Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Poszedł za mężczyzną, rozglądając się po mieszkaniu. - Nie znam ani jednego ani drugiego, więc nie wiem co mi proponujesz. - odpowiedział. - Tak, musimy porozmawiać. Dlaczego wysłano mnie do ciebie? I dlaczego nic o tym nie wiesz? Do czego jestem... potrzebny?
  2. Spojrzał na próg z powątpiewaniem. - Tak? - zapytał. A potem z wahaniem go przekroczył i wszedł do środka, zamierając w bezruchu. - Moje imię wczoraj przestało być aktualne. Straciłem je razem z łaską i pozycją. Możesz nazywać mnie Hillington. Nie ma to znaczenia - poinformował, a w głosie nie zabrzmiał nawet cień żalu. Wpatrywał się w człowieka z wyrazem, który trudno było zinterpretować, ale ogólnie wyglądał niesamowicie nieporadnie.
  3. Hillington wyglądał na nadąsanego. Otworzył usta, ale wstrzymał się z wypowiedzią. Przez chwilę. - Wczoraj... Upadłem - wypowiedział w końcu. - Na stację metra. Uwięziono mnie w ciele. Mam ci służyć - skrzywił się, wypowiadając ostatnie słowo. Nie do końca panował jeszcze nad twarzą i emocjami, które były zupełnie nowe.
  4. Otworzył drzwi i zaczął kierować się ku odpowiednim drzwiom i na odpowiednie piętro. Szedł ostrożnie i cicho stąpając, aż znalazł odpowiednie mieszkanie. Spojrzał jeszcze raz na wizytówkę, dla pewności. Westchnął i zapukał w drzwi.
  5. Ból głowy był niczym w porównaniu do złości, jaka przepełniała Hillingtona. Latarnie uliczne migotały lekko, kiedy się pojawiał, a co poniektóre z trzaskiem pękały. Podniósł dłoń i przyjrzał się jej. Zdecydowanie była to dłoń ludzka. Wspomnienia wczorajszego dnia wprawiały go w jeszcze większą irytację. Ściskał w ręce wizytówkę, ostatkiem woli powstrzymując się, by jej nie zniszczyć. Ruszył pod wybrany adres, mając problem z odnalezieniem się w całym tym ciasnym, nowym świecie. Minął dziurę, którą zrobił poprzedniego dnia i zatrzymał się naprzeciwko budynku, w którym mieszkać miał jego nowy... Tylko nie to. Skupił się, skoncentrował myśli i postarał się pojawić w mieszkaniu nowego towarzysza. Nie był nauczony korzystać z drzwi, a zwiedzanie sześciennego, ludzkiego gniazda o wielu komorach nie wydawało się być dobrym pomysłem.
  6. - Komuś takiemu jak ja... Czyli komu? Komuś na tyle niebezpiecznemu, żeby podjął nad nim kontrolę wariat? - zapytał. Spodziewał się przemiany w człowieka, i nie była to najgorsza rzecz tego dnia.
  7. - Czujecie się lepsi dzięki temu? Czujecie, że macie władzę do której wszyscy tak chorobliwie dążycie i której tak pazernie pożądacie? Dobrze. Jeśli daje ci to uczucie spełnienia, niech tak będzie. O konsekwencje będziecie martwić się później - odpowiedział. Nie mogą więzić go wiecznie. Kiedyś człowiek który będzie jego łańcuchem umrze, a wtedy... Ostatecznie, i tak już był na dnie.
  8. Wpatrywał się w nią zimno. Dopiero co zszedł na ziemię, a już zaczynał ich nienawidzić. Aroganckie, małe, łyse małpy. Co gorsza, mieli nad nim władzę... Czy został aż tak zdegradowany? Jak pospolity demon, będzie na zawołanie człowieka? Nie odpowiedział na pytanie kobiety. Nie wiedziała, za co upadł, ale ośmieliła się go ocenić. Oni wszyscy ośmielili się go ukarać, kiedy najgorsza kara już go spotkała.
  9. Hillington zaczął się śmiać. Śmiał się długo i gorzko. - Moja sytuacja jest zła bynajmniej nie ze względu na to, że tu jestem i nie ze względu na was. Nie możecie mnie zabić, a wszelkie pęta są dla mnie niczym, bo i tak jestem uwięziony na waszym świecie, w organicznym ciele. Naprawdę żadna to dla mnie różnica. I nie zamierzam tłumaczyć się żadnemu z was.
