Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Pierwszym co zrobiła Helike było efektowne zwrócenie wszelkich posiłków i napojów spożytych tego dnia do płytkiej sadzawki w grocie. Spróbowała wyostrzyć wzrok, jednocześnie podpełzając do towarzysza. Nachyliła się nad nim i podjęła kilka prób wyszarpnięcia kołka z klatki piersiowej leżącego. Dopiero któraś z kolei się udała. - Rusz się, Adriaans. Jednak trzeba będzie skopać te tyłki - mruknęła. - I zamordować kilku bezczelnych... Już ja im zrobię sztorm. Taki będzie sztorm, że pół wyspy zabierze. Tylko dojdę do siebie... Tak, trzeba dojść do siebie. Helike wyciągnęła rękę w stronę wody i czekała. Czekała, aż ręka zupełnie ścierpła. Wtedy Helike zaklęła. - Co jest? - zapytała sama siebie. Spróbowała jeszcze raz. I kolejny. A potem zdała sobie sprawę z tego, co zaszło. Oprzytomniała natychmiastowo, wydając z siebie dziki wrzask. - Nie! Nie! NIEEE! - Kobieta rzuciła się na ziemię, szarpiąc włosy i płacząc. Ostatecznie wymyśliła, że może dzięki śmierci ciała zdoła się uwolnić. Dlatego też, zataczając się ruszyła z determinacją ku wodzie, żeby się utopić.
  2. Helike chwyciła towarzysza pod ramię i ruszyła z nim w kierunku wyjścia z karczmy. - Przydałoby się nieco grosza. Choćby na naprawy statku - oznajmiła. - I nową załogę. Prowadź.
  3. - O, nie. Ja też z radością pójdę. Tym bardziej, jeśli to pułapka w której czeka kilka tyłków do skopania. Chodźmy, przyjacielu. Nie ma na co czekać - oznajmiła.
  4. - Nie. Brzmi jak oszustwo, i na miejscu pewnie będzie figa z makiem. A jeśli tak, to cię znajdę, starcze. Ale spróbować można. Spójrz no, Dorianie i powiedz czy to daleko. Nie mam dziś ochoty na dłuższe podróże - stwierdziła Helike leniwie. W stronę starego korsarza przesunęła jeden z kufli.
  5. - Nie wiem, do kogo skierowane było pytanie. Ten starzec patrzy na nas, ale mówi o psubratach. A takimi nie jesteśmy, człowieku. Zwracaj się z szacunkiem do nieznajomych, starszych od ciebie co to w dodatku nie stracili żadnej kończyny przez całe swoje życie. Idź, póki daruję cię zdrowiem. Szaleńcze - mruknęła kobieta, biorąc do ust łyk napoju.
  6. - Cztery razy grogu - poprosiła Helike, uśmiechając się szczerze do kelnerki i kładąc na blat nieco grosza. Rozsiadła się na ławie zupełnie nie jak na damę przystało i zaczęła wodzić wzrokiem po całej knajpie.
  7. - Gdzie fale morskie uderzają o brzeg, tam i ja jestem. A tu uderzają dość gwałtownie, przyjacielu. Więc poprawiam: ciebie nie było tu ze sto lat - odparła murzynka, standardowo już przechwalając się swoimi umiejętnościami i potęgą. Zdarzało jej się to często. - Załoga powinna być bardziej zdyscyplinowana niż ostatnim razem. Chociaż nie dziwię się, że wszczęli bunt. Mogłeś się powstrzymać.
  8. - Więc chodź ze mną, Dorianie Adriaansie. Napijesz się czegoś, co cię postawi na nogi - zarządziła Helike. Wstała z ziemi i podała dłoń towarzyszowi. Wyglądała jeszcze chwilę jak zjawa, ale wkrótce włosy przestały falować, splecione w cienkie warkocze, skóra z granatowej zmieniła się na ciemnobrązową, a oczy przestały świecić. Nowa postać była bardziej przystępna niż poprzednia, nawet w pewien sposób pociągająca. Helike miała na sobie suknię ciemnej barwy, znoszoną i miejscami podartą z osłoniętymi ramionami. Jej twarz miała rysy podobne do rysów rdzennych mieszkańców wysp - szeroki nos, wydatne, duże usta i wystające kości policzkowe.
  9. Przez chwilę Helike nie odpowiadała, wpatrując się w morze. Przypadkowe kosmyki jej włosów falowały, a kiedy jakiś musnął skóry Doriana, niemal od razu rozpryskał się w krople słonej wody i zanikał. - Jesteś malarzem? U was w kraju macie wspaniałych malarzy. Widziałam kilka dzieł, które tu przypłynęły. Jest tu, na wyspach kilku ludzi, twoich rodaków. Dwóch tworzy piękne obrazy - stwierdziła. - Co różni was od ludzi, poza dietą?
  10. Uchwyt rozluźnił się. - Pierwszy raz widzę taką bestyjkę, a żyję już długo. Jak ty, albo i dłużej. Choć jeśli chcesz znać moje zdanie, nie posądzam cię o życie. Wyglądasz jak trup. O gładkim liczku, ale jednak trup. Nie jesteś człowiekiem, więc czym jesteś? I po co ci te zęby? Widziałam takie u drapieżników. Jesteś drapieżnym gatunkiem człowieka? Na pewno żadne z was nie żyje stąd. Słońce na wyspach spaliłoby twoją białą skórę. Jest bielsza niż większości białych ludzi, a im jest ciężko tu przetrwać - odpowiedziała Helike.
  11. - Co Dorian Adriaans robi tutaj? Bo nie przypłynął tylko po to, żeby umrzeć. Prawda? - zapytała. - Nie wyglądasz na kogoś, kto zbyt długo żyje. Wyglądasz młodo - oznajmiła, mało delikatnie chwytając go za szczękę i oglądając uważnie.
  12. - Zostawiła cię narzeczona, samotny tułaczu? Zostawiła dla innego? Umarła? Mów śmiało, stara Helike wysłucha. A potem będziesz mógł rzucić się w moje fale. - Wspięła się na klif. Czymkolwiek postać była, poruszała się jakby wciąż była w wodzie. Stanęła na dwóch, bosych nogach, podeszła do mężczyzny i usiadła obok. Trudno było powiedzieć, w co była ubrana ale ociekało to wodą.
  13. Od morza zawiała silna bryza, niosąca chłodne krople słonej wody i zapach wodorostów. Wiatr wzmógł się, szarpiąc odzież i włosy samotnego, niedoszłego samobójcy i odrobinę odpychając go od krawędzi. W końcu przestał wiać, ale dopiero wtedy gdy mężczyzna leżał na ziemi. O krawędź skały oparły się ramiona, a na nich opierała się głowa o świecących, białych oczach. Pośród nocy trudno było odróżnić postać od nocnego nieba - jej skóra była tak ciemna, że niemal czarna. Mokre włosy okalały głowę, tworząc dość niepokojący efekt. Na głowie zaś miała coś na kształt korony sporządzonej z muszli i wodorostów. - Samotnemu żeglarzowi życie zbrzydło? Chce się rzucić w fale morskie? - zapytała postać.
  14. Arcybiskup z Canterbury

