Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Wszystko napisane przez Po prostu Tomek

  1. Taktyka anioła jeśli chodzi o znieczulenie okazała się całkiem w porządku. Zbójnicy oczywiście nie byli na tyle rozgarnięci, by wiedzieć co to jest procent, ale ton i szybka wzmianka o trunku wystarczyły. A i jeden młodszy z nich, dotychczas pełniący rolę łapiducha w bandzie jak się okazało, słyszał kiedyś o czymś takim jak procenty. Wszyscy się ucieszyli, nawet połamany, bo nadarzyła się okazja do chlania. Znaczy wszycy z wyjątkiem żółtka oraz gorączkującego, bo ten akurat chyba zaczynał majaczyć, ale nastrój był ogólnie zdecydowanie lepszy niż chwilę temu. Wraz pojawiły się gąsiorki z okowitą, trochę miodu zrabowanego od kogoś bogatrzego, a nawet beczka wina uherskiego. Oczywiście trzeba było poczekać pewną chwilę zanim znieczulenie zaczęło dobrze działać, ale za to miało mardzo szeroki zasięg oddziaływania, niczym obszaroe błogosławieństwo. Nieszczęśnikowi, którego czekała operacja, okazano specjalną troskę, pojąc go niemal bez przerwy. Ledwo miał czas zagryźć raz czy dwa. Podochoceni zbójcy zaczęli sobie żartować, śpiewać, a ktoś trochę głupszy niż średnia w pewnym momencie wypalił z samopału w jakąś pustą skrzynkę czy coś. Skrzynkę rozerwało, ogólna wesołość panowała wokół. Raczej nic nie wskazywało, by ktoś mógł zrobić teraz krzywdę Irielowi, przynajmniej nie z rozmysłem. Nawet więcej, jeśli anioł by chciał, może nadarzyć się okazja do ucieczki jak już wszyscy popadają. W końcu Iriel mógł przystąpić do swojej brudnej roboty.
  2. >3 dni

    >wciąż brak WW3

    Ghhhh.

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [2 więcej]
    2. Killer Poke

      Killer Poke

      nie będzie netu?...

    3. Po prostu Tomek

      Po prostu Tomek

      Eee tam, Chip. Cały na raz nie padnie.

    4. Talar

      Talar

      Tam wszyscy wszystkich bombardują od zarania dziejów. To, że jeden atak przeszedł do opinii publicznej nic nie zmieni, stety bądź niestety.

  3. A więc w Syrię poleciały pociski. No to ciekaw jestem co dalej :^)

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [1 więcej]
    2. Po prostu Tomek

      Po prostu Tomek

      Najbardziej ciekawi mnie, czy pieprznie na tyle szybko, żebym nie musiał iść do pracy xd

