-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
N: Nie obczajam skąd, ale krótki, zwięzły i niech będzie. A: Podoba mi się cieniowanie włosów... To tyle. Jestem dość negatywnie nastawiona do mangi, czy tam anime. S: Ciekawsza niż awatar. To czerwone na szyi to nacięcia, czy jakiś sznurek? U: Zamiłowania dość różne od moich, nie miałam okazji zamienić słowa.
-
Podchodzę do drzwi z siekierą w rękach, mając nadzieję, że cokolwiek mi to da. Puka grupka wydr morskich.
-
Zapraszam go, żeby przyłączył się do herbatki. Pod drzwi podchodzi Buka.
-
Hej, hej! 1. Do jakiego liceum plastycznego chodzisz? (gdzie?) 2. Upodobania muzyczne? 3. Książki?
-
Zoo... Pamiętałam, że kiedyś czytałam coś o tym konkretnym... Rok, dwa lata temu? Nigdy nie miałam okazji go odwiedzić. Mniejsza z tym. Zatrzymałam się przy ogrodzeniu ogrodu. Wreszcie mogłam odetchnąć głębiej - zwiewanie z wychowania fizycznego nie popłacało (chociaż pewnie i tak bym na nie nie chodziła, nawet wiedząc, że czeka mnie ucieczka przed zombie). Nie wydawało mi się, żeby wejście do ogrodu mi się przydało do czegokolwiek. Zombie prawdopodobnie miały węch - na pewno kilka z nich szwendało się tam, próbując dostać się do jakichś zwierząt. Z drugiej strony, było mi żal lokatorów zoo. Bez właścicieli pozdychają z głodu. Ale... Co mogłam zrobić? Przecież nie wejdę tam i nie wypuszczę lwów! Mogłyby nie zauważyć różnicy między mną, a trupami. Jedno było pewne: Jeśli chciałam mieć większe szanse na przeżycie, powinnam była ominąć zoo. Kierując się tą myślą, minęłam bramę...Po czym wróciłam i weszłam ostrożnie i powoli do środka. Może przynajmniej znajdę coś przydatnego.
-
Ołówek. Śródziemie czy Świat Dysku?
-
N: Samo "Skoda Octavia" było lepsze, ale co ja tam wiem... A: So emoł. Soł sad ;____; Ale korory ładne. S: *Tu miejsce na hejt, bo anime* U: Widuję, nie kontaktuję się, nie mam żadnych negatywnych odczuć co do userki.
-
- Niech Cię utopiec zeżre, ochłapie wredny - mruknął jednorożec. Odpowiedź wyraźnie go nie usatysfakcjonowała - liczył na coś zupełnie innego. Miał zacząć uzewnętrzniać swoją agresję, kiedy Grzejnik przerwał mu krótkim warknięciem. Na odchodnym spojrzał jeszcze z wyrzutem zmieszanym z pogardą i odszedł, powtarzając szeroką gamę przekleństw. Moth wzruszyła ramionami.
-
Przy brzegu jeziora trakt zmieniał się w szeroki most. Wyglądał na całkiem solidny - musiał taki być, skoro codziennie przechodziły dziesiątki par kopyt. Grzejnik nieufnie spojrzał na stare deski mostu i ostrożnie na niego wszedł. Tymczasem jakiś nieostrożny jednorożec wpadł na Slaga, o włos omijając Moth. - Och... najmocniej przepraszam... Nic panu nie jest?
-
- Przejdziemy przez nie szybko, chyba że będzie targ. W każdym razie to chyba nie ten dzień. Podobno po zmierzchu lepiej nie wychylać głowy z bezpiecznego ukrycia. Wiesz, w mieście są kanały, a w nocy bardzo lubią wyłazić z nich różne, ciekawe stworzenia. Ostatecznie - kto nie chciałby zamieszkać pod miastem, w zamulonych wodach, między podgniłymi palami... - Wiedźma wyszczerzyła się znacząco, podczas gdy sylwetka miasta zbliżała się z każdym krokiem.
-
- Zarządzałam już kilka razy, żebyśmy się ruszyli z miejsca. Widzę, że wszyscy mnie zignorowali. Proponuję zatem zadecydować demokratycznie, kto ma zostać kapitanem. Czaicie? Zrzekam się tej kretyńskiej roli, a - nie ukrywam - chciałabym przeżyć. Decydujcie - powiedziała Victoria na tyle głośno, żeby wszyscy ją słyszeli. Miała nadzieję, że tym razem nie zostanie zignorowana...
