Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Wszystko napisane przez Po prostu Tomek

  1. [104. Czy mogę za wszystkie punkty wykupić Ukrajinę?] - Do widze... - zacząłem, kiedy Celestia rozpłynęła się w powietrzu jak sen jaki złoty. Wyprostowałem się lekko, spoglądając na jej miejsce. Pokręciłem głową, lekko zdumiony, choć raz już widziałem teleportację w akcji. Odwróciłem się w stronę siedzących postaci. - No nic. Widzicie już, z kim mamy teraz do czynienia. Sprawia wrażenie miłej osoby, prawda? Nie wiem jak wy, ale po tym co usłyszałem tym bardziej nie zamierzam krzywdzić kucyków. Musimy zająć się ważniejszymi sprawami, jak na przykład znalezieniem miejsca dola milionów uchodźców. Jak skończy się wojna, trzeba nam poprosić rządy świata o skoordynowane działanie. Chcielibyście mnie o coś zapytać? - Ja nie - odrzekła Nadia, zabierając się do wyjścia. - Ja wiem już wszystko, co potrzebne. Odbiorę zapasy - dorzucił doktor Konstantin. - Ojcze, my musimy porozmawiać o sprawie Ukrajiny - oznajmił Ihor. - Ale niekoniecznie tutaj. Pójdziemy? - Tak, do mojej celi. Wstałem ciężko, przygięty do ziemi nie tyle wiekiem, choć dużym, co bardziej obowiązkami, które nagle na mnie spadły. Musiałem myśleć o tak wielu rzeczach. Chwalić Boga, nie byłem jednak sam. Miałem przyjaciół, otaczali mnie dobrzy ludzie, na których zawsze mogłem liczyć. Przyspieszyłem kroku, szeleszcząc czarną jak kir sutanną, przemierzając prędko korytarze dawnej bazy RFL. Ludzie schodzili mi z drogi, ale nie ze strachu, tylko z prawdziwego szacunku. Obdarzali mnie pokrzepiającymi spojrzeniami, w których głębi nieraz kryło się zaufanie. Nie mogłem ich zawieść. Kiedy znaleźliśmy się w celi, wskazałem Ihorowi pryczę. Samemu nie chciałem na razie siadać. Wolałem napić się czystej wody z cynowego kubka. Mój przyjaciel, zanim zajął miejsce, przymknął drzwi. - Ojcze, wiadomości zza Buga. Znowu. Podziemny rząd prosi nas o bardziej zdecydowane działania. Walki partyzanckie na Zachodniej Ukrainie trwają, nie napisano jednak o zadnych ważniejszych sukcesach. Wiem, że obywatele wprowadzili niepisany bojkot towarów z Polski. Do tego wielu wręcz ostentacyjnie wysławia się tylko i wyłącznie po ukraińsku, a udają, że polskiego kompletnie nie rozumieją. Do tego przed miejscami stacjonowania wojsk polskich rozłożyły się namiotowe miasteczka protestujących ludzi. Mają tam własne kuchnie polowe, Liturgię odprawują, nawet w którymś przyjęto poród. W niemal każdym dużym mieście postawiono takie coś. Nawet na wschodzie, gdzie poza bojkotem oraz protestami nie ma żadnych większych form oporu. - Czego oczekuje rząd? Że poślę moich podopiecznych z karabinami? Jesteśmy pokojową wspólnotą i nie będziemy walczyć siłą. Ale możemy walczyć duchem. Pamiętasz, co robiliśmy w czasie okupacji Polski? Te ulotki, ciche marsze w czarnych ubraniach i tak dalej? Teraz będziemy robić to samo. Ja zaczynam nawet zaraz. Zajmiesz się wydawaniem poleceń? - Tak. Nie ma kłopotu. A wy idziecie, ojcze...? - Zobaczysz. W niedługi czas po tej rozmowie, aczkolwiek już pod wieczór, gdy niebo na zachodzie szarzało, spod Arki wyruszył kondukt. Na przedzie ja, z żelaznym krzyżem, jaki z reguły leżał w cerkwi. Za mną dwie kobiety z ikonami Andrzeja Apostoła oraz Matki Bożej, z kolei za nimi młody człowiek w pełnym mundurze (szarym, z opaską), trzymający sztandar z Michałem Archaniołem. Potem szło czterech starszych ludzi w ubiorze kozackim, niosących skrępowaną łańcuchami trumnę. Dalej szli inni ludzie. Wszyscy pogrążeni w pełnej smutku ciszy, w żałobnych strojach. Tak przygotowani ruszyliśmy w kierunku centrum miasta tak, by minąć nasze pole namiotowe niedaleko poskich koszar. Najwyżej nadłożymy drogi.
