Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Jaki numer? Czego? - zapytała. Czuła że przez lata hibernacji na dnie zbiornika wodnego wiele ją ominęło. Numer buta? Nie... Na co komu jej rozmiar stopy. Numer jako dowcip? Czyżby jakaś skomplikowana gra słowna? Też nie, bo to zwykle nie ułatwiało przekazu informacji... Numer jako adres? Tak, to jak najbardziej pasowało, jednak Liza wątpiła czy nad jezioro docierają listonosze.
  2. Victoria wypadła ze statku zasapana. Powoli zaczęła dochodzić do wniosku, że ten dzień nie będzie dniem udanym i nie ma już nawet cienia możliwości na uratowanie go. - Nie mamy kolejnego... - wdech - członka. Red nie żyje... - poinformowała wszystkich zgromadzonych. Miała nadzieję, że niektórych to zainteresuje.
  3. - Dostałam tego pierzastego drania, żadnego listu nie było. Musiał być na tyle nietaktowny i niekonsekwentny, że pewnie sobie te list wydziobał! Nie cierpię gołębi. Po prostu nie znoszę. Tylko brudzą i żadnego z nich pożytku nie ma - poskarżyła się i kontynuowała działania prowadzące do przegnania piórkowatego z gałęzi.
  4. Elizabeth odwróciła się, zaskoczona. Przybrzeżne szuwary poruszyły się i jedna z traw pacnęła Alic w nogę. - Witaj. Nie spodziewałam się ciebie tutaj... Znaczy teraz. Nie tak, że w ogóle się ciebie nie spodziewałam - odpowiedziała na powitanie i spojrzała wściekła na gołębia. Szare ptaszysko coraz bardziej ją irytowało.
  5. Podwodna grota była duża i zupełnie wystarczała do pełnienia funkcji sypialni. Teraz jeszcze tylko jakoś to urządzić, i będzie świetnie. Topielica wyszła z jeziora i wspięła się na brzeg, a następnie ruszyła do lasu po większy kawał drewna. Długo nie musiała szukać, a gdy już znalazła odpowiedni konar, zataszczyła go z trudem do jeziora. Trochę to trwało, a gdy już wrzuciła drzewo do wody, okazało się - co niesamowite - że drań pływa. Liza poczuła się oszukana. I wtedy ujrzała na gałęzi ptaka. Gołębia. Za życia nie znosiła gołębi. Strasznie ją irytowały. Gołąb siedział i ze złośliwym wyrazem dzioba się w nią wpatrywał. O co temu bezmózgowi mogło chodzić? - Idź sobie stąd. A sio! - krzyknęła.
  6. Nad jeziorem panowała nieprzenikniona cisza. Nawet miejscowe ptactwo nie robiło hałasu, co było zdarzeniem dość nienaturalnym. Liza próbowała zwiedzić każdy centymetr dna i właśnie trafiła na dość dużą grotę przy jednym ze stromych brzegów. Po chwili wahania wpłynęła do środka. Tak, zdecydowanie powinna zrobić tu porządek...
  7. Strażnik nie dał się ogłuszyć. Odwinął się i kopnął Fiury'ego.
  8. Kilka minut później zjawił się strażni, ale zamiast pójść do lochu, skierował się do drzwi, za którymi schowana była Meekness. Zapadła cisza. - A ty co tutaj robisz? Nie, nie, nie! Tutaj nie wolno wchodzić nawet gościom! - Rozległ się głos strażnika. Trzasnęły drzwi i Fiury mógł zobaczyć Meekness prowadzoną przez owego podmieńca. - Potrafię pójść sobie stąd SAMA - warknęła klacz. - Świetnie. Sądzę jednak, że ta część zamku nie jest odpowiednia dla źrebaków. No, już. Im szybciej będziesz na górze, tym szybciej wrócisz do zabawy.
  9. - Dobra, wychodzi... Gdzie Red? - zapytała. I kiedy pani kapitan chciała się zerwać żeby pobiec szukać bądź opieprzyć zaginionego, trzaski przerodziły się w poważne pęknięcia, a pokład przekrzywił się na prawy bok. - Wyłazić! - zawołała Victoria. Hałasy nie ustawały. * * * Dym który unosił się nad statkiem nie tworzył już chmury. Rozwiewał się w atmosferze planety i słabł. Jego źródło zaś, otoczone zewsząd tutejszymi, wysokimi, drzewopodobnymi roślinami lekko zapadało się w grząskim podłożu. Wszędzie wokół widać było zniszczenia: nadpalone kawałki metalowych części, szczątki organiczne. Kilka kroków dalej leżał człowiek. Nie ruszał się.
  10. - W takim razie jak tu wleźli? No bo przecież nie oszukał nas Violet, prawda? Znam go od urodzenia i za bliskich dałby się pociąć. Mniejsza. Kiedy był w domu, zabrał twój łuk. Gdzieś tam leży. Nie... - przerwała, bo oto obie klacze zobaczyły przelatującego nieopodal, zielonego pegaza.
  11. Dostajesz czołg. Prześliczny Challenger II. Prawie jak ten z Walking Dead. Na pewno się przyda.
  12. Arcybiskup z Canterbury

    [Zabawa] Moja góra!

