-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
Pociągnęła nosem i wytarła oczy. - W takim razie... Mógłbyś spakować moje rzeczy i mi je tutaj przynieść? - zapytała po chwili, kiedy już trochę się uspokoiła. - Nie mogę tam tak wejść. Chyba w ogóle nie mogę tam wejść - dodała po przemyśleniu tego zdania. W obecnych okolicznościach powrót do domu nie brzmiał tak źle... Tyle, że nie mogła tak szybko wrócić do domu, bo jeszcze musiała po drodze zacząć nad sobą panować w stu procentach. Żal było tylko opuszczania Aleksandra i Patricka, ale przecież nie miała żadnego wyboru.
-
Opuściła orła, pozwalając mu lecieć i wróciła do ciała. Na samym początku zasłoniła oczy rękami, ale doszła do wniosku, że to bez sensu i spojrzała na Patricka normalnie. Dla bezpieczeństwa chwyciła krzyżyk, a nerw na jej policzku zadrgał nerwowo. Otworzyła nawet usta żeby odpowiedzieć, ale Saskię ubiegł jej własny szloch. Nie pamiętała kiedy płakała ostatnio, ale teraz nawet nie próbowała się nad tym zastanowić. Czuła bezradność, strach i jakiś rodzaj załamania. Próbowała co prawda powstrzymać łzy, ale wydarzenia z nocy na to nie pozwoliły. Wzięła głęboki wdech, pozwalając krzyżykowi opaść na skórę na dekolcie - dalej sobie nie ufała. - Nocą... Znalazłam się w lesie, przez łowców. Chcieli mnie zabić, to ci sami którzy złapali Aleksandra. Pomogła mi grupa trzech sierściuchów, nawet pozwolili odejść. Jeden miał mnie odprowadzić do miasta, ale się przestraszył. Dostał strzałą od myśliwych, rzucił się na mnie i ugryzł. I teraz... Nie mogę już chodzić w żadne miejsca z ludźmi! - wyrzuciła z siebie jednym tchem, a wypowiedź przerwała kolejna fala płaczu. Wznowiła dopiero chwilę później, odzyskując oddech. - Wszystko przez oczy! To widać, nie da się tego ukryć! Wszystko słyszę, widzę i czuję, ale tego jest za dużo, nie radzę sobie! Nie wiem czy w ogóle mogę sobie ufać, pomaga mi ten krzyżyk i przypomina, żeby nie rzucać się z zębami na nic żywego, ale Patrick, tak się nie da żyć! - Tu nastąpiło efektowne złapanie się za głowę i opadnięcie do siadu na ziemi. - Muszę chyba gdzieś uciec, najlepiej gdzieś do lasu. Aleksander mówił, że wilkołaki nie mogą tu wchodzić, więc się wyniosę, tylko wymyśl coś odpowiedniego. Nie wiem, mogłam spaść z klifu, albo coś mnie zeżarło... Nie mam pojęcia, ale ja tego nie chciałam! Chcę być z powrotem człowiekiem! - stwierdziła, popadając w kolejny atak szlochu.