  2. [streszczenie prosz...] [Post pojawi się po naszej gospodyny, Elizie.]
  3. [114] - Ja już nie mam więcej pytań - odrzekłem w smutnej zadumie. W takich chwilach człowiek w krystalicznie wyraźny sposób dowiadywał się, co oznacza ów osławiony, wspominany przez wielu "ciężar powołania". Jednak nie ja jeden miałem tu coś do powiedzenia. - Czy mogłabyś, moja droga, przysłać nam trochę waszych książek kucharskich i jakichś warzyw czy czegoś? Wciąż są kłopoty z żywieniem kucy - wyjaśniła dobrotliwie Nadia. - A ja bym poprosił o przepisy na leki, może kilka książek medyczych. Byłabyś tak dobra? - dorzucił uprzejmie Konstantin. [Reszta posta jak wrócę, ważna sytuacja. Proszę o niepodejmowanie wojny.] [Dodaję.] W tak zwanym międzyczasie na miejscu protestu nie doszło do żadnego większego poruszenia. Jak demonstranci stali, tak stoją dalej. W ogóle szeroko pojęte niezadowolenie z powodu nieuzasanionej inwazji na wolny, niezależny kraj poczęło zataczać coraz szersze kręgi pośród ludności ukraińskiej. Skąd mogliśmy to wiedzieć w naszej małej wspólnocie? Odpowiedź nie była skomplikowana. Dostaliśmy telefon z zaszyfrowną w zrozumiały dla nas sposób wiadomością. Dało się ją odcyfrować przy pomocy służebnika liturgiczego po starocerkiewnosłowańsku oraz kilku wierszy Szewczenki. Konkretnie dostał go Ihor. Nadawca przedstawił się jako pełnomocnik podziemnego parlamentu Ukrajiny. W piewszej chwili mój przyjaciel mógł okazać tylko zdziwienie. Ktoś tak ważny, do tego konspirator, się nami zainteresował? Odpowiedź szybko stała się jasna. Jak słońce. Wedle krótkch objaśnień sytacja w kraju nie była z całą pewnością tak różowa, jak chcieli by to widzieć Polacy, szerzący kłamliwą propagandę rzekomego kryzysu. Wschodnia część kraju miała dość nejednoznaczny pogląd na okupację, natomiast w zachodniej doszło do tego, że partie nacjonalistyczne przy milczącym, ale aktywnym poparciu ludności sformowały oddziały partyzanckie, w których znalazło się wielu wojskowych. Niestety, dotąd nie osiągnęły znaczących sukcesów. Do nas zwrócili się z pośbą. Jesteśmy największą na terenie wrogiego Ukrajinie państwa, i dlatego moglibyśmy spróbować wpłynąć na jego władze. Zwłaszcza, że wede doniesień jeden z wyżej postawionych czonków Arki osobiście zna przywódcę RP. Owo wpływanie powinno się odbyć najpierw w sposób legalny. Posłaniec, dzięki panującej w naszym schronisku swobodzie mógł sobie na to pozwolić, wszedł do pokoju raźnym krokem, wręczając mi jakiś list, i przy okazji witając skinieniem Celestię. Powoli, z pewną niechęcią rozdarłem kopertę. W środku była wiadomość od... aktualnego przywódcy Polski. Przebiegłem ją wzrokiem. Dwukrotnie. Postanowiłem na nią nie odpisywać. Śmie proponować mi współudział w ciemiężeniu własnj ojczyzny? Nie ma krzty honoru. Odczytałem wiadomość po raz trzeci wszystkim obecnym, w tym Ihorowi, który przyszedł poinformować mnie o wieściach. - Proklatyj Lach... - wyrwało się komuś.
