Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Nie, nie masz - padła odpowiedź i wampir zniknął za drzwiami, zostawiając mężczyznę samego z chaosem w wielkim magazynie. Niebawem powinni zjawić się ludzie, którzy zazwyczaj czekali chwilę, aby niebezpieczeństwo minęło i dopiero potem szli sprawdzić potencjalne straty, narzekać na los i ostatecznie się upić. Taka już była portowa tradycja, tym bardziej, że hałasy w środku nocy nie zwiastowały niczego dobrego.
  2. - Wyobraź sobie, że jedzą i jedzą i jedzą, aż w końcu są grube jak najgrubsze białe koty i wtedy PUUUF. Wybuchają i z jednego poro robi się dużo małych poro - odpowiedziała, siadając na krawędzi łóżka i machając nogami. - Kogo szukasz? Mogę pomóc ci tam dotrzeć... Jeśli nie jest to zbyt daleko - stwierdziła, przyglądając się swoim paznokciom. Wyglądało na to, że kimkolwiek była dziewczyna, nie umiała zbyt długo skupiać uwagi na jednej rzeczy.
  3. Potwór pokiwał głową, słysząc o przyjemności z zabijania wampirów. - Bardzo ładnie. Oby tak dalej. Nie mam absolutnie nic przeciwko, pod warunkiem, że rzucasz się na odpowiednie egzemplarze. Poćwicz troszkę, ale nie toporem, gdyż jest za wolny. - Ręka Pete została uwolniona i powoli wracało do niej krążenie. Czuł mrowienie w palcach. Wampirzyca odwróciła się i ruszyła ponownie w kierunku wyjścia, stawiając niespieszne, pewne kroki.
  4. Podobnie jak poprzednio, cios został powstrzymany sprawnym ruchem ręki, która chwyciła przedramię Pete w żelazny uścisk, nawet się przy tym nie męcząc. Twarz zresztą nie drgnęła - ani w wyrazie złości, ani żadnej innej emocji. - Co próbujesz właśnie zrobić? - zapytała kobieta ponownie tym moralizatorskim tonem, który sugerował, że Pete właśnie odwalił potężną głupotę. - Oszalałeś do reszty? Chcesz mnie pokonać bez srebra? - Po tym pytaniu góra i dół nagle zamieniły się położeniem, coś huknęło, łowcę zapiekło ramię i mógł podziwiać sufit z perspektywy podłogi, powalony kolejnym szybkim ruchem. W polu widzenia pojawiła się twarz wampirzycy, wciąż ludzka i wciąż spokojna. - To nie działa w ten sposób. Nie podziałałoby nawet z tamtym. Jeśli chcesz polować na wampiry, musisz mieć srebro. Szkopuł tkwi w tym, że tamten miał ledwie dwa miesiące. Ja mam znacznie więcej. Rozumiesz, na prawdziwego wampira musi być prawdziwy łowca. Za chwilę puszczę twoją rękę i dam ci szansę. Ale najpierw odpowiedz: czy znajdujesz przyjemność w polowaniu na wampiry?