    3. BiP
  4. Hamzat na polecenie kapłana oczywiście się nie ruszał. Tak bardzo się nie ruszał, że jakby klecha coś spieprzył, to tylko przez ruch planety. Czuł, że nie jest już z nim najlepiej. Zdołał jeszcze ułożyć usta w małe "o" kiedy nie poczuł żadnego bólu od noża. Czy nomad umrze tutaj, w piaskach pustynie, po całości oblewając zadanie już na pierwszej misji? Czyżby nadchodził koniec? Au. Aw, och kurwa. Nie, nie nadchodził żaden koniec. Nadżibullah zdecydowanie będzie żył, przynajmniej jeszcze jakiś czas. Stwierdził to bardzo prosto. Wszystko zaczęło go paskudnie boleć. Do tego chciało mu się rzygać, a to, że nagle zobaczył świat bardzo wyraźnie też mu nie pomagało. Podniósł w górę palec, dając kapłanowi znak, by chwilę odczekał. Następnie odwrócił się na bok i pozwolił organizmowi jakoś się ogarnąć, haftując na piach. O nie, to kac! - Unkh - zaklął mężczyzna kiedy znów był w stanie mówić. - W sakwie mam butelki, weź dowolną i jak możesz zlej ile się da tego jadu do niej. Trochę się zawstydził, że nie poznał gatunku węża tak od razu. Może jakby poznał, to by wiedział, ale w sumie studiował dość dawno temu. Najważniejsze, że przeżył, no i mają trochę odtrutki na przyszłość. Chciał się odezwać i wstać, ale nagle się nad czymś zastanowił. Wstał dopiero po chwili. - Mówisz, że nie było go za twoich czasów? - Hamzat zapytał ostrożnie. - Hmmm. Nie miałem pojęcia, że coś może uczynić się bogiem. To całkiem zmienia postać rzeczy. Musimy być znacznie ostrożniejsi, żeby jacyś fałszywi bogowie nie oszukali nas w naszym zadaniu odnalezienia twojego sokoła. Sigrid, chodź tu. I zadania też, Boże. Dzięki jeszcze raz za miecz. Dużo jest takich pseudobożków do odhaczenia? A, właśnie. Wpadłem już na pierwszą zasadę religii, chciałem się skonsultować. Byłoby to "nie zabijaj swoich, ale jak niewierny się prosi to w sumie możesz". Co ty na to?
  5. Hamzat zamrugał. Nastpnie dla pewności zamrugał jeszcze parę razy, pozwalając swojej świadomości wrócić. Jednym flashbackiem wróciło do niego to, co stało się przed chwilą. - O kurwa - mruknął, kręcąc głową i rozglądając się trochę niepewnie. - Chyba? Dorwaliśmy skurwiela? Mężczyzna był wciąż nieco zdumiony samym faktem, że jeszcze żyje. Pozytywnie zaskoczony. W miarę sprawnie zdjął sakwę i przeszukał ekwipunek. Miał w środku niewielki nóż, nie taki do walki tylko cięcia ziół, krojenia jedzenia i smarowania chleba masłem. Powinien wystarczyć. Podał go kapłanowi, czując, że śmierć wychyla się zza węgła.
  6. Ludzie zakręcili się wokoło, stosując się do instrukcji domniemanego cyrulika. Skoro już dostali jakieś rzeczy do roboty, zatroszczyli się o to, by były one zrobione w miarę dobrze. Nie byli doświadczeni, ale z ładnym opisem jak ziele ma wyglądać i co dalej z nim zrobić wkrótce otrzymali właściwy napar. Praktycznie nie dało się spieprzyć tak prostego zadania jak ugotowanie wody, ale mimo to jeden z nich o mało nie podpalił sobie bujnej jak mech na głazie brody. Jak na rozbójników