  4. Grim jakoś nie miał teraz serca powiedzieć Rocksplashowi, że wcale aż tak bardzo się nie myli. Wywrócił więc tylko oczyma i zajął się sobą. Co ten alikorn powiedział, że zna czar... pewnie czary, bo róg ma. To niech zna, byle nie złe. Ogier rozpoczął absolutnie nieprzydatne milczące wpatrywanie się w ścianę.
  5. Kolejny rozdział za mną. Odebrałem go jako zdecydowanie bardziej metaforyczny, trochę poetycki nawet. Niespecjalnie przepadam za poezją, ale czytało się przyjemnie. Podobało mi się wielokrotne wspominanie o śnie i śmierci, do tego dobre splatanie tych dwóch tematów, pokrewnych, a jednocześnie odległych. Nie mogę jednak powiedzieć, że rozdział wzbudził we mnie coś więcej niż poprzedni. Głównie ów ciężar, o jakim wcześniej wspominałem. Udało mi się go w końcu zidentyfikować. To ciężar klątwy. W naszym świecie, w którym wszyscy tak starają się zostać kimś, zapisać się jakoś, rozbłysnąć, groźba wiecznego zapomnienia nabiera szczególnego wydźwięku. A jeszcze w taki sposób, w jaki zaserwowano ją w tym opowiadaniu... Cóż mogę powiedzieć, jestem bardzo ciekaw, jak to się rozwinie i czekam na więcej.
  6. Grim odsalutował Rebonowi z szacunkiem, po kiwnął gową na jego słowa. Nie znał się na kowalstwie tak, by coś samemu dobrze wykuć, ale potrafił w dużym przybliżeniu oszacować, jak porządnie coś zostało wykonane. Musiał potrafić takie rzeczy, inaczej każdy by go naciągnął. Wracając, jeśli Alchemik mówił, że jego miecz jest do chrzanu, to pewnie tak było. - No, skoro wszystko się wyjaśniło, na przykład kompletny zakaz zabaw czarną magią, to możemy gotować się na łomot. Proszę, postarajcie się przeżyć, dobra? Przynajmniej wy dwoje - rzucił w stronę Rebona i Lenity.
  7. [104] - Jak by ci to wytłumaczyć... Prosto. Od serca. Jezuch Chrystus to Zbawiciel, Syn Boży. Miłość. Światłość. To ktoś, kto dał się ubiczować i zelżyć, a potem poniósł okrutną śmierć krzyżową dla mnie, dla Nadii i Kostka, dla wszystkich ludzi Ziemi. Bez względu na to, kim są. Umarł i zmartwychwstał, by oczyścić nas z grzechu i otworzyć nam bramy raju, by pokazać nam drogę. Bo tak bardzo mocno nas ukochał. A my... my wielokrotnie nie potrafimy docenić tego daru, tej największej możliwej ofiary, ofiary życia. Odwracamy się od Dobrego Pasterza. Wciąż i wciąż dokładamy mu cierpień swoimi przewinami. A on to znosi, mimo wszystko. Podpiera nas, byśmy nie padali. Ociera łzy. Oddaje się wciąż na nowo. Dla nas. Dla mnie - zawiesiłem się. Nie wiedziałem, co dalej mówić, by się nie poplątać, nie brzmieć głupio czy pompatycznie. Odpowiadałem nie tylko Celestii, ale też samemu sobie. Serce podpowiadało mi tyle rzeczy, że zrobił się chaos, a chciałem jak najlepiej oddać to, kim jest Jezus dla mnie i każdego chrześcijanina. Dlatego po prostu zamilkłem. Zamilkłem i ukryłem twarz w dłoniach.
