Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Bezdech wydaje się być w pełni usatysfakcjonowany odpowiedzią niebianina. W żaden sposób nie pokazywał jakby składnia czy cokolwiek innego stanowiło problem w zrozumieniu i dalszym porozumieniu. Po pewnej chwili niemego wpatrywania się w pustkę przed twarzą cyrulika zamiast w niego samego, odchrząknął i skinął głową.

    - Taaak... wątroba... - zbójnicki zielarz zamyślił się głęboko. - Ty, nawet wiem gdzie to jest. O tu, o. Czyli chorzy na wątrobę, aha? To pójdzie mistrz cyrulik pokaże którzy. Co mistrz im zalecił dobrego? Mam pełną wnękę ziół i mikstur, aha! Jjjjadziem!

    Z niepohamowanym entuzjazmem oraz nawet nie takim złym rozeznaniem się w otaczającej rzeczywistości entuzjasta różnorakich dekoktów chyżo ruszył naprzód. Mimo prośby o pokazanie miejsca, w sumie zdawał się niespecjalnie przejmować tym czy Iriel faktycznie idzie za nim. Dzięki temu nabraniu dystansu ilość powietrza dookoła anioła zwiększyła się znacznie, dzięki Bogu za istnienie prądów powietrza. Wkrótce wygnaniec mógł odetchnąć pełną piersią i rozważyć swe kroki.

  2. Hamzat jest równie co Harusepth, a może nawet bardziej, kurwa zdezorientowany tym co się właśnie wydarzyło przed jego oczyma. W sensie no widział póki co magicznego węża, też dość sporego. To prawda. Powinien już być trochę przygotowany na różne niespodzianki, to także prawda. A jednak to co się stało wprawiło go w solidne zdumienie, by nie wspomnieć o tym, że ożywiony posąg, który mimo bycia, cóż, kupą ociosanego oraz nadgryzionego zębem czasu kamienia, poruszał się płynnie prawie jak prawdziwa kobieta. Ten fakt, połączony z rozmiarem domiemanej bogini i pierdolnięciem na jakie mogła ona sobie potencjalnie pozwolić będąc zrobioną kompletnie z bardzo twardego materiału, onieśmielał go. Musiał się przyznać przed samym sobą, może bardziej niż wąż. Nawet mumii już się oberwało. Nieco struchlały ale z nerwami napiętymi jak postronki i gotów do taktycznego odwrotu, Nadżibullah ze wszystkich swoich sił stara się udawać że go tu nie ma. Niech Harusepth objaśnia, pustynny wojownik musi po pierwsze schować Sigrid, po drugie obmyśleć jak ogarnąć całą sprawę swoim w porównaniu cokolwiek mizernym mieczem i nie umrzeć. Oby boski dar ciął magiczne głazy.

  3. Bartek chciał, a nawet próbował już pomyśleć nad odpowiedzią, uradowany, że Katarina zgodzi się pomóc mu w ogarnianiu czy przypadkiem nie chcą go i może też jej kiedyś powiesić. Za bardzo przyzwyczaił się już do wieszania panów i ich bezmózgich pachołków i nie czuł się jeszcze gotowy na to, by znaleźć się po drugiej stronie pętli. Chociaż w głębi duszy już się tego poniekąd spodziewał. Jednak chłopina nie zdołał zebrać się na czas, ponieważ dostał delikatnego buziaka na pożegnanie. Żarty żartami, ale trzeba przyznać że tego się nie spodziewał i tym razem został skutecznie zbity z tropu. Biedaczek nie zdołał pozbierać się na czas by odpowiedzieć Kate nim zniknęła w tłumie, jak sen jaki złoty.

    Po jakimś czasie tępego sterczenia jak kołek, niby niedługiego ale już troszkę niezręcznego, dzielny Bartosz zebrał się do kupy. Miał jeszcze sporo do zrobienia, nie miał czasu się rozczulać. Jetnakże teraz, oprócz jego różnych innych pragnień, do działania dodatkowo motywowała go perspektywa przyejmnej nocy na sianku gdzieś w mglistej przyszłości. Wrócił trochę w stronę z której przyszedł, spotykając się ze swoim ochroniarzem. Razem wrócili do reszty rozhukanej bandy, która przez cały ten czas zmęczyła się straszeniem mieszczan oraz podziwianiem witryn sklepowych, uspokajała się powoli. Bartek zebrał bezzwłocznie najbardziej szanowanych chłopów w jego demokratycznej armii i przedstawił im swoją wizję planu Magnusa.