  5. Nie zdążył dotknąć skóry kobiety, bo ta błyskawicznym ruchem chwyciła trzonek, wyrwała Pete z ręki, zamachnęła się i wyrzuciła, nawet na niego nie spojrzawszy. Dopiero po dłuższej chwili rozległo się tępe uderzenie o drewno. Podniosła dłoń z palcem wyciągniętym w karcącym geście. - Zostaw - ostrzegła. - Stój tam, gdzie stoisz. - Nadal nie podniosła głowy, zaaferowana przeszukiwaniem trupa, aż w końcu z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnęła metalową kasetkę, schowała do kieszeni swojej kamizelki i wstała. Teraz dopiero spojrzała na łowcę i podbródkiem wskazała kierunek,w którym zniknął topór. - Coś ci tam upadło. Następnie odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi
  6. Jedno cięcie i było po wszystkim. U stóp Pete leżał drgający trup, wydzielający słodkawy dym przeprawiający o mdłości. Kiedy dym opadnie, krew bardzo szybko wyparuje i zostanie tylko wyschnięte ciało. Ale ledwie zwłoki przestały podrygiwać, w otwartych drzwiach pojawiła się kolejna postać. Tylko krew wampira cuchnęła. Sam wampir nie miał zapachu i trudno było go wytropić nawet z psami (choć to z tego względu, że zwierzęta zazwyczaj po prostu nie chciały podejmować tropu). Postać zatrzymała się, jakby nasłuchując, po czym ruszyła szybkim, nerwowym krokiem w stronę Pete i jego ofiary. To była kobieta i na naprawdę trudno było ocenić, czy była człowiekiem, czy też nim nie była. Twarz miała dojrzałą, ale bez oznak starzenia. Skórę raczej bladą, ale naturalnie bladą i jasne włosy do ramion. Ubrana była w białą koszulę, kamizelkę i coś, co zapewne kiedyś było długą spódnicą, a teraz zostało przekształcone w prowizoryczne spodnie za pomocą sznurków. Oczy patrzyły na trupa, nie na łowcę. Tego drugiego zresztą lekko odepchnęła, nim przyklęknęła przy ciele. Zaczęła nerwowo przeszukiwać kieszenie płaszcza zaplamionego krwią, mając w poważaniu mężczyznę stojącego obok.
  7. Wampir przestraszył się i zamiast się obronić, próbował uniknąć uderzenia. Twarz straciła ludzkie rysy. Źrenice rozszerzyły się gwałtownie, skóra poszarzała, a schowane zęby wysunęły się z dziąseł, tworząc drugi, ostry rząd. Rozszerzyły się też nozdrza wampira, ostatecznie nadając mu wyglądu paskudnego drapieżcy. Siekiera trafiła w łydkę i w efekcie odrąbała nogę pod samym kolanem. Pojawił się charakterystyczny, duszący dym towarzyszący zetknięciu się srebra z ciałem wampira. Ów wrzasnął tak, że aż zatrzęsły się ściany i stoczył się ze skrzyni, upadając na podłogę. Musiał być bardzo początkujący, skoro srebro tak bardzo go zraniło i oszołomiło. - Daruj! Nie będę już, nie zabiję nikogo! Błagam, nie zabijaj mnie! - jęknął. Na twarzy wampira rysowała się czysta panika.
  8. Przez chwilę odpowiadała mu równie kamienna twarz, ale było to dosłownie parę sekund. Potem dziewczynka zaczęła chichotać. Z początku cicho, żeby zaraz potem wybuchnąć gromkim śmiechem i spaść z parapetu na łóżko, zostawiając w powietrzu rozpływającą się, świecącą, różową smugę. Gruba kołdra i skóry zamortyzowały uderzenie w nogi mężczyzny. - To było niezłe - stwierdziła. Machnęła ręką, a okno zamknęło się z trzaskiem, rozpryskując brokat, który pojawił się znikąd. - Humor się ciebie trzyma, co nie? Fajnie, fajnie. Po co tu przyszedłeś? Tu nic nie ma, tylko śnieg i skały, skały i śnieg. I lód. I poro. No dobra, poro są całkiem ciekawe. Masz pojęcie, jak się rozmnażają? - zapytała z nieukrywaną, czystą fascynacją w głosie. Nie widział jej twarzy, bo wciąż leżała na kołdrze.