-
Uroczy. Idealny do sałatki. Puka łoś z bombkami na rogach.
-
Otwieram drzwi, wpuszczam do środka, zamykam drzwi i zaciupuję siekierą. Puka Tom Araya
-
Do czasu, aż nie dała o sobie znać pewna wiedźma, siedząca na krawędzi swojego nagrobka. - Hej, hej! Mam wrażenie że wszyscy o mnie zapomnieli, a to dopiero kilka godzin po fakcie. Tymczasem proszę mi się tutaj nie rozwalać za bardzo! - warknęłam. Chwila. Grób mógł się jeszcze na coś przydać. Z góry wyglądał całkiem dobrze, więc czemu miałby się zmarnować? - Poczekaj tu chwilkę - powiedziałam, wzięłam nagrobek i zeszłam z góry. Chwilę trwało zanim pojawiłam się z powrotem, z tym samym nagrobkiem. Odsunęłam płytę i wykopałam większy dół. Wreszcie dotarłam do dziurawej trumny - otworzyłam wieko. - Mam wrażenie, że jesteś trochę zmęczony. Czas na odpoczynek! - Nie mam pojęcia, dlaczego się tak szarpałeś. Nie ukrywam też, że sprawiało to problemy, ale w końcu dałeś się przekonać i zaległeś w trumnie. Z powrotem zasunęłam płytę i postawiłam nagrobek, zmieniony nieco: Parabellum Edge Leży tu, ale góra nie jest jego. Wcale.
-
Mogłabym wziąć to za profanację zwłok, gdybym była czepliwa. Do cholery, leżałam sobie grzecznie nikomu nie wadząc i tak mi się odpłaca? Z drugiej strony, bogini śmierci okazała się całkiem sympatyczna. I to prawda, nie chciała mnie łatwo wypuścić. Zgodziła się dopiero kiedy obiecałam donieść jej trochę cyjanku potasu, bo w Helheimie wszystkiego brakowało. Tak więc udało mi się opuścić krainę, chociaż nie odbyło się to tak szybko jak wycieczka w tamtą stronę. Po kilku godzinach dopiero udało mi się obudzić we własnej trumnie, dokładnie w momencie, w którym jakiś zbłąkany robal forsował jedną ze ścianek. - A poszedł mi stąd, paskudztwo! - Teraz wszyscy odwalali fuszerkę, nawet trumny dobrze zrobić nie potrafili. Zapisałam sobie w pamięci, żeby zgłosić reklamację zakładowi pogrzebowemu. Byłam oburzona. Tymczasem pozostało mi otworzyć wieko i wyjść na zewnątrz, co wcale nie było łatwą operacją. sześć stóp ziemi nade mną okazało się sporą przeszkodą. Wypaliłam dziurę w trumnie i zaczęłam powoli przekopywać się w górę. Po dłuższym czasie, kilku zadyszkach i bolesnych spotkaniach z kamieniami udało mi się dotrzeć do nagrobka. Zapukałam w kamień, ale nikt nie odpowiedział. Dziwne. Przecież ktoś powinien tu być, albo... Był na tyle nieuprzejmy, że mnie ignorował. Rozkopałam więc jeszcze trochę ziemi, na tyle, żeby móc przesunąć płytę. Przynajmniej ona ważyła tyle ile trzeba i była całkiem dobrze zrobiona. Wyjrzałam na zewnątrz. Patrząc na stan przebywającego tam Tomka, musiało mocno wiać. - I jak się stypa udała, Waść? Mam nadzieję, że krewni nie byli zbyt natrętni. Słucham słów krytyki, następnym razem będzie to wszystko jeszcze lepsze. Nie brakowało rozrywek? Wuj Lucek obiecywał, że jeśli atmosfera będzie zbyt sztywna, coś od czasu do czasu podpali. Jaki lokal, trunki i jedzenie? No, mów pan! Nieuprzejmym jest ignorowanie gospodarza jego własnej górze! - Po moich ostatnich słowach, flaga znów przefarbowała się na czarno.
-
Zazdroszczę. Też bym chciała, a nie umiem. Próbowałam oczywiście, ale nie wychodzi.
-
A potrafisz sobie wywinąć górne powieki?
