Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Wszystko napisane przez Po prostu Tomek

  1. - Wo - powiedział na głos jak się obudził. Powstał do pozycji siedzącej, mrugając intensywnie by ogarnąć z powrotem normalny świat i rzeczywistość. Trochę nie był pewien co Bóg miał do końca na myśli z tym "chyba żartujesz". Tak czy inaczej odpowiedzi nie dostał, był więc siłą rzeczy nieco rozczarowany. Kiedy już przyjął na siebie realne życie naokoło, odetchnął. Popatrzył na łysego kapłana. - Masz kupę rzeczy do zrobienia - oznajmił. - Twój bóg przeklikał, i kazał przekazać, że potrzebuje twojej pomocy. A od teraz naszej też. Postanowił być prosty.
  2. Hamzat zastanowił się. Następnie, ażeby uzyskać całkowitą pewność, zastanowił się ponownie. W sumie brzmiało jak dobra umowa. Mężczyzna będzie wyłapywał jakichś losowych pomniejszych bóstw, poniekąd pewnie też demonów. Za to uzyska bożą pomoc, wsparcie, a może i nawet wdzięczność. I nawet jeśli zadanie do lekkich nie należało, w sumie był gotów się go podjąć. Trochę przeszło mu przez myśl, że śmiertelni różnie wychodzili ze spotkań oraz umów z bogami, ale... głowa do góry, będzie dobrze. - Trochę lipa, że niczym się nie wyróżniam, ale w sumie takie życie - zagadnął filozoficznie Hamzat. - Zgadzam się, choć zgaduję, że i tak miałem mały wybór. - Zachichotał. Uwielbiał czarny humor. - Ale wracając. Kwestia moich pytań. Czy mogę robić za proroka i ogarnąć ten syf w trakcie pomagania ci? Czy wsparcie będzie takie na wezwanie czy jak to będzie działało? Jaki jest sens życia? Po śmierci trafiamy tam gdzie głosza pisma? Czy imamowie mają rację?
  3. Hamzat był w szoku. I to nielekkim, ze względu zarówno na tradycję i wychowanie jak i fakt ujrzenia boga będąc ledwo wierzącym. Z drugiej strony, pan i władca wszytkiego, stwórca ziemi, wszechświata, ludzi i zwierząt, właściciel tego suprer kwadratu na wypasie zwanego rajem jest taki... wyluzowany w sumie. Spokojny, w porządku gość. Mężczyzna nawet trochę to rozumiał, chociaż z początku pozazdrościł bogu otrzymywania pokłonów. Ale wracając, Księżycowy Bóg z każdą sekundą wydawał się być takim całkiem porządnym bogiem. Dlatego też Nadżibullah sam zaczął się rozluźniać. I to nawet nie sztucznie. Odetchnął z lekką ulgą. - Okej - powiedział nieco piskliwym głosem ale potem odchrząknął i kontynuował już normalnie. - Okej. Możesz mówić. Miło cię widzieć, będę mógł potem zapytać się o parę rzeczy?
  4. - O kurwa - wydusił z siebie Hamzat z nieludzkim świstem. Niechybny syndrom stuporu, zwanego potocznie byciem zatkanym. A jeszcze dodać do tego wszystki inne różne nideogodności jakie dookoła siebie widział, słyszał i czuł mogło dać obraz intencji z jakimi wyrzekł te wzniosłe słowa. Zaraz jednak do tych wszystkich odczuć doszło pewne zrozumienie. Chyba właśnie doznawał objawienia, tak mu się wydawało. Nie był pewien, lecz istniały pewne wskazówki. Więc tak dla pewności by nie podkurwić Księżycowego Boga, który zdecydował ukazać się właśnie jemu, małowiernemu Hamzatowi, padł na twarz. - Chyba tak - odparł niepewnie. - Halo? Kto mówi?
  5. Poważnie zastanowił się nad sugestią dziewczyny. Bardzo poważnie. Miała swoje zalety i wady, oraz była zapewne bardzo trudna do zrealizowania. Ale nie to było najważniejsze w decyzji Hamzata. Spojrzał na Sigrid, potem na łysego, na wszelki wypadek gotując się do wypadu. - Ale co jeśli wkurwimy tym bogów?
