Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Cholera. A mogło być tak pięknie. Jednak Hamzat prędzej podpaliłby sobie brodę niż teraz narzekał, bo nawet jeśli nie jest to dżin, to wciąż jest to kurwa mówiący ptasznik. Coś takiego można by sprzedać za grubą kasę jeśli nie tylko nomada potrafił go zrozumieć, ale mężczyzna nie chciał tego robić. Zamiast tego, mógłby zaoferować mu swojego rodzaju dom, gdzie wiedziałby jak pajęczak jest traktowany i czy nie ma źle. Do tego, i tak może przy odrobinie szczęścia spełnić obietnicę złożoną białej dziewczynce. Chyba to też nie działa ze wszystkimi zwierzętami, albo wielbłąd ma go głęboko w dupie.
    - Cóż, życie nikomu nie szczędzi rozczarowań - Nadżibullah rzekł sentencjonalnie po czym westchnął w nieco żartobliwej melancholii. - Jednak moja oferta jest poniekąd dalej dostępna. Nie jesteś dżinem, ale tak się składa, że jesteś naprawdę zajebisty. Czy zgodziłbyś się zaprzyjaźnić z taką jedną dziewczynką? Jest całkiem w porządku, bardzo sprytna, tylko jeszcze dorasta. Oczywiście wiadomo, będzie cię karmić, ja będę z początku pomagał i będziemy ją razem pouczali. Co ty na taki układ? Jak się nazywasz?

  2. Chłopski bojownik wykorzystał swoją przygotowaną wcześniej pozycję tak bardzo jak tylko mógł bez narażania się. Nie jest głupi i nie chce zginąć. Może wygrać, kto wie. Zatem wracając do rzeczy, Bartek po prostu poczekał na odpowiedni moment i wykonał duży krok w bok, skutecznie omijając ostrze wrogiego miecza. O ile szlachcic nie jest mistrzem zręczności, powinno to wyprowadzić go z równowagi na krótką chwilę. Ale tylko chwili potrzebuje brodacz by podjąć próbę kontrataku ukośnym cięciem na pachę gościa, a jeśli ten się będzie chciał zastawić, to Wypruwacz zwinie drugą dłoń w pięść i po prostu zajebie mu bułę w wąsatą, zadufaną mordę.

    Chłopi dość sprawnie i szybko rozbrajają poddających się najemników i niestety, ale nalegają by czasowo związać ich ze względu bezpieczeństwa. Zabrano im wszystkie bronie, nawet noże czy scyzoryki, ale zostawiono całą kasę i wszystkie rzeczy osobiste. Wojacy Wypruwacza pobrali sobie fajne bronie i amunicję, a także porozdzielali resztę między wieśniaków-bojowników. Niestety jak cała zabawa się skończy, trzeba będzie się chyba przygotować na zebranie się i opuszczenie wioski, bo jeźdźcy z pewnością będą chcieli poszukać posiłków. Na razie jednak mają taką przewagę, że ten spasiony kutasiarz już powinien pokapować się że nie ma szans. Jeńców zostawiono pod strażą, reszta chłopów zbiera się pomału zobaczyć bitkę między wodzami.

  3. Bartek nie odrywał oczu od twarzy szlachcica, i gdy ten wycelował w niego rapierem, brodacz wyprostował się na pełną wysokość, po czym przyjął postawę bojową z mieczem trzymanym na linii bioder, z czubkiem wycelowanym w wyżej wymienioną twarz. Nie do końca planował pojedynek, ale nie by człowiekiem który cofał się w obliczu wyzwań, poza tym może jeśli uda mu się spuścić gościowi wpierdol, to uzyska trochę respektu. Postąpił krok i drugi do przodu, pozycja pozwala mu na zarówno atak jak i zastawę, chcąc zobaczyć jak zareaguje wrogi dowódca.
    - No to stawaj waszmość - brodaty chłop wciąż zachowuje pełną powagę i ten charakterystyczny płomień w oczach.

    Kiedy wrogi szyk się załamał, chłopi dowodzeni przez doświadczonych bandytów Wypruwacza rzucili się by w miarę sprawnie i przy możliwie niewielkich stratach własnych zlikwidować ostatnie punkty oporu. Wiedzieli, że są to głównie najemnicy, dlatego nie planowali ich mordować jakoś bezdusznie bo kto wie, może i nawet by się przyłączyli. W końcu jakby nie patrzeć wszyscy razem mieli większe szanse wywalczyć zarówno majątki dla siebie, jak i poprawę położenia dla wszystkich. Jednak jeśli nikt nie będzie chciał zaprzestać oporu, nikt nie będzie dawał też pardonu. Za tymi co uciekali poleciało kilka strzał i kul, jednak czy trafią to nie wiadomo. Na razie nic więcej w ich sprawie zrobić nie można.

  4. Bartek spoważniał. Nie że się bał, bo w sumie miał w nosie to czy zginie czy nie. Lawina się rozpoczyna tak czy siak, i po jego śmierci ktoś przejmie po nim pałeczkę. Tej siły bogacze i szlachta już nie powstrzymają. Powaga chłopa brała się z tego, że ten koleś nawet w godzinie prawie zguby jest tak zadufany w sobie, tak zapatrzony we własną dupę, że groził brodaczowi i nim gardził. Wyższy i silniejszy mężczyzna może nie miał jakiegoś mocnego pancerza, ale wyprostował się i spojrzał na starego wąsala takim wzrokiem, że ten mógł aż już prawie poczuć swąd skóry swoich torturowanych dzieci.

