Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Grim zmierzał w sobie tylko znanym kierunku, nie zwracając uwagi na towarzysza. Ale ten był nachalny, jakby nic nie rozumiał. Może rzeczywiście tak było, przecież to jednorożec. Jak niby miałby zrozumieć niechęć innego? Ale rozmowa trwała, czy ogier tego chciał czy nie. Nie zakończył jej zignorowaniem oponenta, ponieważ uznał, iż ten oto kucyk wymaga głębszych wyjaśnień.

    - Więc nie zrozumiałeś. Nie wiem, czy jest jakikolwiek sens ci to tłumaczyć. Powiadasz, że są istoty niegodne uczyć się magii? A co według ciebie czyni godnym tej łaski, czy raczej przekleństwa? Nie odpowiadaj nawet. Nikt nie jest godzien, by sterować naturą, by łamać jej odwieczne prawa. Uzurpujecie sobie władzę nad tym, co nie wasze. Pada, kiedy chcecie, drzewa rosną na zawołanie. Strzelacie ogniem z kopyt, odsyłacie na Księżyc. Kto wam dał takie prawo? Odpowiesz może choć na to pytanie? - Grim odetchnął głębiej. Na twarz już dawno powrócił mu ponury wyraz twarzy, a w sercu zagościło zgorzknienie. Nawet piękno lasu nie mogło już ukoić starganej duszy. Przemyślał słowa Maskeda. Zapamiętał wzmiankę o alicornach. Choć w jednym się zgadzali, choć z różnych pobudek. Podjął, wciąż idąc przed siebie, przerwaną dyskusję.

    - Porównaj to sobie, przyjacielu, przecież to prosty rachunek. Ile kucyków zabije jeden miecz? A ile szalony król-jednoróg? Wybacz, że tak dużo pytań zadaję, lecz jestem ciekaw co o tym sądzisz. A zielarz czy bankier? Za czasów plemion nie było pośród kucy ziemskich nieuczciwości, obłudy czy zawiści. To wy, wy zmuszaliście byśmy oddawali wam zapasy za "opiekę" i "pomoc". Bo niby słońce samo nie wzejdzie. Jak dotąd radzi sobie świetnie, pomimo magii Nightmare Moon.

    Ogier drgnął, gdy przybysz wspomniał o jego matce. Bardzo ją kochał i nie pozwoli, by ktoś inny rozdrapywał wspomnienia. Odwrócił się, znowu z mieczem w kopycie.

    - Chcesz poznać ją osobiście? To była wspaniała klacz. Dała mi wszystko, od życia począwszy. I umarła, bo nikt nie potrafił jej pomóc. Jeszcze raz o niej wspomnisz, a będziesz uśmiechał się krtanią. Czy to jest jasne? - warknął ostrym, ochrypłym głosem. Z zacięciem i zimną nienawiścią na twarzy wwiercał się wzrokiem w zamaskowaną postać. Po chwili pokręcił głową i zawrócił w stronę obozowiska.

  2. Walka w kosmosie była teraz rzeczą, na której najbardziej skupiły się siły Związku Sowieckiego. Po utracie kontaktu z wojskami na Księżycu zdecydowano się nękać wroga ustawicznymi bombardowaniami powierzchni i odciąganiem uwagi od floty Gandzi. W tym celu z nadprzestrzeni wyszły następne okręty ZRR,  mieszając się w walkę. Do bombardowań używano pocisków termicznych, które topiły trafione cele niemal natychmiast. Obok bomb w ruch poszły także bardzo niewielkie głowice nuklearne, tak, by nie wysadzić ciała niebieskiego ale narobić szkód komputerowi. Jego przewaga liczebna stawała teraz pod sporym znakiem zapytania. Zwłaszcza, że między statkami radzieckimi znalazł się także pancernik. Wokół wieży, gdzie toczyła się walka powierzchnia Srebrnego Globu zagotowała się od uderzeń. Przez okna/bulaje/whatever do środka wtargnął dwudziestopięcioosobowy oddział Specnazu, mający pomóc Sombrzystom.

     

    Do walk na Księżycu oddelegowano także cztery statki transportowe z dwoma dywizjami na pokładzie, osłaniane przez dalsze cztery krążowniki. Wylądowały one niedaleko zdobytych pelotek i z marszu, choć nieco zmęczone, zaatakowały adwersarza.

     

    W Equestrii posłowie wrócili z niczym. Jako, że nie było widać choćby śladów oporu, reszta czekających przy granicy wojsk, to znaczy dwie dywizje zmechanizowane, jedna piesza i jedna pancerna, wtargnęła na teren kraju. Nie napotkawszy wroga zajmowali nowe obszary, ogłaszając inkorporację do ZRR i wyzwolenie spod tyranii panów i księżniczek. Nad niezajętymi przez Sowietów terytoriami samoloty rozrzucały ulotki zawierające tę samą informację i zachętę do buntu przeciw Lunie i Celestii.