  10. - Na szczęście przedstawiliście mi się, zanim zostałem postrzelony - odpowiedział, wpatrując się nieruchomo w kobietę. - Zanim potraktowano mnie jak bestię, choć nic złego nie zrobiłem. Obezwładniono.
  11. Wspomnienie prawdziwego imienia było jedną z tych rzeczy, które bolały. Oznaczało dawniej, kim był. A teraz było nieaktualne, bo był nikim. - Nie mam imienia. Tamta stacja to Hillington? Nazywaj mnie Hillington, to bez znaczenia - odparł. Sięgnął dłonią do pleców, żeby sprawdzić czy cokolwiek zostało ze skrzydeł, czy też odpadły całkowicie. Odetchnął z ulgą, choć wątpił żeby zachował umiejętność lotu.
  12. Tak jakby nie był już wystarczająco osłabiony... Skulił się jeszcze bardziej, zakrywając się skrzydłami. Podniósł jednak głowę, najwyżej jak tylko mógł. Co prawda jego godność legła w gruzach razem z nim w momencie upadku, ale nie zamierzał dać się upokorzyć do końca. Zaklęcie osłabiające? Pęta? Dobrze, niech i tak będzie. Rozbłysnął, mając na celu dać popalić nędznym w swoim mniemaniu stworkom. Natężenie światła nasilało się coraz bardziej i bardziej, podobnie jak temperatura.
  13. - Nie będę się ukrywać - syknął. - A już na pewno nie przed ludźmi. Broń na demony mnie nie zrani - Wyszedł chwiejnie z dołu, ale przecenił trochę swoje siły i upadł na jedno kolano. Zniszczone dwie pary skrzydeł opadły na brudną posadzkę. Był słaby, zbyt słaby żeby iść, ból uniemożliwiał logiczne myślenie. Nigdy też nie przybierał ludzkiej postaci, co było dodatkowym utrudnieniem.
  14. Twarz o świecących, niebieskich oczach spojrzała na człowieka z obrzydzeniem. Stwór odetchnął głębiej i podniósł się z ziemi. Zachwiał się, ale po chwili odzyskał równowagę.Był o wiele wyższy niż człowiek, którego widział. - Co to za miejsce? - zapytał.
  15. - Odejdź. To wszystko, co ci powiem - odpowiedział leżący stwór ochrypłym, zdartym głosem. Postanowił zmienić plany - zamiast gnicia w tej dziurze, postanowił zmienić lokację i gnić gdzie indziej. Przy każdym ruchu ciało dawało nieznośne sygnały o tym, że nie nadaje się do użycia. Zresztą, samo uruchomienie wszystkich narządów i układów zdawało się być wysiłkiem nie do pokonania. Czuł się uwięziony i upokorzony. Podjął próbę wykonania siadu, co w przypadku osypującego się gruzu nie było łatwe.
  16. Nie miał ochoty rozmawiać z człowiekiem i nie zamierzał tego robić. Zignorował go, wracając do topienia się w swoim smutku. Pod istotą leżały przygniecione przez nią dwie pary połamanych i wyliniałych skrzydeł. Jego celem w obecnej chwili było pozostanie w pozycji poziomej najdłużej jak się da. Zgnicie w zimnej, śmierdzącej dziurze otoczonej betonem i ludźmi. Co za porażka.
  17. Leżał bezwładnie w dziurze, niepewny czy jeszcze żyje. Ból fizyczny był niczym w porównaniu do tego, co działo się w umyśle stwora. Jego jaźń została rozdarta na dwoje i jedna z tych części została gdzieś po drodze. Został z niej obdarty. Podobnie jak obdarty został z godności. Czuł dość sporo nowych bodźców, z których dominował chłód i boleści. Niebo wydawało się być dziwnie zamglone i odległe. Wszechogarniająca pustka uświadomiła go, jak wiele stracił. Granatowy, gasnący olbrzym w dziurze skulił się, wydając przy tym szelest piór. Objął się rękami, podkurczył nogi i jego dziwacznym ciałem wstrząsnął szloch, niebrzmiący jak głos człowieka. Usłyszał dźwięk mowy, ale nie miał siły odpowiedzieć, pogrążony w żalu.
  18. N: Nieodmiennie kojarzy mi się z W.I.T.C.H. To był fajny wątek fabularny :') A: Pewnie Naruto, albo inne szatany z zakresu których nie mam wiedzy. Gupi kadr. S:Jeden gif by wystarczył, dzikusie. U: Pół forumowego życia ją widzę, drugie pół z nią rozmawiałam. Wiem, jak się nazywa. Wiem, gdzie mieszka.
  19. Arcybiskup z Canterbury