    - Uwierz mi, chłopie - powstaniec celowo użył takiej formy, mówiąc bardzo poważnym głosem i po prostu patrząc temu gościowi prosto w oczy. Dyskretnie nadstawił uszu, nasłuchując otoczenia. Jego ludzie i lokalni chłopi już rozeszli się po chatach, zajmując sporo terenu więc chciał upewnić się, czy ktoś jest może niedaleko. - Już ja bardzo dobrze wiem kim ty parszywa, spasiona, różowa i pokryta śmieszną szczeciną kurwo jesteś. Zresztą wszyscy wiemy. Jakkolwiek chciałbym drzeć z ciebie pasy i cię nimi w kij do twojej własnej szabli przywiązać, moje życie jest jedyną rzeczą, która powstrzymuje moich ludzi przed zrobieniem ci dużo, dużo gorszych rzeczy. I nie tylko tobie. Myślisz, że jesteśmy jedyni? Ty sobie tu hasasz ze swoimi dragonikami, strzelając do niewinnych ludzi. A dziatki twoje, żonka czy kochaneczka doma? Bo tylko ja mogę sprawić, że dziś tam ktoś nie zapuka, korzystając z braku pana domu. Proszę bardzo, zmarnuj tę kulę, a może lepiej osobiście tchórzu zasrany podejdź. Zobacz, co będzie dalej.

    Jakkolwiek rebelianci Bartka i prowadzeni przez nich chłopi byli dość znaczną siłą, nie byli wszechmocni. Potrzebowali liczyć na różne rzeczy. Na swoje przewagi terenowe, liczbę, zaskoczenie, broń. Na cuda. I na błędy wroga. Otóż widocznie rzeczony wróg spanikował, czy coś, bowiem podjął jeden taki dość poważny taktyczny błąd. Dragoni odstąpili, by otoczyć chłopów. Jednak do tej pory chłopi wszak rozeszli się po domach, podwórkach, stodołach i majdanach. Żołnierze szlachcica by otoczyć Bartosza i jego ludzi musieli otoczyć praktycznie całą wieś, a na pewno było ich już zbyt mało, by to zrobić nawet choć jednym pełnym szeregiem. Zatem chłopscy dowódcy tymczasowi mianowani z sił brodacza postanowili wykorzystać okazję, by rozerwać wrażą linię i zdusić w końcu tych gnojów. Generalny plan to uderzyć w wielu miejscach na całym froncie, przy ataku wykorzystując osłony terenowe - domy, stodoły itd. Szereg wrogów ma zostać porozdzielany na mniejsze części i pootaczany. Jak będą chcieli pertraktować, to można.

  5. - Zapewne pomaga to, że mamy języki, a ty masz tylko kły i to co jest za nimi - błyskotliwie zauważył mężczyzna, dla pewności jednak postanawiając przykucnąć. Teoretycznie pajęczak nie ma aż tak dużej możliwości żeby go zaatakować, ale jest wielki i pająki to ogólnie szybkie bestie są. - Proszę cię, dżinie, daj mi moment. Muszę pomyśleć nad sprawą jedzenia, jak to sprawnie zorganizować.

    W rzeczywistości nie jest to jedyny kłopot, z którym Hamzat musi się teraz na szybkości zmierzyć. Nie jest nawet wysoko na jego mentalnej liście spraw do ogarnięcia, jeśli być szczerym. Wciąż miał wiele pytań, zarówno takich które może chyba normalnie pajęczakowi zadać, jak i tych, które chciałby zadać komukolwiek, ale nie może. A zatem zaklęty dżin. Czy zatem w ogóle wolno nomadowi skorzystać z jego pomocy i samemu mu pomóc, czy powinien od razu spróbować go zlikwidować? Czy Księżycowy ma coś do dżinów? Jeżeli wojownik mógłby sobie tego zażyczyć, tak po prostu, to najprawdopodobniej chciałby wyłączyć boginię z gry, ale czy w ogóle tak się da? Wreszcie, trzeba by też pomyśleć co z jedzeniem, jak wywiązać się z tej umowy samemu wcinając skorpiony i węże w sosie własnym. Bo Nadżibullah jednak szczerze wątpi w to że pająk mógłby skorzystać z ludzkiego jedzenia jakie wędrowiec ma w swoich żelaznych racjach.

    Po chwili Hamzat szczerze zastanowił się też nad jedną kwestią. Obiecał Sigrid złapać ptasznika, a pojawiła się przed nim okazja by zapewnić jej nie tyle zwierzątko, co mądrego i potężnego obrońcę. Oczywiście zakładając, że ten niezwykle piękny i niecodzienny arachnid nie bujał pustynnego wojownika z tym dżinowaniem, ale jak inaczej wytłumaczyć fakt niespodziewanego porozumienia? Boginią niedaleko? Sępy nie rozmawiały, a może milczały czy coś. Brodacz postanowił zrobić jeszcze jeden test, podejmując decyzję że po prostu zobaczy jak wszystko się dalej potoczy. Przemówił, żeby nie przedłużać i tak już kilkusekundowej ciszy, jaka nastała w czasie jego rozmyślań.
    - Myślę, że możemy się jakoś dogadać. Muszę od razu ostrzec, że sami polujemy na swoje przekąski, ale w... - Nadżibullah szybko przeliczył oczyma śpiących - czterech czy pięciu będziemy wydajni, w ogóle może uda się to tak zorganizować że sam nie musiałbyś za dużo robić. Wpierw jednak, pozwól mi coś sprawdzić...

    Z tymi słowami brodaty nomada odwrócił się w stronę wielbłąda, spoglądając na niego z uprzejmym zainteresowaniem.
    - Nie zmuszam cię żebyś faktycznie głośno mówił, kolego, jednak mam takie pytanie. Czy rozumiesz w pełni to co do ciebie mówię? Jeśli tak, kiwnij po prostu głową.

  6. - O kurwa - Hamzat zareagował w najprostrzy możliwy sposób, w jaki coniebądź wciąż ogarniający nieprzeciętne życie człeczyna mógł zareagować. Kiedy usłyszał słowa - ten kawałek sobie specjalnie powtórzył w głowie, zatem jeszcze raz, usłyszał słowa pająka, zamarł w półkroku, chwiejąc się nieco z kociołkiem i jakąś syfiatą szmatą w łapach. Nawet nie pomyślał by sięgnąć po miecz, natomiast pomyślał by opuścić rzeczy i stanąć spokojnie. Bezruch na pewno pomoże czuć się temu naprawdę bardzo intrygującemu pajęczakowi w miarę swobodnie. Z dość szerokimi oczami odezwał się ponownie, zduszonym szeptem. Czy pająk zrozumie jego słowa poprzez na przykład drgania piasku? Może powinien kucnąć? - Wybacz zaskoczenie, ale o ja pierdolę, mówisz? Czy jesteś dżinem? Czy jesteś przeklętym księciem skazanym na życie w ciele pająka? Na światło księżyca, co za pojebana akcja.

