Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Są problemy poważne i te mniej. Jeśli się tutaj wcześniej pojawiłem, to mogło być to coś z tych takich ważniejszych rzeczy.

     

    Teraz jednak chciałbym pożalić wam się, że muszę golić się raz na dzień. To ból dla człowieka, który do tej pory nosił prawdziwie carską brodę.

    • +1 4
  2. Tak naprawdę wcale nie jest rekrutem, a już na pewno nie świeżym. Jest przeklęty, a klątwa sprawia, że jego rolą jest przeżywanie wszystkiego, co typowy rekrut może przeżyć w czasie swej pierwszej bitwy. Chujowe szkolenie, strach, ból, śmierć towarzyszy, w końcu własną. I tak wciąż i wciąż w koło Macieju.

    • +1 1
  3. Pawło

    Byłem troszeczkę w kropce. W miejscu. Miasto było duże, Polska się rozwijała, więc o pracę było łatwo... Polakom. Albo ludziom wyposażonym w zaświadczenia, obywatelstwo czy nawet gotowym pracować u danego kolesia na x lat. Nie zaliczałem się niestety do żadnej kategorii. Niby doświadczenie miałem, i to całkiem spore, ale nasz rząd kiedy się sformował miał więcej problemów niż wystawianie papierów ziomeczkom z jakiejś zapadłej wiochy pośrodku niczego. Cytuję teraz jedną babę z urzędu rajonu, dla wyjaśnienia. A teraz, po tym jak ponownie nasi władycy zdecydowali się trzymać z Rosją, problemów było pewno jeszcze więcej.

     

    Niezbyt wiedziałem co mogłem ze sobą zrobić, a zasoby pieniężne się kurczyły. W końcu złożyłem papiery do pewnego sklepu w Warszawie na osiedlu Sienkiewicza, zastrzegając zarówno czasowość pracy jaki i... brak wymagań wobec świadczeń socjalnych. Może podziała.

     

    Och jasna i niespodziewana zaraza. Znałem ten sklep, zdałem sobie sprawę po wysłaniu tych wszystkich papierzysk. To był TEN sklep. Z jego własną królewną.

     

    [Tak, Elizo, dobrze czytajesz.]

     

    Iwan

    Ha! Usłuchali, Iwan dowiedział się, że przygotowywane zgromadzenie Dumy ma być otwarte. Świetnie, teraz jego marsz ku władzy mógł być skrócony do kilkuset metrów, pomyślał sobie. Westchnął też z ulgą, choć cicho, bo jednak ten kordon milicyjny cały czas napełniał go mniejszymi lub większymi - w czasie co ostrzejszych reakcji tłumu - obawami. Jednak rzeczywistość była zupełnie inna od wyobrażeń Gierojewa. Choć pozwolono mu wejść do budynku należącego do Dumy Państwowej, nie dane było jego zwolennikom wiernie za nim podążyć. Zatrzymała ich ochrona budynku, wzbudzając w mężczyźnie pewien gniew, przynależny człowiekowi, któremu sprzątnięto nagrodę tuż sprzed nosa. Miał teraz do wyboru wedrzeć się do środka siłą z poplecznikami, lub grzecznie wejść tam samemu. Obie możliwości miały swoje plusy i minusy, z czego minusy siłowego rozwiązania obejmowały na przykład śmierć.

     

    W końcu Iwan wybrał tę drogę, która nie wiązała się za bardzo z kładzeniem głowy pod topór. Nawet, jeśli Rodzina urosłaby w siłę zyskawszy męczenników, nie chciał stać się jednym z nich. Musiał prowadzić lud, jak pasterz owce. Miał misję do wykonania. Po chwili namysłu odprawił tłum, poprzez swych doradców, jednak zastrzegł, aby nie rozchodzili się za daleko, bo sytuacja wciąż może się zmienić i nikt nie wie, czy szturm na Dumę nie okaże się potrzebny.

     

    Do budynku wszedł zwyczajnie, razem z najbliższymi współpracownikami, którzy posiadali prawo wstępu. Nie puszył się, nie usiłował sprawiać wrażenia dumnego zwycięzcy, po prostu dotarł na salę obrad i zajął swoje miejsce. Ochrony faktycznie tym razem było całkiem sporo. Pokój jako taki był obstawiony w całości, posłowie różnych frakcji siedzieli na swoich miejscach lub prowadzili zażarte dyskusje. Galeryjki za to pękały w szwach. Do pełni szczęścia brakowało tylko dziennikarzy, których nie wpuszczono, przynajmniej oficjalnie. Zapewne któryś pomysłowy pismak przemycił dyktafon albo chociaż telefon dotykowy. I w sumie dobrze.