    nie umiem rysować

    I Twoją konstruktywną krytyką było słowo 'brzydkie', napisane dwa razy na wszelki wypadek, żeby wszyscy zauważyli. A napisz taki komentarz jeszcze raz, tak dla pewności. To nie jest konstruktywna krytyka, tylko skurwysyństwo, nazywaj to jak chcesz.
  15. Arcybiskup z Canterbury

    nie umiem rysować

    Hej, hej, hej, może by tak troszkę przystopować? To, że praca nie jest najwyższych lotów nie znaczy, że kiedyś autorka nie zrobi czegoś dobrego. W kwestii rysunku nie powinnaś czuć się niedowartościowana, więc czemu próbujesz dowartościować się w taki sposób?
  16. - Uciekł. To chyba był dość potężny demon - odparł Hillington, podtrzymując człowieka. - Często się tu tacy pojawiają?
  17. Spojrzał w kierunku, w którym zniknął demon, a potem podszedł do Vincenta. - Nic ci nie jest? - zapytał, pochylając się i podając rękę człowiekowi.
  18. Hillington postanowił skorzystać ze szczątkowej umiejętności teleportacji. Zniknął ze ściany i pojawił się za demonem, zastanawiając się w jaki sposób ma go pokonać. Nie byłoby problemu w przegnaniu go, gdyby nie upadł, ale... Ale upadł. Machnął ręką, chcąc zdzielić potwornego jegomościa pazurami. Widząc, że światło jednak odrobinę parzy oponenta, wydzielił kolejną jego dawkę i postanowił przynajmniej przez chwilę w ogóle nie gasnąć.
  19. - Nie jestem piekłem, a więc nie jesteś moim królem - odparł Hillington. Wzniósł się w powietrze - tylko na chwilę, właściwie aby przedłużyć skok i uczepic się ściany. Teraz wyglądał jak wielki nietoperz, gotów rzucić się na nieprzyjaciela i rozszarpać. Wysłał w stronę demona kilka promieni światła, aby przynajmniej go oślepić.
  20. Hillington dotknął dłonią brzucha, w który został uderzony. Miał wrażenie, że z płuc zostało wypchnięte całe powietrze. Dostrzegł jednak, że mała nieludzka kreatura zaatakowała jego człowieka więc pozbierał się czym prędzej i skoczył w kierunku chłopaka. Złapał go dłonią i długich palcach i chciał przycisnąć do ziemi, jednocześnie traktując światłem. Promienie rozbłysły.
  21. Hillington skrzywiłby się na widok demona, ale w obecnej postaci nie było takiej możliwości. Pozostało więc spojrzeć na niego wyniośle i z góry, co też zrobił. - Vincencie? - zapytał, czekając na sygnał.
  22. Hillington zgasł. Zdecydowanie poprawił mu się humor, a już zabicie demona w ogóle wprawiło go w dobry nastrój. Z satysfakcją spojrzał na smętną kupkę popiołu. - Ktoś jeszcze? - zapytał.
  23. Hillington wysłał w stronę psowatego strugę oślepiającego światła, które powinno demona spopielić. Po chwili namysłu postanowił rozbłysnąć, dla lepszego efektu. Miał nadzieję, że operacja się uda. Z ciała zaczęło wydobywać się białe światło, które coraz bardziej się wzmagało. - Zamknij oczy - powiedział, kierując swe słowa do Vincenta.
  24. Rozprostował kości i strzelił palcami. Skrzydła niestety nie były jeszcze w stanie działać po upadku z poprzedniego dnia. Dłoń Hillingtona rozjarzyła się białym światłem, oczy rozbłysły. Spojrzał na Vincenta pytająco. - Czy mam spróbować go zabić?
  25. Zwrócił głowę w stronę warkotu. Nigdy jeszcze chyba Hillington nie miał okazji zmierzyć się z demonem w ziemskiej scenerii. Spojrzał na Vincenta z nieodgadnionym wyrazem twarzy, co dla niego było raczej standardowe. - Czy jesteś w stanie teraz nadać mi postać pośrednią? - zapytał.
×
×
  • Utwórz nowe...