    Wspięłam się na górę, a Ty mnie nie dostrzegłeś. W pewnym momencie skały zatrzęsły się, a z ogromnej groty pod górą wyszedł wielki, niebieski królik z oklapłymi uszami. Królik ten wyraźnie był głody, wobec czego kilkoma susami pokonał odległość dzielącą go od szczytu. Ujrzawszy Ciebie, zionął ogniem. Szansa aby przeżyć ten atak wynosiła jeden do miliona. Mnie się udało, a Ty jesteś obiadem. Smacznego, króliczku. Moja góra.
  13. Arcybiskup z Canterbury

    Siemandzio :3

    Hej Kamil. Ja co prawda Kamil nie jestem, ale sądzę że to nikomu w niczym nie przeszkadza. I nie lubię anime ani magi, za to lubię książki Neila Gaimana. Pozdrowienia.
  14. - Nie powinno? To niemożliwe! One przecież nie powinny w ogóle znaleźć wejścia. Są zbyt głupie. Widzisz? Potykają się o własne kopyta. Nie wiem co tu robią.No bo przecież nas nie wywęszyły. To co, potrafią się teleportować? Ah! - Klacz z furią rzuciła kamieniem w jednego z szwendaczy na dole. Trafiła prosto w czoło. Trup zatoczył się, po czym zawarczał gniewnie.
  15. Klacz westchnęła. - Ohydy to też były kucyki - odpowiedziała i wróciła na swoje miejsce. Na polanę tymczasem weszła nowa grupka szwendaczy, niewiadomo skąd. Zastanawiającym było, którędy się dostawały. Violet kilka razy sprawdzał wejścia na polanę, i były one zamknięte. Coś tu się nie zgadzało...
  16. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Bounty Hunters

    - Niesamowicie wprost - odparła znużona klacz. - A teraz przeprosisz wszystkich tutaj za zamieszanie i powrócimy do normalnego planu dnia. Nie zachowujmy się jak źrebięta - rzuciła i triumfalnie się uśmiechnęła.
  17. - Świetnie. A teraz napadniemy jednego z nich żeby nie było że po zamku chodzą klony, dobra? Choć i się ukryj! - syknęła klaczka i rozejrzała się wokół. Świetnie. Akurat niedaleko były niewielkie drzwiczki. Bez wahania podeszła do nich, otwarła je i schowała się do środka.
  18. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Od nowa

    - Zabawne dla nas. Zapomniałeś dodać. Porozmawiamy sobie, koledzy, ale sądzę że lepiej znaleźć jakieś miłe, ciche i niewidoczne miejsce. Las Everfree, na przykład. No, już Midnighcie. Idziemy! - Zarządził draconequus i spokojnym krokiem ruszył w kierunku puszczy. Twilight podniosła oba kozły, drące się na całe gardła. - Nikt was nie usłyszy. Oszczędzajcie siły na przesłuchanie - rzekła Twilight.
  19. Liza dotarła nad jezioro. Nigdy nie była wybitnie spostrzegawcza, ale dostrzegła że byli tu goście. Cóż. Szkoda że tak szybko odeszli.
  20. Liza stwierdziła, że jej obecność nie była potrzebna do polepszenia komuś humoru. Zasadniczo mogła już wracać do jeziora - lokaj był zapracowany rano, tego była pewna. Wyszła więc na korytarz i po uprzednim sprawdzeniu czy drzwi są otwarte, wyszła na zewnątrz
  21. - Akurat. Przyznaj, że sama w to nie wierzysz. Nic nie wiemy tak naprawdę, a oni wszyscy, ci, którzy... którzy... którzy mówili że będzie dobrze... Oni też kłamali. I też nie wierzyli w to, co mówią. Co z tego że stworzą obóz by chronić innych? Co z tego? Jeden żywy trup w obozie. JEDEN! I co? I wszyscy są martwi! Gdzie nasze obrończynie? Gdzie Księżniczka Twilight? Nie ma ich! Nic już nie ma! - krzyknęła i zaczęła płakać.
  22. Arcybiskup z Canterbury

    gra o tron (game of thrones)

    Nic nie wiesz, Jonie Snow. Pierwsze, powinieneś ZACZĄĆ od książek. Drugie, Lannisterowie niby gniazdo węży, ale bardzo opłacalnie jest być Lannisterem. Trzecie, na Starków lepiej nie liczyć, tak jak na powodzenie Tyriona. Zaiste, bardzo inteligentna, błyskotliwa postać. Szkoda tylko, że taki pech go prześladuje. Najlepiej liczyć na Littlefingera. On zawsze się wywinie z najgorszej opresji i jeszcze na niej zarobi.
  23. Arcybiskup z Canterbury

    Sny!

    Popieram postawę. Księżniczka jest warta każdych pieniędzy. (Może później zmieniła postać za karę? Sądzę że Księżniczka nie toleruje spóźnień)
  24. Liza bardzo nie lubiła bezczynności, toteż ruszyła za Victorem. Też chciała pomóc, kimkolwiek ten ktoś był. Głos wydawał się dziwnie znajomy.
  25. - Tak. Tak chyba być powinno. Ale w gruncie rzeczy jezioro dało mi schronienie i bezpieczeństwo. Miejsce, do którego należę. No bo jak inaczej wytłumaczyć to, że rozmawiam teraz z panem mimo śmierci? Wiem, że nigdy nie dowiem się dlaczego nie umarłam do końca, ale przeraźliwie mnie to męczy. Samo przebywanie w miejscu zgonu też mnie drażni, ale jednocześnie wiem, że nie mogę się z niego wyrwać.
×
×
  • Utwórz nowe...