Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. (Wynik mojego rzutu to 5 na k10, co daje 50%.)

    Przewodniczący wytrzymał spojrzenie Nekrona.

    - Ach, proszę o wybaczenie. Jestem nieco zdezorientowany przez ostatnie wydarzenia. Dziękuję, skorzystam. - sięgnął po pierwszy kieliszek i opróżnił go jednym haustem. Po krótkiej chwili drugi poszedł w ślady poprzednika. Nie odbiło się to na samopoczuciu człowieka, choć trochę go uspokoiło. Rozejrzał się za jakimś pożywieniem, a gdy takowego nie znalazł, wyjął z kieszeni szynela owiniętą w gazetę kiełbasę i dwie kromki chleba. Zagryzł. Potoczył wzrokiem po przedpolu stolicy, napotykając na radziecki obóz. Dobrze było wiedzieć, że wciąż tam był.

     

     

    Na orbicie pancernik wychwycił przekaz nowej siły. Na całe szczęście ludzie byli w stanie porozumieć się z przybyszami. Dlatego też wkrótce nadano odpowiedź.

    - Wkroczyliście w strefę walk. Wycofajcie się lub zatrzymajcie na jakiś czas, póki ktoś was nie sprawdzi.

    Do statków podesłano niewielki myśliwiec w celu obadania sytuacji.

     

    Podziemne macki postanowiono zwyczajnie wypalić, wrzucając do szybów i specjalnie wywierconych otworów granaty z napalmem. Następnie pod ziemię zeszły drużyny Specnazu, wyposażone w, między innymi, miotacze ognia. Co oznaczało, że i Zergowie mieli całkiem ciepło. Na powierzchni natomiast Armia Czerwona zajęła się kolejną falą nieprzyjaciół. Bombowce nurkujące dopadły niewielką część Szaberczołgów. Od tyłu na Orków wpadła kozacka szarża, mieszając szeregi przeciwnika, choć było to okupione sporymi stratami w ludziach i koniach. Zaraz za Kozakami uderzenie rozwinęły własne czołgi AC, wbijając się klinem we wroga. Gdy nadeszły maszyny, Sowieci cofnęli się, aby nie tracić więcej żołnierzy.

     

    Na miejsce katastrofy dotarł pojedynczy motocykl z przyczepką. Diegtariew na niej zamontowany plunął ołowiem w ocalałych.

  2. Wkrótce potem do oddziałów gandziowców dołączyli radzieccy zwiadowcy, część na motocyklach, pomagając w poszukiwaniach. Udzielono im polecenia, by ująć Arceusa z kompanią i przetransportować do Mirogrodu. Co do Celestii i jej siostry, zostawić.

  3. ( W sumie niezły pomysł, ale nie mam kandydatów na stanowisko rzucającego. Więc chyba średnia będzie.)

     Antoni Kupała skinął Gandzi głową w uprzejmością zadziwiającą u człowieka o takim wyglądzie. Rozglądał się po pałacu księżniczek, szacując wartość każdego przedmiotu w zasięgu wzroku. Przeciągle gwizdnął pod nosem. Tyle majątku możnaby przeznaczyć na głodujących przynajmniej na połowie powierzchni tej chorej planety. Obserwował akcję Gargulców i eskortujące je myśliwce. "Ciekawe, jak tam Celestia" pomyślał i uśmiechnął się paskudnie. Może posłać kogoś po zestrzelony transportowiec? Pyknął z fajki, zapełniając powietrze kojącym zapachem ziół. W pewnym momencie sielankę przerwał brzęk komunikatora.

    - Tak?

    - Towarzyszu przewodniczący, powinniście o czymś wiedzieć.

    - Mianowicie?

    - W tym lesie, co to ruiny pałacu stoją, znaleźliśmy smoka.

    Mężczyźnie fajka wypadła z półotwartych ust. Namyślał się nad odpowiedzią, po czym odrzekł do komunikatora:

    - Sprowadzić przed Canterlot, mamy tu tyle wojska, że podziurawimy go jak tylko zrobi coś głupiego.

    - Zrozumiałem, niedługo się zjawi.

    Połączenie przerwano. Kupała podniósł z ziemi fajkę, nabił ją ponownie, zapalił, po czym odwrócił się w stronę cara.

