzrostu przy niej wydawał się być dziwnie mały. - Ktoś... ktoś zaczął burdę - wyjaśnił. - Ktoś zaczął burdę. Ktoś zaczął burdę! - krzyknęła. - To jest kulturalny lokal, kochani. A ja nie będę tolerować niszczenia moich przybytków. Ty! - wskazała na pirata stojącego obok stołu. - Pilnuj złodziejkę. Reszta wychodzi w ciągu pięciu sekund. Kto nie zdąży, zarabia kulkę w kolano! - Strzeliła w sufit. Rozległ się gwar, kiedy piraci jak najszybciej próbowali opuścić lokal. Pirat wskazany przez Miss Fortune sięgał właśnie po Shiro.
-
Została bezceremonialnie zataszczona z powrotem do knajpy, gdzie piraci i reszta marginesu społecznego piła i wiwatowała, trudno powiedzieć na cześć czego. - Wiesz, co robimy z kiepskimi rabusiami w Bilgewater? - zapytał pirat, który ją złapał. - Wieszamy! - Przeciągamy pod kilem! - Rzucamy mątwom na pożarcie! - Heeej! Przeciągnąć ją pod kilem! Rozległ się kolejny huczny wiwat. W tym czasie ktoś postawił Shiro na stole, aby nikt jej nie przeoczył. Została związana siatką. Wyglądało na to, że w knajpie zapanował radosny chaos. Ludzie byli złaknieni krwi i mieli ją wkrótce otrzymać. Całkiem przypadkiem, jak zauważyła po zamieszaniu w tłumie Shiro, zaczęła się burda. Ktoś krzyczał, ktoś rzucał wyzwiskami i nie tylko, jeszcze inni bezceremonialnie zaczęli się tłuc ze sobą. I trwało to do momentu, w którym nie padł ostrzegawczy strzał od drzwi. W drzwiach stała szczupła i wysoka postać trzymająca pistolet. Z jego lufy unosił się dym. W momencie zapadła cisza, a wszyscy skierowali wzrok właśnie na tę postać. Kobieta, dość młoda. O ognistych, rudych włosach splecionych w warkocz. Na głowie miała pokaźny kapelusz z piórkiem, na ramiona zarzucony biały płaszcz ze złotymi zdobieniami. Uśmiechała się, lustrując wzrokiem tłum. Uśmiech sugerował, że nie wyniknie z niego nic dobrego. - Kochani - zaczęła przesłodzonym tonem. - Dlaczego demolujecie mój lokal?
-
Poczuła szarpnięcie. Zdołała co prawda wylecieć z knajpy, wywalając zaplecze do góry nogami i niszcząc rzeczy które zostały jej na drodze, ale jeden z bardziej trzeźwych rzezimieszków wystrzelił w jej kierunku sieć rybacką z obciążeniami z przerobionego harpuna. Tak więc deska poleciała dalej i wbiła się w ścianę budynku, a dziewczyna wylądowała na twardej ziemi, w mętnej kałuży i pod siecią rybacką. Sklepikarze i przechodnie uliczni widzący tę scenkę schowali swój towar i siebie jak najszybciej do wnętrz budynków, obawiając się nadchodzącej burdy. Niektórzy co odważniejsi mieszkańcy odsuwali okiennice i z ciekawością przyglądali się, oczekując nadchodzących wydarzeń. Nad dziewczyną stanął tymczasem pirat, który ją pochwycił - mężczyzna w średnim wieku, cuchnący alkoholem, w skórzanych butach i płaszczu rybackim. O byciu piratem świadczyła szabla u boku. Chwycił Shiro przez siatkę za włosy i uniósł do góry, na wysokość swojej twarzy. - Marni oszuści wyścielają dno zatoki - powiedział i zachichotał. Rozeźlony tłum z karczmy zbliżał się. - Bien, przywlecz tu naszego niedoszłego złodzieja - zawołała kelnerka.
-
- Znaczy, ta w rękawicach była definitywnie martwa - dodała dziewczyna. - W ogóle, mów mi Linda. I ten, no... - Linda nie zdążyła dokończyć, bo na salę z zaplecza wkroczyła wściekła kelnerka i jak taran podeszła ciężko do stolika, wymierzając paluchem w Shiro. - Złodziejka! Oszustka! Łapać ją! W tym momencie wszyscy na sali spojrzeli na dziewczynę i zaczęli wstawać z miejsc. To było przyzwolenie.