    Nadżibullah najprawdopodobniej wyszedł na naprawdę wulgarnego kolesia, ale docierało do niego nie tylko to, że zrozumiał pająka, ale i coś innego. Czy poprzedni pająk go rozumiał? Czy wielbłąd go rozumiał? Nomada miał wiele pytań, ale bardzo mało odpowiedzi.

  7. O skurwesyn. Bartosz zagwizdałby z wrażenia, gdyby nie to że w tej konkretnej chwili jest cokolwiek zajęty bardzo ważną kwestią nie umierania. Ma pistolet, dziadyga zasrany, i chłop szczerze powątpiewał w to, że jego masywne brodate ciało i jednak nie jakiś wspaniały pancerz wytrzymają bliskie starcie z solidną ołowianą kulką. Jednak chłopu widocznie udało się trochę zastraszyć szlachcica, skoro ten się na tyle rozproszył by jednocześnie celować i próbować się zastawiać. Może da się to wykorzystać.

    - Facet, proszę, nie rób scen - powiedział bez najmniejszego cienia szacunku, jednak nie postąpił na razie kroku dalej. - Jesteś w dupie. Rzuć to. Nawet jeśli mnie zabijesz, co ci to da? Rozerwą cię końmi, a wcześniej boczki przypalą. A tak, jak się poddasz, to kto wie, może nawet pożyjesz?

    Buntownicy pod wodzą ludzi Bartosza zawsze mogą wrócić się do taktyki podzielenia się na bojowe grupy. Dzięki przewadze wiedzy, liczby, czy nawet połączonego z syfiatym otoczeniem równie syfiatego stroju mogą spróbować z jednej strony udawać atak by przytrzymać na sobie uwagę wojaków z rapierami, a z drugiej wykorzystać podwórka, budynki gospodarskie, a nawet wnętrza domostw jako alternatywne przejścia. Mieszkańcy znali przecież swoje domostwa jak własną kieszeń. Jeśli będą cicho, to może uda się tym zaskoczyć najemników, a jeśli nie, to i tak będą mieli dogodną pozycję do ataku z dwóch stron.

  8. Oho. Wygląda na to, że zarówno z zebraniem się do tego, co zrobić należało jak i ze złapaniem pięknego ptasznika nikt mu nie pomoże. Hamzat spojrzał na zajętego absolutnie niczym specjalnie trudnym wielbłąda, i przez krótką chwilę nieco mu pozazdrościł. Zapewne nie jest bardzo przyjemnie być zwierzęciem, ale jedyna troska jaką ma ten cholerny garbus to woda, zielsko, i żeby za bardzo nie bili. No nic. Bardzo, bardzo ostrożnie i powoli nomada powstał, starając się nie spłoszyć gościa. Na chwilę skierował swój wzrok na Sigrid, śpiącą niedaleko. Trudno winić ekipę za małą gotowość do pomocy, sam chętnie by się niedługo położył. Uznał, że nie będzie ich budził. Zwłaszcza bogini, która co ciekawe też zdawała się zasypiać.

    Notując tę niezwykle przydatną obserwację na przyszłość, Nadżibullah, zachowując tę pełną ostrożność ruchów jakby się skradał, rozejrzał się by ogarnąć jakiś w miarę mocny kawał płótna, najlepiej niebędący kocem, i do tego jakiś spory pojemnik, kociołek obozowy się chyba nada. Plan który opracował sobie brodacz jest taki, że zarzuci płótno na pająka by go skonfundować i trochę unieruchomić, a następnie jeśli pierwsza faza się uda położyć na nim kociołek, żeby nie spieprzył. Pustynny wojownik wie, że może być zmuszony przytrzymać płótno, dlatego w razie co spróbuje klęknąć przy krawędziach i przytrzymać inne krawędzie dłonią. Nogi ma osłonięte, lecz w razie czego dłoń wycofa, bo co jak co ale nie ma ochoty na wicie się w bólu przez tydzień.

  9. Hamzat, do tej pory całkowicie poświęcający uwagę bezpiecznej i zrównoważonej podróży, usiadł sobie spokojnie i odetchnął głęboko. W końcu ma chwilkę by pomyśleć. Jak dotąd nie szło aż tak tragicznie. Mogą się wyspać, i mężczyzna jakoś tak czuł, że mimo takiego nocowania między wydmami są całkiem bezpieczni. Jeśli chodzi o jedzenie, no to cóż, pustynny jadłospis pełną gębą, przywykły nomada nie narzekał, nieco gorzej sprawa wygląda z wodą. Do Edfu jeszcze kawałek, a została tylko połowa. A jeszcze sporo jest do zrobienia. Barbarzyńca wciąż pamięta o naczelnym zadaniu. O nieuniknionej likwidacji. Cielesność Bhati ułatwia zadanie, bo miecz na pewno sobie poradzi, ale Nadżibullah szczerze wątpi, że da radę sam na przynajmniej trzech przeciwników. I do tego jednym z potencjalnych nieprzyjaciół może być Harusepth. Ogólnie wojownik wie, że powinien już podjąć jakąś decyzję, jakieś kroki, jednak... No nie jest to proste. Brodacz spojrzał nieco smętnym wzrokiem na otaczający go zewsząd bezkres piaszczystej pustyni, bijąc się z myślami, rozważając czy może przespać się z decyzją.

    I wtedy zobaczył ptasznika. Majestatyczny pajęczak również zdaje się być pogrążony w głębokiej zadumie. Hamzat wiedział, że jest to praktycznie niemożliwe, jednak nie mógł nie zapytać sam siebie, czy to przypadkiem nie jest ten sam pająk, którego wkurwiała wcześniej Sigrid. O czym takie stworzenie mogło myśleć? Mężczyzna pamiętał o swojej obietnicy i dlatego zanim zrobił cokolwiek innego, rozejrzał się czy dziewczyna jest niedaleko.