całkiem mocno przejmowali się swoimi powalonymi chorobą kompanami, choć dało się to dostrzec dopiero po pewnej chwili przebywania w tym nietuzinkowym towarzystwie. Byli też bardziej tacy... no nie zdawali się być specjalnie groźni mimo broni. Niespecjalnie rozgarnięci, bardziej weseli niż ponurzy. Wiadomo jednak, że pozory mogą mylić, a było nie było różnorakie bronie wciąż posiadali. - Kurwa - zaklął bardzo pobożnie połamaniec. - Żeż by to zaraza... to jak ja będę łupić i uciekać przed pachołkami magistrackimi? - Coś wymyślimy - ozwał się asystujący Irielowi wąsal, po czym parsknął niezłośliwym śmiechem. - Ktoś wam w łeb dał, panie cyrulik, że nie wiecie gdzie jesteście? Hy, hy hy, to nieźle was zaprawili. Do domu pewnikiem też nie wiecie jak trafić. Ale służę pomocą. Witamy w Wielecji! Dwie kwestie interesujące upadłego anioła najbardziej prezentowały się następująco. Jeśli chodzi o tę bardziej fizyczną, to złamanie wyglądało w sumie tak jak się z początku wydawało, ani lepiej, ani gorzej. Złamany piszczel, ruch wywołał przemieszczenie, zrasta się krzywo. Najlepszym wyjściem jest oczywiście kość ponownie złamać, nastawić i porządnie usztywnić. Z kolei jeśli chodzi o kwestie eschatologiczne... Iriel mimo ludzkiej powłoki ze wszystkimi jej siłami, ale też i słabościami, posiadał wciąż pewną ilość mocy niebieskich. Jakby nie patrzeć Autorytet był zwolennikiem resocjalizacji, nie kary całkowitej. Nawet inni aniołowie, nieważne jak śliskimi, chytrymi chujkami byli, nie mogli przekonać Pana Zastępów by aż tak dokopał pechowcowi. Coś tam, coś tam niemrawo tliło się w Irielu. Miał też niejasne wrażenie, że może uzyskać większą moc z czasem.
  7. Huh. Tego co się właśnie stało mężczyzna się nie spodziewał. Chociaż z drugiej strony klecha, choć się przydał, to pewnie zasadził wężowi kopa głównie w swoim interesie, zapewne niespecjalnie mając ochotę na bycie nie wiem, na przykład zjedzonym przez ogromną kobrę. Hamzat nawet się nie dziwił, ktoś musiałby mieć całkiem namieszane w gowie by tego chcieć. W każdym razie nie było czasu do stracenia. Nadżibullah musiał wykorzystać prezent od kapłana zanim powali go alkohol, jad, zanik adrenaliny i tak naprawdę jedna cholera wie co jeszcze psujące mu w tej chwili krew. Postanowił polecieć nieco na żywioł. Wiedział, że wąż będzie go tak czy siak słyszał a pewnie też i czuł. Mimo tego postanowił taktycznie rzucić się do ataku w sposób możliwie nieprzewidywalny. Kilka szybkich kroków w tę stronę. Potem w tamtą. Potem unik, przewrót w prz... cóż, alkohol stwierdził, że jednak w bok. Kolejny unik. Mężczyzna sam był w stanie przewidzieć maksymalnie dwa swoje kroki do przodu - oczywiście by się nie wypieprzyć - taki był zaangażowany. Kiedy był już nieco bliżej, Hamzat zawirował ostrzem, zastawiając się powtarzanymi cięciami na krzyż. W ten sposób nawet jak węża nie trafi, to jest osłonięty.
  8. Z lekka obsuwą może, ale wesołego Alleluja życzę chrześcijanom obrządku zachodniego.

