Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Zastanawiała się, co za zdarzenie miało przed chwilą miejsce. Miała wrażenie, że Kain był przerażony, i to bardziej od niej, bo Liza nie zdążyła się przestraszyć. Wszystko stało się chyba trochę za szybko jak dla niej. Teraz należało całą sytuację wyjaśnić. Jak powszechnie wiadomo, szczera dyskusja potrafi zdziałać cuda. Jeszcze więcej potrafi porządna awantura, a Lizie nie podobało się kilka spraw. Zebrała się w sobie i ruszyła do domku. Coraz bardziej wzrastał w niej gniew. Nie pozwoli sobą pomiatać jakiemuś półgadowi! Zmierzając do domu, zwróciła uwagę na kaplicę. Miała wrażenie, że widzi ją pierwszy raz w życiu. Cóż, wcześniej pewnie po prostu jej nie zauważyła. Zdziwiły ją otwarte drzwi od niewielkiego domku, ale zdecydowała się wejść. W żadnym wypadku nie spodziewała się ujrzeć nieprzytomnego wężowatego leżącego na schodach, a jednak to właśnie było to, co ujrzała. Ogarnęło nią przerażenie i pewien rodzaj bezsilności. Nawet nie wiedziała, co mu właściwie jest...

  2. Po uniesieniu się na poziom dachu okazało się, że intruza nie ma. Albo był niewidzialny. 

    Rzut kamieniem z kierunku dachu potwierdził drugą teorię. Więcej: chybił tylko o włos, a zaraz po nim rozległo się o wiele bardziej agresywne i głośniejsze stukanie.

    - Czy na pewno nie potrzebujesz pomocy? - doszło Slaga pytanie towarzyszącej wiedźmy. W dach wgapiał się też grzejnik. Z pewnością nie widział co siedziało na górze, ale całkiem możliwe że wyczuwał intruza.

  3. Liza nigdy nie przypuszczała, że kiedykolwiek mogłaby zagrać w horrorze, nie mówiąc już o tym, żeby grać główną rolę.
    Niewiele razy w życiu zdarzało jej się widzieć zwłoki, ale na taki scenariusz nie była gotowa - zupełnie nie miała pojęcia co robić. Jasne, miała przy sobie nóż - ale co z tego? Czy w ogóle odważy się dźgnąć napastnika, zanim on odważy się jej przegryźć gardło?

    Do tej pory szło nieźle: Udało jej się opuścić budynek, udało jej się opuścić park... Samochodu co prawda nie udało się użyć, ale teraz i tak nie miało to większego znaczenia. Oto naprzeciwko niej pojawiły się dwie postacie. No, jedna i trzy czwarte.

    Dziewczyna odruchowo sięgnęła do kieszeni kurtki. Nigdy w życiu nie użyła noża przeciwko innemu stworzeniu (no, może poza jedną z maskotek), ale mimo to czuła się pewniej ściskając go w dłoni. Nie była pewna, ale wydawało jej się, że żywe trupy ją zauważyły.

    Jakim w ogóle cholernym cudem doszło do czegoś takiego? Jednego dnia wszystko było w porządku, a drugiego rozpierdzieliło się dosłownie wszystko. 

    A teraz zbliżały się do niej coraz bardziej. Bliżej, bliżej i bliżej śmiertelnego ugryzienia... Musiała się ogarnąć. Czekają na nią rodzice, nie może ich zawieść. Widziała ich całkiem niedawno, pewnie będą zaskoczeni nagłą wizytą.

    Kobieta zatrzymała się i zawróciła. To jeszcze nie był czas na walkę i sprawdzanie umiejętności. Zamierzała skręcić za najbliższy róg. 

  4. - Oczywiście, już wychodzę - mruknęła do właścicielki domu i powoli zaczęła go opuszczać. Myśli - jak zwykle, kiedy nie trzeba było, było ich za dużo. Czasem w ogóle mogłoby ich nie być, nie cierpiałaby z powodu ich straty. Zastanawiała się, czy przypadkiem przerzucenie się na standard życia nieumarłych nie byłoby korzystną zmianą. Nie żeby od razu zabijać, ale postraszenie kogoś od czasu do czasu mogłoby być dobrą rozrywką. Tak rozmyślając, Liza powoli wracała do jeziora.

  5. - Dobre kilka lat leżałam w wodzie. Kilka... Albo więcej. Pochodzę z nieco innych czasów, i wszystko tutaj jest dla mnie obce. Nie mam zamiaru żyć więcej niż parę lat. Po prostu czuję, że szybko mi się to znudzi. Nie wiem co spowodowało zmianę pańskiego nastroju, z góry przepraszam, jeśli to moja wina. - Z pewnym wachaniem położyła dłoń na ramieniu Kaina, żeby go wesprzeć.