  10. Bartosz postanowił skupić się oczywiście na szlachcicu. Chłop wiedział, że jest to niebezpieczne. To wraży przywódca, i niewątpliwie ma niezłe umiejętności w boju. Jednak wiedział też, że jest całkiem masywny, rozpędzony, uzbrojony i naprawdę wkurwiony. Postanowił wykorzystać wszystkie te rzeczy na swoją korzyść i kontynuował swoją szarżę, sprawiając wrażenie jakby ślepo biegł na odzianego w kirys pana. Wcale tak nie jest, Bartek biegnąc wciąż pozostawał czujny na swoje otoczenie. Plan brodacza jest prosty - chcę wykorzystać swoją masę mięśniową i wkurwa by najpierw agresywnie odbić miecz starego szlachetki, a potem całym ciałem się na niego rzucić i zabić lub zmusić do walki wręcz. Generalnie pomysł jest taki żeby wywrócić gościa i dobić mieczem lub nożem, ale chłop pozostaje gotów do uniku jakby coś się spieprzyło.

    Miał nadzieję, że jego żołnierze będą dobrze dowodzić chłopami, że nie będzie za duży strat. Prawda, że dragoni są lepiej uzbrojeni i opancerzeni, jednak ludzie Bartosza mieli także swoją wprawę w walce, niejednej bandzie czy oddziałowi już najebali, choć raczej mniejszym niż ten. Tym razem mają przewagę miejsca, znajomości terenu, doświadczonego dowództwa i może liczby. Powinno być dobrze.

  11. No cóż. Hamzat wiedział, że niestety, ale z zapasami po prostu nie jest dobrze. Zakładał, że jakieś swoje jedzenie czy picie miał w jukach, ale traktował to jako swoistego rodzaju żelazne racje - przecież nie bez powodu wcinał ostatnio jaszczurki i skorpiony. Wszystko potoczyło się dość nagle, i teraz z jednej gęby do wykarmienia poza nim zrobiło się trzy. Albo dwie. Czy bogowie jedzą? Szczerze mówiąc, myślał że może pani oaz, życia czy czym tam Bhati była, przywoła na przykład jakieś jedno pomarańczowe drzewko czy coś. Wojownik jednak dość szybko połapał się, że jeśli będzie miała tyle siły by to zrobić, to już będzie nieco za późno na walkę. Nie chciał rujnować dobrego humoru Haruspetha, jednak trzeba było poruszyć tę sprawę.

     

    - Pani, po drodze będziemy polować, a jak się okazja nadarzy, dokupimy zapasów aby na pewno starczyło - Nadżibullah na chwilę przerwał prawienie dziewczynce morałów, by dość raźno i śmiało dać Bhati do zrozumienia, że jeszcze nie ma się czym martwić. - Po prawdzie to jedyne czego pustynia nam na pewno poskąpi jak nie będziemy ostrożni, to woda. Wracając... Sigrid. Niestety jak go zjesz to jedyne co ci to da, to to że nie będziesz głodna przez jakąś... no jedną piątą podróży słońca po niebie, pewnie krócej. Może nie da się zrobić, żebyś była tak kolorowa jak ten pająk, ale na pewno da się zrobić co innego. Jeżeli chcesz, mogę pomóc ci złapać następnego, którego spotkamy. Jednak są dwa podstawowe warunki. Jeden, słuchasz się mnie, by cię nie dziabnął, ani od razu, ani później. I drugi warunek, pomyśl nad tym bardzo, bardzo dobrze. Taki pająk, chce sobie po prostu żyć i być na wolności, ale jeśli będziesz o niego dbać, zapewnisz mu bezpieczny dom. Może się nawet polubicie. Zwierzątko jest trochę jak niewolnik - dobry pan o nie zadba i będzie się troszczyć. Zastanów się, i daj mi potem znać. A na razie, czas w drogę!

    Nomada niestety nie był do końca pewien kto teraz wydaje polecenia, dlatego też po prostu ruszył. Następny cel, jakieś wadi żeby przenocować.

  12. O. No proszę, czyli nie będzie bardzo dużo kombinowania, ponieważ wydawało się że kapłan i jego bóstwo sami wpadli na to, że najlepszym wyjściem będzie iść do Edfu. Hamzat zatarłby ręce, ale po pierwsze byłoby widać, po drugie akurat ten zwyczaj należy do innego plemienia. Nomada skinął głową z uprzejmością i lekkim entuzjazmem na który nawet nie musiał się silić czy go udawać.

    - Pani, proszę pozwól nam się zebrać i nieco przygotować do wyprawy - smagły wojownik z niekłamanym uśmiechem zwrócił się do bogini, rozważając opcje jakie ma przed sobą. Priorytetem na razie jest po prostu wziąć dupy w troki i spróbować ruszyć. Jest już poniekąd późno, czyli też gorąco jak cholera. Może udałoby im się odbyć część drogi w cieniu skał czy coś, a najgorsze przeczekać w jakimś wadi. - Znam drogę do miasta na wybrzeżu i chciałem je zaproponować, bo właśnie tam mieliśmy się udać z Harusepthem nim cię spotkaliśmy. Niestety pustynia jest surowa a my jesteśmy tylko ludźmi. Także za pozwoleniem...