  9. Właśnie obejrzałem pierwszą część i powiem, kurwa niezłe. Mamy typowe gimnazjum i typowych gimbusów, tylko że kolorowych i śmieszkowych. Mamy KEK. Kek kurde. Nawet nie wiecie jak śmiechłem. W każdym razie szkoła ma spotkać się ze standardami i Twilight, zasadniczo będąca księżniczką nie przyjaźni ale książek, dostaje do kopyt well... książkę. Idzie to tak dobrze jak można by się spodziewać. Taka Lesson Zero ale łagodniejsza psychicznie. Szkoda tylko, że tym razem znacznie szerszy zakres odpowiedzialności bo jest to szkoła/ambasada dyplomatyczna. Wszystko idzie tak bardzo nie tak jak tylko mogło pójść. Flutterling zamienia się w nie wiem jakiegoś muchosmoka czy kurde co to za stwór tak dla hecy. Rozpieprza party. Jednorożec przypomina mi dlaczego nie lubię jednorożców xd. Dobrze chociaż że NuSix się zaczyna lubić. Do tego nareszcie potwierdziła się pewna rzecz. Od dawna podejrzewałem, że biurokracja to efekt działania potężnej organizacji jakichś mrocznych magów. Ciekawe jaki jest Equestriański ZUS xd. Zaraz dodam fazę drugą. Twilight kurwa zasadniczo zagroziła wszystkim wojną światową. To całkiem niezły przykład solidnego fubaru. Szkoła zamknięta, wszystko idzie bardzo złym torem, w sprawę zaangażowane są najwyższe tiery władz wielu królestw. Jakby jakiś villain chciał zaszachować te wszystkie państwa to po prostu mógłby w trakcie zebrania zaatakować tę salę. To mogła być wielka szansa na rewanż np. dla Chrysalis. Dobrze że wszystko się rozwiązało. Gimbusy się znalazły, zaprzyjaźniły. Do tego M6 odstawiło bardzo popisowe, zapewne zaplanowane show. W końcu pierwsze wrażenie wywiera się tylko raz, ale epicki pojedynek może je znacznie poprawić. Kanclerz Neighsayer to ciota i chuj xd Ogólnie podobało mi się. Czekam na walkę z głównym złym bossem tego świata, biurokracją. Odcinek oceniam na good enough/10. A tak poważnie to takie 7/10 za pierwszy i może z 8/10 za drugi. W sumie 8/10, z plusem. Dziękuję dobranoc xd
  10. Hamzat na swoją niekorzyść przez ułamek sekundy zamyślił się. Hmmm. W sumie wąż miał rację z tymi wyznawcami, poniekąd. Miało to sens. Ludzie byli strasznie chujowi w byciu dobrymi, choć czasem im wychodziło. Jednak zachował pewien rodzaj trzeźwości, szybko wyrywając się zanim zbyt by się zagłębił w rozkminy. Teraz nie jest dobry moment, bożek może zasadniczo wziąć go na kęsa w jednej chwili, trzeba się jakoś cholera ocalić. Dzięki Boże. Jesteś gość. Zwinnym ruchem - w końcu był też wykidajłą, znał się na tym - mężczyzna rzucił się i chwycił pewnie zesłany z niebios oręż. To jeden z tych takich fajnych fikuśnych mieczy dla bogaczy. Skoro był z nieba, to jakość i perfekcja były stuprocentowo gwarantowane. W żyłach Nadżibullaha krążył jad i spirytus, ale jego umysł wzniósł się o poziom wyżej. Skinął głową Sigrid. Teraz widział jej odwagę, i jak on ją kurwa szanował. - A-ha! - zawołał dumnym, przepełnionym autentyczną wiarą i bogobojnością głosem. Efekt wzmacniał spiryt i adrenalina, choć tak narawdę kto wie, czy Hamzat nie padnie za niedługo porażony jadem. Zaraz potem odturlał się, bo nie był kretynem i wiedział, że wężowy bóg jako ślepy pójdzie za głosem. Jest też świadom, że różne zmysły ma cholernie wyostrzone i jest, cóż, bogiem. Wstał szybko i stanął wprawnie w pozie gotowej do boju. Pokaże gadowi, albo chociaż umrze w walce i w ogóle.