-
[Event] Zbieramy ekipę na Sylwestra z Luną! [Księżyce do rana]
temat napisał nowy post w Dawne Dzieje
Lud przemówił i zadecydował! Myhell zwycięża przeważającą ilością głosów! Miejmy nadzieję, że tego dnia będzie miał dobry humor i nie będzie miał dostępu do arsenału Chemika. Pozostaje tylko dowiedzieć się, co ciekawego (i zjadliwego) postanowi przyszykować na Sylwestra. Mamy więc już lokal, mamy szefa kuchni, muzykę i zapewnione odpowiednie efekty specjalne. Potrzebny jeszcze ktoś, kto całą zabawę rozrusza i nie pozwoli imprezowiczom zasnąć. Ktoś, kto w momencie krytycznym pozostanie na placu boju i rozrusza wszystkich tracących kontakt z rzeczywistością. Komu przypadnie zaszczytna rola wodzireja? -
Nie, staram się omijać Zawodzie i Załęże. Czy zostałeś kiedyś ofiarą Rytualnego Wpierdzielu ku czci Wielkiego Drechola?
-
W godzinę po moim zniknięciu ze szczytu ujrzeć można było tłum zebrany u podnóża. Wszycy ubrani byli na czarno. Z masy ludzkiej uformował się długi sznur orszaku. Im bliżej szczytu, tym głośniej wlokła się smutna, tragiczna wręcz muzyka. W końcu ludzie zbliżyli się na tyle, żeby móc rozróżnić kilka szczegółów. Na czele szedł ksiądz, niosąc pod pachą opasłe tomiszcze z krzywym pentagramem na okładce. W prawej ręce trzymał srebrny krzyż. Tuż za nim czterej smutni panowie w gariturach i fioletowych okularach nieśli czarną, lśniącą trumnę. Za nimi wlekli się ludzie z gitarami i jeden trębacz. Dalej wlekli się żałobnicy ubrani w odświętne ubrania. Co chwilę ktoś wyciągał chusteczkę i bez zażenowania w nią smarkał, inni płakali głośno. Tłum stanął wokół szczytu, ksiądz wyczarował na górze podwyższenie i podszedł do niego. Tuż obok ustawili się mężczyźni z trumną. - Zebraliśmy się tutaj dzisiaj, żeby pożegnać znaną nam wszystkim Nocturnal. Pierwsze co chciałbym zrobić, to złożyć kondolencje rodzinie, przyjaciołom, znajomym i wrogom. Ale oddajmy jej głos, zapewne chce wtrącić parę słów od siebie. Trumna otwarła się i z pomocą jednego z trzymających trumnę wyszłam i stanęłam na ziemi. Ubrana byłam w elegancką sukienkę - to w końcu pogrzeb, wypada. Potrząsnęłam ręką księdza i stanęłam na podwyższeniu. - Dziękuję wam wszystkim, że tak tłumnie tutaj przybyliście. Naprawdę, widząc was tutaj wiem, że wielu ludzi miało ze mną na pieńku. Większości z twarzy nie poznaję, ale nie martwcie się. Tak czasami się zdarza po śmierci, nie pierwszy to mój raz. Nie płaczcie, proszę. Moje resztki serca nie mogą znieść... *przerwa na chlipanie* ... Waszego widoku. Trudno mi będzie ostatecznie odejść. Wiedzcie jednak, że jestem z Was wszystkich dumna. Przeżyłam dobre kilka lat przeszkadzając i psując innym życie. Nie ma rzeczy, której żałuję. No, w każdym razie nie ma ich zbyt wiele. À tout le monde, a tout mes amis: Je vous aime, Je dois partir. These are the last words I'll ever speak and they'll set me free! - zaśpiewałam. - Na odchodnym chcę tylko podziękować jeszcze raz wszystkim. Zwłaszcza Tomkowi - to było niezłe zagranie, wiesz o czym mówię - mrugnęłam porozumiewawczo. - No, ale bez przeciągania. Teraz wróćcie, nie wiem... Co tam robiliście? A, tak. Umartwiać się. Nic tam nie zniszczcie w lokalu, bo będziecie sami za to płacić. - Po tych słowach, płacząc wróciłam do trumny, pomachałam wszystkim i zamknęłam wieko. Przez ten czas grabarz zdążył wykopać dół, do którego została włożona trumna. Przy zakopywaniu żałobnikom towarzyszyły smutne nuty "High Hopes". Wreszcie grób zwieńczony został nagrobkiem - górska gleba nie musiała mieć czasu na ubicie się. Nocturnal van Dort To jest jej góra, chociaż nie żyje. Bywa. Razem z żałobnikami wyruszyłeś na uroczystą stypę, opuszczając górę. Atmosfera tak Ci się udzieliła, że sam zacząłeś płakać.