-
- Już połączyli. Wszyscy wiedzą, że to był statek z Piltover. A jak ktoś jest z Piltover, to znaczy że jest bogaty, nie ma pojęcia o świecie i łatwo go zrabować, zabić, albo zażądać okupu. Za chwilę... - tu zaczęła szeptać -... wyjdziemy na zaplecze. Powoli i spokojnie, jakby nic się nie działo. Znaczy, najpierw w sumie możesz zjeść. Ja też bym coś zjadła. A potem stąd pryskamy. Jasne? - zapytała. W tym momencie kelnerka przyniosła chleb i sok z pomarańczy. - I jeszcze pieczonego śledzia - poprosiła anonimowa dziewczyna. Kelnerka kiwnęła głową. - I grzańca. Wracając... Nie, nie widziałam różowowłosej. W większości leżą twarzami do dołu, więc twarzy w ogóle nie widziałam. Z ciekawostek, to widziałam takiego małego człowieka, znaczy te takie futrzaste, no wiesz. Chociaż równie dobrze to mogła być zwęglona połówka człowieka. O, i taką jedną co wyglądała jak mechanik. Z rękawicami. I gościa, który mógł być kapitanem. Cała reszta to jacyś zwykli marynarze.
-
- Jesteś z tej katastrofy morskiej, znaczy się? Jakim cudem przeżyłaś? Dzisiaj rano w wodzie widziałam trupy i kawałki metalu. Znaczy, pewnie teraz już te kawałki wyzbierali, a trupy zrabowali i zostawili rybom na pożarcie. Jak wyglądała ta twoja przełożona? Może ją widziałam - odparła. Rozejrzała się dyskretnie po knajpie. Zdawało się, że wszyscy starają się patrzeć tak, aby nie widzieć Shiro i jej towarzyszki. - Wyglądasz paskudnie - poinformowała dziewczyna po chwili przemyślenia. - I jesteś cała mokra. Widać, że spotkało cię coś okropnego. Jak myślisz, jak szybko ci tutaj połączą to z katastrofą? I co z tego wyniknie?
-
- Dobre pytanie. Nie możesz mi zaufać, a w każdym razie nie masz powodów, żeby to zrobić. Zrobimy tak: dasz mi jeden kamień teraz, a drugi po zakończeniu roboty. Pierwsza zasada: Nigdy nie pokazuj w Bilgewater, że jesteś bogata. Nawet jak przymierasz głodem, lepiej jest coś zwędzić niż pokazać publicznie, że masz coś więcej niż swoją skórę czy szmaty. Za to przed chwilą trudno będzie mi wyciągnąć cię z bagna w które się wpakowałaś, ale to jakoś załatwimy. Skąd się tu wzięłaś? - zapytała dziewczyna, mrużąc oczy.
-
- Żartujesz sobie, kotku? To Bilgewater, tu nie ma bezpiecznych miejsc. Jesteś twarda i radzisz sobie ze sobą, albo giniesz, a twój trup ląduje w mule - odparła kelnerka. - Spróbuję wygrzebać coś z małą zawartością alkoholu - odeszła od stolika z drwiącym uśmiechem. Do stolika Shiro dosiadła się tymczasem bardzo skąpo ubrana, młoda dziewczyna. Najpewniej była w tym samym wieku. Miała ciemne włosy do ramion, ogorzałą od słońca, piegowatą cerę i zielone oczy. Patrzyła na Shiro rzeczowym wzrokiem. - Przedstawię sprawę jasno. Widać, że nie jesteś miejscowa i przysięgam, że zginiesz przed zachodem słońca jeśli będziesz tu sama. Oto moja propozycja: zapłacisz mi jakimś ślicznym, świecącym kamieniem, a ja będę twoim przewodnikiem. Co ty na to?
-
Oczy kelnerki rozbłysły, kiedy zobaczyła kryształ. Na pół sekundy jej twarz zmieniła się nie do poznania: zniknęło znużenie, zastąpione zachwytem. Zaraz później odchrząknęła, wyprostowała się i przywróciła na twarz wszystkie charakterystyczne sobie emocje. - To powinno wystarczyć, złotko. Co byś chciała? Jest piwo, jest rum, jest grzane wino. Do jedzenia mamy... Hm, ryby, ryby i ryby. Parę oczu zwróciło się ku stolikowi Shiro. Po pierwsze, była samotną dziewczyną. Po drugie, najprawdopodobniej samotną i bogatą dziewczyną, co automatycznie postawiło ją za cel dla potencjalnych złodziei... I nie tylko. - Nie wychodź lepiej z baru, dobrze ci radzę - szepnęła kelnerka.