  11. Faktycznie, sraczka wydawała się być rezultatem jedzenia podłej jakości. Zapewne naprawdę podłej. Iriel miał też rację w tym, że nie była to dolegliwość bardzo trudna do wyleczenia. Węgiel, lepsza strawa lub chociaż śladowa ostrożność w wyborze posiłku, jakieś zioła na poprawę trawienia. Oczywiście nie można było mieć stuprocentowej pewności czy anioł faktycznie by tutaj wszystkie znalazł. Jest na to szansa, ale należałoby doprecyzować położenie by mieć pełen obraz sytuacji. Co do ziół samych w sobie, Iriel był spokojnie w stanie przypomnieć sobie kilka różnych ciekawych, nawet prostrzych jak krwawnik, czy na przykład dziurawiec i tym podobne, które w tych klimatach raczej na pewno gdzieś sobie rosną. Co do rzeszty chorób, złamanie nogi źle się zrastało, chociaż szyny rozbójnika były zrobione nawet nieźle. Zapewne był jakoś transportowany i kość się przemieściła. Kolejny bandzior, pierwszy z pochorowanych był jakiś taki przygaszony, nieco żółty na twarzy. Ostatni leżał na barłogu, cały rozpalony, ledwo mamrotał. Szkarlatyna jak nic.
  12. Przez bardo krótką chwilę Hamzat miał ogromną ochotę powiedzieć, że wąż nie może go zjeść, bo wybuchnie. Tak o, nie wiadomo czemu. Myśl zniknęła jednak tak szybko jak się pojawiła. Ciężko się myśli będąc jedną drogą w grobie, a drugą w butelce. Ghhh, skurcze to chyba zły znak. Czyli mikstura nie tyle pomogła co opóźniła efekty jadu, jak się zdawało. W każdym razie, jeszcze trochę i cisza zacznie się przeradzać z budującej napięcie w niezręczną. Hamzat powiedział więc następną "najlepszą" rzecz jaka przyszła mu do głowy. - Ofiary z ludzi są zakazane i powszechnie znienawidzone - powiedział takim naprawdę bardzo książkowym, encyklopedycznym tonem. - Nie było cię Wężowy Boże cholernie długi czas, tak samo jak tego twojego kapłana. Czasy się zmieniły, a ty pewnie też potężniejszy się przez taką sporą chwilkę nie zrobiłeś. Ponadto, pofatygowaliśmy się tutaj dla ciebie, czyż nie? Nowych wyznawców raczej nie zdobywa się zjadając potencjalnych ochotników. Księżycowy Boże, słuchaj, jak masz już pierdolnąć to teraz jest cholernie dobry moment.
  13. Pomimo wypicia naprawdę dużej ilości spirytusu Hamzat był w tym momencie chyba najbardziej trzeźwy w całym swoim życiu. Bardziej się nie dało już. Panie Boże, bo widzisz, jest taka sprawa. Jakby się dało pomóc, chociaż troszeczkę, takim malusieńkim tycim piorunikiem, to by bardzo bardzo pomogło. Ta potężna siła trzeźwości pozwoliła mężczyźnie dojść do wniosku, że z takim wielkim wężem to nie przelewki i najlepszym rozwiązaniem jest powiedzieć prawdę. Albo jej większość, ale chyba całą. - Bo widzisz - zaczął, starając się brzmieć bardziej głupim niż śmiertelnie przerażonym. - Przyprowadził nas tutaj ten oto kapłan, i powiedział, że potrzebujesz ofiary. Wyszliśmy jej poszukać ale dookoła są tylko węże. Więc zaatakowałem węża i mnie ugryzł. To nie moja wina, że są tu tylko węże i bardzo przepraszam.