    - Napiłbyś się czegoś? - zapytał rzeczowo.

  4. - A przed Mosinkiem ja się kłaniałem? - odrzekł wesoło Franek smokowi po czym poklepał znacząco broń. Cała sytuacja, mimo, że raczej specyficzna, zaczynała go bawić. Także sposób wysławiania się łuskowatego przyjaciela sugerował, iż ten wywodzi się z czasów, gdzie komunizm, czołgi, karabiny i regularna armia były tylko marzeniami szaleńca. Ale to tylko niewielka przeszkoda.

    - Pierwsze primo, wieśniak równy tutaj wojewodzie. Wszyscyśmy ludzie i tak samo urodzeni równi jesteśmy wobec prawa i władzy. - gładko przeszedł na język przybysza. - Drugie primo, nie do szlachetki pójdziem, ale do wodza mojej armii. On to pozna cię i być może ugości, zamiast wieszać nad kominkiem. No i trzecie primo, za chędożonego przeprosić mogę, ale takich supozycji już nie daruję! Pilnuj się zatem!

    Odwrócił się do swoich ludzi i nakazał im odwiesić karabiny. Raczej nie będą potrzebne. Uśmiechnął się pod wąsem. Ciekawe, co na to Kupała powie.

     

    (Arceusie, naprawdę sądzisz, że ot tak sobie zestrzelisz zwrotne sowieckie myśliwce, lecące od dołu i za tobą?)

    Jeden z samolotów zadymił i spadł, pozostałe jednak wymijały wraże pociski i odgryzały się. Maszyna nieprzyjaciela niedaleko transportowca poszła w korkociąg, grzmocąc w glebę. Kilka kul trafiło w transportowiec, nie czyniąc mu jednak znacznej szkody.

  5. Ze wszystkich osób w okolicy akurat Rebona najmniej się spodziewał. Zwłaszcza, ze prawdopodobnie teraz jest dwóch na jednego. Ale to była sprawa drugorzędna.

    - Wiesz może, gdzie posiało resztę tej jakże zacnej kompanii? I Animal Heart? - zapytał średnio uprzejmie alchemika. Przystanął z boku, zachowując ostrożność i obserwując dwójkę jednorożców, w oczekiwaniu na odpowiedź.

  6. Żołnierze spostrzegli uchodzącego Arceusa z resztą zestawu.

    - Stoj! - rozległy się okrzyki. Zaraz po nich w powietrzu zaświstały kule, raniąc jeszcze bardziej snajpera i, jakoś tak przy okazji, Celestię. Radio zagrzmiało, ogłaszając alarm. Za oddalającym się transportowcem ruszyły radzieckie Jakowlewy z zadaniem zestrzelenia celu.

     

    W tak zwanym międzyczasie oddział Franciszka zbierał się z ziemi. Wojskowi wpatrywali się w wielkiego jaszczura, nie za bardzo wiedząc, co zrobić. Rozpoczęli więc naradę.

    - Wiecie co, towarzysze? On nie wygląda na szkodliwą istotę. Może zostawimy go w spokoju? - odezwał się dowódca.

    - A co z drogą? Przecież cholerstwo nie da przejść. - zapytał rzeczowo jeden z żołnierzy.

    - Zamachaj bagnetem, może się przestraszy i odleci. - wtrącił się jeszcze inny.

    - Jaja sobie robisz? Bagnet to ty sobie możesz wsadzić w jelita. - wymruczał Kimono. Rosądek podpowiadał, by zapytać dowództwo, co o tym sądzi. Ponownie nawiązał więc kontakt.

    - Towarzyszu starszyno, to znowu my. Mamy drobny problem.

    - A co takiego?

    - Pamiętacie ten zwał głazów? To słusznych rozmiarów smok.

    -...

    - Towarzyszu starszyno, jesteście tam?

    - Da, da, jestem. Jeszcze. Ale chyba za nisko uderzacie. Zachowuje się agresywnie?

    - Nie, jest raczej spokojny. Stracha się. - odparł młodszy sierżant, po czym zarechotał do komunikatora.

    - Dobrze więc, wyprowadźcie to-to z lasu.

