-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
odbijały się tylko od powierzchni, wywołując na niej kręgi jak w wodzie. Postać po drugiej stronie próbowała chwycić galaretowatą strukturę, ale niewiele z tego wyszło. Z zarysu osobnika Shiro mogła wywnioskować, że jest mężczyzną - wskazywała na to szczupła, lekko umięśniona sylwetka. I wtedy postać przybliżyła się na tyle blisko, że dziewczyna zobaczyła jej twarz i okalające ją jasne włosy. Twarz była młoda, ale jej oczy były podkrążone, a usta sine. Niebieskie oczy wyglądały na zmęczone, a kiedy ujrzały Shiro, zdawało się że chłopak trochę się ożywił, co w tym wypadku nie jest zbyt szczęśliwym zwrotem. Ezreal miał na szyi ranę, tę samą która przyczyniła się do jego śmierci. Przyłożył dłonie do błony, wpatrując się niemal błagalnie w dziewczynę. Unosił się jak w wodzie.
-
Przed przestąpieniem progu powstrzymała ją miękka i lepka błona rozpostarta w futrynie. Była przezroczysta, ale Shiro nie widziała żadnego z łazienkowych sprzętów. To właśnie ze środka wydobywało się światło. Shiro wydawało się, że przestrzeń za kleistą błoną wypełniona była wodą. Przed jej twarzą pojawiła się dłoń. Dłoń z obkurczonymi palcami, jakby ktoś tonący próbował przebić się przez strukturę dzielącą łazienkę z pokojem. Widziała tylko zarys szamocącej się postaci.
-
Zrujnowane budynki w trakcie odbudowy przytłaczały. Tym bardziej, kiedy dziewczyna zobaczyła wieżowiec w którym jeszcze dzisiaj mieściło się biuro Ezreala. Dotarła do hotelu i sen zmożył ją szybciej, niż podejrzewała. Dzień był pełen wrażeń. I to był pierwszy niefortunny wypadek. Shiro obudziła się, a wokół niej panował mrok. Słyszała miarowe tykanie zegarów, których nie było w pokoju kiedy do niego wchodziła. Z drzwi do łazienki świeciło nienaturalne, zielonkawe światło.
-
- Kryje się w tobie potencjał, Shiro. Ale czas teraz nie jest dobrym czasem na tak nagłe zmiany. W Lidze to ty musisz być silnym ramieniem i pocieszycielką. Nie odrzucam twojego wniosku permanentnie. Wierzę, że kiedy emocje opadną będziesz dobrą obrończynią. Póki co uważam, że nie jesteś gotowa. Czy ktoś zgłasza przeciw? - zapytała królowa Ashe. Nikt nie zgłaszał sprzeciwu. - Rekrutacja tej osoby jest zakończona. Życzę Ci, aby wszystko się poukładało. Sprawczyni zamachu zostanie natomiast stosownie ukarana, czego możesz być pewna. Żegnaj, Shiro Destino.
-
Reakcja członków Ligi uświadomiła dziewczynę, że padła zła odpowiedź. Caitlyn siedząca po prawicy Ashe westchnęła, sama przewodnicząca zaś zacisnęła usta i zmarszczyła brwi. - Shiro Destino... Motywy którymi się kierujesz, są absolutnie sprzeczne z wartościami, które stara się propagować Liga. Nie kierujemy się zemstą i samozadowoleniem. Jesteśmy tutaj, aby pomagać. - Aby chronić - dodał król. - Osiągać harmonię - odezwała się przedstawicielka Ionii. - Ratować i odbudowywać - zahuczał kolos w zbroi - Szerzyć męstwo - odezwała się rudowłosa kobieta, na którą Shiro nie zwróciła uwagi za pierwszym razem. Góra Targon. - Prowadzić do sprawiedliwości - to była widmowa kobieta z Shadow Isles. - Doskonalić się - wycharczał przedstawiciel Pustki. - Wygrywać ze swoimi słabościami - zakończył stary generał z Noxus. - Twój wniosek najprawdopodobniej zostanie odrzucony. Jesteśmy tu dla innych, Shiro. Spoczywa na naszych barkach odpowiedzialność. Nie potrzebujemy rozgłosu, a zemstę potępiamy. Czy masz coś na swoje usprawiedliwienie? - zapytała Królowa Freljordu.