  14. Pierwszy posiłek na Ziemi jakiego zakosztował Iriel z pewnością przejdzie jako doznanie warte zapamiętania. Choć strawa jest prosta, to smakuje znakomicie, moliwe że dlatego iż najlepszą przyprawą jest głód. Baranina, choć twarda, da się przyjemnie żuć, zatopiona w jakimś sosiku z nutą grzybów, jałowca, czosnku, rozmarynu. Gęsty sos przyjemnie klei się do kubków smakowych. Pieczywo z kolei jest już takie sobie, ale zamoczone właśnie w sosiku, którego polano aniołowi chwilę później zdecydowanie uzupełnia pieczyste. Rozmowa przy ognisku jakoś tak potoczyła się swoim torem i przycichła, kiedy inni zbójcy zajęli się jedzeniem. A mogli zabić. Po skończonym posiłku były przewodnik niebianina i jeszcze jakiś brodaty koleś zbliżyli się do anioła. - No, panie cyrulik - zagadnął przyjaźnie wąsaty - Co do tego odwdzięczania się, mamy dwóch chorych, jednego połamanego, sraczkę i od cholery wszy. Pojedliście, popiliście, ubranie też daliśmy, jak przykazuje Wiszący Zbawiciel, więc teraz czas na was. Poważnie, dać się kurwa powiesić. I to Syn. Żeby chociaż jakoś fajnie było. Jak już i tak chciał za nich wszystkich umrzeć, to już mógł znaleźć jakiś fajny symbol. Na przykład krzyż, krzyże są ładne. Albo krzesło. Ale nie, szubienica. Przecież to nawet głupio brzmi, Wiszący Zbawiciel.
  15. W obudowanej wnęce anioł znalazł zdumiewająco dużo różnych sztuk odzieży. Niektóre, rzucone na kupy, były zapewne używane jako rodzaj posłania. Nie wyglądały zachęcająco, roiło się na nich od wszy, były raczej brudne, pachniały też niespecjalnie. Zmysły anioła, coś czego w sumie nie miał do tej pory, atakowały go rozmaitością zapachów i dźwięków. Na szczęście znalazły się też łachy złożone z takim jakby nieco większym zadbaniem w jednym miejscu, oraz kilka ciekawych rzeczy wiszących na sznurach rozwieszonych między ścianami. Irielowi udało się wypatrzeć całkiem w porządku kapotę, lnianą koszulę i coś w rodzaju bluzy, owijki na stopy, jakieś średniej jakości skórzane łapcie, szarawary i autentyczne jedwabne gacie. Wyglądał komicznie. Jednak był to w miarę dobry zestaw, a co najwaniejsze, czysty. Znaczy, tak czysty jak może być w tych warunkach. Przy ognisku, takim większym, jednym z dwóch, niebianin mógł poczuć się zdecydowanie lepiej. Ludzie, choć bandyci i domyślnie złoczyńcy, nie wyglądali nieprzyjaźnie. Higienicznie też nie, ale to inna sprawa. Pokpiwali trochę z Iriela, ale wygląda na to, że nieufność i pierwsze lody przełamała właśnie niefortunność anioła. Ktoś poczęstował go kawałem pieczonego barana, ktoś inny wcisnął mu czerstwy chleb. - No, to teraz będziemy mieli dobre czasy! - Osobisty cyrulik, lepiej być chyba nie mogło. - Ktokolwiek cię obrobił, musiał być strasznym chciwcem, nawet portek nie zostawił. Dobry z was lekarz, tam na dole wyglądacie na zdrowego! Takie i inne głosy dobiegały nieczęśnika "z góry".
  16. Niestety Hamzat w tym momencie nie był w stanie w żaden sposób stwierdzić, czy słabość i zmętniały wzrok to śmierć, czy też może 250-tka spirytusu którą przed chwilą duszkiem wyżłopał. Po dalszyym ciągu następujących po sobie bardzo szybko rozmaitych, niecodziennych wydarzeń stwierdził, że istnieje spora szansa, że too jednak było to pierwsze. Albo będzie. N i e j e s t d o b r z e. Wąż jest ślepy, więc pewnie masę innych zmysłów ma w cholerę wyostrzonych. Nadżibullah, chwiejąc się nieco, dał znak reszcie, żeby byli absolutnie cicho. Jeżeli klecha się teraz odezwie, to chyba go zajebie.