-
Następne parędziesiąt minut nic się nie stało, póki ktoś nie postanowił przypomnieć sobie o wyłączonym rejestratorze. Do przedsionka z celą wpadło trzech żołnierzy z blasterami, każdy jak jeden mąż przerażony. Nieufność jaką Zabrak był darzony wciąż działała, bo wszyscy oni momentalnie wycelowali lufy w więźnia, który... Cały czas siedział w środku. To była kolejna chwila pełna napięcia. Żołnierze najprawdopodobniej oczekiwali podstępu, bo ruchami głów uzgodnili, by jeden podszedł do włącznika pola, drugi do leżącego na skraju celi blastera, a trzeci ich ubezpieczał, trzymając Katera na muszce. Wyczuwał ich zdenerwowanie tak wyraźnie, jakby należało do niego samego. Akcja była szybka. Jeden z mężczyzn nogą podciągnął blaster do siebie, a drugi od razu włączył pole. Wobec braku ruchu ze strony Katera zaczęli się rozglądać wokół, ale nie widząc niczego podejrzanego po prostu odeszli. Podstępny plan pogrążonego w żałobie żołnierza spalił na panewce. Mało kto odwiedzał go w celi. Właściwie aż do powrotu na planetę nic się nie zmieniło, prócz tego, że Kater nie wylądował w pokoju. Wylądował w kolejnej celi. Tyle, że tu pojawiła się kolejna dziwna sprawa. Kiedy już odprowadzono go na jeden z niskich poziomów, odkrył, że naprzeciwko niego znajduje się okrągły zbiornik z bactą. Pomieszczenie było większe niż klitka na statku. Białe ściany działały niepokojąco i Kater widział rejestratory w suficie. Naprzeciwko jego celi, w zagłębieniu oddzielonym przezroczystym polem magnetycznym, w zbiorniku umieszczono Lady Sithów, która w dodatku wyglądała na całkiem przytomną mimo podłączonej aparatury. Byli więc oddzieleni od siebie pięcioma metrami i dwoma polami magnetycznymi, a jednak ktoś zadecydował, żeby znaleźli się w tym samym pomieszczeniu.
-
- Jeszcze nie wiem jak, ale jakoś co to zrekompensuję - powiedziała i ruszyła w stronę zamku. Kiedy już do niego dotarła, zamierzała znowu skorzystać z ptasiej uprzejmości. Stanęła w odległości która była jej zdaniem bezpieczna (najlepiej, gdyby miała tam jakaś kryjówkę) i znów opuściła ciało po upewnieniu się, że jest niewidoczna. Trudno było się skupić, bo nie pamiętała kiedy była tak bardzo zdenerwowana. Poprawiła jeszcze krzyżyk na szyi, ale tak, żeby nawet lekki ruch mógł spowodować zetknięcie ze skórą i jeśli już udało się przejąć ptaka, ruszyła w stronę kuchni albo pokoju Patricka. Liczyła na to, że uda się jej dostać do środka i dręczyć kucharza tak długo, aż postanowi wyjść i sprawdzić o co chodzi ptakowi. A wtedy poprowadzi go wprost do siebie i wytłumaczy, co się stało...
-
Żołnierz z uwagą słuchał jego słów, ale na jego twarzy krył się dziwny, nieodgadniony wyraz. Dyskretnie podniósł głowę do góry, gdzie znajdował się rejestrator w kształcie maleńkiej półkuli. Wyszedł z pomieszczenia, zostawiając Katera samego i wrócił po parunastu minutach, uśmiechając się do niego z satysfakcją. Podniósł dłoń, dążąc do wyłączenia pola i uważnie obserwował spode łba reakcje Katera. Uśmiech przepełniony wyższością nie schodził z jego twarzy. Dla stojącego z boku widza mogło to wyglądać jak badania szalonego naukowca nad myszą laboratoryjną. Mężczyzna nacisnął przycisk zwalniający pole magnetyczne. Błękitna osłona zniknęła, a on wówczas znieruchomiał, sięgnął po blaster i... Rzucił go w kierunku Katera. A potem się oddalił, nie spuszczając z niego wzroku póki nie zniknął za zakrętem.