-
Caitlyn ze względu na nadmiar obowiązków nie mogła odprowadzić Shiro do hotelu, toteż przedstawiła jej płomienny wykład o samodzielności, odpowiedzialności i wytrzymałości przyszłego członka Ligi, jeśli oczywiście chce nim być. Trybunał zebrał się nazajutrz. Shiro została przyjęta w okrągłej sali zwieńczonej kopułą. Na fotelach pod ścianami siedzieli przedstawiciele narodów zebranych w Lidze. Freljord reprezentowała białowłosa, dojrzała kobieta w granatowej sukni. Prosty diadem na jej głowie świadczył o pozycji. Przedstawicielką Ionii była kobieta o oliwkowej cerze z krótkimi włosami, ubrana w tradycyjny ioniański strój. Wzrok przykuwał przedstawiciel Shurimy, ponad dwumetrowy kolos w złotej zbroi. Znany Shiro król Jarvan IV reprezentował Demację, Noxus zaś podstarzały jegomość z krukiem na ramieniu. Był nawet przedstawiciel Pustki, odległego wymiaru i Shadow Isles (półprzezroczysta, niebieska kobieta przebita włóczniami).Cała gromadka wyglądała bardzo niestandardowo. Liga przygarniała najdziwniejsze istoty. A jedną z nich miała być Shiro. Erynia. - Otwieram czterdzieste drugie posiedzenie Trybunału Ligi dotyczące przyjęcia nowej członkini, Shiro Destino, obdarzonej talentami nadprzyrodzonymi, co jest niewątpliwie kluczem do rekrutacji. Shiro Destino, Czy i jeśli tak to dlaczego chcesz zająć miejsce pośród członków Ligi Legend? - zapytała królowa Freljordu, przewodnicząca obrad, otwierając oprawiony w skórę, wielki tom.
-
Caitlyn zmarszczyła brwi. - Zostało zniszczone. Jak spora część miasta. Powiedziano nam, że mieszkaliście razem - odparła Caitlyn idąc razem z Shiro korytarzem.
-
- Świetnie. Tyle wystarczy. W zasadzie mogłaś po prostu zadzwonić, ale to znaczy że jesteś nawet bardziej zdeterminowana. Na jutro jesteś już umówiona na rozmowę. Masz też załatwiony hotel, bo do mieszkania wrócić nie możesz. Wszystko jasne? - spytała.
-
Posterunek był naprawdę ogromny. Zbudowany z szarych i białych modułów, przeszklony i czysty. Biuro szeryf znajdowało się na pierwszym piętrze i tam też Shiro poszła. Musiała chwilę poczekać, aż Caitlyn zaprosi ją do gabinetu. Zamiast tego jednak szeryf wyszła na zewnątrz z plikiem papieru pod pachą. - I jak? Decyzja podjęta? - zapytała, wpatrując się w jakiś dokument.
-
Caitlyn nie poruszyła się. - Nie potrzebujesz. Jinx została ujęta i czeka teraz na wyrok, który zapadnie mocą Trybunału Ligi. Nie przyszłam tu tylko z kondolencjami. Moim celem było zaproponowanie ci okresu próbnego jako członkini Ligi. Pomyśl, jak bardzo to ułatwi ci zadanie. I przyjdź do mojej siedziby. Dzisiaj, o siódmej wieczorem. Oczywiście, jeśli już podejmiesz decyzję. Nie czas na pogrążanie się w rozpaczy. Stukot obcasów uświadomił Shiro, że rozmowa skończona.
-
- Caitlyn, szeryf. Przykro mi - oświadczyła poważnie. Na chwilę zapadła cisza, a szeryf szukała widocznie odpowiednich słów. Wyjęła ręce, założone dotychczas za plecami i dotknęła ramienia Shiro. - To wielka strata. Był dla mnie nie tylko współpracownikiem, ale i przyjacielem. Dowiedziałam się, że byliście sobie bliscy. Chcę tylko powiedzieć, że postaram się uruchomić znajomości. Te związane z ligą. Potrzebujemy go. Nie trać nadziei - powiedziała.
-
Akcja powiodła się przez kilka metrów. Ezreal zsuwał się z grzbietu Shiro, a bezwładny ważył chyba dwa razy tyle co zwykle. Kiedy tylko dziewczyna wyjęła odłamek szkła, krew niemal wystrzeliła z szyi, powodując krwotok. Ale trwało to tylko przez chwilę, bo potem krew przestała tętnić. Ezreal był martwy. O tym jednak dowiedziała się dopiero w szpitalu, kiedy jeszcze próbowano go ratować. Tyle, że zgon stwierdzono niemal od razu, a przyczyną okazały się obrażenia i krwotok wewnętrzny. Shiro wciąż stała na korytarzu. W szpitalu był ogromny ruch. Usłyszała stukanie obcasów i po chwili stanęła koło niej wysoka kobieta z czarnymi, prostymi włosami. Ubrana w granatową sukienkę i wysokie buty. - Ty jesteś Destino? - zapytała szeryf Piltover.