  17. Długie myśli. Absolutne skupienie. Całe sekundy przygotowań, poparte mentalną siłą anioła, to wszystko zostało włożone w jego pierwszy w miarę pewny, stabilny krok na tym padole łez, jak dość często ironicznie określali Ziemię aniołowie stróże. Po pierwszym kroku, pełnym napięcia jak skok w głębinę, następne przyszły już z większą łatwością. Wystarczy w miarę uczesać równowagę, i do tego jak coś można oprzeć się o drzewo, przynajmniej póki Iriel jest w lesie. Ale zanim z niego wyjdzie, powinien chodzenie spokojnie opanować. Może dzięki kontaktowi z ludźmi także i inne rzeczy przyjdą mu łatwiej. Spacer potrwał jednak troszeczkę dłużej niż niebiański wygnaniec początkowo zakładał. Zapewne ten człeczyna przeszedł kawałek, zaciekawiony niecodziennym widowiskiem w atmosferze i niżej. Albo też prowadził go cholera wie jak. Tak czy inaczej, wkrótce on i jego towarzysz dotarli do leśnego obozowiska. Jest to półotwarta grota pod sporą skałą, dodatkowo obudowana prostymi ścianami z niezagrubych pni. Bandytów jest całkiem z pięciu, jeśli wszyscy są teraz naokoło groty. Po lesie rozchodzi się zabach czegoś smakowitego pieczonego nad ogniem, wódki, niemytych ludzi i płonących polan. Na widok anioła niektórzy zaczęli gwizdać albo się śmiać. - Rozgośćcie się - rzucił przewodnik. - Znajdźcie coś do ubrania w jaskini, jak będziecie gotowi, zapraszam do ogniska!
  18. Ażeż ty kurwa, zaklął sobie Hamzat. Miał pewne prawo. Bolało jak cholera a czasu zapewnie nie miał specjalnie dużo. Jednak z drugiej strony dokonał pewnej rzeczy. Uda mu się, jak wspomniał wcześniej, zobaczyć jak to wszystko pierdolnie. To jedno uczucie pomogło mu się co nieco uspokoić. Mocnym gestem schwycił butlę spirytu. Wziął przygarść ziół i proszków. Przeżuł, wcisnął w butelkę, zamieszał póki co mogło się nie rozeszło w wodzie. Należało odpowiedzieć i dziewczynie, i kapłanowi. Ta pierwsza miała w oczach Hamzata jednak pewien priorytet. - Wypiję teraz... errr... lekarstwo - powiedział mężczyzna, potrząsając spirytusem. - Albo w ciągu dziesięciu minut postawi mnie na nogi, albo umrę. Jeśli to drugie, módl się ile sił do mojego boga, a on cię ocali. Potem Nadżibullah zwrócił się dle klechy, wstrzymując się przed wyrażeniem niechęci. To ten ich tutaj wpakował, chociaż Hamzat ostrzegał. - Chcieliśmy znaleźć ofiarę, więc prawie dopadłem węża - powiedział absolutnie niewinnie.
  19. Domniemany rozbójnik wciąż się nieco głupawo uśmiechał, ale wygląda teraz na takiego w miarę zrelaksowanego. Podszedł bliżej do Iriela, ale nie tak by być w zasięgu jego rąk. Obszedł nagiego wygnańca, po czym zbliżył się znowu, od tyłu, tym razem z bronią w gotowości i delikatnie tryknął nią niebianina. To był znak, by ruszać w drogę. - Idźcie przodem, poprowadzę - odezwał się, bez żadnej złości czy coś. Da się poznać, że to wymachiwanie bronią to głównie ostrożność - Ubierzemy, nakarmimy. Gdzieś pod lasem jest wieś, tam możecie potem pójść. Pieniędzy nie macie, a my darmo nie karmimy, ale w głowie um wasz działa pewnie niezgorzej. Pójdziem, podjem, a wy powiedzcie, co potraficie.
  20. Słumiony okrzyk, ale taki trochę bardziej wkurwu niż bólu, rozszedł się po pustyni. Hamzat w sumie poniekąd zdawał sobie sprawę z ryzyka, ale porażka zawsze boli. Tym bardziej że w tym wypadku mógł też umrzeć. Z tym mu się aż tak nie spieszyło, musiał zatem, hehe pospieszyć się, żeby żyć. Nawet nie mógł dopaść tego węża i zemś... w sumie mógł. Hamzat błyskawicznie odrzucił miecz i zaczął przeszukiwać swoją podróżną torbę. Na sto procent miał butelki ze spirytusem z których mógł skorzystać, pytanie, czy zabrał ze sobą jakieś proszki czy suszonkę. A nuż ma.