-
- Nie wierzę ci. Jesteś zwykłym dupkiem, który dostał przy urodzeniu sztuczki. Wam wszystkim wydaje się, że mając Moc jesteście lepsi. Że macie prawo rządzić tymi bez Mocy, nie? Od początku Galaktyki każda wojna, każde mordobicie, jest spowodowane tym, że czarni i biali kłócą się kto jest lepszy. A wiesz kto na tym traci? Tacy jak my. Szaraczki. Żołnierze i cywile. Bo banda gnojków machająca kolorowymi, świecącymi pałkami postanowiła zawalczyć o władzę. Zamieniłeś dobrego gościa na blond zdzirę, która jest tyle samo warta co wy wszyscy. Mam nadzieję, że kiedyś wybijecie się do nogi. Że ani po jednych, ani po drugich nie zostanie zupełnie nic. Masz w jednym rację - nie dam ci rady. Widziałem, jak tamta zatrzymała pocisk dłonią. Ale zatrzymała jeden. Ile ty zdołasz zatrzymać, co? Jak wielu z nas zabijesz, zanim padniesz martwy? Obiecuję ci, tak jak ty obiecałeś szaremu. Póki żyję, póki żyją żołnierze rebelii, nie czuj się nigdzie bezpieczny. Nie tylko ci z Mocą mogą ci zaszkodzić. I na tyle się zdała cała twoja akcja, że teraz siedzisz w pierdlu. I siedzisz tu resztę swoich gówno wartych dni - zapowiedział. Nie mógł nic zrobić Katerowi przez pole magnetyczne, ale spojrzał na jego wyłącznik.
-
Kazała ptakowi szybko wrócić i wznieść się ponad korony drzew. Chciała zobaczyć, w którym kierunku jest morze i możliwie szybko wrócić do siebie, to znaczy do zamku. Zmieniła zdanie. Spośród myśliwych i wilkołaków postanowiła poinformować Patricka, jako najbardziej chyba tolerancyjnego na różne gatunki istot. Poza tym, Patrick nie powinien jej wyczuć, a podążając brzegiem morza zapach również będzie zakłócony. Kiedy już się dowiedziała, wróciła do ciała i możliwie jak najszybciej i jak najciszej pobiegła w stronę morza, dziękując ptakowi i oglądając się za wiernym towarzyszem wilkiem.
-
Zamknęła oczy i skupiła się, żeby móc zagościć w głowie wilka. Będąc nim mogłaby podejść na odległość odpowiednią by odkryć, kto idzie w jej stronę, a potem szybko uciec i wrócić do ciała. Najpierw jednak wstała i po cichu odeszła kawałek, żeby ukryć się w zagłębinie skalnej, albo pod jakimkolwiek głębokim krzewem. Wstała więc, poprowadziła za sobą wilka i kiedy już była na miejscu, zawiesiła sobie krzyżyk na szyi tak, żeby ten nie dotykał skóry i opadał poniżej małego dekoltu. Zmieniła jednak plan. - zostań tu, jeśli byłbyś tak uprzejmy i mnie popilnuj - szepnęła do psowatego i wezwała do siebie najbliższego nocnego ptaka. Takie oczy dawały znacznie większe możliwości, a umiejętność szybkiego przemieszczania się pozwalała w razie niebezpieczeństwa szybciej dostać się do ciała.
-
- Nie złożę, Kater. Chciałbym wierzyć w twoje dobre intencje, ale ledwie chwilę temu obiecałeś Kage, że go zabijesz. Bardzo zresztą barwnie. Nie widzę powodu, dla którego dziewczynie mogłoby coś być. Nikt z nas nie jest mściwy. Nikt poza tobą. I wbrew pozorom istnieją inne możliwości na rozwiązywanie problemów niż ich niszczenie - odparł z wyraźnym smutkiem, ale bez emocji. Odwrócił się i odszedł, zostawiając Katera samego. Niestety, nie minęło wiele czasu nim odwiedziła go kolejna postać. Żołnierz rebelii. Mężczyzna mial włosy przetykane siwizną, choć najprawdopodobniej był w wieku zbliżonym do wieku Katera. W odróżnieniu od Luke'a, ten przejawiał emocje. Przede wszystkim była to złość. Kater aż nadto czuł, że mężczyzna miał ochotę go zabić. Albo był więc przyjacielem, albo krewnym zabitego.