    Mężczyzna nawet nie czekając specjalnie na jakieś werbalne pozwolenie skinął jeszcze raz głęboko głową, odwrócił się i ruszył do najnormalniejszej części kompanii. Wielbłąda i widocznie zajętą zabawą z... o kurwa czy to jest ptasznik słoneczny? Delitkatnym ale jednak dość szybkim krokiem Nadżibullah podszedł do Sigrid, złapał ją za rękę z kijem i powoli odciągnął na bok. Kucnął przy dziewczynce, i popatrzył jej w oczy, rzucając jeszcze przelotne spojrzenie gdzie pójdzie sobie pajęczak.
    - Słuchaj, Sigrid - powiedział spokojnie, tak żeby młoda wiedziała, że się na nią nie gniewa, tylko chce jej coś wyjaśnić. - Jest jedna taka ważna rzecz. W sumie dwie. Pierwsza. Czy chcesz zjeść pająka? Czy potrzebny ci jego jad, albo pancerzyk? Jeśli nie potrzeba ci tego pająka do niczego, to dlaczego go męczysz? To też żywe stworzenie. Wcześniej zabijaliśmy skorpiony i jaszczurkę do jedzenia. Starałem się załatwić je raczej szybko, prawda? I tutaj przechodzimy do drugiej sprawy. Sigrid, pustynia to nie jest twój dom. Jest niebezpieczna, nieprzewidywalna, i całkiem paskudna. Unieszkodliwiałem ofiary łowów szybko także dlatego, że nigdy nic nie wiadomo. Wiesz co to za pająk? To ptasznik słoneczny. Potężny pustynny wojownik, wbrew pozorom. Jak upieprzy to może nie zabije, ale i tak lekko ci nie będzie. A są tutaj groźniejsze stwory. Rozumiesz do czego zmierzam? Gotowa do drogi?

  13. Nie omieszkałem przeczytać, bo taki tytuł to dla mnie jak wycelowany prosto w umysł clickbait. Tylko że w pozytywnym sensie. Zobaczyłem go i praktycznie z punktu tu jestem i piszę posta, nawet strona mi się jeszcze do końca nie załadowała xD

    W każdym razie, wrażenia. Po pierwsze, czytając opowiadanko miałem nieprzerwanie szeroki, szczery słowiański uśmiech na mej brodatej twarzy. Ostatnio nie czytuję kucowych opowiadań [ :c ], a kiedy czytałem to tag random specjalnie mnie do sięgania po nie nie zachęcał, dlatego czuję się bardzo pozytywnie zaskoczony. Opowiadanie nie okazało się rozczarowaniem. Powiem więcej. Wybacz użycie zwrotu Dolcze, ale jest po prostu zajebiste. Jedyne co mnie troszkę wybiło to użycie 'alicorn' w formie żeńskiej, jednak niestety po polsku przetłumaczyć to można tylko gorzej. Taka charakterystyka samego słowa, cóż poradzić. Opisy dobrej jakości, nie za długie ale pobudzające wyobraźnię, w sam raz do krótkiego tekstu. Tłumaczenie nie mi oceniać, bo się nie znam, czyta się tak dobrze, że mógłby to spokojnie być fanfik produkcji że tak powiem narodowej, i bym się nie kapnął. Według mnie dialogi brzmią trochę sztywno ale może to celowy zabieg autora oryginału. Przy końcówce głośno parsknąłem śmiechem.

    Ostateczny werdykt to 'fajnie było wrócić do opowiadań zaczynając od właśnie tego/10', zakładając że wrócę do aktywnego czytelnictwa. Polecam jak ktoś lubi.

    • +1 1
  14. Hamzat jest jednocześnie bardzo zdziwiony, jak i bardzo szczęśliwy że sposób okazał się być jednak tym właściwym. Że zadziałał. Mężczyzna aż się lekko spocił na czole kiedy pomyślał o alternatywie, o tym co by się stało gdyby jednak chodziło o co innego. Jeśliby na przykład okazało się, że łuskę trzeba spalić a jadem zatoczyć krąg w piasku, byłaby dupa zbita. Nomada w ostatniej chwili twardo powściągnął się przed zaniesieniem podziękowania swojemu bogu. Może podziękować później, kiedy nie będzie obawiał się jakiegoś mocnego czytania w myślach. W końcu jakby nie patrzeć właśnie wydarzyło się... no całkiem sporo rzeczy, które tak często się nie dzieją. I im więcej się takich rzeczy odbywa na oczach Hamzata, tym bardziej Hamzat próbuje uważnie rozeznać się o co chodzi i jakimi mocami może dysponować nie tylko bogini tutaj przed nim, ale też inni, przyszli nieprzyjaciele.

    - Już nie jesteś, to fakt - niestety jego prosty umysł i język dał się złapać, nie mógł powstrzymać docinka na wystawione praktycznie na tacy wspomnienie o kamieniu, jednak prędko dodał - Jedyne o co mogę prosić to to, bym mógł towarzyszyć twemu majestatowi póki nie będziesz czuć się w stu procentach w porządku. Jak wiesz, Pani, dużo się pozmieniało. Znam dobrze pustynię i mogę pomóc. Jaki jest nasz następny cel?

    Towarzyszyć, oczywiście, w celu wsadzenia rzeczonemu majestatowi miecza w dupsko zanim Bhati osiągnie pełnię sił, jednak tę konkretną myśl wojownik zachował dla siebie, bardzo głęboko. Trochę może szkoda, jednak złudne piękno - pomijając te cholerne skrzydła - czy oszukańcza dobroć nie może zamazać mu celu misji. Prawda?

  15. Wódz obdartej bandy rozbójników nie oponował, pozwalając Irielowi zająć się swoimi sprawami. Gdy skończył, zmierzchało już. Las szybko ciemniał i do obozowiska z jednej strony poczęła napływać lekka mgła, wskazując na to, że po pierwsze jest wiosna lub jesień, a po drugie, gdzieś niedaleko jest zbiornik wodny. Nikt nie miał nic przeciwko podarowaniu wygnańcowi jakiegoś niewielkiego kozika za darmo, ot tak by miał czym jeść i ciąć, jednak nie znalazła się niestety żadna konkretniejsza broń. Zbójcy dzielili się jedzeniem, ubraniem, nawet chorobami, ale swój oręż traktowali zapewne lepiej niż hipotetyczne żony, i najlepszą odpowiedzią jaką niebianin otrzymał było coś w stylu 'no wiecie, łapiduchu, znajdźcie se'. Nawet powołanie się na herszta nie pomagało. Patrząc na to tak w ostatecznym rozrachunku, nie jest źle. Mężczyźnie nie udało się zdobyć żadnego poważnego rynsztunku, ale ma się w co ubrać, gdzie spać - trzeba będzie zrobić coś z tymi wszami w legowisku, gdzie się ogrzać, i nawet z kim pogadać. Czas mija, a bandyci powoli szykują się do snu i wystawiają warty. Dość szybko przywykli do widoku tego niespodziewanego gościa, dlatego nie przeszkadzają eks-aniołowi jeśli ten chciałby połazić, pozwiedzać czy komuś dupę pozawracać. Na pewno też nie będą przeszkadzać jeśli ten po prostu pójdzie spać.