    ...czyyyyli zasadniczo odważne i pełne przykładów podżeganie chłopów do otwartej rewolty i palenie dworów. Teraz jednak nosiło to miano *strategii* i miało dodatkowe punkty, jak na przykład trzeba nakazać ludziom zebranie czego mogą i puszczenie reszty z dymem. Miał pewien pomysł jak to zrobić. Należało też wysłać najlepszych łowców i tropicieli, następnie posłać ich za zwiad na północny zachód - czyli w tamtą stronę, pokazał jeden z wzmiankowanych tropicieli na co wszyscy obecni pokiwali głowami - by szpiegowali królewskich. Trzecie, w razie jak gdyby coś wszyscy będą musieli wycofać się do tego tu miasteczka. Będą tutaj forfa... fortyfikacje, w których będzie można się schować. I ostatnie, coś co jest właśnie elementem własnej wizji Bartka, należy pozyskać ile chłopów się da, jak najwięcej, więcej od tego Orłowskiego. Brodacz nie miał nic szlachcicowi osobiście za złe, jednak przezorny zawsze ubezpieczony. Milicja szlachcica to sojusznicy, lecz nie przyjaciele.

  4. Hamzat nie puścił słów Sigrid mimo uszu choć temat umarł naturalną śmiercią. Zapisał sobie w głowie, żeby zapytać dziewczynkę o te wielkie białe koty w ciapki, o ile dobrze zrozumiał. Niestety teraz miał nieco poważniejsze rzeczy na głowie. Swoje zadanie, które zaprowadziło go w to opuszczone miejsce by walczył z zapomnianą boginią. I nieszczęsnego Haruseptha, który chyba doznawał teraz ciężkiego przypadku zderzenia z upływem czasu. Upływem czasu nad którym refleksja z jakiegoś powodu towarzyszy nomadowi od pewnej chwili.

    Wraz z kapłanem przemierzał puste, stare, zapiaszczone korytarze, nieustannie zastanawiając się jak musiały wyglądać dla Haruseptha. Łysy zdawał się pamiętać to miejsce jako coś niesamowicie pięknego, i to niestety tylko pogarszało jak źle musiał się czuć widząc to wszystko dzisiaj. Tak przynajmniej sądził Hamzat, ze szczerym respektem podziwiając budowlę i malowidła. Mężczyzna widział wiele miejsc, które dla niego były totalnie starożytne. Wiele z nich zapewne obrobił i w paru pewnie też niemal umarł. Jednak dopiero teraz patrzył na te miejsca z innej perspektywy. Z perspektywy łysego klechy. I zamiast ruin wyobrażał sobie miasta, świątynie i pałace, tak obce jakby pochodziły z innego narodu, choć żyjącego na tej samej ziemi na której urodził się i wychował Hamzat.

    Wokół mumii Nadżibullah zachowuje się bardzo ostrożnie. Mężczyzna ma uzasadnione podejrzenie, że skoro miał do czynienia z gigantycznym złowrogim wężem, to nie jest tak nieprawdopodobne, że ta cała bogini może nie wiem, wskrzeszać zmarłych. Jednakże mimo większej podejżliwości i uwagi, nie zrobił nic co mogłoby zaniepokoić lub bardziej zasmucić kapłana. Biedaczek ma już chyba dość w tej chwili, a lepiej nie będzie jeśli dojdzie do walki. Nomada postanowił jednak przerwać ciszę, w jakiej towarzyszył Haruspethowi do tej pory.
    - Naprawdę przykro mi, że musisz widzieć to wszystko w takim stanie - odezwał się głucho. Chciał szczerze pocieszyć kompana, jednak... czy miał prawo kłamać z wiedzą że jego zadaniem jest coś co wcale nie pomoże łysemu odbudować jego narodu? Sądził że nie, więc się nie odezwał. Co teraz?