-
- Wyciągnąłem cię z Kessel. Stawiłem się za tobą u Generał Organy. Bawisz się w Sitha, nie mając pojęcia jakie są konsekwencje. Jesteś gówniarzem, Kater. Trzydziestoletnim gówniarzem, który postanowił, że będzie potężny od pstryknięcia palcami. Wiesz czym się różni Ciemna Strona od Jasnej? Tym, że jest szybsza i łatwiejsza. To nie tak, że nie potrafię stworzyć błyskawic Mocy ani zawładnąć czyimś umysłem. Rzecz polega na tym, żeby nie musieć tego robić. Żeby rozwiązywać problemy głową, a nie mięśniami. Zachciało ci się fajerwerków? Wybuchów? Zabiłeś człowieka, pozwalając jej ożyć. Człowieka, którego ktoś będzie musiał teraz pochować, a zamiast niego dałeś życie tykającej bombie. Jak myślisz, komu pomoże relikt, który przyzwałeś? Rebelii, czy Najwyższemu Porządkowi? Podpowiem ci: nie pomoże nikomu, sama zapragnie wziąć sprawy w swoje ręce, a ciebie wykorzysta, bo jesteś łatwowiernym kretynem. Tak jak i zresztą ja, kiedy myślałem, że można ci ufać. Najwyraźniej się myliłem, ale możesz mi uwierzyć, że nie popełnię drugi raz tego samego błędu. Nie narażę już niczyjego życia. Bo nie chodzi mi o żadne idee. Mógłbyś sobie być Sithem. Ale życie innych nic dla ciebie nie znaczy i zamiast walczyć ze stereotypem Sitha jako krwiożerczego szaleńca tylko go powiedziałeś. Oboje mamy krew na rękach - odpowiedział
-
- Możesz sobie iść, nie zawracam ci głowy - powiedziała, ciężko oddychając. Raz jeszcze zacisnęła dłoń na krzyżyku, starając się go nie upuścić. - Dziękuję, że mi pomogłeś - dodała. Postanowiła usiąść pod drzewem i się uspokoić, ułożyć plan działania. Przede wszystkim należało zwrócić się do Patricka i poinformować co się stało. Ale to może za dnia, albo nawet za dwa dni, kiedy już będzie umiała nad sobą panować. Spojrzała na swój ubiór, mając świadomość, że po wojażach, napaści i wszystkim tym, co się wydarzyło wygląda jak siedem nieszczęść. Zastanawiała się, jak to będzie z Aleksandrem i w ogóle wszystkimi. Skoro wilkołaki nie mogły wchodzić na ich teren, to nie spodziewała się zbyt gorącego powitania. Cholerni pchlarze. Cóż, właściwie stała się jednym z nich.
-
Raz jeszcze drżącymi rękami poszukala srebrnego krzyżyka. Spodziewała się, że jego dotyk będzie co najmniej bolesny i o to jej właśnie chodziło. Chciała, żeby chęć polowania kojarzyła się z bólem - to powinno pozwolić łatwiej uspokoić nowe instynkty. Nagły napływ bodźców był niezwykle wprost nieprzyjemny. Saskia chwyciła się za głowę i jęknęła, przyciskając głowę do ziemi. Nie zamierzała upolować tej sarny, a rozbiegane myśli starała się uporządkować. Zastanawiała się, czy jej umiejętności jeszcze działały. Zastanawiała się, jak i czy w ogóle przyjmą ją w zamku. Więcej: w domu, jeśli postanowi wrócić. Ale teraz, przede wszystkim krzyżyk.
-
Żołnierze oddalili się szybko, zabierając Katerowi szanse na wydostanie się. Chwilę później usłyszał kroki, ale ze względu na to, że jedynym jego widokiem była kratowana, metalowa ścianka za polem magnetycznym. Znów szum silników informujący o tym, że statek wystartował. Musieli szybko zwinąć żagle z Nal Hutta, bo żołnierze i szpiedzy Najwyższego Porządku byli wszędzie, a zwłaszcza w takim miejscu. Około pół godziny od startu przed celą pojawił się Mistrz Skywalker. Stanął z rękami splecionymi na piersi i wlepiał surowy wzrok w Zabraka.