    - Tak toczna, tawariszcz kamandir.

    I przerwał połączenie. Rozejrzał się po swych kompanach. Wszyscy mieli mocno zaniepokojony wyraz twarzy. Jeden nawet popijał z piersiówki. Jakoś nikt nie przejął się faktem, że pić na służbie nie można.

    - Pojęli rozkaz? To dobrze.

    Franek Kimono odwrócił się w stronę smoka. Podszedł nieco bliżej.

    - Ej, ty tam, smoku chędożony! Zbieraj swe łuskowate siedzenie i za mną! Wierchuszka bardzo chce cię poznać! - wykrzyczał do białego jaszczura. Bał się trochę, ale w tej krainie cieżko było go zadziwić.

  7. Sowietom po prostu opadły szczęki. Jeden, blady prawie jak ów smok, rozpoczął manewr odwrotu na własną rękę. Powstrzymał go jednak krótki gest wąsatego młodzieniaszka. Wszyscy wpatrywali się intensywnie w domniemany ślad nielegalnego wydobycia.  Gdy ten przemówił, aż przysiedli, stłamszeni siłą głosu jaszczura. Z wszystkich krasnoarmiejców tylko rozczochraniec zachował zimną krew, choć także bledszy niż powinien być. Zareagował niemal natychmiast na słowa nieoczekiwanego znajomka, wyczuwając w tym szansę do wzmocninia morale swych podwładnych.

    - Jestem Franek Kimono, młodszy sierżant. W dużym skrócie należę do składu IV Pieszej. A mierzyć się chyba nie będziemy musieli. - odkrzynął raźno. By potwierdzić swoje słowa, powoli zdjął z ramienia karabin i wypalił w niebo. Huk odbijał się echem jeszcze jakiś czas. W ciszy, jaka podem zapadła, metalicznie szczęknął zamek.

    Pozostali, odzyskując trochę animuszu, poszli za przykładem dowódcy i wycelowali w smoka.

  8. (To może po kolei. Plebiscyt chyba powinniśmy rozstrzygnąć rzutem procentowym głosów na ZRR. Problemem jest tylko kwestia, kto wykona ów rzut. Nie wiem, jak bardzo sobie nawzajem ufamy.)

     

    Pięcioosobowa grupa zwiadowcza przemierzająca ostępy lasu Everfree natrafiła na kolejną przeszkodę na swej drodze. Duży, niezidentyfikowany obiekt tarasujący drogę akurat w poprzek. Jeden z żołnierzy, młody, rozczochrany i z wąsem iście szlacheckim, prawdopodobnie dowódca oddziału, wytaskał komunikator.

    - Towarzyszu starszyno, mamy pewien drobny problem. Jakiś idiota wapno chyba kopał, bo trasę zagradza kupa białych kamieni. Zapisać i ominąć, czy wysadzić w cholerę? - zapytał dla formalności. Wiedział, co odpowie starszyna. Dziad lubił rozwałkę.

    - Spróbujcie to ruszyć, jak się nie uda, to rozwalić. - uzyskał odpowiedź.

    - Tak toczna, tawariszczi.

    Któryś z sołdatów z rozmachem kopnął w głazy. Rozbolała go trochę noga, pomimo ciężkich wojskowych butów. Stęknął głośno i zaklął.

     

    Do walki między rojami wmieszały się jednoski radzieckie, poprawione pod względem opancerzenia i broni. Rozpylono silnie stężony kwas i ostrzelano nieprzyjaciół mieszanką palną, oraz osobno napalmem bez żadnych udziwnień. W ruch poszły także zwykłe karabiny i pepeszki, bagnety, szable, nawet sztachety wyrwane z płotów z okolicznych wsi. Powoli, acz nieustępliwie, siły radzieckie parły naprzód, dosłownie wypalając sobie drogę. Nie dawano pardonu, nie oczekiwano go też od oponenta. Bombowce nurkujące i artyleria z wsparcia zmieniły się w regularnie walczącą siłę zbrojną. Sytuacja stawała się dramatyczna, by nie rzec rozpaczliwa, dla obu stron. Z orbity od czasu do czasu dawały o sobie znać okręty, zajęte toczącą się bitwą w przestworzach.