  5. Bezdech przez pewną chwilę która niemalże przeciągnęła się w niezręczne milczenie starał się ogarnąć gdzie jest, jak się tutaj znalazł i z kim do cholery rozmawia. Kiedy już mniej więcej udało mu się zobrazować swoją teraźniejszą pozycję we wszechświecie, obrócił się w stronę eks-anioła i zmierzył go spojrzeniem, takim neutralnie zainteresowanym. Następnie drugim.

    - Cyrulik, aha? - zagadnął ochrypłym, szorstkim głosem, sugerującym że jego gardło i krtań były już chyba nie do uratowania. - Taki prawdziwy. Miło poznać, miło. Jestem... eeee...
    - Bezdech - usłużnie podpowiedział herszt zbójnickiej bandy. Jako jedyny zdaje się być pewien, że tak na sto procent wie co robi. W miarę, znaczy się.
    - No, Bezdech. Klama już wtajemniczył?

    - Klama nie żyje od trzech lat kretynie... - przyduszony szept wodza dowodził jednak, że usłużność była poniekąd wymuszona. Widocznie zielarz jest bandzie tak potrzebny, że chcąc nie chcąc trzeba tolerować jego ekscesy. - Wtajemniczyłem. Mistrz cyrulik dużo nam pomógł i pomyślałem, że co dwie głowy to nie jedna.

    - Bardzo mądrze Klama. Uczysz się! - lokalny reprezentant człowieka już dawno i daleko poza pewną granicą zapromieniował dumą. - Cyrulik to pewnie dużo wie, aha? Zapraszam na herbatkę, na dysputę. A jak cyrulik zajęty, to razem możemy połazić. Rozprostuję kości. Chorzy jacyś są?

    Irielowi wydawało się, że chociaż ów człeczyna się naprasza, zapewne gdyby chciał mógłby dość łatwo uniknąć jakiejkolwiek konwersacji i robić swoje. Wystarczyło ćpuna najwyżej na przykład na dłużej rozproszyć. Z drugiej strony, Bezdech mimo zapachu sprawiał wrażenie jakby był w stanie przyjąć i uwierzyć w znacznie więcej niż ktokolwiek inny. A i pewnie miał nieco informacji o położeniu anioła i czasie w jakim może być, choćby przez fakt że gdzieś musiał załatwiać towar, zatem bywał tu i ówdzie.

  6. Z początku nomada nie powiedział ani słowa. On w ogóle nie rozpoznawał tego miejsca, i szczerze mówiąc, poważnie by się zdziwił gdyby była tutaj oaza. Jakby nie patrzeć, znajomość terenu i orientowanie się w tym gdzie występują naturalne - nie magiczne czy boskie - bezpieczne miejsca jest częścią jego stylu życia. Musiaby słyszeć, gdyby kiedykolwiek za jego życia cokolwiek tutaj było. W końcu nie jest to nawet aż tak przesadnie daleko od wszystkiego. Piękno tego miejsca powinno dotrzeć do Nażdibullaha gdyby istniało za... I tutaj mężczyzna zatrzymał swój tok myślena, przypominając sobie, że Harusepth jest gdzieś z dalekiej przeszłości, gdy inni bogowie i inny lud władali tą ziemią.I teraz pewnie czuje się bardzo źle, zważywszy na to że miejsce które opisywał jako tak piękne jest... tym. Zadupiem, z sępami, piachem i jaskinią. Nawet rzeźby, tak potężne i zdwałoby się nie do ruszenia, możnaby łatwo przeoczyć jak zwyczajne skały, tak były wychłostane wiatrem i drobinkami piachu. Chwała Księżycowemu, niechaj nie dopuści by czas tak pokarał plemię Hamzata.

    - Pantery to takie wielkie koty - mężczyzna nachylił się ku Sigrid tak by kapłan ich za bardzo nie słyszał, ręką przyciągając ją ku sobie. - Dosłownie pożerają dzieci, nawet starsze od ciebie. Słuchaj, widzisz... dla niego było to ważne miejsce i szkoda mu widzieć je tak spustoszone. Może i kompletnie ci to wisi, mi nieco też, ale ja potrzebuję go wesprzeć duchowo, a ty, Sigrid... Hmm. Jesteś dobra w wypatrywaniu zagrożeń, więc bądź czujna i nie daj nic po sobie poznać.
    Następnie wyprostował się i zbliżył do klechy. Też nie czuł się dobrze w pełni rozumiejąc perspektywę praktycznie dwóch różnych er jaka między nimi zachodzi. Stanął nieco z tyłu by się nie narzucać.

