Gdy odgłosy życia w dzikiej, nietkniętej puszczy powoli zamierały, ja rozpocząłem długą przechadzkę. Przekroczyłem rzeczkę i zagłębiłem się w leśne ostępy, oddając się rozmyślaniom i popatrując dookoła. Szary zmierzch mi nie przeszkadzał, nawet dobrze się czułem. Oddalony od wszelkich problemów, innych kucyków i ich nienawiści, próżności oraz podobnych cech. Wolny, przynajmniej dopóki nie skończy mi się prowiant. Postanowiłem, tak jakoś nagle, że po powrocie sprzedam dom, zabiorę co moje a następnie osiedlę się w tutejszych górach. Ale teraz po prostu cieszyłem się życiem. Nie czułem takiej radości od bardzo dawna, dlatego zdawała mi się tym słodsza. Co i rusz oddychałem pełną piersią, powolutku krążąc wokół obozowiska.