-
Krzyknęła drugi raz, przez ugryzienie. Skuliła się, zaciskając zęby i jęcząc. Takiego rodzaju bólu jeszcze nie miała okazji doświadczyć i wcale nie chciałam go doświadczać. Jak przez mgłę usłyszała kogoś mówiącego o medyku. Ale medyk nie mógł tu pomóc, co do Saskii dotarło parę sekund później. Została ugryziona. Powoli stawała się likantropem i nie było na to żadnego lekarstwa. Nie mogli jej pomóc. Musieli uciekać. - Nie... Idźcie stąd. Idźcie stąd! - krzyknęła, próbując podnieść się i zwiać. Choćby do lasu, żeby nikomu nie zagrozić. Wezbrała wszystkie siły które zostały, żeby się oddalić. Próbowała też nakłonić zwierzęta, żeby odpędziły ludzi. W głowie Saskii, prócz paniki, kołatało się tylko słowo "uciec".
-
- Niczego takiego nie planowałem. Jej wolność jest niebezpieczna dla mnie, dla Jedi i dla całej Galaktyki. Pięciu to zbyt wiele, Kater. Rozumiem chęć zdobycia wiedzy na Korribanie, ale ożywianie reliktu nikomu nie wyjdzie na zdrowie - odparł Kage, dla kontrastu z Katerem zupełnie spokojny. Skrzywił się, słysząc słowa o robakach i zabijaniu. - Najpierw skup siły na uratowaniu siebie. Jesteś bliżej robaków niż ja kiedykolwiek byłem. Wybrałeś złą stronę, to wszystko. Nie mam żalu. - Po ostatnim uśmiechnął się jadowicie i poczekał, aż rebelianci wyprowadzą Katera. Z tego względu Zabrak nie mógł zobaczyć, co dzieje się z jego niedoszłą Mistrzynią. Został zaprowadzony wprost do białej, dość ciasnej celi. Gdy wylądował w środku, odgrodzono go od reszty brzęczącym, niebieskim polem magnetycznym. Sprawy się skomplikowały.
-
- Nigdy tego nawet nie widziałem. Są dwie opcje. Albo boi się podejść, bo wie jaki jestem niesamowity, albo ty jesteś niespełna rozumu. Obie wydają mi się prawdopodobne - odparł, wysyłając Ruby złośliwy uśmiech. - Dlaczego macie takie dziwne zwyczaje związane ze ślubem, że rodzice wybierają kandydata i kandydatkę i właściwie to jest handel? Za moich czasów niewolnikami byli tylko obcokrajowcy - skomentował, przerzucając stronę książki.
-
Syknęła, czując powstanie nowej, trzeciej już tej nocy rany. Wydarzenia działy się zbyt szybko. Nie przewidziała, że delikwent rzuci się na nią. Nie miała nawet łuku. Saskia jęknęła, uderzając o ziemię. Nie musiała nawet wydawać polecenia; swoje zrobiły emocje, które - będąc wyjątkowo burzliwymi - powinny sprowokować atak zwierząt. Wiedziała, że jej kolejna czynność opóźni ich przybycie, ale nabrała powietrza w płuca i wysłała falę dźwiękową, próbując zniechęcić oponenta do ataku. Jeśli miała wolną rękę, poszukała srebrnego krzyżyka, który powinna mieć ze sobą. Sprawy wymknęły się nieco spod kontroli i pozwoliła działać instynktowi, nie logicznemu, chłodnemu myśleniu.
-
Problem z bąblem Mocy polegał na tym, że ów uniemożliwiał też na krótką chwilę atak. Pratima co prawda cofnęła się na chwilę, ale zastąpił ją kto inny. I tym kimś był Izefet. Zmartwychwstała zgięła się, chwytając zraniony bok i zaciskając zęby. Jej atak zaczął ustępować, a Kater poczuł oddziaływanie które napływało od Kage. Wywoływał u niej ból, a ponieważ była jeszcze słaba, nie mogła przeciwstawiać się atakowi z dwóch stron. - Wybacz, Kater - odezwał się, stojąc od Zabraka ledwie metr. Wyciągał dłoń w stronę kobiety. -...Ale chyba wiem, jak to by się skończyło. I tym sposobem ucieczka spaliła na panewce. Lady Sithów ostatecznie upadła. Ktoś z obecnych musiał powiadomić pilotów, bo do uszu Zabraka dotarł huk silników lądującego nieopodal transportowca. - Wyprowadzić aresztowanego - oznajmił Jedi i lufy blasterów zwróciły się ku Katerowi.