    - Czy wszystko w porządku? - zagadnął.

  7. Bartek jak to Bartek zbić się z tropu specjalnie nie dał, chociaż zwód nieco zadziałał. Był bowiem tak się składa pełnoprawnym mężczyzną, zarechotał więc rubasznie i puścił Katarinie oczko.
    - Chciałbym być bestią za jaką mnie masz - powiedział zawadiacko - i nawet kiedyś mogę spróbować, jak oczywiście łaskawie przywolisz. Jednak masz rację, może to zdecydowanie zaczekać. Kate, proszę cię posłuchaj mnie uważnie. Nie jestem do końca pewien czy w pełni ufam tym wszystkim kolesiom. Nasze dowództwo się zwinęło i władzę obejmuje ta grupa która na wiorstę śmierdzi kolesiostwem. Czy mógłbym liczyć byś ich wiesz... tego ten... przypilnowała troszkie, tak za kurtyną? Dobrze byłoby wiedzieć co knują i szemrzą za naszymi plecami.

  8. Jako że na chwilę obecną wszystko zdaje się układać jak najbardziej pozytywnie, Bartosz odważnie prze do przodu z wykonaniem swojego planu. Nie ma najmniejszego zamiaru skończyć ze sztyletem w gardle, dlatego nie kryje się specjalnie z tym że nadchodzi, o ile znajdą się bezpiecznie poza polem widzenia i słyszenia paniczyków. Kiedy już jest odpowiednio blisko dodatkowo upewnia się, że Katarina go słyszy.

    - Przepraszam, można koleżankę na chwilę zaczepić? - zapytał raźno, po czym równie raźno dodał - Mów mi Bartek, nie ma co robić z siebie formalnej pizdy. Mam sprawę. Taką nie na targ.

  9. Oho. Bartek był prosty, ale nie był kretynem i od razu odczuł pewną zmianę odkąd mąż wyglądający na prawdziwego weterana wbił się do tej wesołej gromadki. Ten... Magnus, od razu było po nim widać, że z niejednego pieca chleb jadł i niejeden piec pewnie miał okazję zrównać z ziemią, a jeżeli było na tym świecie coś co brodaty chłop jako tako szanował, było to na pewno doświadczenie. Dlatego też grzecznie, z uwagą i w milczeniu słuchał tego co woj miał do powiedzenia w sprawie planu.

    Nie podobało mu się z leksza jednak pewne słowa jakie między sobą wymieniali z Carlem. Bartosz odebrał je, może słusznie a może nie, za pewien znak pogardy, jaką błękitnokrwiści jak widać wciąż żywią do zwykłego ludu. Wciąż nie odzywał się jednak, skinął jeno głową by dać znak, że rozumie czego od niego chcą. Zapoznał się też z mapą, starając się rozczytać po obrazkach co gdzie się konkretnie znajduje. Czyli lasy. Mhmmm.

    - Wiem - odpowiedział krótko, patrząc na Magnusa. - I zrozumiałem. Jeśli to wszystko, pójdę zajmować się tymi naszymi sprawami.

    Jeżeli nikt nie będzie miał nic więcej do dodania, Bartosz pożegna się, wyciągając dłoń do każdego z Kate włącznie, a następnie rozpocznie wdrażanie w życie planu, jaki właśnie jest przygotowywany. A także swojego planu. Co do tego drugiego, po rozmowie mężczyzna zamierza udać się za Katariną i zaczepić ją w bezpiecznej odległości. Mają do pogadania.

  10. - No widzisz, nie istnieje, to prawda - Bartek odparł spokojnie Carlowi, stojąc niewzruszenie w tej samej pozycji i lekko mrużąc oczy. - Równość jako taka. Ale będzie istniała. Oczywiście wiadomo, przewodnicy i pasterze są potrzebni, i są potrzebni zawsze. Mądrość to cecha godna szacunku, a i wielce pomocna jeśli chcemy wszyscy przetrwać, kolego Vern. Ale czego nie potrzebujemy już więcej to król czy królowa, magnaci, albo szlachta. Taka wiesz... grupa co to oczekuje szacunku za darmo, tylko dlatego bo mieli szczęście się dobrze urodzić.