  6. Cieszyć życiem, do cholery. Nie ma się czym cieszyć. Niby chciała kiedyś żyć długo, ale wtedy miała pomysł na siebie. Inspiracje. Nawet chęć była, i wszystko to się zmarnowało. Liza poczuła złość. Ach, gdyby teraz spotkała tego wrednego... No, człowieka, nie wahałaby się i chyba nawet potrafiłaby uderzyć go w twarz. Mocno. Co do zabicia, nie była pewna... Chyba jeszcze nie ta pora. Od razu skarciła się w myślach za takie marzenia. To było wysoce niemoralne i nie przystało damie, nawet martwej. Złość zastąpiona została przez zadumę.

    - Dlaczego inni ludzie, czy tam nieumarli są groźni?

  7. - Ile będzie trwać moje drugie życie i dlaczego w ogóle żyję? - zapytała, i wzięła łyk wina. Może w końcu ktoś odpowie przynajmniej na część pytań. Nawet z tej niewielkiej odległości, jaką jest dystans między domem, a jeziorem, czuła się niespokojnie. Tak jakby tylko tam mogła czuć się bezpiecznie. Głupota. Przecież tutaj na dobrą sprawę też nic nie może się stać...

  8. - Nie wiem, czy mam przyjąć informację o tym, że jestem mniej niebezpieczna jako komplement, czy wprost przeciwnie. Choćmy więc - rzekła i ruszyła za nietypowym towarzyszem. Zastanawiała się nad jego gatunkiem i pochodzeniem, chociaż  - co oczywiste - nie odważyłaby się o to zapytać. Kiedyś chyba nawet bała się węży. Niezbyt mocno co prawa, ale chyba odczuwała przed nimi pewien rodzaj lęku... A może tylko jej się wydawało?

  9. - A czy tacy jak ja się żywią? Mówiąc szczerze, nie mam pojęcia o moich nowych zwyczajach. Proszę mi powiedzieć, co pan wie o... - szukała odpowiedniego słowa. Martwych? Prawie martwych? Nie-do-końca martwych? Prawie żywych? Ponownie martwych? - ... O nieumarłych? Nie orientuję się co powinnam robić, a zależałoby mi na tej wiedzy. Och, i czy kiedykolwiek umieramy? Nie jestem przekonana, czy chciałabym nieżyć wiecznie...

  10. Tak więc podwórko zostało zaścielone trzema dodatkowymi elementami krajobrazu, które niedługo kontynuować będą proces gnilny - już teraz całkiem nieźle im to szło, o czym świadczył obrzydliwy, mdlący odór wydobywający się z ich ciał.

    Drzwi stodoły nie były zamknięte - wystarczyło szarpnąć, a te nie stawiały oporu. W środku panował bałagan, będący w pewien sposób odwzorowaniem tego, co działo się wszędzie. I nie był to normalny stan rzeczy. Pojemniki z paliwem stały w najdalszym rogu stodoły, poprzewracane. Powinny wystarczyć na jakiś czas, potem - cóż. Trzeba będzie poszukać dalej.

    Na razie jednak nie był to problem. Problemem był czas. Nie wiadomo było ile dokładnie trupów krąży wokół domu i na farmie...

  11. Otworzyłeś powoli drzwi. Nie skrzypiały, toteż trupy nie od razu zauważyły zmiany. Dopiero po otwarciu samochodu zwróciły swoją uwagę i zaczęły się zbliżać, sapiąc i charcząc. najbliżej były trzy, oddalone kilkadziesiąt metrów. Musiały być zombie już ponad tydzień, bo wszystkim trzem skóra zaczęła obłazić i nawet z odległości było je czuć. Jeden z nich, prawdopodobnie kobieta, wlókł za sobą kawałek jelita wyłażący mu z brzucha. Ciekawym było, że jeszcze się o owy kawałek nie potknął, a tylko trochę organ utrudniał mu ruch.

    Niemniej zbliżały się, i to całkiem szybko. Na szczęście miałeś przy sobie nóż, który nie zwabi innych trupów i załatwi sprawę po cichu...

  12. Radio nie działało i stan ten nie wróżył nic dobrego. Po informacje trzeba było pofatygować się samemu. Na szczęście wierny, niezawodny pick-up stał tuż przed domem, gotowy do drogi.

    Do domu zaczęły zbliżać się trupy. Trudno było określić jaki miałby być wynik spotkania. Możliwe że ku farmie zwabiły je zwierzęta - wokół wciąż przebywało kilka krów, będących dość łatwym celem dla wygłodniałych, nie wyczulonych na ból szwendaczy.