  6. - Tsoooo - mężczyzna zawahał się wyraźnie. - Znaczy, uczyłem się rzeczy. Królestwo Wielkiej Rzeki upadło dawno temu, a jego dziedzictwem są tylko fellahowie. Tutaj pozwolił sobie na pogardliwe prychnięcie. Nomadowie nie lubili się specjalnie z osiadłymi chłopami, którzy zostali na tych ziemiach w spadku po Królestwie, po rozkładzie i wojnach, które je zniszczyły. Przynajmniej tak się uczył, tak mówiono. Ale sprawy w sumie nie badał. Wracając, różne hece się zdarzały. Nie znał tego boga o którym mówił łysol, i nie zamierzał w żaden sposób okazywać, że jest inaczej. Ale w sumie koleś chciał sprowadzić swojego boga. Czy tam cokolwiek. Jakby się tak zastanowić, to może być początek końca świata czy coś. W każdym razie coś było na rzeczy. Hamzat tylko nie wiedział jeszcze, czy zgładzić gościa czy oszczędzić. - A po co chcesz go sprowadzać? Jaki ma do nas biznes?
  7. - Nie no - zaśmiał się w odpowiedzi do Sigrid, choć dłoni z rękojeści broni nie zdjął. - Wstał z grobu, dźwignął całą tę budowlę spod ziemi i do tego sprowadził zimę, tak zasadniczo. Chyba nie dalibyśmy rady. A może dalibyśmy radę, pomyślał skrycie, kto wie. Jeżeli bylibyśmy zmuszeni. Wolałbym nie być zmuszony, tak byłoby naprawdę lepiej dla nas wszystkich. W sumie to jakoś nie zaczął przepadać szczególnie za tym kolesiem. Zasłużył gnój na jakiś mały wypadek. Boże, szturchnij sukinsyna, pomodlił się pół-żartem. Jeśli to jakiś twój prorok, to w porządku, ale czemu wysłałeś kogoś takiego? Jak on ma nawracać, siłą? Ale żarty na bok, no nie przypadł Hamzatowi do gustu, zapewne z wzajemnością. - Komu służysz? - cisnęło mu się na usta pytanie. - Możesz odwrócić zimę?
  8. Hehe. Hehehehe. Prawie się zaśmiał, ale powstrzymał się. Potem jednak przypomniał sobie, że kutasiarz faktycznie czyta w myślach, więc roześmiał się w głos. Oh jak on uwielbiał Sigrid i te jej oficjalne powitania. Bo to totalnie było to. Młoda oczywiście nie kłamała w żaden sposób, no siree. I tak mu się należało. W każdym razie Hamzat zastanowił się, próbując jednak zastanawiać się bardzo sekretnie za maską myślenia o dupie Fatimy. Podwójne myślenie. Facet wyglądał trochę jak jeden z tutejszych fellahów i pokrewnego im sortu ludzi. Tylko bielszy. I co to za sarkowag tak przy okazji? Czyżby gość był... umrzykiem? - Mamy rok trzysta dwudziesty szósty odkąd Księżycowy Bóg, sławetne jego imię, zstąpił do nas by przekazać nam swą wolę i nauczyć nas dobrego życia - oświadczył z dumą, na którą postanowił sobie pozwolić. Bo jebać niepewność. - Po jaką cholerę sprawiłeś, że jest tak zimo w porze suchej, i to nawet w dzień?
  9. Hamzat zatrzymał się, zacisnął mocniej dłoń na rękojeści broni i spochmurniał. Nieprzyjemne uczucie mrowienia w czole sprawiło że się podrapał. A poza tym skonkludował, że skurwysyn czyta w myślach. Skoro posiada tę umiejętność, to znaczy że raczej niełatwo byłoby go pokonać, gdyby doszło do jakiejś paskudnej sytuacji. Pozostawało więc próbować nie prowokować łysola aż tak mocno i liczyć na to, że wszystko rozwinie się jak najlepiej. Chociaż czuł się trochę urażony będąc nazwanym barbarzyńcą. Hej, podobno jego naród jest na dobrej drodze do czegoś porządnego. Poza tym nikt nie lubi być nazwany barbarzyńcą. - Możemy zadać ci to samo pytanie - powiedział. Nie mógł się powstrzymać. Jednak zaraz dodał. - Jestem Hamzat, a to jest Sigrid. Jest dziewczyną, jak coś. A ty kto? Co tu robisz? To przez ciebie pada śnieg?