    Po tych słowach chłop zdecydował jednak cofnąć się rozważnie o ten krok czy dwa, po to by zaznaczyć swoją czasową nazwijmy to podległość jednemu zorganizowanemu dowództwu. Skłonił głowę na znak zgody i akceptacji. Nie mógł jednak powstrzymać parsknięcia takim wesołym cichym śmiechem, kiedy zabójczyni przyjęła swoją misję ostrzegając z góry o... potencjalnych problemach. Kiedy Bartoszowi udało się wrócić do jako takiej powagi, postanowił kontynuować.

    - Powierzone zadanie wykonam najlepiej jak będę mógł - zapewnił Carla, także i Erykowi oferując takie przyjaźniejsze skinienie. Nie miał problemu z wyznaczeniem kogoś spoza swoich do budowy tych, nooooo, fortyfikacji, bo gówno się na tym znał. - Prosiłbym o to by ktoś powiedział mi gdzie się po fakcie zbierać i jak też to te forty będą wyglądać, byśmy wiedzieli gdzie iść. Niestety nie dotrzymamy w polu konnym rycerzom.

     

    [Po odpisie proszę nie przewijać za bardzo do przodu, bo jak dostanę odpowiedź od Carla/MG to chcę jeszcze wydać dodatkowe dyspozycje.]

     

     

  11. - Ej chwila kurwa - do tej pory miła, otwarta i przyjazna postawa Bartosza zmieniła się w jednej chwili. Uśmiech zniknął jak sen jaki złoty, zastąpiony grymasem zaskoczenia i złości wykrzywiającym brodatą mordę. Postąpił dwa kroki do przodu w stronę dwójki szlachciców. Wielu z jego żołnierzy było technicznie miejscowymi, lokalnymi wieśniakami z różnych wsi i pańskich włości naokoło, dlatego miał parę spraw do powiedzenia. - Hola jaśniepanowie, ale rozmawiać będziemy tu i teraz. Chcę pomóc z całego serca i pomagać będę, ale nie ma takiego chowania się po kątach. Nie ma byłych dowódców bo wszyscy uciekli? Dobrze, cieszę się że mamy ciebie, kolego Vern. Ale siedzimy w tym wszyscy i wszyscy mamy prawo głosu, a nie że hehe dwaj się zgodziliście bo chciał przeforsować i nagle cyk gotowe. To tak nie działa. I nie będzie działać, jeśli wygramy z królową.

     

    Po tych słowach chłop poprawił nieco ubranie, przygładził włosy pod czapką, pogładził się po brodzie i odchrząknął. Przez chwilę wyglądał bardzo poważnie, ale wraz wszystko zepsuł i uśmiechnął się lekko do Katariny, która do tej pory całkiem mu imponowała. Następnie spojrzał na Carla i Eryka.

    - To nie tak że będę chciał nas teraz jakoś dzielić. Właśnie wręcz przeciwnie, złączyć bo jesteśmy równi - oznajmił donośnie ale nie do przesady, powracając do powagi. - Dlatego też uważam, że jako równi powinniśmy wpierw zagłosować. Jak ktoś będzie przeciw to od razu ma wyjaśnić czemu, tyle. Każdy głos liczy się jako jeden. Teraz do rzeczy, ja ogólnie szczerze mówiąc jestem za, bo to nawet lepsze niż to co chciałem zaproponować. Trochę skurwysyństwo, ale cóż. Wojna. Także głosuję za. Koleżanko Katarino?

  12. Jak można się już było tego spodziewać, piętno olbrzymiego wysiłku umysłowego naznaczyło twarz biednego herszta. Naczelny rozbójnik poświęcił chwilę na stanie w ciszy i dość powolne choć nie ślamazarne rozkminianie tematu. Jakiś kawałek papieru czy pergaminu z piórem z pewnością by mu w tym pomógł lecz... nawet gdyby niebianin posiadał cokolwiek swojego na tym świecie, by nie wspomnieć o papierze, chłopina zapewne i tak nie wiedziałby jak stawiać litery. Tak czy inaczej wąsal w końcu poukładał sobie we łbie wszystko tak jak chciał, bo aż odetchnął i twarz mu się wygładziła.