    [zapisy] Jak powstała Equestria

    No to pogadane.Wypowiedziałeś się na temat o którym nie masz informacji, i nie dostarczyłeś swoich argumentów.
  20. Arcybiskup z Canterbury

    [zapisy] Jak powstała Equestria

    Nie pomogły, bo nie chciała żyć. Fizycznie była zdrowa. Jeśli opierasz swoje zdanie tylko na filmie, to ja radzę zamilknąć. Jakie to rzeczy?
  21. Arcybiskup z Canterbury

    [zapisy] Jak powstała Equestria

    Czy mamy płyn, który jest w stanie odbudować tkanki z poważnych ran, nawet wewnętrznych? Czy jesteśmy w stanie podróżować z prędkością większą niż światło? Czy posiadamy pogodowy system planetarny, który pozwala regulować klimat? Czy mamy droidy medyczne, działające jak wykwalifikowani lekarze i pielęgniarki? Mam tego więcej.
  22. Jeśli chcesz umieć, to nie powinieneś odrysowywać. Bez talentu też się da, nawet na większy szacunek zasługuje ktoś, kto mimo braku talentu się wyrobił. Tylko trzeba przestać być leniwym.
  23. Poczułam się w obowiązku skomentowania tego i wszystkiego co powyżej. Otóż nie. Jeśli chcesz się nauczyć malowania, rysowania, rzeźbienia, to internet w niczym nie pomoże. Ani żadne poradniki, ani książki 'szybki kurs rysunku'. Jeśli ktoś się chce nauczyć rysować, to powinien zacząć rysować to, co widzi. Ludzi, zwierzęta, rośliny, krajobrazy. Bo żeby zacząć rysować fantastykę, czy nawet dobrą mangę, najpierw trzeba ogarnąć się warsztatowo. Talent jest tylko czymś jak iskra, która pozwala zacząć się doskonalić. To koło 20% twórczości, reszta to praca. W Twoich pracach nie widzę ani jednego, ani drugiego - odrysowałeś z komputera trzech typów i jedną literę. Masz rację, nie są na mistrzowskim poziomie. Co gorsza, dobre też nie są. Jeśli naprawdę chcesz się pokazać, narysuj coś interesującego, a nie coś, co próbuje być efekciarskie. Amen.
  24. Gdyby się natomiast pomyślało o tworzeniu na kartce, można nabyć umiejętności. Nie trzeba umieć nic poza obsługą lepszych programów, aby wyszło coś w miarę oglądalnego.
  25. Mężczyzna uśmiechnął się, widząc drzwi. Ha, to i lepiej! Chwycił metalowy drut i na jego końcu zrobił pętlę, którą kilka razy obwiązał, zasupłał i sprawdził kilka razy, czy aby na pewno nie puści. Przyłożył drut do framugi, odmierzył odpowiednią długość - tak, aby drzwi mogły otworzyć się na daną, niewielką szerokość, nie dalej. Na drugim końcu drutu zrobił to samo. Ponieważ jednak nie ufał pojedynczemu drutowi, podobny proces przeszedł drugi jego kawałek. Wziął gwoździe i młotek znalezione gdzieś na kulisach. Był pewien, że dźwięk oprzytomni nieco trupy, ale nie było innej możliwości. Wbił dwa gwoździe po obu stronach framugi na wysokości szyi albo klatki piersiowej (w zależności od wzrostu), potem nałożył na nie pętle drutu i zagiął gwoździe, aby przypadkiem drut się z nich nie ześlizgnął. Sprawdził, czy gwoździe są dobrze zakleszczone, na wszelki wypadek uderzył je jeszcze raz i odsunął się od drzwi. Chwycił szablę pewnie w dłoń i kilka razy mocno uderzył w drzwi. - Hop, ho-op! Jest tam kto?
×
×
  • Utwórz nowe...