  10. Hamzat wciągnął dużo powietrza przez ułożone w piękne "O" usta. Szeroko rozwartymi oczami przypatrywał się nieznanemu zjawisku. Jak każdy choć trochę religijn człowiek, czuł ten pewien rodzaj niepokoju jaki towarzyszy nagłym nieznanym a też niewytłumaczalnym rzeczom. Zastanowił się dobrze, wertując mentalnie różne religijne pism i ich części które znał lub gdzieś tam kiedyś widział i po prostu siadło. Niby można podciągnąć go pod kogoś od Księżycowego Boga, ale w sumie też nie. Jednak nie. Chyba. Nie zaszkodzi być ostrożnym. Po chwili mężczyzna postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i popędzić akcję. Dlatego też po chwili pewnego zawahania wyszedł powoli zza skały, za którą się kitrał do tej pory. Zeszedł na dół powolnym krokiem, dłoń trzymając na rękojeści szabli. Czy tam sejmitara. Wszystko jedno. Gdy był bliżej, zawołał do gościa by skupić na sobie jego uwagę. Ciekawe czy oberwie jakimś fajerbolem zaraz. - Halo? Kim jesteś?
  11. - Możemy oboje iść sprawdzić - powiedział raźno Hamzat, gotując się wewnętrznie. - Też chcę zobaczyć cokolwiek się tam dzieje. Kto wie na co się natknęliśmy. Może świat się kończy. Generalnie rozumiał co dziewczę chciało mu przekazać, tym bardziej że w razie co gestykulowała. W sumie może nie uczyć jej języka? Jak sama całkiem podłapie, to będzie bardziej naturalne. A poza tym jej akcent i sposób wysławiania się były śmieszkowe. Trochę wewnętrznie też skisł z tego że mimo swojej sytuacji, czyli bycia gościem-jeńcem kolesia innej wiary wciąż potrafiła się na tyle zapomnieć, by obrażać jego bogów. Pośrednio obrażać, ale w sumie są ludzie którzy są na to strasznie czuli. Może nawet ukamienowano by ją któregoś dnia. W każdym razie zabrał ją ze sobą i postanowił podkraść się ostrożnie bliżej, by obczaić co jest na rzeczy.
  12. Okej, spoko. Coś mu tu nie grało ale w sumie to na razie podobała mu się ta wycieczka. Czuł się jak w skansenie i we Władcy Pierścieni jednocześnie. O, skoro o pierścieniach mowa, przywołał sobie cebulowe krążki. Schrupał dwa na raz i podsunął miskę Francuzowi. - Masz, dobre jest. Czas ruszać, choć rozdzielanie się jest takie meh. Dawaj. Po czym powoli zaczął iść naprzód prawą uliczką, gotów do walki tak jakby co, ale wciąż pochrupywal sobie cebulowe krążki.
  13. Hamzat pierwsze co zrobił, to zgramolił się z bydlęcia. Cieszył się, że przywykł do smrodu wielbłądów, ale zupełnie nie zazdrościł Sigrid. Zaraz zresztą ściągnął ją z siodła i ustawił na kamienistej ziemi. Przypatrywał się uważnie zjawiskowej pogodzie, a nuż znajdzie coś ciekawego? Trzymał jednak pewien dystans, przynajmniej chwilowo. Był też gotów do walki lub błyskawicznej ucieczki. Wciąż skanując teren, odezwał się do dziewczyny. - Czy wiesz co to może być? Masz jakieś legendy twojego ludu na ten temat?
  14. [Racje na kilka dni. Woda, zapasowe ubrania, derka jakby trzeba było rozbić obóz. Krzsiwo i hubka. Ekwipunek taki jak w kp.] Hamzat wziął jednego wielbłąda, takiego wyglądającego na najbardziej wytrzymałego. Kiedy takiego znalazł i wybrał, usadził na nim siebie, dziewczę i ułożył ekwipunek. Po tym wszystkim mogli wreszcie ruszyć w drogę. - Yalla, yalla! - zawołał, nieznacznie trącając zwierzę.
  15. Zasadniczo nie odeszliście praktycznie na metr od budynku stacji metra, więc zawsze było to bezpieczeństwo wejścia z powrotem do tuneli. Chociaż Botaniczeskij Sad był niezamieszkany, zawsze łatwiej dało się bronić pod ziemią niż na powierzchni. A faktycznie mogło do czegoś dzisiaj dojść. W oddali, gdzieś w mrocznych ruinach Moskwy ozwały się wycia i powarkiwania. Dało się rozpoznać także jęk wartowników. W stacji było sporo dodatkowych pomieszczeń pomocniczych, roboczych, małych kiosków i sklepików. Każde z nich mogło być wykorzystane jako schronienie, i tu niespodzianka, nawet było. Myszkując po wnętrznościach stacji natrafiłeś na mały pokoik odgrodzony od reszty prymitywną benzynową pułapką. Po krótkich oględzinach była ona ewidentnie na mutanty, nie ludzi. Co robisz?