  16. Kurwa znowu. Znowu wszyscy tak na Hamzata patrzą jakby miał nie wiadomo jakie ważne słowa do powiedzienia. Jakby miał podjąć kluczowe decyzje. I mężczyzna tak sobie bardzo krótką chwilę myślał, myślał... W końcu pustynny wojownik zdał sobie sprawę, że w sumie poniekąd tak jest. Podejmuje ważne decyzje. Jest prorokiem w trakcie misji, głosem bożym. Z tym że na razie jego grupka to jedna spoko niewierna dziewczynka, jeden mający kompletnie wyjebane wielbłąd, i jeden łysy kapłan religii, której jedna bogini jest w domyśle wrogiem całej drużyny. No kurde, Nadżibullah powiedział sam sobie w myślach skupiając się na planie, nie ma lekko.

    Plan jaki ma mężczyzna jest prosty. Przede wszystkim nie zamierza nawet próbować kłamać. Co najwyżej mówić okrężną drogą ale nie kłamać, bowiem jakoś tak czuł, że bogini się skapnie. Plus jest taki, iż nawet kłamać nie musi - nie ma najlżejszego pojęcia jak złączyć te dwa składniki i czy to na stówę przyniesie posągowi cielesność. Może jednak podjąć próbę. Nie ma co się oszukiwać, Hamzat jest ciekawy co się stanie i czy wielki posąg zamieni się w wielką piękną kobietę czy normalną piękną kobietę.

    - Pani, niestety nie została mi dana możliwość jednoznacznego ujrzenia sposobu użycia składników, lub też jakikowiek rezultat - nomada rozłożył ręce w bezradnym geście, mówiąc w sumie szczerą prawdę. - Jednak logika nakazywałaby w pierwszym rzędzie... może to głupio zabrzmi, ale sugeruję zjeść łuskę i zapić jadem. Może też radziłbym trochę wody, bo smak pewnie ma to paskudny.

  17. Żołdacy zapewne rozeszli się po domach. Zapewne też zajęli się bardziej pilnowaniem sakw z łupami lub dobrym żarciem niż skupieniem. Bartek specjalnie nawet daje im pewną chwilę, bowiem im bardziej się rozproszą, tym lepiej. Jednak w pewną chwilę po gromkim wezwaniu szlachcica do w sumie niczego innego jak tylko państwowej grabieży, do mospana na białym koniu mogły dotrzeć dwie rzeczy. Jedną z tych rzeczy jest komenda "Ognia!", będąca jakby formalną odpowiedzią na wszelkie pytania i podejrzenia szlachcica. Drugą jest jedna z wielu strzał i kul wystrzelonych przez przygotowanych do starcia chłopów. Konkretnie jest to ten bełt, co Bartosz, od początku przysłuchujący się wymianie zdań i przyglądający całej sytuacji wypuścił jednocześnie z rozkazem ostrzału. Jeśli trafi bardzo dobrze, problem z głowy. Jeśli trafi mniej dobrze, to może i tak mniej czy bardziej krwiopijcę zrani, a wtedy będzie łatwiej czy go dobić czy publicznie obwiesić. Z takimi myślami Bartosz przystąpił do wykonywania swojego planu. Brodacz szybko i sprawnie przeładowuje, zamienia kuszę na miecz, po czym rusza biegiem do ataku.

  18. Powód jaki podał anioł by usprawiedliwić się z niemożności dopełnienia toastu w tradycyjny sposób zaskoczył herszta, jednak też był w jego oczach wystarczający by nie być obrażonym. Głośno okazał swoją radość i machnął dłonią w stronę gapiów, dając im do zrozumienia, że wszystko jest jak najbardziej zajebiście. Z pełną powagą wysłuchał krótkiej historii cyrulika o coniebądź egzotycznym imieniu. Jednak samego Iriela nie zajmował raczej w tej chwili wąsaty człeczyna. Iriel miał na głowie poważniejsze sprawy, na przykład doświadczenie fizycznych i w żaden sposób nieutemperowanych skutków wypicia i tak całkiem sporej ilości miodu. Co ciekawe, doznania te na chwilę obecną są całkiem przyjemne. To dobry gatunkowo miód, więc alkohol tylko delikatnie drapie w gardle, pozwalając skupić się na słodkim, aksamitnym i jakby... leśnym smaku trunku. Pachniał też fajnie, może nawet troszkę woskiem. Da się odczuć, że butelki czegoś takiego prawie na bank goszczą na królewskim stole. Po nowym i zupełnie pozbawionym wspomagania ciele wygnańca rozlało się pomału przyjemne ciepełko, dochodząc aż do głowy i dając mózgowi delikatnego kuksańca.

    - Imię sugeruje, panie, że pochodzicie z daleka - jeżeliby eks-anioł miał kłopot z utrzymaniem się na ziemi, głos wąsacza może mu w tym pomóc. Mężczyzna skrzywił się nieco kiedy ten opowiadał o zapominaniu i kopniaku. Dla niego sygnały były dość jasne. - Jak powiedziałem, u nas jesteście wciąż bardzo mile widziani. Widzicie, mistrzu... ta banda taka jest. Biedacy, uciekinierzy, obdartusy, szarlatani, oszuści, rabusie, wygnańcy. Nikt tu nikogo nie osądza, o ile każdy wkłada coś do wspólnej michy. I tak sobie żyjemy, bez panów i kleru, na lewo. Całkowicie, przepraszam was za wyrażenie, wyjebane. Jak widzicie, może komfortu pałacy nam nieco brakuje, ale póki mamy co jeść i co ubrać, jakoś to leci. Myślę, że się tu odnajdziecie. Czy macie jakieś pytania, życzenia, Mistrzu Irielu? Jeśli nie, możecie na spokojnie wziąć sobie ze składu luźne łachy i urządzić wyrko. Rozpytajcie za nożem, widełki możecie chyba sobie sami wystrugać.