-
- To mi się nie spodobało - stwierdziła, rozmasowując gardło i uspokajając wilki. Ktoś tu był dosyć nerwowy, więc postanowiła go bardziej nie wkurzać. Wstała z miejsca i się otrzepała. - Dam radę dotrzeć do miasta sama. Jeśli chcesz, możesz wrócić do swoich znajomych - poinformowała, powstrzymując w sobie chęć oddania wilkołakowi pięknym za nadobne. Ale że to mogłoby sprowokować kłopoty, doszła do wniosku, że nie warto.
-
Oczy kobiety zwróciły się ku Katerowi, ale nim zdołała odpowiedzieć, zdarzyło się parę rzeczy. Po pierwsze, Mistrz oprzytomniał i nie był zadowolony z "jak widzę wszystko się udało". Po drugie, któryś z rebeliantów strzelił. Lady Sithów powstrzymała świetlny pocisk dłonią, tak, że zawisł metr przed nią, ale to z kolei spowodowało kolejne strzały i jeden z nich trafił ją w bok. - Nie strzelać bez rozkazu! - oznajmił Luke. Kater wyczuł wibracje, kiedy jego Moc zaczęła uspokajać wszystkich wokół. Aż dziw, że nikogo nie trafił rykoszet. Kiedy atmosfera się uspokoiła, Jedi podszedł bliżej. - Jesteś aresztowana za zabójstwo - oznajmił. Skierował wzrok na Katera. - I ty również. Ale nowo powstała Lady Sithów nie zamierzała tak szybko odpuszczać. Z trudem wyprostowała się, zaciskając zęby i skierowała wzrok na Skywalkera. - Wielki Mistrz Jedi - wycedziła. - Muszę odmówić. Zabrak wyczuł, jak rozpoczyna się niewidoczny pojedynek. Ona najprawdopodobniej próbowała wpłynąć na jego umysł, a on się bronił. Kątem oka Kater widział, jak od tyłu do Sitha podkrada się Pratima, trzymając coś ostrego w dłoni.
-
Dwójka Jedi próbowała Mocą podnieść ciało. I wtedy coś stuknęło. Trup upadł z chrzęstem, a z wnętrza trumny dobiegło bulgotanie. Mistrz spojrzał na Katera, tak jak Pratima. Kob, rebeliant który miał podać worek próżniowy, zgiął się w pół, charcząc przeraźliwie. - Kob? - zapytał jeden z towarzyszy, podbiegając do kolegi i dotykając jego pleców. Nie było eksplozji, świateł ani huku. Rebeliant po prostu zaczął chudnąć, jęcząc przeraźliwie. Zarówno Mistrz jak i Pratima próbowali powstrzymać proces, ale najwyraźniej nic to nie dawało. Agonia rebelianta była bolesna zarówno dla uszu jak i dla oczu. Togrutanka doskoczyła do Katera i sprzedała mu cios pięścią w nos. - Zatrzymaj to! - zażądała z nieukrywaną złością. Ale było już za późno. Mężczyzna znieruchomiał, powykręcany. Gdyby ktoś nie był świadkiem wydarzenia, nie uwierzyłby, że wyschły trup leżący na ziemi ledwie parę chwil wcześniej był żywy. Zapadła cisza. Na krawędzi sarkofagu pojawiła się ludzka dłoń, która pociągnęła za sobą ciało w poszarpanych bandażach. Ciało było szczupłe. Bandaże gdzieniegdzie odkrywały duże obszary skóry i nie zakrywały głowy. Postać była kobietą. Kobieta miała blond włosy sięgające łopatek, teraz zarzucone niedbale na twarz i ramiona. Oddychała ciężko, wspierając się na drżących dłoniach. Trudno byłoby określić jej wiek. Na pierwszy rzut oka była piękna; na drugi jej twarz zdradzała, że nikt nie chciałby mieć z nią do czynienia. Od oczu odchodziły czarne tatuaże, jak na Sitha bardzo minimalistyczne.
