- Wszyscy jesteśmy już nieco zmęczeni - Hamzat odpowiedział przepraszająco, usprawiedliwiającym się głosem. Zdecydował się przyjąć to co się działo i udać że faktycznie był przez chwilę za głupi by ogarnąć wolę bożą. Nie dał po sobie poznać jak bardzo chciał teraz kopnąć się w kostkę. - Może faktycznie źle rozszyfrowałem wizję sępa. Naprawdę cieszę się, że na ciebie trafiliśmy i jesteś z nami, właśnie na przykład by pomóc unikać takich gaf. Bóg wiedział co robił jak nam cię zesłał.
Podczas polowania mężczyzna nie poruszał dłużej żadnych religijnych tematów, zajęty zdecydowanie bardziej przyziemnymi sprawami, jak przetrwaniem. Bogowie bogami, wszechmoc wszechmocą ale Nadżibullah po prostu wiedział, że nikt nie będzie zajmował się nagle takimi rzeczami za niego. Jednak tak sobie polując, miał też chwilkę na osobiste rozmyślania, kiedy akurat czegoś nie łapał lub nie uśmiercał. Jak kurwa mógł tak głupio zapomnieć o tej szaradzie jaką odprawiał z klechą. O urabianiu go, że całe zadanie wyznaczył im ten jego sokół. Hamzat musi bardziej uważać, tym razem i tak chyba miał szczęście, co docenia.
Kiedy wszystko było już gotowe, pustynny wojownik postanowił pokazać Sigrid, i kapłanowi jeśli będzie zainteresowany, jak ogarniać jedzenie skorpionów tak, żeby nie umrzeć w smutny sposób. Przy okazji wyznaczył też przydziały żywności. Sam zadowolił się dwoma skorpionami, pozwalając młodej i łysemu wszamać jaszczurkę i tego mniejszego skorpiona.
- Pojedli? To spać! - oświadczył autorytarnie po upewnieniu się, że wszyscy na spokojnie się posilili. - Obejmę pierwszą wartę, za cztery godziny budzę łysego. I poważnie, dobry człowieku, przypomnij mi jak się nazywasz, bo mówić do ciebie per 'łysy' wydaje mi się chamskie.