Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Obawiam się, że jednak nie. - Odsuwam palec i odprowadzam jego właściciela na wąskie schodki dochodzące do szczytu - potem wręczam mu latawiec i arameje majestatycznie odlatuje w kierunku słońca.

    W dalszym ciągu góra jest moja.

  2. Sen w takiej sytuacji... Cóż za zaniedbanie.

    Wyczołgałam się z błota, które złagodziło upadek. I tak byłam podrapana, posiniaczona i obita - zbytnie bratanie się ze skałami nikomu na dłuższą metę nie wychodzi na zdrowie.

    Spojrzałam na odległy szczyt góry i ruszyłam dziarskim, chociaż nieco zmaltretpwanym krokiem. Daleko nie zaszłam, kiedy moje wysiłki stanęły twarzą w twarz z barierą. Nie przeczę, przyjemne to nie było, ale w końcu czym jest byle pole siłowe jeśli je porównać do silnej woli i tupetu jak taran?

    Wzięłam kamień leżący u moich stóp i zaczęłam wycinać prostokątny kształt w barierze. Pchnęłam lekko i drzwi otworzyły się, pozwalając mi przejść dalej i zdobyć szczyt.

    Bardzo możliwe, że pole siłowe było nie do przejścia. Luka polegała tylko na tym, że ja tej wiedzy nie miałam.

    W końcu, upaprana błotem, zdyszana i zmęczona dotarłam na szczyt w blasku chwały.

    Jako że Waść Mitnick spał, postanowiłam w tym czasie przemalować czerwoną flagę której z tylko sobie znanych przyczyn nie usunął, na czarno. O wiele lepiej.

    Potem zepchnęłam leżak razem z właścicielem ze szczytu.

    Góra oficjalnie należy do mnie.

  3. Wiedźma kiwnęła głową i jarzącymi się na żółto oczami spojrzała na Grzejnika. Jego łapy wydłużyły się, ogon i tułów skróciły i zarosły sierścią. Grzejnik był teraz średniej wielkości psem o brązowej sierści i długim pysku.

    Następnie przyszła pora na jednorożca. Futro Slaga zmieniło kolor na brązowy, zaś grzywa i ogon - na żółty. Znaczek na zadzie zmienił się z płomienia na młotek. Z jego ciała zniknęły wszystkie blizny.

    Moth przyjrzała się swojemu dziełu i pokiwała głową. Zmieniła także swoją aparycję: Wybieliła futro, zmieniła grzywę na różową i nieco skróciła.

    - Myślę, że możemy ruszać.

  4. - Myślałam nad tym i mam kilka planów. Na początek chyba zastraszę inkwizytorów. Są natrętni i irytujący. Potem... potem będę ich po kolei wykańczać. Niech mają za swoje, psia ich mać. Będą podobnie jak Shining Armor powoli zdychać, kiedy ja będę patrzeć i śmiać się z ich bólu. Takie drobne sprawki. Po wszystkim zobaczę co chciałabym jeszcze zrobić. - Wzruszyła ramionami.

    Niebawem między drzewami pojawił się ubity trakt. Sombra zasugerował, żeby iść wzdłuż niego.

  5. Tabliczka  z napisem wyglądała bardzo zachęcająco. Kusiła, żeby coś z nią zrobić. Zakradłam się i zrobiłam podkop pod ogrodzeniem.

    Śmierć na razie mnie nie napotkał, nigdzie go nie widziałam. To było dobrym znakiem.

    Leżałaś na leżaku, wobec czego stwierdziłam, że opalanie dobrze Ci zrobi. Znaczy mnie.

    Włączyłam radio, które przytargałam ze sobą i włożyłam do niego płytę.

    You reached for the secret too soon,you cried for the moon... SHINE ON YOU CRAAAZY DIAMOND! - zabrzmiała muzyka, a niebo rozświetliło się przez jeden, jaśniejący punkt. Nie mogłaś znieść blasku bijącego od niego i spłonęłaś.

    Moja góra.

  6. Na zachód. Tyle na razie. Nie będziesz zbytnio się trudził szukając rogu. Nie wiem jak trudno będzie go odebrać. Jest w niepowołanych kopytach. Kiedy będziesz blisko, poinformuję o tym. Ruszaj - odpowiedział, a potem kontakt zanikł.

    Klacz stała na zewnątrz i prowadziła działania zmierzające do nawiązania interakcji z Grzejnikiem.