  21. - Hmm - Hamzat zastanowił się przez chwilę. - A wiesz, że chyba mam nawet pomysł? I faktycznie. Mężczyzna zdecydowanie miał plan. Czy zadziała było już kompletnie inną kwestią, jednak jeśli chciał dopaść gada musiał się chwytać różnych dziwnych idei. A nuż zadziała? Warto było zaryzykować. Zatem, zanim zbliżył się do węża na chwilę schował broń, wyjął z torby pustą butelkę i postanowił zaufać swojej zręczności. Wąż nie zwracał na niego specjalnej uwagi, więc chyba najgroźniejsze były zęby jadowe. Przecież tak nagle nie splunie... prawda? Cholera, ten plan już nie wydaje się taki dobry. Tak czy inaczej Nadżibullah wyjął ponownie miecz, po czym postanowił bardzo szybko podbić do kobry i ciąć mocno. Niekoniecznie w łeb. Grunt powinien zadziałać jak pień katowski. A butelka była mu po to, żeby w razie ataku wąż zaczepił się o nią, a nie na przykład rękę człowieka.
  22. Tajemniczy nispecjalnie bogato wyglądający jegomość spiął się na wzmiankę o zbójcach. Rozejrzał się, mocniej zaciskając dłonie na swojej broni. Zaraz potem znów skupił się na aniele i przeszył go badawczym, niepewnym acz dość chłodnym spojrzeniem. Dość szybko jednak rozluźnił się, nie omieszkając rozejrzeć się ponownie, po czym zaśmiał się w głos. Nie jest to do końca taki dobry śmiech. Rubaszny, zdecydowanie wesoły i pełen energii, lecz coś jest tutaj troszkę nie tak. Zaraz jednak zagadka się wyjaśniła. - Hehehe - śmiech wygasł, acz wesołość nie zniknęła z wąsatej twarzy mężczyzny. - Zbójcy, powiadacie? Niezła krotochwila, bracie uczony, ale nie obrobiliśmy nikogo od bez mała dwóch dni. Musicie mieć strasznego pecha, albo rozsierdziliście niebiosa jeśli was ktoś tutaj ot tak zostawił. Zbójcy nie zbójcy, nie godzi się zostawiać kogoś nagiego w lesie. Głodniście? Trafić na bandytów chcąc zwalić wszystko na, cóż, bandytę. Ktoś wyżej musi boki zrywać. Nad odpowiedzią Iriel chyba powinien się chociaż przez chwilę zastanowić. Głównie przez fakt, że domniemany zbójnik wciąż był uzbrojony.
  23. Zdałem sobie sprawę, że na przestrzeni ostatnich kilu miesięcy pytałem o konkurs literacki, inspirację do jakiegoś one-shota i inne takie fikowe rzeczy, jednak do tej pory poza sesjami RPG nie napisałem ani słowa. Coś poszło lekko nie tak.

    1. Lucjan

      Lucjan

      Analiza w toku....

       

      Odpowiedź komputera: Blue Screen z napisem Potwierdzam. 

    2. Pawlex

      Pawlex

      Smuteczek :dunno:

  24. Stojący naprzeciw Irielowi mężczyzna nie wygląda na specjalnie wykształconego. W sumie na nikogo nie wygląda. Szara twarz, chudy dość, lekki wąs. Jakiś lokalny chłopek-roztropek. Niestety anioł jak było wspomniane pomodlić się nie chciał, zresztą nawet nie wiadomo czy by mógł, więc urządzenie w rękach tego jegomościa pozostawało zagadką. Nietrudno jednak się było domyślić, że niebiański wygnaniec znajduje się po złej stronie tej niewątpliwie broni. Jednak zagrywka z łaciną wyglądała na dobry ruch, bowiem po chwili nieznajomy opuścił oręż. - Eeee? - zaczął elokwentnie i podrapał się po czapce. Przestał stanowić większe zagrożenie. - Por latine... wy szlachcic? Skąd-eście są? Jakieś tam lokalne Europejskie narzecze. Bardziej wschodnie. Co anioł zrobi?
×
×
  • Utwórz nowe...