  9. Rozległ się huk, kiedy zdobycz Pete postanowiła zamanifestować swoją obecność, zrzucając drewniane skrzynie z samej góry. Większość była pusta, co nie zmieniało faktu, że wywoływały paskudny, wbijający się w uszy hałas. Wampir zeskoczył lekko na jedną ze skrzyń położonych na średniej wysokości i przysiadł na niej, bezczelnie wpatrując się w łowcę w pozycji sugerującej, że to on panuje nad sytuacją. Światło księżyca wpadające przez zakratowane okienko oświetliło jego twarz. Nie był szczególnie przystojny ani piękny. Mit o nieludzkiej urodzie krwiopijców brał się z tego, że ładne egzemplarze zazwyczaj były wystarczająco pewne siebie i wredne, żeby zdobywać ofiary przy pomocy wdzięków. Cała reszta oczywiście miała pewne sztuczki w rękawie, ale większość, tak jak ten osobnik, była po prostu przeciętna. Wampir patrzył na mężczyznę z uśmiechem, ale w oczach Pete widział ból wywoływany przez ranę. Cała ta postawa była sztuczna. - Nikogo nie zabiłem, to więc dlaczego ty chcesz zabić mnie? - zapytał. Oczywiście, było to kłamstwo. Na ślad wampira łowcę naprowadziła piątka trupów pozbawionych kompletnie krwi, a ten nie zacierał za sobą poszlak.
  10. Isleen przeskoczył z pazurzastej łapy na łapę, wyglądając tak żałośnie, na ile tylko żałośnie wyglądać mogła przemoczona wrona. Matkę Ruby najwidoczniej to poruszyło, bo spojrzała na niego wzrokiem pełnym współczucia i skierowała się szybko do drzwi, pochłonięta nowymi myślami. - Każę służącym przynieść pudełko, trochę wody i... Na mą duszę, co jedzą wrony? - zapytała już z korytarza, ostatnią część wypowiedzi kierując do siebie.
  11. Wokół nie było Sehtet, a i żołnierze Najwyższego Porządku z jakiegoś względu zrezygnowali z pościgu. Może to za sprawą nieuwagi, a może za sprawą sił działających wokół Izefeta? - Nie pójdę z tobą - odezwał się, mówiąc jakby każde słowo stanowiło dla niego wyzwanie. Nie odwrócił się w stronę Katera, a lewą rękę trzymał przyciśniętą do boku tak bardzo, że szara skóra na kłykciach aż pobielała. - Nie dołączę do niej, bo jej nie ufam. Idź stąd, Kater. Nic tu nie zdziałasz - stwierdził. Aura wokół Kage była niespokojna. Drgała sugerując, że ów jest z jakiegoś powodu słaby. Na tyle słaby, że aż się lekko chwiał. Moment był całkiem dogodny na pozbycie się przeciwnika, ale czy Kage aby na pewno był przeciwnikiem Zabraka?
  12. Port śmierdział dokładnie tak, jak śmierdzi standardowy port. Do mieszanki można było zaliczyć smród ryb, zbutwiałego drewna, gnijących wodorostów, a gdzieniegdzie także alkoholu i moczu. Dzwony i wrzaski towarzyszące pracy zostały zastąpione wrzaskami towarzyszącymi zabawie i odpoczynkowi. Marynarze cumowali w tawernach (których było całkiem sporo na wybrzeżu) i w zamtuzach (które w okolicach portu były trzy). Ale nie wszyscy po zmroku odpoczywali. Spośród wszystkich nieszczęść oblegających miasto najgorsze były choroby, szkodniki i należące do tych drugich potwory. Spośród potworów najgorsze były wampiry. Najgorsze, bo inteligentne i nieuchwytne, a ponadto przeraźliwie sprytne i długowieczne. Ale i na nie był sposób. Jeden z nich przemierzał właśnie ciasną ulicę, kierując się ku jednemu z portowych magazynów. Niedoszła ofiara Pete'a krwawiła po bliskim spotkaniu ze srebrem. Był już niedaleko - schował się właśnie w magazynie, zapewne próbując odpocząć i zebrać siły. Ranny wampir był właściwie najgorszy, bo zdesperowany. Ale ten konkretny przeciwnik był młody, a więc i nieszczególnie silny. Powinno pójść szybko. Drewniane wrota do kamiennego budynku szeregowego były uchylone. Przestrzeń w środku zastawiona była skrzyniami, niestety mrok skrywał większość szczegółów. Nie ukrywał natomiast dwóch świecących, pomarańczowych punktów - wampir patrzył gdzieś z górnych skrzyń, nie próbując się nawet ukrywać.
