Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Młodszy sierżant Franciszek Kimono zobaczył zbliżające się ku niemu niebo. Przy okazji całe życie przeleciało mu przed oczyma, no i przypomniał sobie, gdzie zostawił klucze, dziesięć rubli i kilka innych przedmiotów codziennego użytku. Szkoda mu się zrobiło, że raczej ich już nie znajdzie. Szumiało mu w uszach, ciśnienie wciskało mu gałki oczne w czaszkę, cała krew odpłynęła z twarzy i popuścił w spodnie. Ale nie można go winić, czysta biologia. W końcu dożyli przylotu nad miasto. Reszta żołnierzy wyglądała równie fatalnie, lub nawet gorzej. Któryś rzygnął, żywiąc głęboką nadzieję, że nie trafi jakiegoś przechodnia. Kimono niemrawo pokiwał głową w odpowiedzi na słowa smoka, czego ów raczej nie zobaczył.

    "Wiedziałem, ze pasy mogłyby się przydać." wojskowy rozkoszował się swą myślą, ciesząc się, że jeszcze ma szansę myśleć.

     

    Ostrzeżone załogi broni przeciwlotniczej nie przeszkadzały gadzinie. Spokojnie obserwowali przelot, zastanawiając się nad sensem istnienia i innymi równie wartościowymi koncepcjami.

     

    Po wylądowaniu wszyscy czerwonoarmiści jak jeden mąż ucałowali ziemię i przeżegnali się. Kimono walił zdrowaśkami jak z pepeszy, przyrzekając w duchu, iż zachowa celibat do końca swych dni.

  2. W sensie dosłownym zadałeś, gdyż ciekawi cię fakt postawienia przez ciebie tego problemu przed rzeszą użytkowników pewnego forum. Z drugiej strony jednak wyrażenie nie wniosło żadnej treści o potencjalnie ważkim dla kogoś tutaj znaczeniu. Także to, czy pytanie faktycznie zostało zadane czy też nie, jest rzeczą absolutnie względną.

     

    Zapomniałeś o czymś?

  3. Kupała przerwał spożywanie cudnego w smaku, bursztynowego napoju. Zakręcił butelkę, ukrył w przepastej kieszeni i stłumił nagły atak gazów jelitowych przypuszczony na jego jamę ustną. Gwizdnął przeciągle, wyrażając tym zdziwienie i rozbawienie całą tą sytuacją. Przeczesał brodę palcami.

    - Wyglądają na porządnych ludzi, choć przypominają nieco tych wielkich sołdatów, co to komputer dowodził nimi w Changei. Nie ufałbym im tak od razu, bo krucho może być. Radzę więc poszukać ich słabości, tak na wszelki wypadek. Co jeszcze... ach, jasne. Gdybym nagle pomerł po tej flaszeczce, to będzie taki dowód ostateczny. Prezent prezentem, ale kto wie, co to jest?

    Towarzysz przewodniczący w zamyśleniu rozpoczął spacer po pokoju. Cztery kroki, obrót. Cztery kroki, obrót. Prawie jak w bunkrze na Dalaranie. Fajka już zgasła, nie trudził się jednak ponownym zapaleniem jej. Na razie miał dość. Sam niezbyt wiedział, co sądzić o przybyszach. Pomijając tę Cytrię, ona poprawiła mu humor. Nagle przypomniała mu się jeszcze jedna kwestia. Ciekawiło go, czy rzeczywiście wypił zatrutą whiskey. Jeśli tak, nie miało to już żadnego znaczenia. Zatrzymał się.

    - Pytałeś o drugą księżniczkę. Otóż odnaleźliśmy i odstawiliśmy ją do lecznicy. Przybędzie po wykurowaniu się. W wyniku serii niefortunnych zdarzeń została ciężko ranna i na razie pozostanie pod naszą jurysdykcją. Chyba, że jest niezbędna do kontynuowania tego szczytu. Wtedy przyspieszymy leczenie.

     

    W lesie Franek dał spokój próżnej dyskusji z gadem. Jak ten nie rozumiał, to co zrobić? Ale czy musiał proponować im lot? Z drugiej strony może już nie być okazji.

    - E, raz maty rodyła. Żołnierze, pakować się na tego przerośniętego gekona! Łapcie się czegoś, bo raczej będzie trzęsło! - zakrzyknął do reszty zwiadowców. Połączył się też ze starszyną, by zapewnić sobie bezpieczną wycieczkę.

    - Towarzyszu starszyno, smok postanowił podrzucić nas do szefostwa. Proszę o ostrzeżenie wszystkich jednostek sojuszniczych w najbliższej okolicy, nie chcę zdechnąć od własnych pelotek. Dobrze?

    - Zrozumiałem, dzięki za informację. Miłego lotu, Kimono. Nie sfajdaj sie aby!

    Sowieci zajęli miejsca, kurczowo łapiąc się, czego tylko się dało.

    "Ktoś powinien pomyśleć o zamontowaniu tu pasów bezpieczeństwa." przeleciało jeszcze sierżantowi przez głowę.