     

    Dzięki faktowi, iż północna Equestria zajęta była przez ZRR, oddziały komputera znalazły się w kleszczach. Zwłaszcza, że od Północy wciąż napływały nowe jednostki. Wydawało się, że ściśnięte i szarpane przez Sowietów mogą tylko poddać się lub zginąć. Bo i do Gandzi zwrócono się z prośbą o zrzucenie meteorytów na adwersarza.

     

    Do Canterlotu w ogromnym pędzie wjechała taczanka z czwórką ludzi na "pokładzie" ozdobiona pojedynczą czerwoną chorągiewką. Wykręciła przed wejściem do pałacu, lub tego co z niego zostało. Do środka wszedł, pierwej opóściwszy powóz, wysoki mężczyzna w szynelu, mundurze nawiązującym jeszcze do tradycji Konarmii oraz budionnówce nasadzonej krzywo na kudłatą głowę. Obfita broda spływała mu falami na pierś, u pasa podzwaniała szaszka, a obrazu postaci przypominającej z zewnątrz czystego menela dopełniała drewniana fajka, stercząca z ust. Przynajmniej było widać, że takie ma. Zwrócił się do najbliższego strażnika, zionąc zapachem jakiejś mieszanki ziołowej.

    - Słyszałem, ze odbywa się tu narada bądź szczyt. Wpadłem więc. Przepraszam, że bez uprzedzenia, ale imienne zaproszenie jakoś do mnie nie dotarło. Za pozwoleniem. - rzekł, po czym ruszył dalej korytarzami czekając na kogoś, kto go oprowadzi. Był to nie kto inny, a Przewodniczący Rady Republiki Equestrii przy ZRR Antoni Kupała. Towarzyszył mu jeden z Kozaków, uzbrojony w szablę i przewieszony przez plecy kawaleryjski model karabinu przypominającego Mosina. Dwóch pozostałych zostało na straży taczanki.

  9. Grim Cognizance uważnie wysłuchał słów Maskeda. Nie zgadzał się z nim w kwestiach najbardziej elementarnych, lecz był w stanie dostrzec próby tamtego, by nawiązać coś jakby porozumienie. Już udało mu się zarejestrować, iż towarzysz ma podobny, jeśli nie identyczny pogląd co do księżniczek. Sam pałał do nich głęboką niechęcią. Ale teraz najważniejsze kwestie wymagały gruntownych przemyśleń.

     

    Ogier wkroczył na polanę, gdzie prawdopodobnie kiedyś było obozowisko drużyny, nie zastał jednak nikogo. Usiadł więc pod jakimś drzewem i skupił się na ewentualnych kontrargumentach. Zaślepienie niechęcią ustępowało, pozwalając mu ocenić w miarę obiektywnie słowa jednorożca. Ów gadał całkiem do rzeczy, to należało przyznać, jeśli chodzi o charaktery. Grim wciąż uważał, i nie chciał tego zmieniać, że moc korumpuje, jednak być może należało dać zespołowi szansę. Chociażby po to by przekonać się, jak bardzo jednorożce są zepsute. A może nie są? W końcu Maskedheart nie był złośliwy ani nie wywyższał się, przynajmniej w porównaniu do Rebona. Atlantis też przecież niedawno ucieszył się na widok ciemnordzawego kuca.

    Rachunek był więc całkiem prosty. Nic nie zmusi Grima, by ten zaufał jednorożcom lub nagle polubił magię, może jednak tolerować ją i jej użytkowników. Bo w końcu gdy wreszcie zwyciężą, będzie mógł usunąć się w cień i wszyscy o nim zapomną. Oby tylko nie byli zbyt wyniośli lub agresywni. A może niech będą? To tylko potwierdzi złą opinię ogiera o tym rodzaju stworzeń.

     

    Co ważniejsze, zamaskowany kompan zwrócił uwagę na fakt, że i Animal Heart, i matka Grima za życia pomimo babrania się w złej jego zdaniem sile, wrogiej światu i życiu, pozostały klaczami czystego serca. Poczciwe i dobre istoty, które starają się zmieniać Equestrię w lepsze miejsce do samego końca.