  16. Tak z początku to nawet się podkurwił, i wykonał ruch jakby chciał wstać i slapnąć dziewczę przez łed. Nie był jakiś specjalnie bardzo wierzący ale nikt nie obraża Księżycowego Boga, sławetne jego imię. A to co powiedziała o swoich bogach mała miało bardzo obraźliwy wydźwięk. I do tego nie dość, że mówiła to niewierna, to jeszcze kobieta. Taka kombinacja. Jednak nie zrobił tego, bowiem jakby się tak zastanowić, jej słowa mogły mieć dodatkowy sens. A co jeśli to wszyscy bogowie się z jakiegoś powodu wkurwili? Co jeśli nadchodzi taki koniec świata we wszystkich religiach naraz i to jest jakiś proroczy znak? Stąd te pojebane wizje starego Fidy. To mógł być też znak dla niego, bo jest poniekąd połączony z zaświatami, a po prostu stary ćpun nie do końca ogarnął. Tak czy inaczej, odpowiedź leżała na wschodzie. Chyba. Nie wie, dowie się. Wstał więc mimo wszystko, ale zamiast zrobić coś złego po prostu rozwiązał Sigrid i założył swoją arafatkę tam gdzie powinna być. Pomógł jej wstać. - Nazywam się Hamzat - powiedział poważnie - i od teraz jesteś mi winna swoje życie. Pójdziemy sobie stąd, tylko muszę wpierw zabrać swoje rzeczy. Po tych słowach zaprowadził dziewczynę okrężną drogą do swojego namiotu, spakował różne zapasy oraz ekwipunek, i rozpoczął poszukiwania wielbłąda.
  17. Po eksplozji granata potwór już ostatecznie rozluźnił chwyt, i tak już mocno nadszarpnięty nożowaniem jakie zafundowałeś masce tego czegoś. Eksplozja wyraźnie wybiła bestię z rytmu, bo zaczęła się wycofywać, zagłębiać w swoją kupę śmieci i kryjówkę w gruzach tego kanta. Widać, że ma już zdecydowanie dość walki, ale może stanowić zagrożenie w przyszłości, zwłaszcza, że mieszka tuż przy wyjściu z hali powierzchniowej Stacji Botaniczeskij Sad. Patyk dyszał ciężko, leżąc na ziemi i próbując jakoś sobie pobieżnie odkazić i opatrzyć nogę, która od kolczastego dotyku macki była mocno poharatana. Podziękował ci skinieniem głowy, po czym wrócił do swojego zajęcia. Dopóki się nie pozbiera, potrzebuje osłony, a dźwięk na pewno sprowadzi wam na głowy jakichś dodatkowych gości.
  18. - Na, masz to, śmieciu - powiedział cicho sam do siebie Józek. Widząc, że Gaillard chce przeszukać kolesia, dopiero teraz przestał napierdalać butelkami, by pozwolić kumplowi zająć się ograbianiem zwłok. Albo nieprzytomnego, cholera go wie. - Uważajcie na niego - ostrzegł, gotów w każdej chwili wznowić ostrzał.
  19. Bufet strzelił karkiem i odwrócił się majestatycznie, rozciągając dłonie. Po drodze zrobił paskudną minę, niby to uśmiech niby grymas. Wyciągnął obie dłonie w stronę kowboja, nieźle wkurwiony, ale też pocieszony faktem, że reszta w końcu zaczynała coś też kurwa robić. Kowboj już niezłą krechę sobie u chłopaka zrobił, a to, że jednak przeżył skurwiel, dodatkowo go rozjuszało. Józek zamierzał więc skupić się poważnie na tym, co od początku uznał za swoje zadanie. Zwracaniem uwagi i zajmowaniem fagasa. Dlatego pierdolnął solidnie deszczem ozdobnych butelek z lodowato zimną wódeczką, takich w kształcie kałachów. Im więcej szkła, tym lepiej. I trzyma ich taki napieprzający ciągle strumień, jak karabin maszynowy dużego kalibru. Niech frajer żre to!