     

    Iwan Gierojew, mąż wsławiony jako jeden z pierwszych polityków odnowionej Rosji, człowiek, który mniej czy bardziej starał się kształtować ten nieszczęsny kraj po jego nagłym powrocie, stanął pośród posłów z uśmieszkiem na twarzy. I mieszaniną dumy oraz trochę niepewności i strachu w sercu.

     

    Moskwa

    Dumni przedstawiciele narodu rosyjskiego uśmiechnęli się radośnie widząc banknot, choć ten najbardziej ponury dość krzywo spojrzał na kolegę który wysunął tradycyjne żądanie. Jednak wszyscy oni skinęli gościowi głową w podzięce, mniej czy bardziej ochoczo. Najtrzeźwiejszy spośród nich obadał podany banknot wzrokiem, i...

    - Oj blja, ale przecież to nie ruble! - oznajmił niezwykle poważnym głosem. Nie-ruble oznaczały brak najebki, jako że losowy osiedlowy bar zapewne obcych walut nie przyjmował. Zresztą, Stanisław sam potwierdził wypowiedziane zdanie. Goście przy stoliku zacukali się, ale nie wyglądali na obrażonych czy coś. Widać dobra wola Polaka zyskała niemy poklask pośród nich. W końcu jeden z nich popatrzył w kierunku ochroniarza.

     

    - Młody poleci - rzekł głosem nieznoszącym sprzeciwu.

    - Ale... - zaczął przydzielony do Stasia człowiek.

    - POLECI.

    - Ja... Jasne, już idę - co ciekawe, w oczach ochroniarza, młodego, sinego chłopa pod opieką zarówno rosyjskiego rządu jak i przebywającego w Moskwie, mieście pełnym milicji, zdjęła obawa i było to widać. Stolikowy menel musiał być bardzo, bardzo przekonujący.

     

    - No więc witamy panie Radło - odezwał się jeden z pijaczków. - Jak znajdujecie Rosję? O czym to takim chcecie pogadać, że was taki kawał przywiało?

    - Słyszałem, że Polsza lubi konie - dorzucił swoje trzy grosze koleś, który poprosił o postawienie, po czym pokazał na sąsiedni stolik i miskę z jakimś mięchem. - My też, hy hy hy hy.

    I wyszczerzył się głupawo.

     

     

  4. Chwalenie się, jak sam zaznaczyłeś =/= wywyższanie. Jeszcze nie spotkałem się z tym, by to drugie nie miało w sobie choć odrobiny pogardy wobec bardziej pechowych. Dlatego też tego nie cierpię, a wywyższanie się ze względu na właśnie majątek jest dla mnie po prostu niesmaczne.

     

    Cóż, różni ludzie, różne opinie. I tak zaofftopowaliśmy tutaj trochę ten temat, więc się zwijam. Życzę miłego wieczoru.

    • +1 6
  5. 5.03.2016 at 11:36 White Hood napisał:

    Ja po prostu doceniam, ludzkie działania które przynoszą profity.

    Istnieje szansa, że cię zupełnie źle zrozumiałem, ale nie wiem w którym miejscu "gaszenie ludzi" takimi pytaniami = docenianie czyjejś pracy.

  6. 5 godzin temu White Hood napisał:

    Jak byś miał 6 luksusowych samochodów to byś wiedział. (Przez luksus nie rozumiem golfa, ale np: BMW e90 w M)

    Jeżeli tym oceniasz świat i ludzi, to się zupełnie nie dziwię, że właściwie nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy.

    • +1 6
  7. Moskwa

    Ochroniarz raźno podążył za Polakiem, po drodze przepatrując teren w poszukiwaniu różnych zagrożeń. Na razie nie udało mu się wypatrzeć nic, co mogłoby gwałtownie zakończyć podróż Stanisława. Stół był zatłuszczony, nakryty popalaną od gaszonych na niej kiepów ceratą. Na środku tkwiła świeczka, na chama wciśnięta w kryształową szklanicę godną co najmniej bojarskiego dworu. Obok niej dumnie stał wazon pełen suchych habazi, mających stanowić substytut dla pięknych wiosennych kwiatów. Ludzie siedzący wokół stolika podnieśli łby i zgodnie zwrócili swe oczęta ku obcemu.

    - Kogo witam, kogo goszczę? - ozwał się jeden ponuro.

    - Priwiet, priwiet i jeszcze raz priwiet - powiedział raźno drugi.

    - No kolego, nowy stawia kolejkę - dodał trzeci, widać łasy na darmową wódę czy może piwo. Co ciekawe, pozostali mu przytaknęli. Ochroniarz nawet nie poważył się odezwać.

     

    [Dla napięcia opisuję tylko jedną rzecz.]

×
×
  • Utwórz nowe...