-
Oczy miał otwarte, więc nie wyglądał jak pogrążony we śnie. Wyglądał na zdziwionego tym co się stało i wpatrywał się nieruchomo w ścianę. Twarz miał podrapaną szkłem, a w gardle tkwił spory odłamek z szyby. W dodatku chłopak był wygięty pod dość nienaturalnym kątem. Wyglądało na to, że nie zaplanuje już żadnej wyprawy.
-
W istocie atak odbył się za sprawą niebieskowłosej wariatki, choć Shiro jeszcze nie mogła się o tym wiedzieć, a iluzja zatrzymanego czasu była tylko wyjątkowo potężną bombą, która wybuchła niedaleko budynku i ogłuszyła wszystkich w zasięgu kilkudziesięciu metrów. Ezreala siła eksplozji posłała kilka metrów dalej. Leżał i póki co nie wstawał, pokryty pyłem i odłamkami szkła.
-
- Sądziłem, że też chcesz. Ostatecznie, to wspólna wyprawa i chyba też powinnaś wziąć udział w planowaniu. No, dobra. Gdzieś tu powinna być mapa Bilgewater... Widziałaś ją może? Byłem pewny, że zostawiłem ją na stole... O, jest. Przystań! Tu zaczynamy - ogłosił entuzjastycznie, wyciągając pożółkły arkusz spod stosu innych papierów. Stanął obok krzesła Shiro i wziął pierwszy ołówek z brzegu. Ale nie zdążył niczego narysować. Przez chwilę dziewczyna nie wiedziała co się dokładnie stało i dlaczego właściwie nic nie słyszy. Zaraz później odkryła, że stół pokryło szkło, a ona sama leży obok krzesła, wśród przeźroczystych odłamków. Słuch powoli wracał, uświadamiając dziewczynę o wybuchach gdzieś w tle. Nie było już okna panoramicznego, a część ściany pokoju zawaliła się, wzniecając chmurę białego pyłu. Mapy, rysunki i artefakty ze ściany leżały teraz na podłodze, przygniecione stertą gruzu. Wyglądało na to, że długotrwały spokój zwiastował nadejście czegoś wielkiego. Bardzo, bardzo wielkiego. Na niebie pojawiły się chmury czarnego dymu.
-
Z ogromnego okna zastępującego ścianę widać było panoramę Piltover. Kolorowe budynki, strzelające w niebo drapacze chmur, przepływającą przez miasto rzekę poprzecinaną liniami mostów i wreszcie niebo. Spokojny dzień, jak wszystkie ostatnie dni. Zero wybuchów, kradzieży, zabójstw, napaści ani ataków terrorystycznych. Policja Piltover triumfowała. W przestronnym pomieszczeniu rozlegało się miarowe tykanie zegarów i szczęk zębatek. Na zagraconych ścianach trudno było odnaleźć kawałek wolnej przestrzeni. Wszystko pokryte zegarami, szkicami, mapami i inną dokumentacją. Gdzieniegdzie wisiała półka z zakurzonymi książkami, pomiędzy kartkami papieru widać było kawałki obrazów. Pośrodku pomieszczenia był ogromny, drewniany stół wokół którego stały niedbale zasunięte krzesła. Blat stołu był zabałaganiony - kolejne mapy, jeszcze więcej map, ołówki, jakieś kamienie (możliwe, że talizmany), opasły tom traktujący o starożytnych szyfrach. Drzwi otwarły się z hukiem i wpadł przez nie niewysoki blondyn ubrany w marynarkę kompletnie niepasującą do spodni. Koszulę miał pogniecioną, na młodej twarzy malował się stres. Był zasapany, czym prędzej pobiegł do stołu i rzucił na niego torbę i papiery które trzymał. Kiedy tylko to zrobił, podszedł do spłoszonej dziewczyny stojącej pod oknem panoramicznym i pocałował ją w policzek. - Bardzo cię przepraszam, Shiro. Przyszedłem tak szybko jak tylko mogłem. Korki i te inne... To co, bierzemy się do roboty? Mamy podróż do zaplanowania.