  20. No i to Bufet rozumiał. Praca zespołowa, szybka akcja i wszystko poustawiane na swoim właściwym miejscu. Już czuł, że coś się zacznie kiedy tylko Dante się zebrał, więc przygotowywał się duchownie i trochę też fizycznie do starcia, ale to ostatnie to tak bardzo nieznacznie. Na zasadzie przyjęcia lepszej postawy, ugięcia kolan i innych takich różnych ważnych rzeczy które mogą dać mu choć minimalną przewagę na start. Dlatego kiedy kowboj poleciał w jego stronę, odrobinę się spodziewał. Ale tylko tak troszkę, wciąż nie przeszkodziło mu to mieć całkiem nieźle zdziwionego wyrazu twarzy. Z tym, że na takie dziwienie się nie było specjalnie czasu, więc dosłownie w sekundy zabrał się do roboty. Zespawnował sobie michę gorącego spaghetti tak, by kowboj strategicznie się w nią wpierdolił. Był w bezwładzie, więc nie było siły, by nie wpadł. Następnie chłopak przygotował taki potężny, koreański szaszłyk w sosie sojowym, paście z fermentowanej fasoli, z cebulą, papryką, ananasem. Oczywiście wszystko na ostrym i wytrzymałym szpikulcu grillowym. Założeniem było nadziać na to kolesia, ale Bufet nie był kretynem i spodziewał się, że kowboj może odjebać coś, co pozwoli mu przeżyć. Więc tak jakby co był gotowy do uniku na bok, by zejść kolesiowi z drogi.
  21. Hmmm. Hamzat zamyślił się. Czyli technicznie rzecz biorąc, młoda nie była niewolnikiem, ale trochę też była, bo skoro została porwana... Porwana? Chyba dobrze zrozumiał? Uczennica złotnika czy też jubilera zza Morza, porwana w czasie napadu. Więc pewnie od tak dla hecy jej na tym swoim okręcie nie trzymali. Mężczyzna wzdrygnął się. Naprawdę zdecydowanie wolał myśleć, że ta dziewcznynka tylko sprzątała piratom i im gotowała. Nic więcej. Nic więcej, tak. Huh. Cholera, jeżeli ewentualnie coś chciałby począć z małą, to wpierw wypadałoby nauczyć ją języka, bo brak jego pełnej znajomości a) to może na dłuższą metę irytować i prowadzić do nieporozumień i b) jest biała to i tak rzuca się w oczy, bardziej nie musi. Ale to tam do przemyślenia na kiedyś. Musiał wreszcie zdecydować, co z nią począć. - W porządku. To jak się zwiesz? Czemu podsłuchiwałaś? Hmm. Może zabierze ją ze sobą na wschód i sprzeda komuś z tych bardziej dobrych? Brzmi jak profit.
  22. Dziewczynka w sumie trochę bardziej bawiła go niż złościła, a ponadto wydała mu się bardzo interesująca. Nie był mocny w interpretowaniu przepowiedni, ale jeżeli by nad tym usiąć i poważnie pomyśleć, to mogło mieć jakiś sens. Może młoda była kluczem do czegoś, może nie, kto wie. Tak czy inaczej nie miał specjalnej ochoty robić jej krzywdy, nawet jeśli jest niewierna. - Więc skąd się tu wzięłaś? - ingadował dalej. - Czy jesteś zbiegłym niewolnikiem?
  23. Po prostu Tomek

    [Gra]W obliczu rebelii

    Do 5 lutego? To możemy zawiesić, a później grać z powrotem.
  24. Gruchnęło solidnie, bo kupa śmieci była w takiej wnęce. Po serii z SKSa zapadła praktycznie głucha cisza. Rozpierdol musiało usłyszeć naprawdę dosłownie wszystko obdarzone narządami słuchu lub drgań w promieniu 5 kilometrów. Nie jest dobrze, Sierioża, podpowiada ci głos w głowie. Nie jest dobrze. Ale chyba załatwili tego... Frontowa ściana wnęki w budynku, w której leżała kupa śmieci eksplodowala w małe kawałki, kiedy wywaliło ją siedem podobnych macek. Ósma wciąż wisiała w powietrzu i chybotała się lekko, trzymając dolną połowę Jewgienija. Macki zaczepiły się o grunt i stojące ściany, by po chwili wyciągnąć z ciemności masywne, pokryte kolcami, łuskami i śmieciami workowate obłe cielsko czegoś, co wyglądało jak łuskowata, kolczasta ośmiornica na starydach. Patyk się już nawet nie pierdoli w serie, puścił z pół magazynka ogniem ciągłym. Potwór wycofał się, rzucił w mężczyznę resztkami Gienka, po czym wolną macką złapał go za nogę i zaczął ciągnąć w ciemność. - Pomocy! - wrzasnął rozdzierająco Patyk, próbując dźgnąć wijącą się kończynę bagnetem.
×
×
  • Utwórz nowe...