  8. - Jak mówiem twojemu...hmmm... nazwijmy to przyjacielowi, liczy się zwycięstwo. Wolno ci oczywiście użyć dobrej magii, by posłać te dziadoskie robale tam, skąd przybyły. Ale zaklinam cię na miłość wszystkich bóstw, nie przesadzaj. Możesz przez przypadek skrzywdzić kogoś od nas. Tego bym ci nie darował. Nie rób więc nic zbyt potężnego. Czy to jest jasne? Jeśli tak, to witaj na pokładzie - wyjaśnił z anielską cierpliwością Grim, już trochę żałując, że zgodził się dowodzić. Usłyszał ciche słowa Lenity, ale puścił je mimo uszu. Dzieciak ma prawo do wyskoków. Pojedynczych.
  9. - Jeśli byś się hipotetycznie przyznał i hipotetycznie jakieś wasze testy powychodziłyby dobre, to pewnie cieszyłbyś się w razie spotkania jakiejś zabłąkanej kuli. Bo jakbym się dowiedział, zrobiłoby się smutno, ale pewnie dopiero po bitwie. W czasie wojny każdy jest ważny. No, a teraz gotuj się, pożegnaj z przyjaciółką, czy co tam jeszcze chcesz.
  10. [99] Zatrzymałem się w pół kroku. Ano racja, nie wypadało zostawiać gościa. Broń jest dużo mniej ważna od rozmów z kimś tak potężnym. Znowu westchnąłem i pokręciłem głową. Wróciłem się na miejsce i usiadłem ciężko. W pokoju zapadła nieprzyjemna cisza. Przerwało ją kilkukrotne kaszlnięcie doktora Konstantina, w tle bzyczała jakaś mucha. Wszyscy wpatrywaliśmy się głównie w podłogę, czasem ktoś spojrzał na Celestię. Chrząknąłem kilka razy, zanim zdecydowałem się w końcu odezwać. - Przepraszam. Bardzo przepraszam. Po prostu... widzisz, ciężkie wiadomości. Co my im winni? Przecież Ukraina nie mieszała się do Polski. Miałem ich za dobrych ludzi, widziałem się z ich przywódcą... - wyprostowałem się. - Jeszczo pobaczymo. Wracając. Czy te stworzenia wrócą? Jeśli tak, to jak się bronić? Co poczniemy z ludźmi z pochłonietych terenów? Jest ich dużo, a będzie jeszcze więcej, nie pomożemy wszystkim, bo się po prostu nie da. Na przykład Murzyni w Europie będą cierpieli na nieznane im choroby, i tak dalej. Co wtedy? Co do ostatnich twych słów, nie wiem, jak jest tam u was. I pewnie nigdy się nie dowiem. Ale ludzie są z natury dobrzy, bo takimi stworzył ich Bóg. Choć popełniają wiele błędów. Dziękuję, że masz o nas takie zdanie. A czy ty chciałabyś coś o nas wiedzieć? Protestujący utworzyli pole namiotowo-kartonowe. Nie przyjęli żadnej pomocy od zdrajców Polaków, odpowiadając gwizdami oraz krzykami o "polskich panach". Ochraniał też ich kordon złożony z lekko uzbrojonych milicjantów. Wśród nich był i Pawło, zachęcający otwarcie do biernego oporu oraz informujący przez megafon polskie wojsko (oczywiście po ukraińsku), że w razie użycia przemocy odpowiedź będzie równoważna. Do tego w kilku miejscach Polski pojawiły się graffiti "Ręce precz od Ukrajiny" po polsku i ukraińsku.
  11. - Nie, nie jest legalna. I będzie po moim trupie. Ty w ogóle umiesz takie coś? - podejrzliwością w głosie ogiera można by teraz kroić powietrze i wyłamywać drzwi, a na spojrzenie nabijać wrogów. Grim naprawdę chciał, żeby rozmówca potwierdził. MIałby całkiem niezłe usprawiedliwienie tak na w razie co [ostatnie słowa zamierzone].