  4. Kupała ze znawstwem spojrzał na flaszkę na stole. Zwalczył pokusę natychmiastowego zagarnięcia jej w swe posiadanie. Zamiast tego pyknął z drewnianej fajki, wypełniając pomieszczenie kolejnymi kłębami dymu. Zaiste, siostra Cytria byłaby iście anielską matką. Widok zmaltretowanej Luny był rozbrajająco wręcz śmieszny i przewodniczący walczył ze wszystkich sił, by zachować powagę i nie urazić, i tak już nadwątlonego, majestatu Księżniczki Nocy. Mimo to zwrócił się w jej stronę.

    - Może rozczesać, wasza książęca mość? Wyglądacie, jakby tornado po was przeszło.

    Wysoki mężczyzna podszedł i kordialnie objął ramieniem biedną klacz, mrucząc następne słowa z współczuciem w duszy i szerokim, szczerym, słowiańskim uśmiechem na ustach.

    - Och, to musiało być okropne przeżycie. Nieczęsto ktoś karmi was cukrem i marchwią, prawda?

    Po drodze zgarnął jednak flachę, przecież nie pozwoli, by ta się zmarnowała. W końcu kuce nie piją, Nekroni też nie za bardzo. Gdy zasiadł na własnym miejscu, dostrzec można było wystającą z kieszeni płaszcza szyjkę butelczyny.

  5. - Nie, nie przejmuj się, Animal. Wszystko jest w porządku. Mieliśmy iść do Canterlotu. Wiesz, jak tam dotrzeć? - zapytał ciepło, przyjaźnie patrząc na klacz. Wyczuł jej dolegliwości, miał pewną praktykę w tego typu sprawach. Podszedł więc bliżej i delikatnie objął. Spłoszył się jednak i wycofał, żałując swego czynu. Skinął głową do swych własnych myśli.

    - Mam w jukach lekarstwa, jeszcze od tej zebry. Może któreś ci pomoże? - wyrzekł zatroskanym tonem, grzebiąc w torbach. Po chwili wyjął kilka fiolek wypełnionych licznymi utensyliami. Przebierał w nich jakiś czas, po czym podał jedną pegazicy. Następnie zapakował to wszystko i poczekał, aż ta zażyje medykament. Zdał się na jej wyczucie kierunku.

  6. (Nie mam obiekcji, a czy tobie, Gandziu, nie przeszkadza, że znalazłem księżniczkę?)

    (Kompek, nie żebym się wtrącał, ale rakiety wielkości krążownika? No ja cię proszę.)

    Antoni Kupała w zadumie pyknął z fajki, otaczając się ziołowym dymem. Odetchnął głęboko, wpatrując się w przybyszów. Szczególnie w tą, którą przedstawiono jako siostrę Cytrię. Uśmiechnął się lekko pod wąsem. Sam miał pod sześćdziesiątkę, a ją traktowali jako młodą.

    - Nie wiem jak reszta szacownego grona, ale ja już ją lubię.

    Po czym sięgnął po kieliszek i wychylił. Odchrząknął i rozparł się na krześle. Rozważył kolejną wypowiedź dyplomatów. Nie miał żadnych pomysłów, gdzie ich osadzić.

    - A może tak. Do czegoście przywykli w domu, znaczy na ojczystej planecie? Odpowiedź bardzo by nam pomogła. Bo Księżyc faktycznie jest wolny. Jak skończymy wydobycie, róbta co chceta.

    Zakończył wypowiedź parsknięciem. Siostra Cytria była naprawdę wspaniałą osobą, choć trochę nadwrażliwą.

  7. - To może poszli byśmy za nimi? Nie po to dałem się teleportować, by teraz gnuśnieć w lesie. Choć ten las jest wspaniałym miejscem. - zauważył Grim. Nie zwracając uwagi na resztę podszedł do młodej klaczy.

    - Znasz drogę? - zapytał z cicha. Zamierzał udać się tam, gdzie ona poprowadzi. W końcu jej ufał, co oznaczało także zawierzenie jej w tej drobnej sprawie.

    Skrzywił się, dostrzegłszy smoka, nie otworzył jednak ust choćby na cal. Pewne rzeczy musiał już, jak sam postanowił, puszczać drużynie płazem.

  8. Lotnicy byli wyraźnie skonfundowani tempem wydarzeń. Pominęli milczeniem wypowiedź Korkina. Kręcili się po hangarze, zaglądając w różne zakamarki, by ocenić potencjalne niebezpieczeństwa związane z nową stroną tego konfliktu. Bo w neutralność ciężko było uwierzyć. W końcu zabrali się, po zakonotowaniu w pamięci spostrzeżeń, i polecieli do siebie. Statki usunęły się, robiąc nowym miejsce. Skoro Gandzia się z nimi dogadywał...

     

    Przewodniczący Kupała w Canterlocie pochylił się nad komunikatorem.

    - Tak, dobrze zrozumieliście, 50% nasze, cofać się do Stalliongradu. Macie wesprzeć od północy wojska carskie. Wykonać!

    Rozmowa trwała jeszcze chwilę, jednak odbywała się już mocno przyciszonymi głosami.