  7. Intruz na zewnątrz wcale jednak nie był - jak się okazało - zombie. Po wyjściu ze stodoły ujrzałeś przed sobą krowę.

    Zwierzę szło powoli, nie zwracając uwagi na mężczyznę. Lewa tylna noga wisiała bezwładnie. Tkanki uda zostały przerwane. Zapewne stworzenie zostało zaatakowane - nie zdołałoby poharatać się aż tak o żadne ogrodenie. Nie tylko noga była ranna - z boku krowy wisiały strzępy mięsa, a idąc, pozostawiała po sobie krwawe ślady na ziemi.

    Pojawienie się zwierzęcia oznaczało, że naprawdę trzeba się spieszyć. Szwendacze potraiły wyczuć zapach krwi z dużych odległości. Jeśli jeszcze nie podążały za umierającą ofiarą, zaraz zapewne zaczną.

  8. - Jasna sprawa. Powiedz mi, czy masz zasadniczo jakiś konkretny plan na osiągnięcie celu? Rozumiesz, jak już dotrzemy na miejsce. Cel szczytny, ale z wykonaniem będą trudności, tak sądzę - powiedziała, pakując w międzyczasie swoje rzeczy do torby.

    Grzejnik wyszedł przed zmarnowany budynek i teraz grzał się na słońcu.

  9. Po podlaniu jednego z krzaków pozostało Slagowi znalezienie wiedźmy, co w tym wypadku znaczyło zapewne wrócenie do chatki i poczekanie tam na nią. Powinna sama się znaleźć.

    Nie męczy cię przypadkiem jej samowola? Oczywiście, JA jestem tu tylko od drobnych podpowiedzi... Zrobisz, co uznasz za słuszne.  - Sombra odezwał się pierwszy raz od kilku godzin. Ostatnie jego zdanie miało w sobie zawarte wyraźnie widoczne "Ja bym tego tak nie zostawił".

    Tymczasem drzwi otworzyły się i Moth weszła do środka.

    - Dobry dzionek.

  10. Załadowałeś paliwo do samochodu. Na razie żaden żywy trup nie przeszkadzał w żmudnej pracy. Kanistrów ubywało. Po nich trzeba będzie zabrać rzeczy z domu i wyruszyć na poszukiwania Rose, co jak na razie wydawało się tak odległe, że niemal niemożliwe.

    Będąc w stodole usłyszałeś kroki na podwórzu. Zbliżają się, skurwysyny. A w każdym razie jeden.

    Ich nieregularne kroki były nie do pomylenia... Trzeba zatem zająć się gościem.

  11. Intruz - albo tajemniczy dobroczyńca, na co lepiej było nie liczyć - nie zdradził dotąd swojej obecności i widocznie bardzo starał się, żeby tak się nie stało.

    Nie mogło być wiele dróg do tymczasowej kryjówki Darknessa - prąd w rzece był dość wartki, a skały szczelnie otaczały zagajnik.

    Pozostawało więc niewiele możliwości - albo jabłko znalazło się tutaj bez pomocy kucyków, albo owe kucyki były pegazami, albo potrafiły się fenomenalnie wspinać po prawie pionowych ścianach.

    Skórka owocu błyszczała w słońcu. Nie wyglądało groźnie, co nie oznaczało, że takie nie było, ale z drugiej strony...

    Komu zależałoby na śmierci samotnego kucyka ziemnego?

  12. - Spokojnie, kochaniutka. Nie wyżywaj się na mnie - przecież niczego ci nie zrobiłam, prawda? Skieruj agresję przeciwko czemuś, co pomoże ci być bardziej konstruktywną. I spokojnie, w końcu...

    - Zamknij się! - warknęła Florence. Widać było, że starała się z całej siły nie skierować agresji przeciwko Medley.

    - Proponuję już stąd iść... - odezwał się cicho ogier.

  13. Liza usiadła na brzegu w bliżej nieznanym sobie celu - ot, tak. Żeby posiedzieć.

    Oczywistym było, że za chwilę coś się wydarzy - tak też się stało. Nie więcej niż pić minut po wyjściu na brzeg, butelka spadła na głowę topielicy, majestatycznie rozpryskując się i wylewając całą swoją zawartość na nią.

    Czerwoną zawartością o dziwnym zapachu i metalicznym smaku. Skąd do cholery wzięła się butelka krwi na jej głowie?

    - Wyłaź, Alic! Nie mam humoru na zabawę, a takie żarty doprawdy mnie nie bawią! To bardzo nieuprzejme z twojej strony i nawet... nawet... wulgarne! - wydarła się. Odpowiedź nie padła, co jeszcze bardziej Lizę rozjuszyło.

    Wstała i manifestacyjnie weszła do wody, żeby zmyć z siebie ciecz.

    A Alic dalej nie było. Dziwna sprawa, nawet bardzo. Należało się nad tym zastanowić.

×
×
  • Utwórz nowe...