-
Ja nie dam rady? No, dobra. Ostatecznie, w tej sytuacji mogę się nawet zgodzić. Tak więc w tym pustym niegrajdołku nie działał dźwięk? Nieprawda to. Dźwięk potrafił zadziałać wszędzie, tylko należało odpowiednio go do tego przygotować. Usiadłam, a w mojej dłoni zmaterializował się kawałek plastiku. Kostka do gry na gitarze. W następnej chwili ciemności rozproszyły się, a w łunie światła pojawiło się dwóch panów. Zabrzmiał dźwięk gitary. Oto w siódmym wymiarze po raz pierwszy pojawił się dźwięk. Logika jest przereklamowana. I do not need(he did not need) A microphone (a microphone) My voice is ... (...) POWERFUL! Ooooooooh yeah! Wręczyłam jednemu z nich kostkę którą trzymałam. Rozbłysła zielonym światłem. Now take a look, (take a look) Tell me what do you see? (what do you see?) We've got the Pick... of Destiny! Ciągłość czasoprzestrzeni w siódmym wymiarze uległa uszkodzeniu, które pozwoliło mi wydostać się na zewnątrz. Nikt nie mówił, że nie wolno skorzystać z drobnej pomocy. Znalazłam się znowu u podnóża góry. An unforeseen future nestled somewhere in time, unsuspecting victims no warning, no signs. Judgement Day. The second coming arrives. Before you see the light you must die! - ruszyłam w górę. Zauważyłeś mnie już wcześniej, kiedy wspinałam się na wzniesienie. We attack, attack, attack your fetal servitude! - zabrzmiał Twój głos, a kamienie wokół mnie wzniosły się i ruszyły, żeby zniweczyć moje plany. Out of my way I'm coming through, roll the dice don't think twice and we crush, Crush'em! - Kamienie rozsypały się w piasek i opadły z powrotem na swoje miejsce. Uśmiechnąłeś się złośliwie. Kamienie to był tylko wstęp, zaledwie rozgrzewka. The haunting never fades, laughter's gone away I know t's too late, when you've lost your soul. The fires all but gone, my world is darker now than the blackest crow! - Nad szczytem pojawił się wielki ptak, którego struktura przypominała gęsty, idealnie czarny dym. Wrona zaatakowała. Błysęły szpony. I have waited for you to come. I've been here all alone. Now that you've arrived, please stay a while. And I promise, I won't keep you long. I'll keep you forever! Dance with the dead in my dreams, listen to their hallowed screams! The dead have taken my soul temptation's lost all control! - Z ziemi uniosła się para, a potem rozdzieliła się i zaczęła formować w ludzkie, nieco zdeformowane postacie. Kilka widm chwyciło wronę i wcisnęło ją w ziemię. Reszta duchów powlokła się na szczyt i stanęła naprzeciwko Ciebie. Postacie spojrzały po sobie, zdezorientowane. - Bo my, ten... Chcieliśmy pana nakłonić do opuszczenia tego miejsca, i... - Memories can't ignore anguish of before, satisfy the scorn. Rise ghosts of war! - zanuciłam. Duchy wyprostowały się, a na ich ciałach wyrosły kolczaste pancerze. Rysy wyostrzyły się i spojrzały na Ciebie z mordem w oczach. Rzuciły się, ignorując całkowicie niewielką powierzchnię szczytu. Razem z nimi spadłeś w przepaść, na jej dnie otwarła się ziejąca siarką i płomieniami dziura. Wystarczyło dopełnić formalności. - You're not going to wake up today. They've pulled your plug the picture fades, and as your body decays, mold begins to fill your grave. The smell of death permeates, the silk within your coffin lays - Go to hell!
-
Możesz okrążyć to bagno, ale spójrz na nie. Nie widzisz, że jest wielkie? Przechodząc przez miasto zyskasz na czasie. Czy nie tego chcesz? Miasto naprawdę nie wyglądało zachęcająco, nawet z tej odległości.