Skuteczność metody ignorowania wszystkich okazała się zadziwiająca. Co oznaczało, że jest dobra. Grim Cognizance napił się z bukłaka, skinieniem głowy dziękując Animal, i bez słowa cisnął go Wiktorowi. Przysłuchiwał się rozmowom jednym uchem, podziwiając ruiny wieży. Nieczęsto miał okazje widywać tego typu budowle. Zrujnowane kolisko, pełne sadzy, niczym stara korona godzące w niebo przywodziło na myśl minioną świetność. Taką ogólną, bez kontekstu. Może to nawet alegoria upadku Equestrii? Któż to wie. Kucyk oddał się głębokiemu zamyśleniu, przestając zwracać uwagę na otoczenie. Tęsknił za domem, za prostym i pozbawionym ekscesów życiem na wsi. Za samotnością. Został nieco z tyłu za drużyną, tracąc z nią kontakt.
Po spędzonej w całkowitej ciszy chwili dogalopował do reszty zespołu, zbliżając się do spalonej wieży. Im szybciej zwyciężą, tym szybciej będzie mógł wrócić do siebie, pod Stalliongrad. Wciąż zamyślony, stanął na krawędzi polany.
Kolejny wybuch magii zainicjowany przez nowego towarzysza brutalnie sprowadził go na ziemię. Pobladł lekko, ale wstrzymał się przed jakąkolwiek reakcją czy też komentarzem. Jak milczeć, to cały czas. Trzeba być konsekwentnym.
Ogier przyjął taką samą postawę, gdy była mowa o teleportacji zespołowej. Pomysł bardzo mu się nie podobał. Zwłaszcza wzmianka o zawrotach głowy, ponadto wciąż nie ufał nikomu poza klaczą. Wolałby udać się do Canterlotu nawet na piechotę, ale nie mógł przecież porzucić pegazicy, z którą był w jednej grupie. Trudno, przetrwa to jakoś. Dla jej dobra.
Wciąż zły, z wyrazem niechęci i gniewu na twarzy, skinął głową.
- Uwierzycie lub nie, ale jestem gotów. - oznajmił zimno.