  3. Grim rozmyślał sobie nad losami świata i częściowo nad drużyną, poprawiając sobie humor widokiem lasu, gdy w pewnym momencie jakieś drzewo wyleciało w powietrze. Pamiętał dobrze o tym, że ma czarodziejów w zespole, mimo to zerwał się na równe nogi z mieczem w kopycie. Ruszył z chmurnym obliczem w stronę Wiktora, próbując ostrza, kiedy wpadł, dosłownie wpadł, na Maskedhearta. Zatrzymał się więc poniewolnie i zamachnął mieczem, nie do końca zdając sobie sprawę ze swych czynów. Zreflektował się jednak nim doszło do tragedii. Usłyszał pytania czarownika będąc w trakcie rozpaczliwych prób ochłonięcia. Po krótkiej chwili emocje opadły. Twarz kucyka straciła wszelki wyraz i jakby poszarzała. Spojrzał smutno na rozmówcę.

    - Moja matka była jednorożcem. Chorym. Nie pomogliście jej, nawet nie próbowaliście. Mówisz, że leczycie czy też bronicie? Przed czym? Otóż przed własnymi pobratymcami, którym odbiła palma. Sombra, Chrysalis, Nightmare Moon... Oni wszyscy mają moc. Moc, która niszczy i zabija. Daleko nie szukać, Wiktor wysadza drzewa. Rebon chwali się, że jemu podobni mogliby zniszczyć Equestrię. Magia to niekontrolowany chaos, to pierwotne zło toczące ten świat niczym robak. Przez nią tu tkwimy i tracimy fragmenty swego życia. Musi zostać unicestwiona i zapomniana. Rozumiesz to, czarowniku? - wyrzekł bezbarwnym, jakby wypranym głosem. Nie był nawet zły. Był po prostu bezbrzeżnie smutny.

     

    Po zakończonej tyradzie odszedł w las, nie oglądając się wstecz. Chciał znaleźć ustronne, spokojne miejsce w którym mógłby zapomnieć.

  4. Do pomocy flocie Sombralandu rzuciły się trzy radzieckie niszczyciele, które od kilku ładnych tygodni krążyły sobie wokół planety (tak, jeden wcześniej zniszczyła Nightmare). Z nimi razem przyleciały cztery krążowniki. Celem było zdobycie bazy przeciwnika. Niszczyciele natychmiast przystąpiły do ostrzału sił wroga na powierzchni Księżyca. Pojedynczy krążownik wylądował na ciele niebieskim. Reszta czekała w odwodzie. Karne oddziały Sowietów wylały się z wnętrza, za nimi wyjechały pojazdy opancerzone. Wszystko oczywiście przystosowane do walk w kosmosie. Pierwszym celem były baterie dział utrudniające życie Gandzi. Zostały wstępnie ostrzelane rakietami, potem wkroczyła tam piechota. Walka była zażarta i toczyła się ze zmiennym szczęściem. W końcu jednak, z ogromnymi stratami, działa wzięto. Użyto ich przeciw flocie Chaosu, oczywiście tych, które działały.

     

     

    W międzyczasie dwie piesze dywizje, nie niepokojone przez nikogo, wyszły na rubież Stalliongradu. Przynajmniej tak wynikało z mapy. Do miasta wjechali posłowie na motocyklu by negocjować przystąpienie go do ZRR. Znów poleciały samoloty zwiadowcze, tym razem nieco dalej.

  5. (Jak cofnęliśmy czas, to nie było też mojej ostatniej ofensywy, prawda? Zakładam, że tak.)

    Na terenach zajętych przez ZRR dokonano ostatecznej unifikacji. Dzięki braku zaangażowania w konflikty Armia Czerwona zachowała stan prawie początkowy. Tak więc z planów taktycznych wynikało, że kontynuowanie wojny w Changei może być odrobinę nieopłacalne. Przekroczenie rzeki spowoduje ogromne straty w ludziach i sprzęcie, dlatego trzeba znaleźć inny sposób. Komisarz postanowił zatem poszukać nowego celu. W końcu przybył tu z zadaniem zdobycia całej planety. 

    - Zebrać sprzęt. Dwie dywizje Korpusu Granicznego mają udać się na południe, zorientować się w sytuacji. Wszystko poprzedzić zwiadem lotniczym. Wykonać! - rozkazał Kupała. Spojrzał na mapę.

    - E-Q-E-S-T-R-I-A. - wydukał. - Co to za dziwaczna nazwa? Dobra, nieważne. To jest nasz cel.

     

    Nad piękną kucykową krainą pojawiły się oznakowane czerwoną gwiazdą Jakowlewy. Polatały nad okolicą przez pół dnia, po czym zniknęły. Nie wykryto ruchów armii lub zgrupowań sił przeciwnika. Następnie wzmiankowane dywizje, w pełni wyekwipowane i gotowe, zachowując ostrożność wkroczyły na terytorium księstwa.

×
×
  • Utwórz nowe...