  19. Pustynny wojownik otrząsnął się, jego organizm ponownie dał się zaskoczyć - i rozczarować- zmianie temperatury. Mrugnął kilkukrotnie i zmrużył oczy, by nie denerwowało go słońce i piach. Następnie Hamzat szybko zebrał się do kupy, zapisując sobie w głowie że wielbłąd z jakiegoś powodu jest teraz tutaj, i powoli ruszył spomiędzy wydm z powrotem do reszty swojej kompanii. Po drodze namyślał się jak ładnie ubrać w słowa ten krótki i treściwy opis jaki otrzymał. Zastanawiał się też, czy może wielbłąd też z jakiegoś powodu nie czuje tego przyjemnego chłodku, może dlatego przyszedł. Może też po prostu lubił mężczyznę, jednak brzmi to nieco mniej czadowo od wizji Boga troskliwie wkładającego Nadżibullaha do jakiejś... niebiańskiej beczki lodu na czas rozmowy. Kiedy tylko udało mu się wrócić niedaleko starożytnej świątyni, podszedł do kapłana i bogini, których jak zakładał nie było specjalnie trudno znaleźć.
    - Haruseptcie, Pani - oczywiście posąg przywitał formalnym pokłonem, jednak łysemu strzelił na powitanie po prostu pełną respektu pionę. - Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą. Zła jest taka, że słabnie łączność z Panem Neheny. Tak całkiem mocno. Przerywa niesamowicie, nie wiem z jakiego powodu, i niestety nie mogłem porządnie porozmawiać. Jednak dobra wiadomość jest taka, że dostałem wizję. Sokół siedzi na gałęzi drzewa, wśród zieleni, jakby w oazie albo w dolinie rzeki. Kwiaty, zioła, pnącza, wszystko fajne zielone i zdrowe. Pod drzewem, w trawie, leżała złota łuska i ząb węża. Harusepth może potwierdzić że tak się składa, że niedawno walczyliśmy z wielkim wężem. Co o tym sądzisz, Pani?

  20. Herszt rozpromienił się natychmiast po tym, jak dotarły do niego słowa cyrulika. Mężczyzna miał swoje własne powody, by być szczęśliwym z takiego obrotu sprawy. Największym z tych powodów do radości, wystarczający by zbójca wstał znad papieru i zaproponował po solidnej szklanicy kradzionego miodu, jest fakt że chorzy wracają do zdrowia i szybciej, i częściej niż kiedy do dyspozycji bandy był tylko Bezdech. Jakkolwiek zielarz mniej czy bardziej zdawał egzamin do tej pory, to był przytomny może w trzech przypadkach na dziesięć. Wąsal po polaniu usiadł ponownie, szczerząc się i pozwalając jego myślom zejść na zdecydowanie mniej szlachetne, bardziej przyziemne i pragmatyczne powody, dla których poważany cyrulik w bandzie to spoko rzecz. Uśmiech nie schodzi mu z ust.

    - Świetnie! Wspaniale! Radem bardzo tak dobrym wieściom! - mężczyzna dał upust swoim emocjom gromkim głosem, wzbudzając uwagę i zainteresowanie okolicznego elementu. Chwycił za swoją szklanicę. - Wypijmy. Oto toast, za naszą wspólną przygodę. I twoje zdrowie.

    Wąsaty rozbójnik wychylił tę szklanicę, takie dobre 400 mililitrów miodu, na jeden raz. Trzasnął naczyniem o ziemię z taką siłą, że szkło odbiło się od drzewa jakieś trzy stopy na lewo od głowy eks-anioła. Co ciekawe, nie tylko on, ale nawet jacyś tam nieliczni gapie w tle ewidentnie oczekują, że wygnaniec postąpi tak samo. Cokolwiek zrobi, wkrótce wódz bandy odzywa się ponownie, już nieco ciszej i poważniej.
    - No, to skoro dołączyłeś do naszego zacnego grona, mistrzu, to wypadałoby się przedstawić. Mnie wołają Mieszek, i na razie tyle wystarczy. A was jak należałoby zwać? I tak bardziej na poważnie, skąd się tu wzięliście? Wybaczcie pytania, jednak sami wiecie, niełatwo prowadzić bandę wszarzy żeby łupić chciwych kupców.

  21. - Chciałem zapytać jeszcze o coś - Hamzat nie ma po co ukrywać, że praktycznie zawsze ma pytania przy rozmowie z Bogiem. Ciężko nie mieć. Jednak mężczyzna orientuje się, że istnieje jeszcze coś takiego jak priorytety, dlatego zaraz dodał - Ale w sumie to może poczekać na czas po walce. Jeśli przeżyję, zawsze będę mógł się pomodlić i spytać, a jak nie, to i tak niedługo pogadamy twarzą w twarz. Dziękuję ci za światło Twej porady, Boże.

    Nadżibullah już miał skończyć i zapewne też wrócić do rzeczywistości, wdzięczny za pomoc i gotów do rozkminiania dalszych planów. Jednak zaraz przypomniał sobie o pewnym ważnym szczególe. Znaczy, ważnym z jego perspektywy bo w sumie w takim ogólnym poglądzie wszechświata jaki księżycowy mógł mieć na co dzień, nie miało to większego znaczenia.

    - A nie, jednak jest taka sprawa. Ale związana z misją - mężczyzna nie ma niestety na tyle odwagi by rozmawiać z bóstwem jak z równym, więc siłą rzeczy czuje się nieco niezręcznie tak jednak się wracając od progu. - Powiedziałem łysemu i posągowi, że idę pogadać z Neheny. Możesz wspomóc jakimś pomysłem na to co miałbym im 'przekazać'? Nie ufam swojej wiedzy o ichniej mitologii na tyle, by przed cholerną boginią, zapewne nie wiem szwagierką Neheny czy coś, sklecić coś wiarygodnego. To byłoby już wszystko. Jeszcze raz dzięki wielkie, po prostu mi się dopiero przypomniało.