     

    Kucyk zakończył ten bardzo długi tok rozumowania, mniej lub bardziej logicznego, mruknięciem oznaczającym zgodę. Wstał i rozejrzał się po polance.

    - Jest tu kto? Animal? Reszta? - krzyknął w puszczę.

  10. Sombro!

    To znowu ja, nie spodziewałeś się, że wpadnę, prawda? Ale widzisz, zawszem głodny wiedzy.

    1. Czy wiesz, że twój fioletowy tusz jest wręcz morderczo ciężki do przeczytana dla krótkowidzów?

    2. Skoro obaliłeś ród Cadence i zostałeś władcą, zostałeś jak ześ sam przyznał, uzurpatorem. Któregoś razu księżniczkę określiłeś tymże mianem. Czy to nie jest kontradykcja?

    3. Powiedziałeś, że rewolucja nigdy u ciebie nie wybuchnie. Jaką masz pewność, że niewolnicy, przy wsparciu zewnętrznym kogoś spośród nas, nie porwą za broń?

    4. Czy będzie ci jeszcze potrzebny towarzysz Regem? Ugadaliśmy się, że jak coś to zostanie czekistą.

    Daswidania królu. Może jeszcze wpadnę.

  11. Flota zostawiona wcześniej na orbicie, z gotowym do użycia pancernikiem, ostrzelała siły Dominium, gdy te pojawiły się na radarach. Niestety, działa nie udało się już odzyskać, jednak transport minerałów, ostrożniejszy i wolniejszy, trwał dalej. Sowieckie siły zgromadzone w kosmosie zestrzeliły dwa statki Tau kosztem trzech własnych i poinformowały Gandzię o zjawieniu się posiłków komputera.

     

    Żołnierze Armii Czerwonej wspomagający Sombraland rozpylili nad polem walki gazy bojowe, skierowane przeciw Zergom, i zasłonę dymną. Pod jej osłoną część czołgów, nie wystrzeliwszy ani jednego pocisku przedarła się pod Odbijacz, znów odrobinę uszkadzając maszynę, próbując ją zniszczyć do reszty.

  12. Grim ponownie spojrzał na swego rozmówcę. Widać, że ten opacznie zrozumiał jego słowa. Dlatego też, z martwym spokojem w głosie znów się odezwał.

    - Nie chodzi o podział na jednorożce, pegazy i ziemne. Nie chodzi o rzekomy rasizm. Krótka piłka. Jak to określiłeś, obwiniam za zło świata magię. Magię, która może uczynić więcej krzywd niż cokolwiek wymyślone przez umysł zwykłego kuca. Jednorożce to jej uosobienie, tak jak alicorny. One nie są w żaden sposób związane z naturą. Tak jak i ty. I nigdy nie będziesz. - odchrząknął, po czym, idąc przed siebie, kontynuował swój wywód. - Zebry, mój drogi, żyją w zgodzie z naturą, bo to co robią nie jest magią. To znachorstwo, zielarstwo i znajomość praw przyrody. Co do twojego zdania o nędzy, nie istniałaby, gdyby nie fakt, że silniejsi zagarniają własność słabszych. A co daje sztuka czarnoksięska? Siłę właśnie. Pozwala narzucać innym swą wolę, tak jak to zrobiły księżniczki czy Sombra. Co ty powiesz na to?

     

    Kucyk zamilkł, czekając na odpowiedź adwersarza. Schował miecz. Postanowił wyciągać go tylko wtedy, kiedy spotkają prawdziwego nieprzyjaciela, czyli Podmieńce. Lub gdy będzie miał już dosyć tego świata. Przyspieszył, by odejść od Maskeda, zmuszając go do podniesienia głosu. Rozważał to, co ten mu przekazał w swoich argumentach. Zasmucony i zły, wspomniał na kolejne zdanie, to o rodzinie. 

    Może źle się wyraziłem. Mama dałaby mi wszystko, gdyby nie była martwa od dziesięciu lat. - wyrzekł Grim cicho, ale tak, by towarzysz go usłyszał. Ojca pamiętał jak przez mgłę, ale nie opowie o tym jednorożcowi. I tak wie już zbyt wiele. Jak bardzo chciałby teraz napić się cydru. Dużo.

×
×
  • Utwórz nowe...