    Dopóki jednak dom był zamknięty, nie były zbytnim zagrożeniem. Nie, dopóki nie odkryłyby że Jules jest w środku. Nie miał zbyt wiele czasu do spakowania się - musiał się streszczać.

  13.  

     

    Uniwerum The Walking Dead (Multisesja z Kruczkiem)

     

    Imię i nazwisko: Liza Hempstock

    Rasa: Człowiek

    Płeć: Kobieta

    Wiek: 20 lat

    Charakter: W większości sytuacji spokojna, nieco chaotyczna, lojalna, uparta, zaradna.

    Wygląd: Niska kobieta o jasnej karnacji i kasztanowych włosach spiętych w długi warkocz. Ma odstający nos, szare oczy i wąskie usta.

    Historia: Urodziła się w niewielkiej, nadmorskiej miejscowości w północnej Anglii, i tam też dorastała, integrując się głównie z wrzosowiskami i klifami. Jej matka pracowała w miejscowej aptece, ojciec wyjeżdżał do pracy w Londynie - był anestezjologiem. Liza interesowała się książkami, muzyką, zwierzętami i roślinami, ze wskazaniem na to drugie. W wieku 12 lat przeprowadziła się na południe. W szkole średniej poznała Charlesa, potem ich drogi się rozeszły. Chociaż zamierzała łączyć przyszłość z biologią, wybrała architekturę i dostała się do Uniwersytetu w Kent, oraz zamieszkała w mieście Canterbury, niedaleko Londynu.  Nigdy nie miała styczności ze szkołą przetrwania, toteż na wybuch epidemii nie była przygotowana, mimo styczności z filmami o zombie. Chodziły co prawda pogłoski o ludziach budzących się po śmierci... Ale kto dawałby im wiarę? Kiedy w okolicach Londynu wybuchła panika, Liza znajdowała się blisko budynku Uniwersytetu, w parku. Wielkie było zdziwienie przebywających tam ludzi, kiedy jeden ze spacerujących rzucił się na siedzącego na ławce studenta i wgryzł mu się w szyję. Kiedy przez teren zaczęła przetaczać się horda zombie, Liza uciekła do budynku uniwersytetu i po kilkugodzinnej obserwacji doszła do wniosku, że istotnie, plotki potwierdziły się i faktycznie Anglia tonie w żywych trupach. Jeszcze gorsze było to, że zombie odkryły kryjówkę jej i kilku inych ludzi i wdarły się do środka. Zdołała ukryć się w jednej z sal, nie wiedząc co działo się na zewnątrz. Po godzinie spędzonej na panikowaniu postanowiła wyjść z kryjówki i udać się do domu. Kiedy wyjrzała z sali, ujrzała kilku zombie pochylających się nad - zapewne - zwłokami. Po cichu udało jej się umknąć przed monstrami i jakimś cudem bezpiecznie wyjść z budynku - po drodze zaopatrzyła się w nóż, znaleziony zupełnie przez przypadek. Zamierzała dostać się do samochodu. Dopiero docierając do na wpół zniszczonego centrum miasteczka zdała sobie sprawę z tego, co dokładnie się dzieje, a samochodu już nie było - zapewne ktoś z niego skorzystał. Ekwipunkiem Lizy w tym momencie był niewielki plecak z kilkoma równie nieprzydatnymi rzeczami. Postanowiła dotrzeć do domu i spróbować skontaktować się z rodzicami, a potem pojechać do Ashford w którym mieszkali i razem z nimi zastanowić się, co dalej.

    Miejsce: Canterbury, Anglia

    Grupa: Na początku jest sama, potem spotyka Charlesa.

    Cel: Znaleźć rodziców, przeżyć.

    Tagi: Grimdark

    • +1 1
  14. Niewielka farma otoczona polami kukurydzy, te zaś otoczone przez las liściasty. Dzień powoli wstaje i chociaż słońce już się pojawiło, raczej nie będzie upalnie. Lekki wiatr przeczesuje pola kukurydzy. Ktoś mógłby rzec, że to kolejny zwykły dzień, dzień jak codzień.

    Ale nie jest tak.

    Farma jest oddalona od większych zabudowań, więc na pierwszy rzut oka nie widać nic podejrzanego. Nie ma poprzewracanych samochodów, czołgów, nie ma dymu, ognia, nie widać zniszczeń.

    Są za to one - snują się bez celu, jak w transie. Powolne, niezgrabne. Zombie. 

    Nie jest ich tutaj wiele - hordy przetaczają się przez większe miasta, a tutaj żadna jeszcze nie zdołała dotrzeć. Włóczą się, dopóki coś nie przykuje ich uwagi i nie uznają, że można wgryźć się w jego tętnice.

    Oto kilka z nich rusza w kierunku budynku - domu. Możliwe, że im się poszczęści...

     

×
×
  • Utwórz nowe...