  22. Podczas gdy Iriel doprowadzał chorych do najpawdopodobniej najlepszego stanu zdrowotnego w jakim w życiu byli, herszt bandy tych obozujących w lesie bandytów zajmował się swoimi sprawami. Trzeba było go znaleźć, jednak w sumie zapewne wystarczy po prostu zapytać, by trafić prosto do wąsatego zbójcy. Bezdecha też niespecjalnie trudno było zbyć, by ewentualnie później z nim porozmawiać. Tak naprawdę zielarz już gdzieś w dwóch trzecich zapomniał co tutaj w ogóle robi, a w trzech czwartych wąchnął solidnie czegoś pachnącego makiem i zapomniał też kim jest. Kiedy eks-anioł dotarł na miejsce, zastał herszta który czytał - tak, czytał - skrawek poszarpanego prymitywnego papieru. Mężczyzna podniósł znad niego wzrok i przywitał łże-cyrulika gestem dłoni.
    - I jak tam? Jeśli wszystko dobrze, możecie mistrzu odpocząć - oznajmił, po czym z tą szczerą, jedyną w swoim rodzaju gościnnością dodał - Napracowaliście się dzisiaj. Jestem wam niezmiernie wdzięczny za pomoc i... w sumie, nie mam dużo, nie mogę zaproponować też życia w pieleszach, ale jak nie macie gdzie pójść, to możecie się tu zatrzymać i z nami zostać. Na zasadzie że wikt i opierunek w zamian za pomoc medyczną, i nawet niekoniecznie na stałe, ale na jakiś czas.

  23. Hamzat ostrożnie uśmiechnął się i już mniej ostrożnie odetchnął z ulgą. Fajnie, że nie miał boskiego nakazu zlikwidowania przyjaciół. Bóg w ogóle wydaje się nie mieć nic do niewiernych, jeśli są skorzy do dogadania i takie zdanie nomada zdecywodanie podziela. Problem pojawia się niestety jednak jeśli tacy niewierni są zatwardziali, albo gorzej, atakują i wyrzynają albo siłą nawracają wiernych. Tak jak mogą robić to na przykład starzy bogowie. Ludzie robią to na bieżąco, praktycznie ciągle, nawet bez ich bóstw na ziemi. I właśnie ludzi też ma na myśli, bo o starych pomniejszych bóstwach to nawet nie wątpi, że trzeba tępić. Aż się wzdrygnął na myśl o rytualnym pogrzebaniu gardeł i... brr... równouprawnieniu. Barbarzyńca poczuł się poniekąd zobowiązany uświadomić Księżycowego o istnieniu takiej opcji, ale czy Bóg nie czyta w myślach?

    - Panie, węża zajeb... zabiliśmy - mężczyzna nawet nie mrugnął przy błyskawicznej poprawce. - Mamy jego łuski i trochę jadu, i właśnie myśleliśmy czy jakoś nie pomogą.

  24. Bartek ani myślał nawet ruszyć się ze swojej kryjówki, by nie wspomnieć nawet o odezwaniu się. W takim też milczeniu obserwował uważnie siły nowego przeciwnika. Widać, że szlachcic się w tańcu nie pierdoli. Ci cali dragoni są porządną siłą i należało się z tym liczyć. Strzelby i rapiery to też niezły łup, jeśli brodaczowi i jego rebeliantom udało by się zwyciężyć. Rozmyślając o tym co się za niedługo zapewne wydarzy, po cichu przykazał swoim ludziom rozprowadzić rozkaz, by gdy Wypruwacz da sygnał, najpierw oddać salwę ze wszystkiego co mają na dystans, a potem zaatakować. Sam bardzo powoli i ostrożnie przygotował kuszę, by w razie czego spróbować trafić ziemskiego pana bełtem w korpus albo w ten świński ryj. Następnie mężczyzna wrócił do cichej obserwacji, zastanawiając się co pozostawieni w wiosce ochotnicy powiedzą temu grubemu fagasowi.

  25. Kurwa.To wszystko robiło się bardzo mało ciekawe bardzo bardzo szybko, jednakże Bartek zachował zimną krew, nie stracił głowy. Więcej, nie dał nawet po sobie poznać, że się wieściami przestraszył czy coś, bo się faktycznie nie przestraszył. Był po prostu rozsierdzony. Dlatego też praktycznie od razu jak wysłuchał wiadomości, zwrócił się w stronę chłopów oczekujących na rozkazy, idąc na żywioł. Starał się aż promieniować morale.
    - Dobra. Nie ma lekko, ale bywało gorzej. Trzeba się streszczać. - oznajmił, zbierając ludzi dookoła siebie by móc mówić tylko raz. - Nie bójcie się, mamy jak wspominałem parę przewag. Koledzy, to jest nasz test. Walczymy na swoim terenie, o swoje własne domy i rodziny, o lepsze życia. Na pewno wygramy, ale musimy mieć plan. Plan jest taki, że wszyscy bierzemy te swoje bronie i tarcze, i spierdalamy ukryć się w polu i lesie naokoło. Mamy wszyscy te brudne, buro-szare, brązowe albo brązowozielone ubrania, a do tego to nasze pola i lasy, znamy tu każdą bruzdę. Marne szanse że nas wypatrzą. Ukrywajcie się w grupach między sześcioma a dwudziestoma osobami. Dzieci z babami niech skitrają się w las. Na koniec... chcę zobaczyć co zrobią. Paru moich i tutejszych niech więc zostanie w wiosce by grać na zwłokę i rozpytać. Z atakiem czekamy albo na wykrycie albo na moją komendę. Usłyszeli? To jazda!

    Po tych słowach brodaty chłop wyciągnął miecz, popatrzył ponuro w stronę z której miał nadejść wróg i ruszył zająć pozycję z jedną z grup. Mieli broń zarówno do walki z bliska i na dystans, byli u siebie, było ich więcej. Nawet arkebuzy skurwieli nie ochronią.

×
×
  • Utwórz nowe...