  12. [95] Posadziłem bardzo uprzejmie Celestię na podłodze, mając cichą nadzieję, że nie obrazi się. Nie do końca ufałem stabilności krzeseł dla ludzi, a dla kucyków jeszcze tylu nie mieliśmy. Pomasowałem się ręką po czole, kiedy do sali wszedł Ihor, Pawło, Nadia oraz Kostek. Spojrzałem na nich pytająco. - Ojcze Mykoło - głos jako pierwszy zabrał mój przyjaciel. - Dowiedzieliśmy się, że masz gościa, i to bardzo ważnego. Zebrałem na szybko trochę ludzi, by potem roznieśli wynik spotkania. Nie macie nic przeciwko? - Nie, nie mam. Cieszę się, że o tym pomyślałeś. Wybierałeś po zajęciach? - pytałem bardziej pro forma, było przecież widać. Mamy doktora, milicjanta, kucharkę oraz nominalnego szefa Arki. Czyli właściwie przedstawicieli całej wspólnoty. - Celestio, poznaj proszę doktora Konstantina, panią Nadię, która zarządza naszą kuchnią, mojego przyjaciela i przywódcę schroniska, Ihora oraz jednego z milicjantów, Pawła. Posiedzą z nami. Jakbyś miała do nich pytania, nie krępuj się. Jak tam potrawy dla kucyków? - Dwa czy trzy z ich kraiku uczą naszych, jak gotować ichnie jedzenie. Do tego używając kopyt - zameldowała raźno Nadia. - Były ostatnio jakieś bójki? - Chwalić Boga nie, ojcze. Dzieci okropnie lubią bawić się z kucykami, a rodzice nie mają serca coś im robić - odparł Pawło. - Doktorze? - Mamy drobne kłopoty w zrozumieniu niektórych problemów. Na przykład wciąż nie mam pojęcia, jak one potrafią złapać coś kopytami. Na oddziale jest jeden jednorożec, konwertyta... - Kto? - Przemieniony. Niedawno nauczył się posługiwać się jakąś mocą. Potrafi używać telekinezy, znaczy przenosić różne rzeczy na odległość, siłą umysłu. Potrafi kogoś na krótko uspokoić albo uśpić. Nie wiem jak. - A przydaje się wam tam? - Bardzo. NIe dość, że możemy korzystać z szybkiej narkozy, to jeszcze daje się badać. W końcy wypadałoby kogoś nauczyć weterynarii, na wszelki wypadek. - Nic więcej? - Nic. - Dobrze to słyszeć, siądziemy w kółku, żeby się dobrze widzieć. Z lekkim rumorem ja i czwórka moich towarzyszy utworzyliśmy zrąg z krzeseł, tak, by Celestia znalazła się naprzeciw nas wszystkich. Usiedliśmy. Drzwi zostały otwarte, jakby ktoś chciał wejść i posłuchać. Na razie nikogo nie było. - Zaprosiłem cię tutaj, a raczej poprosiłem o wizytę, by prosić o wyjaśnienia. Choć krótkie. Widzisz, ciężko nam tutaj w to wszystko, o czym wspomniałaś na naradzie uwierzyć, mając tylko twoje słowo. Potrzebujemy jakiegoś dowodu. Pamiętam, że oferowałaś doświadczenie tego, co może nas czekać w razie upadku bariery. Co do samej bariery, wiem, że ma chronić nas przed waszą magią. Mam dwa pytania. Po pierwsze, jak bardzo będzie się jeszcze poszerzać? Ludzie się boją, Celestio, tylko o to chodzi. Po drugie, czy jak się tutaj pojawialiście, wiedzieliście o promieniowaniu? Po trzecie, wiele złych wydarzeń nastąpiło od czasu waszego przybycia. Jedną z nich, może w twoich oczach mało ważnych było - tu zatrzymałem się na chwilę, bo głos mi się nieco załamał. Odkopywałem świeżą ranę, jaką było przytaczane teraz wydarzenie - niemal kompletne zniszczenie wsi, w której wcześniej mieszkałem, Małego Chutoru, przez wielkie stado robako-kucyków. Macie z nimi coś wspólnego? Proszę o szczerość, nikt tutaj nie uznaje was za wrogów. Jeśli już, to za nieznaną groźbę, by oddać honor szczerości. Wreszcie ktoś wpadł, by mi przerwać. - Ojcze Mykoło, Polacy ruszyli na Batkiwszczynu! - Szczo? Jesteś pewien? - odwróciłem się gwałtownie. Pawło aż wstał. - Tak. Przed chwilą przyszły wiadomości! Odwróciłem się ponownie do Celestii, zniechęcony i zaskoczony. Przymknąłem oczy. - Nie miej nam za złe obrony. Pawło, leć ogłosić na forum wspólnoty opór przeciw Polsce. Szykuj protest pod ich koszarami. Ja idę święcić broń - powiedziałem bardzo, bardzo smutno.