    - Nie będę wam wadził, mistrzu cyruliku - naprędce sklecony tytuł aż bił estymą, tym szczególnym rodzajem jaki może we wdzięcznym człowieku wzbudzić ktoś mądrzejszy - Badajcie sobie ile wlezie, wraz zbiorę tych co w obozie do kupy cobyście biegać za bardzo nie musieli. A ty, młody, pchnij się po Bezdecha.

     

    "Młody", czyli ów chłopak z wcześniej, nawet nie zdobył się na kolejne "eee?" zanim udał się głębiej między ogniska i drzewa, szybko znikając aniołowi z oczu. Po chwili wrócił z włochatym, brodatym i śmiesznie niskim mężczyzną w wieku... no właśnie, młody na pewno nie był lecz to wszystko co dało się w tej materii jednoznacznie określić. Mężczyzna wygląda bardzo poważnie choć ma podkrążone i zaczerwienione oczy. Nosi na sobie szubę z niesamowitą ilością doszytych byle jak kieszeni, na szyi i nadgarstkach ma od zajebania amuletów. Jednym z nich jest charakterystyczny rzemienny węzeł szubieniczny, oczywiście zawiązany wokół szyi. Ani chybi wierzył między innymi w tego właściwego Boga. Ostatnia rzecz nie tyle rzuca się w oczy, co wciska w nozdrza - facet wali jak skrzyżowanie apteki z meliną, daje od niego też znanym zapachem pewnego rodzaju konopii.
    - Mistrzu cyruliku, oto Bezdech. Nasz zielarz - przedstawił przybyłego wąsaty herszt.

  13. Na ścianie. Fajnie od razu wiadomo jaka jest godzina kiedy jesteś gdzieś na uroczystości, w domu czy pracy, gdzie nie ma jak lub nie chce się posiłkować się telefonem.

     

    Słuchawki douszne czy te dookoła ucha?

  14. Bartek pozostał wyprostowany i patrzył, nienachalnie ale też niepokornie, prosto w oczy tego całego Carla. Nie było to jednak żadnego rodzaju wyzwanie, jeno naznaczenie swojej pozycji w mającej zapewne niedługo nastąpić dyskusji. Bez odwracania wzroku zdecydował się poświęcić chwilę uwagi zarówno Kate jak i Erykowi, jednak nietrudno się było domyślić kto od teraz jest takim jakby faktycznym zwierzchnikem. Zwrócił się zatem najsampierw do tej pierwszej, obawiając się, że takie złapanie ją za kołnierz jak gówniarza może ją podkurwić. Nawet po fakcie. Kobiety są nieobliczalne.

    - Kate, nie myśl sobie bogowie brońcie że ci rozkazuję - powiedział otwarcie, rozkładając ręce - ale czy mogę cię prosić o nie wiem, potowarzyszenie mi? Tak mniej więcej o tutaj w tym miejscu. Koło mnie. Tylko wiesz, lojalnie radzę stań pod wiatr, jeszcze nie udało mi się zorganizować miednicy i prezencja na tym cierpi. A ty, chłopcze...

     

    W tej konkretnej chwili głos chłopa nieco przycichł i nabrał głębszej, nieco może groźniejszej barwy. Bartosz spojrzał na Eryka przeciągle, zanim gestem dał swoim ludziom znać że nie będzie trzeba nikogo na widłach wynosić.

    - Pamiętaj o jednym. Mogę mieć do czynienia z samym królem czy cesarzem, jest takim samym człowiekiem jak ja. I tak się będę odnosił. Teraz myślę że moglibyśmy wszyscy na spokojnie porozmawiać o ważnych rzeczach. Na przykład jak nie wystawiać na zagrożenie nieszczęsnych kobiet, dzieci i starców a przy tym nie przegrać z kretesem. Ba, może nawet i wygrać by się udało, kto wie. Jakieś piwko, samogon, słonina z chlebem? Czym mam tym poczęstuję, a każdy kretyn wie że przed dysputą gardła trza dokładnie naoliwić. To jak?