     

    W skład terytoriów zajętych przez Sowietów wchodziły dwa miasta: Stalliongrad i Trottingham, oraz wiele wsi i mniejszych miasteczek. Był to region o raczej mieszanej strukturze, rolniczo-przemysłowej, co czyniło go podobnym do reszty terenów zagospodarowanych przez ZRR. Niezwłocznie przystąpiono do odbudowy ewentualnych zniszczeń i spełniania postulatów plebiscytowych, co znaczy opieki nad cywilami. Ponadto, po uroczystej inkorporacji, rozpoczęto wprowadzanie komunizmu. Kucyki dostały radzieckie obywatelstwo, co czyniło je podległe ludzkiemu kodeksowi karnemu. Jednorożcom zablokowano magię i karano za jej użycie. Znacjonalizowano przemysł, handel i duże gospodarstwa, resztę zostawiając przy lokalnych mieszkańcach. Przemiany ustrojowe objęły także szlachtę, co chyba było jej nie w smak. Oczywiście znaleźli się ci, którym się nowe porządki nie podobały. Drogi zapełnili uchodźcy.

     

    Ze wszystkich terenów nie należących już do Związku Sowieckiego zdjęto armię, przerzucając ją oczywiście na północ. Tylko w Canterlocie ostawiono jedną dywizję jako pomoc dla księżniczek i przy okazji ochronę Kupały. Niekoniecznie w tej kolejności. Wzmiankowany postanowił rozłożyć się w ogrodzie pałacowym i podziwiać chmurki, popijając od czasu do czasu okowitę.

     

    Zadziwiające, ale  granaty EMP jakoś nie zadziałały na karabiny, opierające się na czystej mechanice. Bo w tak zwanym międzyczasie do pierwszego patrolu dołączyły dwa następne. Wstrzymano ogień, wciąż mając jednak na muszce drużynę Arceusa. 

    - Rzucić broń i wyjść z rękami w górze! Jesteście jeńcami ZRR! - krzyknięto od strony motocykli.

    No i czas na dobre wiadomości. Znaleziono Celestię. Postrzelana, ze złamanym skrzydłem, ale żywa i chyba przytomna. 

     

    Sierżant rozkaszlał się i odwrócił w stronę smoka, spoglądając na niego z wyrzutem.

    - Ja tobie grożę? Ja ci tylko dobrze radzę. Widzisz ten karabin? - I podniósł wspomnianą broń. - To wyobraź sobie taki, tylko że dwunastokrotnie większy. Okej? No i wyobraź sobie, ze taki nabój ląduje ci w dupie.

    (Tu drobna informacja. Nikt wcześniej jej nie znalazł, a przynajmniej nie widziałem takowego posta, więc ja to robię. Zgłaszajcie obiekcje.)

  9. (Szczyt był w Canterlocie, więc Kupała jest tam. Jak coś, może pojechać do aktualnej siedziby wierchuszki Equestrii. Za inne utrudnienia przepraszam.)

    - To leć, gdzie oczy poniosą. Za kule w brzuchu już nie ja odpowiadam - odpowiedział smokowi młodszy sierżant. Zastanawiało go, jak zareaguje reszta armii, pomijając sojuszników, na pojawienie się tego stworzenia.

  10. (Komputerze, ogień o takiej temperaturze podpali wszystko żywe. Przykro mi, ale taka jest prawda. Zergi raczej nie są tu wyjątkiem.

    Zostajemy przy przy 50%, to dobry wynik.)

    Członkowie Specnazu podali tyły, zastawiając na szybko kilka pułapek na neurotoksyny i z ciekłego azotu, by zniszczyć, albo chociaż opóźnić, wrogie robale. W międzyczasie w macki ponownie uderzono, tym razem jednak używając bomb fosforowych. Huk zatrząsł pałacem, prawie na pewno doprowadzając Lunę do całkowitej przytomności. Kupała skinął z uznaniem głową.

    - Chłopcy znają się na rzeczy. - mruknął.

     

    Na froncie walk z Orkami kilka czołgów padło ofiara tych okrutnych stworów. jednak zaraz potem salwa od strony strzelców za rzeką ukróciła mordercze zapędy zielonoskórych. Rozstawiono artylerię polową (moździerze) by ta nękała nieprzyjaciela ogniem.

     

    Na orbicie myśliwiec sowiecki wleciał do hangaru statku przybyszów. Wysiadła z niego dwójka ludzi, ubranych w błękitno-białe stroje pilotów z pistoletami u pasa. Pozdrowili uniesieniem dłoni Braci, którzy na nich oczekiwali, po czym podeszli bliżej.

    - W imieniu Związku Radzieckiego, z kim mamy do czynienia i co zamierza ów ktoś uczynić?

     

    W lesie Everfree smok ponownie przyczynił się do intensywnego dzwonienia w uszach oddziału Franka Kimono.

    - Nie mamy króla, mości gadzino. Władają nami ci, których sami obierzemy. A idziemy do zamku tego, co tu zowią księżniczkami.

×
×
  • Utwórz nowe...