  13. Ten cholerny alikorn przynajmniej nie da się zabić tak od razu, pomyślał sobie Grim kiedy jego próbny cios został sparowany. A potem, przez bardzo, bardzo krótką chwilę żałował, że nie użył miecza. Zajął swoje stanowisko i pogrążył się w cichym oczekiwaniu na nadchodzącą bitwę. Po tym, jak padło pytanie, spojrzał na Rockiego chłodno, zastanawiając się, czy ten żartuje, czy rzeczywiście ciemnordzawy ogier wyraża się aż tak mętnie. Westchnął cicho. - Dopóki nie będziesz krzywdzić naszych, rób co chcesz. Byleś nie odpalał najbardziej... hmmm... widowiskowych sztuczek zbyt blisko - wyjaśnił spokojnie.
  14. [91] Starsze dzieci nie zmieniły pozycji ani wyrazu twarzy, młodsze odpowiedziały mniej czy bardziej śmiałymi uśmiechami. Zanim któreś zdążyło zapytać, czy może dotknąć grzywy albo pogłaskać gościa, gestem zaprosiłem Celestię do środka. Przy wewnętrznej bramie też stało dwóch strażników, uzbrojonych jak na wojnę. Tryzuby na opaskach mocno kontrastowały z ciemnymi strojami. Oddali honory księżniczce, salutując otwartymi dłońmi. Wewnątrz kręciło się niewielu, jak na tę porę dnia, mieszkańców. Chodzili po salach i korytarzach, zajęci swoimi sprawami, lecz kiedy dostrzegali nas, czy może raczej towarzyszącą mi klacz, przystawali na chwilę w miejscu, zdziwieni. Tylko patrole milicji najpierw nieznacznie sięgały po broń, a potem salutowały i szły gdzieś dalej. A potem tak się jakoś złożyło, że mijaliśmy sektor dla kucyków. Jeszcze nie wykończony, bo dużo było roboty przy dostosowywaniu mebli i pomieszczeń. Oczywiście te będące pracoownikami zlikwidowanego biura przyszy, by powitać swoją władczynię i oddać jej pokłon. Nie przeszkadzałem im, ale uznałem za stosowne wytłumaczyć pokrótce, skąd się wzięły. - Widzisz, jak likwidowaliśmy biuro, nie mieliśmy co z nimi zrobić. Gdybyśmy po prostu je wyrzucili, ktoś mógby zrobić im krzywdę. Nie zasługują na to. Więc przygarnęliśmy je i kazaliśmy uczyć przemienionych ludzi dobrego, kucykowego życia - wyjaśniłem dobrotliwie. W końcu doszliśmy do sporej sali przypominającej trochę aulę uniwersytecką. Rzutnik, dużo wygodnych krzeseł, ekran, mównica. - No, jesteśmy. Kawy, herbaty? Czegoś do jedzenia?