-
- O nie. Tylko człowiekiem, jak tak można. Jak można być tylko człowiekiem. Też byłeś kiedyś człowiekiem, wiesz? - zapytała, nie starając się o uprzejmy ton. Zastanawiała się, czy gdzieś w pobliżu jest jakiś kot. Koty chyba nie powinny lubić wilkołaków, ale zmuszenie kota żeby pomógł graniczyło z niemożliwością. Spojrzała na wilki z tyłu i pogłaskała jednego z nich po głowie. - To pewnie przez mój zniewalający uśmiech - dodała jeszcze sarkastycznie.
-
Pierwszym dźwiękiem po wypowiedzi Katera było efektowne prychnięcie Izefeta. Luke jedynie westchnął i podniósł brew. - Obrażasz mnie, Kater, tak durnymi kłamstwami. Nikt nie uwierzyłby w tak potężny kit - stwierdził, podchodząc do sarkofagu. Rzeczywiście, paskudnie nieumiejętne kłamstwo - skomentował duch. Był mechanizm, który najwyraźniej trzymał skrzynię w zamknięciu, ale tu Mistrz postanowił postawić na prostotę i zwyczajnie zniszczył mechanizm. Metalowe klamry odpięły się ze zgrzytem i pokrywa została zrzucona na ziemię z hukiem. Zawartość ukryta była pod szarym płótnem i czarnym aksamitem. Mistrz uniósł dłoń, ściągając materiały. Oddziaływał lekko Mocą, zapewne ograniczając drogę ucieczki drobnoustrojom, które przez lata zebrały się w trumnie. Był to człowiek. Człowiek o wyschniętym obliczu, zapadniętym nosie i policzkach. Zakonserwowany dobrze, ale na szarą skórę pod wpływem atmosfery zaczęły wdzierać się plamy opadowe. - Kater, odsuń się - zarządził Mistrz. - Sehtet, ty też. Będziemy musieli to przenieść i nikt, absolutnie nikt nie będzie nikogo ożywiał. Co jest martwe, musi zostać martwe. Kob, podaj worek próżniowy - poprosił. Jeden z żołnierzy podszedł i wyciągnął z torby srebrzystą folię, w którą Mistrz zamierzał zapakować zwłoki. - Ten twój cud jest troszkę drętwy - szepnął Izefet do Katera.
-
Przyjęła fiolkę, przez chwilę się jej przyglądając. Nie dostrzegła wielkich różnic, więc schowała fiolkę do kieszeni i wysłała Beatrise uprzejmy uśmiech. - Dzięki. Mam nadzieję, że jeszcze będziemy miały okazję się widzieć. Bywajcie w zdrowiu - pozdrowiła ich i ruszyła za wilkołakiem, ruchem głowy zachęcając dwa wilki do towarzyszenia im. Zastanawiała się nawet, czy nie zacząć rozmowy, ale wilkołak chyba nie miał poki co możliwości odpowiedzieć.
-
Tak coś czuła, że padnie takie pytanie. - Dziękuję za propozycję, to dla mnie zaszczyt. A jednak wolę zostać przy tradycyjnych metodach. Nawet jako człowiek mam całą garść tychże sztuczek, a nie chciałabym, żeby coś czego uczyłam się tak długo zniknęło. Choć oczywiście doceniam was i wasze umiejętności - odpowiedziała szczerze. Wyciągnęła do dziewczyny rękę. Wydawała się być całkiem w porządku, a Saskia naprawdę miała nadzieję, że w kwestii zamiany ma jakiś wybór. - Saskia.