Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. - Kto? - wycharczałem przez nagle ścisnięte gardło. Moze się zbyt pospieszyliśmy? Może trzeba było jeszcze poczekać z ujawnianiem się. Jaka ta hołota nietolerancyjna! Eskapada otworzyła mi oczy nieco szerzej, czy i im ktoś nie powinien w tym pomóc? A co, jeśli to księżniczki taki program edukacyjny stworzyły? Coby sobie panowanie zabezpieczyć?

  2. - To może wreszcie pójdziemy? Bo w wyniku pewnych nieporozumień rozdzieliliśmy się i udaliśmy w różnych kierunkach. - zainteresował się Grim, po czym nie czekając udał się, gdzie poprowadziła, lub miała taki zamiar, Animal. Zająwszy się swoimi myślami i żałujący pochopnej reakcji powoli kroczył między drzewami, nie zwracając uwagi na ewentualnych kompanów. Intrygowało go, co niby było takie rozbrajające w klaczy. Dobroć? Widział jej już wiele, jest z reguły tylko mamidłem. Z reguły. Tu chyba był wyjątek. Miał na to głęboką nadzieję. Prawdopodobnie będzie musiał porozmawiać jeszcze z pegazicą, gdy będą sami. Wyjaśnić wszystko, by nie wysnuła czasem złych wniosków.   

    Tyle rzeczy zostało jeszcze do zrobienia...

  3. - Młodszy sierżant Franciszek też się wybierze na tę wycieczkę, prawda? - brodacz kopnął z rozmachem Franciszka, wyrywając go ze stanu błogiej nieświadomości. - Nie wiem, czy zdążę uprzedzić żołnierzy w terenie. Spróbować zawsze warto.

    Połączył się ze sztabem, ściszając nieco głos.

    - Przekażcie wszystkim patrolom: Odbić Celcię, pojmać sabotażystów, nie strzelać do smoka. I nie pytać o co w tym chodzi. Wykonać! - zakończył ostro, po czym przerwał komunikację i zwrócił się do reszty zgromadzonych. Przez chwilę chciał coś dodać, ale zmienił zdanie. Zdążył jeszcze chwycić Kimono za mundur, gdy ten próbował po cichu się wymknąć. Pochylił się i wyszeptał do niego kilka słów. Ten pobladł widocznie i wyszedł czym prędzej, nagle bardzo pragnąc odwiedzić Arceusa, gdy ten będzie się zwijał.

    - Są rzeczy ważniejsze niż złe samopoczucie. - wyrzekł sentencjonalnie Kupała, robiąc mądrą minę i pykając z fajki. Poprawił budionnówkę. Zamachnął się i wyrzucił przez dziurę w ścianie pustą flachę.

    - No ale po coś żeśmy się zebrali, prawda? Może przejdziemy więc do rzeczy?- powiedział, spoglądając po kolei na wszystkich obecnych. Sam trochę zgubił już wątek, wszystko przez te ostatnie zawirowania rzeczywistości.

    - Ach, no tak, zapomniałbym - i palnął się w czoło - co z tą Cytruską? Wpadnie jeszcze kiedyś? Byłoby cudownie.

    Zastanawiało go, jak też zareaguje księżniczka Luna. Przecież niedługo niedziela. Twarz przewodniczącego rozjaśnił znaczący uśmieszek. 

     

    Zwiadowczy oddział zapakowano na samolot transportowy. W porównaniu z poprzednim lotem to był pryszcz. Wystarczyło tylko wyskoczyć ze spadochronem, ponawalać się z komandosami, zabrać władczynię dnia i nawiać. Nic trudnego. Wkrótce zatem zrzut zakończył się sukcesem i młodszy sierżant Franciszek Kimono wraz z czterema innymi Sowietami wylądował niedaleko dziury w ziemi. Wyplątali się ze spadochronów i wkroczyli do akcji. Ostrożnie wleźli do otworu i ostrzelali oponenta, kryjąc się tak, by samemu nie oberwać.

     

    Powiadomione patrole nie zrobiły smokowi nic, a jeden z nich znalazł się w okolicy, w składzie: dwie tankietki z kilkoma piechocińcami na pace. Na razie krasnoarmiejcy postanowili czekać na rozwój wydarzeń, choć podjechali bliżej otworu. Wszyscy byli pod wrażeniem smoka, aczkolwiek nie okazywali strachu.

  4. (Arceus, to czy my mamy w końcu Celestię czy nie, bo pogubiłem się z leksza?)

    Zaraz za członkami Bractwa przez drzwi wtoczyli się zwiadowcy, z pozieleniałym Frankiem na czele. Wzmiankowany podszedł chwiejnie do Kupały, po czym, z ledwością, wyprostował się.

    - Towarzyszu przewodniczący, melduję posłusznie, że gad doleciał. - zignorował fakt, że smok zaglądał do środka przez dziurę w ścianie. - Znaczy, zadanie wykonane. Ja może sobie kapkę odpocznę... - i wylądował na podłodze.

     

    Przywódca Republiki, zaszokowany tempem wydarzeń, potoczył po pokoju spojrzeniem, które wyrażało stan ogromnego niepokoju. Zdążył już sam zauważyć nowego gościa, i Bractwo przy okazji. Oparł się ciężko o ścianę.

    - Może gdybym wiedział, ile to wszystko będzie kosztowało nerwów, nie wybrałbym się do tego cholernego domu wariatów. - wymruczał do siebie.

    Przetarł czoło oraz sięgnął po whiskey by przywrócić równowagę wewnętrzną. Dopiero, gdy butelka była już opróżniona, a wątpliwości co do stanu własnego umysłu przeminęły, towarzysz Kupała zwrócił się do obecnych. Zbierał przez moment siły, by przemówić.

    - Cieszę się... cieszę się, że zawitałeś tutaj, Famtusie. Ja pier*olę, kur*a, co ja tu w ogóle robię?  Proszę cię jednak, byś nie demolował tego miejsca. Może się jeszcze przydać. - mężczyzna nie miał w zwyczaju przeklinać, okoliczności jednak pozwalały, by ów zwyczaj przestał mieć jakiekolwiek znaczenie praktyczne.

    By odciążyć układ nerwowy i uspokoić się już na stałe, postanowił zapalić. Niezwłocznie wprowadził postanowienie w życie. Ziołowy dym wypełnił najbliższe otoczenie.

    - Swoją drogą, masz rację, carze, Bractwo zdaje się być cokolwiek sympatyczne, szczególnie siostra od pieszczot i brat od drzwi. - przewodniczący z niewzruszonym, stoickim wręcz spokojem zmienił temat. Od tej chwili grubo powątpiewał w możliwość zajścia czegoś bardziej zaskakującego niż ostatnie kilka minut. Poczuł, że stał się niewzruszoną skałą, bo co jeszcze może go zdziwić?

     

    Uwagę Kupały zwróciło ostatnie zdanie wypowiedzi władcy Sombralandu.

    - Do Changei? To świetnie. Dajcie mi potencjalną trasę wroga, a dostaniecie go. Przecież część tego rejonu to Republika.

×
×
  • Utwórz nowe...