  15. [91] Czekałem na niespodziewaną wizytę Celestii do następnego dnia. Przez ten czas nie zajmowałem się niczym szczególnym, poza swoimi codziennymi obowiązkami. Rutyna dawała mi poczucie spokoju, ale też i przydatności. Teraz akurat zajmowałem się odświeżającą umysł i ciało przechadzką po otaczających bazę uliczkach. W sumie to ją kończyłem. Kiedy minąłem bramę wejściową pilnowaną przez dwóch uzbrojonych po zęby, na pokaz oczywiście, drabów, napotkałem na białą klacz stojącą prawie pośrodku dziedzińca i rozglądającą się z widoczną ciekawością. Akurat nie było za dużo do oglądania. Jakaś kobieta rozwieszała przy murze pranie, kilka dzieciaków stało jak słupy i wpatrywało się w kucyka. Dwóch mężczyzn znosiło do magazynu worki z kaszą albo mąką. Zwykły, szary dzień w Arce. Podniosłem rękę na znak powitania, wiatr załopotał mi sutanną. - Sława Isusu Chrystu. Nie myślałem, że to powiem, ale nawet miło cię widzieć. Do mojego pokoju się raczej nie zmieścisz, więc wolisz zostać na świeżym powietrzu, czy wejść do sali konferencyjnej?
  16. Grim kiwnął głową, po czym rozejrzał się zdezorientowany w poszukiwaniu lekko irytującego towarzysza. Gdy nie znalazł go w najbliższej okolicy, zamierzał odwrócić się, lekko kręcąc głową. To będzie ciężka noc. Wtedy usłyszał szept. Nie wystraszył się, ale zadziałał instynktownie, z całej siły kopiąc źródło głosu. Nie wiedział, czy trafił, lecz zaraz parsknął ze zdenerwowania. - Nie imponujesz mi, choć twoja umiejętność pewnie się przyda. Nie, nie musisz trzymać się mnie jak maminej spódnicy, po prostu bądź blisko i pamiętaj o posłuszeństwie. A teraz mam radę - zbliżył się do Rockiego i objął go niby po przyjacielsku za szyję. - Nie baw się tak w mojej obecności. Nigdy. Bo może zrobić się smutno. Pojął? Odsunął się od alikorna i ruszył, by zająć stanowisko. I nie oglądał się już za siebie.
  17. Grim pacnął się kopytem w czoło. Nawet nie myślał, że alikorny są tak bardzo głupie, chociaż się trochę spodziewał. Bo w sumie co może zrobić krewny tych durnych, nieumiejętnych księżniczek. Westchnął bardzoo głęboko, aż dwukrotnie. - Po prostu siedź cicho i trzymaj się blisko mnie, okej? - odezwał się ponuro, z niechęcią. - I nie wpierniczaj się, gdzie cie nie chcą. Wszystko na mój rozkaz.
  18. [Елизко, ящо хочеш зі мною іхрати, можеш тепер писати.]
  19. [Czemu nie? Czekałem na ciebie.]
  20. [Święta, więc post w offtopie.] Nick: Swahili. Jak nazwa języka z Afryki, niezmienny i nawet łatwy do zapamiętania. Nie jest jakiś dziwaczny, więc plus. Avatar: Niestety nie mam pojęcia, któż to taki. Jakiś gość z kilkudniowym zarostem. Bez plusa. Sygnatura: Ten sam gość, co na avku. Wiele, wiele, wiele razy. Kojarzy mi się z SW [klony], więc plus. Użytkowniczka: Nie znam za bardzo, choć jest dłużej, jak ja. Udziela się, nieraz ją gdzieś tam widziałem, plus swojego czasu miała temat z rysunkami. Może dalej ma. Ogólnie nie znam osobiście, więc nie ocenię.
  21. Po prostu Tomek

    Podaruj huga userowi

    Dooobra. Chrystus zmartwychwstał, więc huga otrzymają wszyscy, których znam i cenię. Ostrzegam, to tylko niezobowiązujący cyber-hug!
×
×
  • Utwórz nowe...