  13. - Mam ich aż za duzo - odparła dziewczynka. - I nie lubię takich rzeczy. Mogę mieć co chcę z rzeczy. Nie są niczym specjalnym. Wolę żebyś opowiedział mi jakąś zabawną historię. Ma być bardzo śmieszna! Co ty na to? - zapytała, zwracając ukrytą w cieniu twarz w stronę mężczyzny.
  14. Droga nie trwała długo, kiedy pojawiły się pierwsze zniszczone drzewa. Wyglądały tak, jakby je trawiła jakaś choroba - gałęzie miały poczerniałe, liście leżały zwinięte na ziemi. Wszystkie martwe rośliny rosły na nieregularnej, wąskiej linii. Na końcu tego ponurego ciągu klęczała kołysząc się dobrze znana Katerowi postać Izefeta. Dziwne fale Mocy zniknęły, ale mężczyzna czuł od niedawnego kompana aurę gwałtownych, niespokojnych emocji. Kage nie zauważył, że ten podszedł, albo zignorował jego obecność.
  15. - Hmmm... - Po tym wstępie wiadomo było, że okno nieprędko zostanie zamknięte. Postać przechyliła się, żeby zaraz potem szybkim ruchem przewrócić się na plecy, oprzeć o okiennicę i w tej luźnej pozycji myśleć nad wykonaniem prośby Noxianina. Włosy dziewczynki, bo postać z pewnością była dziewczynką, falowały łagodnie i wydawało się, że bije od nich jakieś nienaturalne światło zmieniające stale barwę. - A co dostaję w zamian?
  16. - Nikt. Hipopotam. Struś. Dzięcioł. Lubisz dzięcioły? - zapytał wysoki, piskliwy głosik. Postać na parapecie na pewno nie miała na sobie żadnego stosownego do warunków pogodowych ubrania i na pewno jej to nie przeszkadzało. Pomachała nogami jakby miała w sobie zbyt dużo energii. - Co zrobiłeś sobie w rękę? I w twarz? Wygląda jakby ktoś cię obrzucił brokatem.
  17. Noc nie obfitowała w dobry sen. Gassot gorączkował. Najpierw było mu za gorąco i pocił się niesamowicie, a chwilę później miał wrażenie, że zamarza. Sen był płytki i przerywany, aż do momentu w nocy, kiedy to poczuł faktycznie chłód. Z otwartych okiennic. Coś dmuchnęło, rozległo się leciutkie "pyk" i na twarzy Noxianina wylądowała chmura fioletowego brokatu pochodzenia małej postaci siedzącej na parapecie. Światła nie było, bo ogień wygasł, a więc mężczyzna mógł widzieć tylko zarys rozczochranego kształtu na tle gwieździstego nieba.
  18. - Lissandry, lodowej wiedźmy? Na mą duszę, też jej szukam! A to oznacza nic innego jak to, że jej koniec jest bliski - stwierdził, kiwając z uznaniem głową. - Możemy w takim razie wyruszyć razem! Chwała należy się każdemu, tym bardziej z tak wątłym ciałem jak twoje - dodał, bynajmniej nie obraźliwym tonem. - Niech mnie, późno już. Nadchodzi zmrok, a mnie przyda się nieco snu. Odpoczywaj, dzielny Gassocie! Niedługo trzeba wyruszać. Lodowe wiedźmy nie należą do cierpliwych! - rzucił i odmaszerował dumnie.
  19. Nie było czasu na zabranie broni z ciał, zwłaszcza, że szturmowcy już się tym zajęli w większości przypadków. Wiedział już, że za nim prawdopodobnie rozpoczęła się pogoń. Mógł wbiec do wnętrza piramidy, bo wejście było na ścianie wzdłuż której biegł. Trudno jednak było określić co się dzieje we wnętrzu, bo zmysły Katera dosłownie wariowały od chaosu w Mocy rozgrywającego się wokół niego. Wszystkie piramidy były jednak połączone podziemnym kompleksem. I wtem wyczuł potężny impuls Ciemnej Strony. I kolejny i jeszcze jeden. Był to pulsujący, słabnący sygnał dochodzący z lasu, od którego dzieliło go tylko druciane ogrodzenie.