  15. Hamzat niezwłocznie przeszukał samego siebie w poszukiwaniu jakiegoś niedużego a w miarę ostrego nożyka. Jeżeli gdzieś w sakwach taki znalazł, od razu bez zawahania wręczył go Sigrid. Jeżeli nie, to mężczyzna da jej swój nóż, a dla siebie poszuka jakiegoś ostrego kamienia w podobnym kształcie albo coś. Po dokonaniu jednej lub drugiej czynności Nadżibullah bezceremonialnie usadowił dupsko na ziemi przy tych wszystkich pysznościach.

    - A zatem, Sigrid... - tymi słowami rozpoczął lekcję, starając się tłumaczyć wszystko jak najprościej i jak najtreściwiej. Z całych sił też się skupił, ponieważ nie chciał dać po sobie poznać, że nastrój Haruseptha troszeczkę jednak mu się udziela. Niby szli do bogini, która wedle łysego była dobra, jednak ten coś nie wyglądał już na tak wesołego. Czyżby nomada dał niechcący jakoś znać, że niestety ale wkrótce ich współpraca może się skończyć? A może to ta bogini jednak nie jest znowu taka w porządku? Cokolwiek jest przyczyną, mają przed sobą zadanie. Zadanie, do którego trzeba szybko wrócić, dlatego też Hamzat nie pieprzy się specjalnie i od razu po lekcji daje z siebie wszystko, by przygotować wszystkim posiłek, zjeść,  spakować się i ruszyć w drogę. Punktem orientacyjnym jest Edfu, a celem - miejsce zamieszkania nowego zlecenia od Pana.

  16. [Nie no, spoko wstęp i od razu zapodaje jakąś akcję, to jest dobre. Jedyna uwaga to to co wspomniał Lucek - uważaj na instynktowne zachowania porywczych postaci, nic trudnego do przećwiczenia w praktyce. No to jadziem.]

     

    Bartosz także bystro spojrzał w stronę najświeższego przybusia wyciągając do połowy miecz z pochwy. Ów nowy gość, wyglądający nieco na regularnego żołnierza lub coś takiego, pojawił się nie wiadomo jak i kiedy. Do tego strzelając. Przy nabuzowanym i przestraszonym tłumie. Chłop nawet by i zareagował, ale ani on, ani ochroniarz który złapał za broń, ani nikt z jego załogi nie musiał robić absolutnie nic. Wszystkim zajęła się ta kobieta. Jak się okazuje choć zgadza się ona ze zdaniem Bartka jeśli chodzi o działania wojenne, to jest aż niebezpiecznie zwinna - nawet ochroniarz Bartosza poruszał się przy niej jakby dużo wolniej. Dobrze że, przynajmniej na razie, są razem po tej właściwej stronie.

    Tak czy inaczej, jednak trzeba coś zrobić, żeby się wszyscy nagle z nieporozumienia nie pozabijali. Tak się składa że chłopi raczej potrafią upilnować stada, a tłum wiele się od niego nie różni. Bartosz gwizdnął przeraźliwie, a jego ochroniarz dodatkowo gromko przywołał resztę oddziału, który przepychając się przez ludzi próbuje zbrojnym kordonem otoczyć miejsce zdarzenia. Ci, którzy mają broń strzelecką albo mają ją gotową ale nie celują, albo celują tak nienachalnie w parę, skupiając się oczywiście na mężczyźnie z kapeluszem.

    - Myślę, że róg albo trąba byłaby może lepsza niż samopał - Bartosz dla odmiany zrobił się bardziej przyjazny i wyluzowany. Wystąpił spomiędzy swoich pstrokatych i nienajlepiej pachnących wojaków. - Teraz mamy taką zagwozdkę, wszystko wygląda jakbyśmy się mieli mordować, a tego właśnie nie chcemy, prawda? Panie... kolego Vern, bo panów już nie ma, może kolega po prostu zaspokoi ciekawość Kate i wtedy siądziemy, pogadamy, pomyślimy. Jest kurwa zdecydowanie za wcześnie by zabijać się między sobą.

    • +1 2
  17. Kordła zdecydowanie. Nie ma to jak położyć się w takiej półsiedzącej pozycji, płaska poducha za plecami, kołderka i cyk jakieś jewtuby.

     

    Oglądanie filmu w kinie na premierze, na wielkim ekranie, czy tak kameralnie z kumplami na kompie?

×
×
  • Utwórz nowe...