  20. - Jest na dole, bezpieczny. Ty również, ale przestrzegam cię: nie należy nadwerężać gościnności tubylców. Zdaje się, że są dosyć chłodni - stwierdził, a akcent położony na ostatnie słowo i zniewalający uśmiech miały podkreślić wybitny żart sytuacyjny. - Zdrowiej więc, obiecałem, że szybko opuścimy to miejsce. Nim wyjdę, zdradź mi swoje imię i cel podróży - poprosił, ale pytanie brzmiało niemal jak łaska.
  21. - Znalazłeś się sam, mój drogi - odpowiedział. Z jakiegoś względu "mój drogi" w tych ustach brzmiało nadzwyczaj... Interesująco. - Ja tylko cię tu przyniosłem - dodał i z bajecznym uśmiechem zbliżył się do łóżka, wyciągając potężną, aczkolwiek zadbaną jak sam właściciel dłoń. - Sir Taric, do usług.
  22. Nad głową mężczyzny śmignęła para X-wingów goniona przez dwa interceptory. Za piramidą był ogrodzony obszar, chroniony przez żołnierzy w białych pancerzach. Walka z niedobitkami rebelianckich żołnierzy działa się parędziesiąt metrów dalej, a bliżej na płycie otoczeni klęczeli pokonani, z rękami zalozonymi za głowy. Było też parę ciał, a wszechobecna biel uświadomiła Katerowi za późno, że popełnił błąd. Żołnierzy Najwyższego Porządku było ponad trzydziestu, więc w jego stronę posypały się strzały, a któryś z nich użył komunikatora by powiadomić dowództwo o odkryciu, jakim był Kater. Został więc namierzony.
  23. - Wypij szybko. Musisz prędko wyzdrowieć i zabrać Noxiański zad w troki. Nie chcemy tu kłopotów, a kłopoty potrafią dotrzeć nawet w tak niedostępne miejsca jak to. A ja jestem Hiel. Akcent na "i". Powiem twojemu wybawicielowi, że wróciłeś do żywych - odparła, zabrała kubek gdy Gassot już wychylił zawartość i wyszła, nie siląc się na delikatne zamknięcie drzwi. Chwilę później mężczyzna usłyszał ciężkie kroki na schodach, a zaraz potem drzwi rozwarły się i stanął w nich uosobiony blask. Postać była muskularna i dosyć potężna. Chociaż w pomieszczeniu nie było wiatru, włosy wojownika powiewały brązową falą. Miał kwadratową szczękę i twarz, która mogłaby figurować na masie magazynów modowych, albo na popiersiach legendarnych bohaterów. Jego ubranie było niebieskie i do kompletu brakowało tylko chórów niebiańskich. - A więc już się obudziłeś - zauważył błyskotliwie niskim, seksownym głosem.
  24. Nie było łatwo ich znaleźć. Sehtet była jak igła w stogu siana. Z Izefetem potencjalnie powinno być łatwiej, ale ów emanował Ciemną Energią, a tej w obecnej chwili pełno było wszędzie - strach, ból, nienawiść, panika - emanowała ze wszystkich istot żywych w okolicy, nawet od roślin. Kater wylądował na samym skraju lądowiska, tuż na granicy puszczy. Za ścianą piramidy odbywały się walki.
  25. - Nie mamy tu często gości, a Noxianie nie ciągną do Freljordu. Ale znam ten akcent. Brzmicie jakbyście szczekali - odparła kobieta, niespecjalnie przejmując się faktem, że mogła urazić mężczyznę. - Jak ci na imię? - zapytała, splatając pulchne ręce na biuście. Napar w kubku miał mocny, korzenny, mdlący aromat. Nie zachęcał szczególnie do picia, ale drapiące gardło Noxianina przekonywało, że w istocie warto to jednak zrobić.
×
×
  • Utwórz nowe...